Wątek: Tysiąc Tronów
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-08-2010, 17:10   #5
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Sekal - MG
=========


Noc minęła w mieście całkiem spokojnie i tylko kilka razy słyszeli głośne krzyki, dobiegające czasem z ulicy a czasem z innych kamienic, rozmieszczonych bardzo blisko siebie i zupełnie nie wygłuszonych. Trochę po północy przez pół godziny słyszeli też głośne kobiece pojękiwanie, ignorowane przez Josta już zupełnie. Sąsiedzi różnie sobie dorabiali, a ta akurat ze złapaniem klienta miała na szczęście na tyle dużo problemów, że jeden na noc to i tak było dużo. Tak czy inaczej, to była miła noc, która szybko minęła, zamieniając się w świt i witając mocnymi podmuchami wiatru, który nawiewał nad Marienburg coraz więcej chmur, na razie całkiem niegroźnych. Umówili się o świcie i nie mieli problemów z dotrzymaniem tego terminu, nawet jeśli nie wszyscy zdecydowali się nocować w ciasnej klitce dokera.
Ktoś już na nich czekał, obdarzając szczerbatym uśmiechem poczerniałych zębów.

Wychudzony mężczyzna, z potarganą i nie ścinaną od wieków czarną fryzurą, którą zaliczyły już chyba wszelkie robaki, podkuśtykał do nich z zadziwiającą szybkością, szczerząc się nieustannie.
- Ooo... tak! Josef już czeka, bo słyszał, że szukacie chłopca!
Skłonił się, pokracznie parodiując dworski ukłon. Jego brudne, proste ubranie w kilku miejscach bardziej przypominało szarawary niż strój. Poprawił zwisający mu z ramienia worek, nie dając się przegonić nieprzyjemnym spojrzeniom, pierwszym wstępem do późniejszych gróźb. Pewnie był już do nich całkowicie przyzwyczajony.
- Ooo... tak! - głos miał skrzekliwy, jak nienaoliwione zawiasy. - Mam coś dla was, spójrzcie, a nie pożałujecie!
Sięgnął wgłąb worka, wyjmując z niego kilka zwyczajnych przedmiotów.
- Święte relikwie, pobłogosławione przez chłopca!
Josef wyglądał, jakby na prawdę wierzył w to co mówił. Jął zachwalać każdy z osobna, najpierw podtykając pod nos blaszany symbol Sigmara.
- Zrobiony przez chłopca dla wiernych, zrobiony własnymi jego rękoma! Tylko dziesięć pensów za sztukę!
Groźby zdecydowanie nic nie dawały. Podobnie odepchnięcia. Wyrwanie języka byłoby pewnie lepszą metodą, ale ciekawskie mordy w oknach dookoła szybko skojarzyłyby oprawców, a przynajmniej Josta. Także brutalna przemoc odpadała, a bez niej "sprzedawca" tylko się rozkręcał. Następny był kawałek płótna, pochodzący chyba z pościeli.
- Pochodzi z jego własnego domu, pobłogosławiony jego własnym tyłkiem!
Całe szczęście, że różnorodność przedmiotów nie była jakoś szczególnie olbrzymia. Następne były jasne włosy.
- Pochodzą z jego świętej fryzury! Przysięgam na bogów, że tak właśnie jest! Jedynie srebrnik... za trzy! Nie za jeden, a za trzy święte włosy!
Dobrze, że chociaż w wędrówce ku dzielnicy świątyń nie przeszkadzał za bardzo, skacząc dookoła. Tylko jego paskudny oddech był męczący, gdy podstawiał pod nos ostatni przedmiot ze swojej kolekcji.
- Ząb! Stracony, gdy był niemowlęciem i pozostawiony dla potrzebujących dusz! Tylko dziesięć srebrników za tę cudowną relikwię!
Chyba wreszcie zorientował się, że jego "klienci" nie do końca byli zainteresowani kupnem. Entuzjazm spadł, ale po chwili wrócił. Josef tym razem zatrzymał ich, stając po prostu na drodze i rozkładając ramiona.
- Wymagający klienci! Ooo... tak! Mam coś specjalnego! - ściszył głos i wyciągnął z worka małą tunikę, rozerwaną w połowie.
- Nosił to, gdy toczył walkę ze sługami chaosu! Wtedy jeden z nich szarpnął jego koszulę i rozdarł ją, odsłaniając przed naszymi oczami święty symbol na jego piersi! Tak, to część jego ubrania... spójrzcie, wciąż pozostały ślady krwi!
Faktycznie, na ubraniu, które w przeciwieństwie do pozostałych przedmiotów miało znamiona autentyczności, znajdowały się plamy krwi. Był też wyszyty mały symbol lecącego gołębia. Niektórzy domyślili się, że tunika musiała pochodzić od Shallyi. To był symbol akolitek tej wiary.
- Pobłogosławić Ranalda, że pozwolił mi wtedy być przy tym! Wszyscy pobiegli ratować chłopca, gdy jego święty strój wpadł w moje dłonie! Może być wasz za dziesięć... znaczy miałem na myśli... za dwanaście złotych monet! Oooo... tak!
Szybko schował tunikę do worka, pilnując jej jak oka w głowie.

