Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-08-2010, 11:29   #24
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Grupa „Rytuał”


Cmentarz nie był w stanie wam dać już nic więcej; żadnych wskazówek, odpowiedzi, wyjaśnień i rozwiązań. Wiedzieliście tylko tyle i aż tyle, że grupa Nieżywych próbowała trudnej sztuki przyzwania potężnego demona. Udowodniony udział w takim przedsięwzięciu, nawet bez składania ofiar z żywych, na mocy Postanowienia z 2017 zakazującego praktyk demonologicznych, sam w sobie stanowił już wyrok śmierci. Czymkolwiek były istoty, które odprawiły nieudany rytuał właśnie podpisały na siebie akt egzekucji.

Zarówno CG Lawrence jak i Dolores odczuwacie lekkie zmęczenie po wykorzystaniu swoich zdolności. Wydaje wam się, że zrobiło się chłodniej, a myśli kierują się uparcie w stronę ciepłej herbaty z kapką czegoś mocniejszego.

Hartman złapał trop ghula, który prowadził dalej w głąb cmentarza. Wyraźny smród Nieumarłego, szaleństwa i mordu. Złowroga i odurzająca mieszanka dla zmysłów loup – garou. Także CG Lawrence i Dolores wyczuwałyście tą złowrogą emanację – ślad wyrwany w strukturze rzeczywistości. Nie było to jednak odczucie tak silne, by podążyć za nim, niczym pies za tropem.

Trop prowadził pomiędzy starymi, rozpadającymi się grobowcami, przez najstarszą część cmentarza. Przez obszar, w którym wasze wewnętrzne „radary” wariowały od natężenia doznań. Aura śmierci towarzysząca Nieżywym była tak silna, że nawet Gary odbierał to, jako sygnał zagrożenia mocami danymi Egzekutorom.

Trop prowadził jednak dalej. W stronę, gdzie cmentarz został podmyły przez sezonowa powódź. W latach Wojny niewiele dbano o zabezpieczenia przeciwpowodziowe i Tamiza wystąpiła z brzegów niszcząc mur wokół nekropolii i znajdujące się tam groby.

Szliście zatem przez pełne błota, rozwalonych grobowców, wystających z gleby w nieprawdopodobnych miejscach płyt nagrobkowych oraz czaszek i szczątków trumien. Obecnie tereny te zwano Polem Utopców. Nie na darmo. Nocami te ożywieńcze kreatury wyłaziły z rzeki na tereny po powodziowe i szukały szczątków do zeżarcia.

Ślad jednak wyprowadził was z Pól Utopców nad brzeg Tamizy. Ghul uciekł zniszczonym nabrzeżem, gdzie kiedyś cumowały barki ze śmieciami, złomem i tego typu „towarem”. Spękany cement, wrzeszczące mewy, smród gnijącej wody i żelazisty zapach rdzy zabijał wszelkie inne zapachy. Dla ludzi, lecz nie dla loup - garou. Ty czułeś go wyraźnie.

Prowadził do jedynej budowli w promieniu wzroku – opuszczonej oczyszczalni ścieków.
Kilkadziesiąt kroków przed otoczoną zdewastowaną, drucianą siatką parcelą ujrzeliście słup z kawałkiem blachy na której ktoś napisał czerwoną farbą:

WKRACZASZ NA REWIR!

Tego można było oczekiwać. Dziurą w ogrodzeniu weszliście na opuszczony, sprawiający dość niesamowite wrażenie, kompleks poprzemysłowy. Gary – twój zmysł zagrożenia zaczął szaleć, jak nastolatka w klubie z chippendalami. Coś tu się kryło. Coś naprawdę wrednego i groźnego. Michael – ty wyczułeś dominującą aurę loup – garou. Zapach szczurzej sierści i krwi. Dolores i CG – wy wyczuwacie w pobliżu silną emanację Śmierci.

Odór ghula prowadzi w bok. W stronę wybetonowanego kanału dochodzącego do rzeki.



Tutaj ślad urywa się.

kiedy tak zastanawiacie się, czy schodzić w stojącą, cuchnącą wodę słyszycie niespodziewanie jakiś złośliwy syk za sobą.

