Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-08-2010, 22:59   #3
Ghash
 
Ghash's Avatar
 
Reputacja: 1 Ghash ma w sobie cośGhash ma w sobie cośGhash ma w sobie cośGhash ma w sobie cośGhash ma w sobie cośGhash ma w sobie cośGhash ma w sobie cośGhash ma w sobie cośGhash ma w sobie cośGhash ma w sobie cośGhash ma w sobie coś
Nie zwykła się modlić, a przynajmniej nie tak to nazywała. Modlitwa była dla istot słabych, które nie znały swojego miejsca i nie wiedziały dokąd zmierzają. Ona do nich nie należała. Zresztą kto to widział modlić się do własnej matki. Ona prowadziła z nią dyskusje, dla postronnego wydawać by się mogły monologiem, ale ona wiedziała lepiej.
Przegrała, rewolucja upadła i zdawała sobie sprawa, że to był jej błąd, niepotrzebnie się pospieszyła. Na tamtą chwilę miała zbyt małe środki, zabrakło ognia, który rozgorzałby w innych częściach kraju i mimo uporu i chęci, wiedziała, że nie jest w stanie sama tego ognia zaprószyć. Potrzebowała współpracownika i właśnie tego chciała od Liary.

Po południem jak zwykle drzemała na gałęzi drzewa. Sama nie wiedziała, która część jej natury czuła się tam najlepiej, na pewno nie ta liarycka. W dole obozowali nieliczni jej ludzie, którzy postanowili z nią zostać, nawet jeżeli oznaczało to tułaczkę po lasach. Chociaż określenie ludzie było bardzo naciągane.
Obudziła się gwałtownie i spojrzała w zupełnie, wydawać by się mogło, przypadkową stronę. Zmrużyła oczy i uśmiechnęła się kącikiem ust. Zeskoczyła na ziemię.
- Feliks, Lew idziecie ze mną, reszta nie rusza się z miejsca - zakomenderowała nie czekając na towarzyszy.
Najpierw szła, ale zaraz zaczęła biec w kierunku, z którego czuła wyraźną i znajomą moc, jak mleko matki. Zatrzymała się gwałtownie, usłyszała jak biegnący za nią również przystanęli. Ostrożnie podeszła do skraju lasu i wyjrzała na polanę. Zmarszczyła brwi i zmrużyła oczy, patrząc na dziewczynę, która właśnie prała koszulę w strumieniu.
- Kim ty u licha jesteś? - zapytała szeptem samą siebie.
- Łapać ją Ninoczka? - zapytał Lew, kucając zaraz obok kobiety.
- Za chwilę.
Obserwowała uważnie swój prezent. Na ten wspaniały, idealny wręcz obraz człowieka. Skrzywiła się z niesmakiem i zaraz przygryzła wargę.
- Co ty chcesz mi mamusiu udowodnić? - znowu odezwała się do samej siebie.
Jej towarzysze widać byli do tego przyzwyczajeni, bo zupełnie nie zwracali na to uwagi, również patrzyli na kobietę na polanie i jej wygląd też był im widocznie w niesmak.
- Idziemy - poleciła wstając, gdy "prezent" zaczął oddalać się od polany.
Pobiegli przez las i wkrótce przecięli czarnowłosej drogę. Poczekali na nią.
- Przyszyliśmy po ciebie, uprzedzając twoje pytania - odezwała się bez wstępów Ninoczka. - Mam na imię Derilea i tak masz się do mnie zwracać. To kim jesteś, skąd pochodzić niewiele mnie obchodzi, bo od teraz zaczniesz nowe życie. Zostałaś przebudzona dla mnie i za moim wstawiennictwem, więc masz powody by okazać mi wdzięczność - mówiła pewnym siebie głosem, jakby wygłaszała oczywistość, a przecież mówił to kundel.
Derilea była kundlem i nawet nie miała możliwości się z tym ukryć. Lekko spiczaste uczy i wysokie kości policzkowe krzyczały o elfiej domieszce, jadowicie zielone oczy i równie zielone włosy wskazywały na driadę w nie tak odległym pokoleniu, a sposób w jaki się poruszała, czyżby felinae wśród dziadków. A mimo to coś nieuchwytnego sprawiało, że to wszystko było na miejscu i właściwie, jakby ktoś wielkimi literami chciał napisać "tak jestem kundlem i jestem z tego cholernie dumna". Nie można tego było powiedzieć o jej dwóch towarzyszach. Jeden przejawiał elfie korzenie, a u drugiego można było się zakładać o selucjanskich dziadków, jednak oni byli po prostu kundlami. Co nie zmienia faktu, że wyglądali na czujnych i niebezpiecznych.
Derilea zlustrowała krytycznie kobietę.
- Człeczeństwo też z ciebie wyplenimy, jak chwasta, żebyś mogła z czystym sumieniem służyć sprawie.
 

Ostatnio edytowane przez Ghash : 27-08-2010 o 13:29.
Ghash jest offline