***

Templewijk. Intelektualne i duchowe centrum Marienburga, jakże inne od brudnego Winkelmarktu! Zanim tak dotarli, w próbie odnalezienia starej Świątyni Sigmara, zwiedzili kolejny kawałek miasta. Tym razem była to głównie dzielnica Starych Pieniędzy, której nazwa doskonale oddawała jej wygląd i stan. Kiedyś była to siedziba tutejszej szlachty, teraz zaś opuszczona niszczała, pozostawiając po sobie opuszczone resztki pięknych dawniej rezydencji. Teraz zawalone i na pewno dokładnie oczyszczone ze wszystkiego co wartościowo, straszyły tylko zasypanymi ulicami i dawną chwałą starych panien i pijanych lordów, którzy jeszcze gdzieniegdzie pozostali w swych domostwach, nie mając możliwości i zasobów by tak jak inni przeprowadzić się do wytwornej dzielnicy Goudberg. W końcu jednak zakurzona świetność Starych Pieniędzy skończyła się, przechodząc płynnie w Templewijk.

Trzy budowle zdecydowanie dominowały w tym miejscu. Katedra Mannana, Świątynia Haendryka a także Uniwersytet Nawigacji oraz Magii Morza. Wszystkie trzy górowały nad zatłoczonymi ulicami, zwracając na siebie uwagę i wabiąc wysokimi wieżami, spiralnymi ornamentami i wielką ilością złota, którą musiano przeznaczyć na ich budowę.
Niestety to nie do nich kierowały ich plotki, a do malutkiej Świątyni Sigmara, którą odnaleźli bez trudu. Cohen zaś szybko zrozumiał, dlaczego skierowano go do zupełnie innego miejsca. Ta świątynia była bowiem zamknięta i nosiła już wyraźne znaki upadku. Kilka zebranych informacji pozwoliło im dowiedzieć się, że w czasie konfliktów z Imperium, miejsce to zostało zamknięte a sama świątynia przeniesiona do dzielnicy Ostmuur, za karę za to, że kapłani Sigmara stanęli przeciw niezależności Marienburga.

Tuż przy wejściu do świątyni znajdował się niewielki, kamienny plac, na którego środku ustawiono dużą studnię. Otoczony ze wszystkich stron wielkimi rezydencjami, był dostępny tylko z czterech wąskich alejek. Tuż przy studni, w kamień został wbity 4 metrowy pal z żelaza, do którego ramienia przyczepiona została owalna, metalowa klatka, zwisająca na łańcuchu dwa metry nad ziemią. W środku zaś leżała zwinięta w kłębek, obdarta kobieta. Miała połamane palce, które sterczały w dziwne strony, a w usta wsadzono jej coś metalowego, co stanowiło knebel. Niestety, wszędzie kręcili się także inni ludzie, oraz patrole straży, która uważnie baczyła na klatkę. Dwa Czarne Kapelusze stały cały czas po bokach klatki, pozwalając przechodniom pluć i wyzywać ledwie chyba dychającą skazaną, ale nie pozwalały się zbliżać ani nawet próbować rozmawiać z "wiedźmą". A tych dwóch na pewno mogło wezwać pomoc, bo w tej dzielnicy bardzo dbano o porządek. Przekładało się to na ilość patroli, rzecz jasna. Z drugiej zaś strony, łatwo się było dowiedzieć, że w nocy nikt tu już nie stał, a patrole pojawiały się mniej więcej raz na pół godziny. Jeśli chcieli coś zdziałać, musieli poczekać na noc. A to oznaczało zmianę planów i odwiedzenie najpierw Przytułku Shallyi.