- Wypierdalać stąd! Bo nogi z dupy powyrywam!

Odwracacie się zaskoczeni tym niespodziewanym intruzem i widzicie .. żula w podartych łachmanach, z bosymi stopami i dziwnym błyskiem w paciorkowych oczach. nie ma jednak wątpliwości, ze to loup - garou, którego emanacja przeniknęła ruiny.


GRUPA „TROJACZKI”



Weszliście do domu, w którym dokonano zabójstwa czując jak gniew gheista skupia się wokół was. Pierwsze muśnięcie złej woli i złości, na które byliście jednak przygotowani, było niczym sygnał do startu.
W chwilę później wokół was uniósł się odór krwi tak silny, że prawie zmuszał do wymiotów. Zaraz za nim jakaś niewidzialna siła zaczęła miotać w was drobnymi elementami otoczenia. Wiszącymi na ścianach obrazkami w ramach, wazonami, porcelanowymi pierdołkami i innym badziewiem. Improwizowane pociski śmigały wokół was niegroźnie, lecz zmuszając do uników i zasłaniania twarzy.

Gniew tego Bezcielesnego był zrozumiały – w końcu jeszcze kilka godzin temu osoba, która „zghejstowala” żyła, cieszyła się smakiem jedzenia i promieni słonecznych aż przyszła okrutna, bezlitosna śmierć. Oczywiście zarówno ty Audrey, jak i ty Helen wiedziałyście, że to co ciska w was przedmiotami w bezrozumnym szale nie ma nic wspólnego z jakimkolwiek domowników. Śmierć zabrała temu „czemuś” wszystkie ludzkie emocje, moralność – została tylko fala gniewu, przelewająca się na każdego, kto wkroczył do domu.

Audrey wiedziałaś, czego się spodziewać, dlatego już na progu sięgnęłaś swoją mocą w stronę gheista. Znalazłaś go bez trudu. Dziką falę bólu, która przelała się na ciebie, gdy próbowałaś schwytać Bezcielesnego w moc swego rozkazu – PRZESTAŃ! Idąca obok ciebie Helen układała w myślach wierszyk, który miał uśpić ghesita – ale tego nie mogłaś wiedzieć.

Bezcielesny był silniejszy, niż sądziłaś. Kiedy próbowałaś narzucić mu swoje pęta wściekłość uderzyła w ciebie, niczym pięść boksera. Poczułaś uderzenia noża, na ciele. Prawdopodobnie tak zginęli domownicy. Przynajmniej jeden z nich. Zimna stal rozpruwająca trzewia. Zadająca niewyobrażalny ból. Zachwiałaś się i oparłaś o ścianę, czując jak porcelanowy słonik uderza cię w kość policzkową rozcinając skórę. Wysiłek spowodował, ze z nosa pociekła ci krew, ale schwytałaś to coś i zapanowałaś nad gniewem. Duch został schwytany w moc twego rozkazu. Póki będziesz skoncentrowana, póty poltegreist będzie spokojny.

Nie przewidziałaś tylko jednego. Że w domu są .. dwa Bezcielesne. Ty Helen tez poczułaś to w ostatniej chwili. Ten drugi zmaterializował się na końcu korytarza. Okrwawiona, obdarta ze skóry sylwetka z monstrualnymi szponami u wychudzonych dłoni. Kobieta z oskalpowaną głową i zdartą skórą z twarzy.



Zjawa musiała mieć w sobie sporo mocy, ze zdołała pojawić się w blasku słonecznego dnia. lub działały tutaj inne siły, których nie byliście w stanie przewidzieć.
Morf – bo tak nazywacie duchy potrafiące przyoblec cielesną powłokę – rzucił się na was z szaleńczym wyciem.
Musieliście podjąć jakieś działania obronne i to szybko, bo szpony Bezcielesnego stanowiły jak najbardziej realne zagrożenie.


GRUPA „RZEŹNIA”



Postanowiliście się rozdzielić. Fantom i Telekinetyk zamierzali pogawędzić sobie z rzecznikiem Pijawek, a Egzekutor i Podpalacz raz jeszcze sprawdzić zaułek, w którym znaleziono ciała.