***

Kilka dodatkowych pytań wśród miejscowych, a także dzięki wiedzy Soe i Josta, udało się zlokalizować mały przytułek, który siostry prowadziły w dzielnicy Doodkanaal. Gromadziły tam bezdomne i potrzebujące dzieci, dając im opiekę i ochronę przed nędzną okolicą z nadzieją, że kiedyś pomogą im prowadzić lepsze życie. A co ciekawe, głębsze wgryzienie się w temat, pozwoliło dowiedzieć się, że aktualnie ktoś przytułkiem potrząsnął, a tamtejsza matka przełożona została aresztowana za wiedźmiostwo! Większość pytanych przewidywała zresztą jej śmierć, która miała nastąpić za chwilę lub według nich już nastąpiła. To kierowało z powrotem przed starą Świątynię Sigmara, ale dopiero w nocy. Teraz mogli udać się i do sióstr Shallyi w nadziei, że zdobędą jeszcze więcej informacji.

Znalezienie przytułku, gdy już było się w odpowiedniej dzielnicy, było już proste. Każdy tutejszy potrafił wskazać zwisający nad śmierdzącym kanałkiem budynek, na końcu wąskiej alejki. Pomijając to, że dom miał świeżo wyczyszczone ściany, to zdecydowanie widział już znacznie lepsze czasy. Miejsce było dość spore, większe niż otaczające ich dwu lub maksymalnie trzy -rodzinne domostwa. Za bramą można było dostrzec mały dziedziniec, na którym trzy kapłanki Shallyi prowadziły jakieś zajęcia z niewielką grupką dzieci. Trochę dalej większe dzieciaki pracowały pod przewodnictwem jeszcze innych akolitek.
Ich pojawienie się wymiotło z placu wszystkich, niemalże natychmiast. Pozostała tylko jedna z kobiet w białej szacie, skupiona na obserwowaniu swoich nóg, cała czerwona jak burak. Ktoś tam miał zawołać Matkę Przełożoną, Gerdę Lutzen. Stali więc tak bez słowa, czując się obserwowanymi. Nikt jednak nie chciał powiedzieć ani słowa. Zdaje się, że bardzo niechętnie witano tu obcych, zwłaszcza, gdy część z nich była uzbrojona. Na szczęście trwało to tylko kilka chwil, gdy pojawiła się kobieta ubrana w znacznie ciemniejsze, nawet dość wytworne szaty. Nie wyglądała szczególnie staro, chociaż miała na pewno już swoje lata. Twarz ściągnięta, a ona sama zdecydowanie pełna była rezerwy.
- Z jaką sprawą przychodzicie?

Wystarczyło jedno wspomnienie o Krucjacie i dziecku, by kobieta straciła swoją rezerwę i spokój. Rumieńce wyszły na policzki, a oczy zapłonęły, tak jak wtedy, gdy coś mocno pobudza zmysły. Nie było łatwo jej przekonać, ale trochę spokoju, przekonywania i delikatna donacja na przytułek wystarczyły do tego, by zaprosiła do środka i odpowiedziała na kilka pytań.


Zanim jednak gdzieś dotarli, matka przełożona przywołała jedną ze swych kapłanek.
- Zabierz proszę ich broń, a potem przynieś nam wina.
Czekała cierpliwie, gdy składali swój oręż, bardziej chyba pilnując, by nikt nie próbował odzywać się do ładnej, młodej dziewczyny. Śluby milczenia obowiązywały najwyraźniej wszystkich prócz samej Gerdy. Gdy już uporano się z tym problemem, poprowadziła dalej.
- Siostra Kuhn została zdyscyplinowana. Modlitwa, cisza oraz praca odpowiednio przygotują ją na jej stanowisko.
Było to dziwne, biorąc pod uwagę jakiej bogini służyły, ale nikt z nich nie znał zwyczajów w takich miejscach i nie było to przecież ich sprawa. Gdy już znaleźli się w jej gabinecie, a młoda akolitka przyniosła wino, mogli zadać swoje pytania. Niektórzy mieli dziwne wrażenie, że odpowiedzi, które im udzielała Lutzen, były z góry ustalone, prawie niezależne od ich pytań. Ona miała swoją opowieść i niezwykle chętnie ją opowiedziała.

- Zawsze wiedzieliśmy, że Karl jest błogosławionym dzieckiem. Tej nocy, której opuścił drzwi przytułku, dwuogoniasta kometa pojawiła się nad naszymi głowami. Zawsze był najlepszy ze wszystkich dzieci, nawet jako niemowlę. Silny i mądry. Chcieliśmy wychować go razem z innymi, mniej szczęśliwymi dziećmi, jednak zazdrość, jaką wywoływał... to zmusiło nas do trzymania go osobno, by uniknąć... pewnych trudności.
Z każdym dniem wyrastał na bardziej szlachetnego i pięknego, mimo wszystko nikt wtedy jeszcze nie podejrzewał jego prawdziwego przeznaczenia. Kilka tygodni temu pojawiło się kilku mężczyzn, chcących obejrzeć nasze dzieci, twierdzących, że ich pan przysłał ich, by wybrali kogoś do służby. Nie wiemy jak wyczuli Karla, który był trzymany w pokoju na górze, ale on czasami się wyślizgiwał na zewnątrz. Tak jak teraz, zobaczyli go. Ich prawdziwa natura objawiła się tydzień później! Włamali się, zabili biedną Siostrę Hirtzel i zabrali chłopca! Och, byście zobaczyli furię jaka w nas wstąpiła, gdy dowiedzieliśmy się co zrobili ci źli ludzie!
Nie wiedzieliśmy kim są, dlatego zwolniliśmy wszystkie siostry z ich obowiązków i kazałyśmy przeszukiwać miasto. Ale nie musieliśmy się martwić. Shallya we własnej osobie czuwała nad nim. Słyszeliście już o tym poranku, w którym chłopiec zabił swoich porywaczy dzierżąc jednoręczny młot? Wszyscy, którzy to widzieli, zobaczyli cud i poznali chłopca, poznali kim na prawdę był! Tłum zabrał go do Helmuta, kapłana Sigmara w tym mieście a on ogłosił go Sigmarem Odrodzonym!
Wierni przychodzili do niego sami i my także pospieszyłyśmy, by dodać nasze błogosławieństwo. Ci, którzy z zazdrości i nienawiści wygłaszali kłamstwa na jego temat, zostali uciszeni! Teraz jego wiara prowadzi go wprost ku jego wielkiemu przeznaczeniu. Żałujemy tylko, że nie byłyśmy świadkami cudu zgładzenia przez niego tych okropnych ludzi!

Fanatyzm? Gdy opuszczali to miejsce, odprowadzani przez siostrę Kuhl, czuły słuch Soe pozwolił wychwycić to, co powtarzały dzieci, teraz nie zabierane z dziedzińca. Pozwolił wychwycić słowo "Sigmar".


============
Cedryk - Cohen
============


Uzgodniwszy działania na następny dzień Cohen szybko się zebrał, pożegnał z gospodarzem.
Na odchodnym rzucił przez ramię.
- Jeśli panie jeszcze nie wybrały zajazdu proponuję „Grot i dzban”, w miarę spokojna, ceny umiarkowane i mają bardzo porządną stajnię. Strażnicy niechętnie patrzą na ludzi poruszającym się po mieście wierzchem.

***

Rankiem jak zwykle Cohen sprawdził czy aby stajenni nie zaniedbywali swoich obowiązków. Widząc, iż jak zwykle w tym zajeździe konie zostały porządnie zaopatrzone oprawił mu się humor. Zauważył, iż słoma w boksie „Lotki” została z samego rana zastąpiona nową.
Uśmiechną się do piegowatej dziewuszki, która była jedynym ze stajennych.
- Dobra robota wyszczotkuj jeszcze moją klaczkę. - powiedział, wręczając małej cztery miedziaki.