Policjanci z GSR-u oddalili się w stronę swojego wozu, zaparkowanego na początku ulicy. Rewir nie był ich ulubionym miejscem działania. Mieli być w pobliżu, póki nie skończycie swojego zadania. W pobliżu nie oznaczało jednak w ich odczuciu – tuż obok.


Emma Harcourt i Russel Caine


Wejście do lokalu “Krew i Pot” znajdowało się na rogu ulicy. Na pierwszy rzut oka wyglądało jak wejście do setek innych barów w Londynie. Brązowe, wzmocnione drzwi, wygaszony neon pokazujący kartę do gry z wypisaną nazwą lokalu.

Drzwi były zamknięte, lecz po zapukaniu uchyliły się odrobinę i ujrzeliście umalowaną na biało dziewczynę poniżej dwudziestki. Nie zadawała pytań. Widocznie spodziewała się waszego przyjścia.
Bez słowa wpuściła was do środka baru wskazując ręką kierunek.

Lokal był duży i bez wątpienia wygodny i elegancki. Jednak ty, Emmo, wyczuwałaś w nim nagromadzenie aury bólu i śmierci. Piętno Nieumarłych odciśnięte na duszy świata. Działało na ciebie, niczym powiew lodowatego powietrza z klimatyzatora.



Ujrzeliście wielki bar dobrze zaopatrzony w trunki, jak również wybieg dla striptizerów. Z tego, co wiecie na deskach tych rozbierają się loup – garou oraz wampiry. Głośno o tym w lokalnej prasie.

W loży honorowej, położonej w dogodnym miejscu do obserwacji lokalu, siedzi jakiś mężczyzna bawiący się kartami.



Na wasz widok wstaje z nieszczerym uśmiechem wymalowanym na bladej twarzy.

- Witam serdecznie elitę Ministerstwa Regulacji – wskazuje wam miejsca w loży. – Drinka? Anna się tym zajmie. Jestem Benjamin Sander i pełnie funkcję rzecznika wielebnego kantyka.

Mimo pozornej gładkości czuć, ze facet lubi grać ostro. Poza tym ty Emmo wyczuwasz od niego emanacje, jakie zazwyczaj towarzyszą loup – garou.

- Anno, dla mnie przynieś burbona z lodem, tak jak lubię a dla państwa to czego sobie zażyczą. Zatem chcecie poprosić kantyka o pomoc w wyjaśnieniu tego incydentu w pobliżu. Kantyk kazał mi przekazać, ze nie widzi potrzeby, by Regulatorzy musieli tracić na to swój cenny czas. Innymi słowy kazał przekazać, ze sam się tym zajmie.


Xaraf Firebridge i William Southgate


Zaułek cuchnął śmiercią i śmieciami. Takie miejsca zawsze cuchnęły podobnie. Krew i strach. Odór śmierci. Jej oddech, jak to poetycko nazywają niektórzy starsi łowcy.

Kręcicie się po miejscu masakry licząc na to, że coś wpadnie wam w oko. Poruszy nutkę „detektywów”. Ale nic takiego się nie wydarzyło. Nie do tego zresztą byliście szkoleni, by wykonywać robotę jakiś gliniarzy. Obaj woleliście raczej działanie bezpośrednie.

Ryjąc więc nosami w śmieciach, zgniecionych puszkach, gazetach, niedopałkach i zużytych kondomach i innym gównem, jakiego pełno było wokół ośmiu bezimiennych obrysów ciał, macie oczywiste przekonanie, że niczego tutaj nie znajdziecie.

I wtedy słyszycie nad sobą głos.

- Ja wiem, kto to był. Kto to zrobił!

Szybkie spojrzenie w gorę i dostrzegacie stojącą na dachu zamaskowaną postać.



Twój „radar” – Xaraf – zaczyna wibrować. Koleś na dachu jest groźny. I może stanowić zagrożenie.

- Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej, spotkajmy się dzisiaj w nocy w tym miejscu.
 
Armiel jest offline