Wychodząc porozmawiał jeszcze chwilę z Ellwem, uprzedzający go, iż może dłużej w mieście zbawić i aby na razie trzymał miejsce dla niego.


***


Pod domem czekał już towarzystwo do którego przyplątał się jakiś handlarz starzyzną. Natarczywie zachwalał swój towar.
- Pójdziesz ty.
Cohen splunął w kierunku handlarza.

- Witajcie, patrzajta jakie to natrętny typ. - rzucił do zgromadzonego towarzystwa.

Nie zwracając większej uwagi, a brzęczącego jak giez handlarza ruszył za prowadzącymi Jostem i Soe. Handlarz ciągle zabiegł im drogę proponując co ruszt to nowe „relikwie”.
„Toż idiota, już dawno byłyby pod kopytami gdybym na koniu jechał.”
Handalarz z determinacją próbował wcisnąć swoje dobra. W końcu wyjął zaplamioną tunikę z symbolem Shally.
„Oż ty oszuście”. Pomyślał Cohen.
Oko ludzkie nie było w stanie wyłapać momentu gdy w jego reku znalazła się tarcza dotąd spokojnie przewieszona na lewym boku.

Cios był szybki.

W kilka sekund potem już żołnierz podtrzymywał osuwającego się handlarza.
- Patrzcie, a to oszust i złodziej, a to oddać trzeba będzie w świątyni. Wytwórca relikwii chędożony.- Zwrócił się do towarzyszy chowając tunikę do sakwy.
Po czym usadził handlarza pod ściną, aby przypadkiem ktoś się o ścierwo nie potknął.

***

W końcu dotarli do Świątyni Sigmara. Była ona już na pierwszy rzut oka opuszczona. Przed nią w klatce, więziona była pod strażą jakaś niewiasta.

Cohen podszedł do pilnujących kobiety Czarnych Kapeluszy.

- Witajcie ziomkowie. Cóż na Sigamra stało się z jego świątynią. I cóż to za dziewkę w klatce więzicie? Czarownica jak? Na czyj rozkaz pojmana. - Zagadnął


***

Po odwiedzeniu starej świątyni Sigmara drużyna ruszyła do przybytku Shally. Wkroczyli do przybytku Bogini Uzdrawiania. W jej wnętrzu Cohenowi zdawało się, iż wszystkie oczy skierowały się na niego. Na szczęście trwało to tylko kilka chwil, gdy pojawiła się kobieta ubrana w znacznie ciemniejsze, nawet dość wytworne szaty. Nie wyglądała szczególnie staro, chociaż miała na pewno już swoje lata. Twarz ściągnięta, a ona sama zdecydowanie pełna była rezerwy.

- Z jaką sprawą przychodzicie?

- Witaj Matko, Przyszliśmy w sprawie ostatnich cudownych wydarzeń. - powiedział, żołnierz wyjmując odebraną oszustowi tunikę.
- Jestem pokornym wyznawcą Sigmara i chciałbym chwilę porozmawiać z osobą, która widziała jak dorasta. Niestety już namnożyło się wielu oszustów próbujących ten fakt wykorzystać. Te oto tunikę odebrałem domokrążcy. Z pewnością została ona od was skradziona, wnioskuje po symbolu ją zdobiącą, a ten wiarołomca, oszust i złodziej przedstawiał ją jako prawdziwą relikwię „Sigmara Odrodzonego”. Napawa minie też radością fakt, iż fałszywe są plotki o ujęciu i uwięzieniu Matki Przełożonej, za sprzyjanie chaosowi. Bogom za o dzięki.
Oddał też pendent z bronią i tarczę słudze, rękawice zaś kolcze zatknął za pas.

***

Opuściwszy przybytek Shally Cohen zatrzymał się opodal wyjścia. Zafrasowany podrapał się dwudniowym zaroście.

- Coraz więcej wiemy, lecz mus nam porozmawiać z kapłanami Sigmara bo bez tej rozmowy nie możemy być pewni jak zareaguj w Imperium na tą całą procesję. Radźcie jak teraz najszybciej dostać się do świątyni Sigmara.
 
Sekal jest offline