Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-08-2010, 15:49   #5
Bronthion
 
Bronthion's Avatar
 
Reputacja: 1 Bronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodze
W sumie cieszył się nieco na wieść, że Rose nie będzie im towarzyszyć. Miał dziwne wrażenie jakby przyciągała kłopoty, kolejnych mogliby już nie przetrwać. Pieniądze przyjął bez większych oznak zadowolenia, nie były one dla niego zbyt ważne chociaż tym razem wyda je w bardziej pożyteczny sposób. Przygoda z robalem uświadomiła mu powagę sytuacji w jakiej się znalazł. Nie wiadomo co i kiedy spotkają na swojej drodze, musi być przygotowany.

Mulmaster… dlaczego muszą przechodzić akurat przez to miasto? Miejsce do którego tak bardzo nie chce wracać, miejsce będące źródłem snów przez które zdarza mu się zbudzić w środku nocy zdyszanym, spoconym, niemal z krzykiem. Im bardziej zbliżali się do tego miejsca tym bardziej włócznik był spięty, nie wiedział co ma ze sobą zrobić.

Kiedy między wojskiem, a miejscem będącym dla Harila uosobieniem jednego z dziewięciu piekieł pozostało zaledwie kilka godzin włócznik zagadnął do Grayeta. Postanowił, że musi on wiedzieć o ewentualnych kłopotach jakie mogą się pojawić…

- Bądź pozdrowiony Generale. Wybacz, że przeszkadzam ale musisz coś wiedzieć nim dotrzemy do Mulmaster...
Generał zdziwił sie niespodziewanie tajemniczym tonem Harila.
- Tak? - odparł krotko.

Włócznik milczał przez chwilę jakby nie wiedział jak zacząć:
- W przeszłości miało miejsce w Mulmaster pewne wydarzenie, w którym brałem udział. Nie chcę się zagłębiać w szczegóły, ale mówiąc w skrócie moja rodzina była komuś niewygodna. Przeżyłem tylko ja i to dzięki niewielu osobom, które mi uwierzyły. Zostałem wygnany z miasta pod groźbą śmierci. Nie chcę by armia miała przez mnie problemy dlatego też mówię o tym Tobie. Postaram się nie rzucać w oczy, przebiorę się... zmieniłem się nieco od ostatniego pobytu w mieście. Być może uda mi się przemknąć niezauważenie, pomyślałem, że powinieneś o tym wiedzieć Generale.

- Rozumiem, najlepiej by było gdybyś nie oddalał sie za daleko. Nie chcemy kłopotów z tym narodem, rozumiesz - odparł twardo.
- Tak, wiem. Wychowywałem się tutaj, wiem jacy tu są ludzie -skrzywił się- mam nadzieję, że ruszymy w dalszą drogę jak najszybciej.

***

Haril nie przypominał już swojego dawnego ja. Znacząco różnił się od zakrwawionego chłopaka ze strachem w oczach, zaszczutego i nie mogącego uwierzyć w niesprawiedliwość tego świata. Jednak był pewien, że niektórzy mieszkańcy i tak by go rozpoznali, ludzka nienawiść potrafi zakorzenić wspomnienia na długi czas. Myślał chwilę nad tym by odszukać nielicznych w mieście, którzy mu sprzyjali, dzięki którym żyje. Lecz teraz nie był tu sam, nie mógł ryzykować dobra damarskiej armii dla własnego widzimisie. Nim dotarli do miasta Haril wziął z wojskowego zaopatrzenia płaszcz z kapturem i kilka innych drobiazgów dzięki którym mógł bezpiecznie poruszać się po Mulmaster.

Przebieranki włócznika udały się nadzwyczaj dobrze[22]. Strażnicy przy bramie nie zwrócili na niego uwagi, z kolei on bardzo dobrze pamiętał ich twarze. Kiedy otrzymali od Grayeta kilka godzin Haril zwrócił się do towarzyszy:

- Kiedy będziemy w tym mieście nie wypowiadajcie mojego imienia. Nie pytajcie dlaczego, po prostu to zróbcie o ile nie chcecie kłopotów –skrzywił się- Z kolei jeśli chcecie udać się na zakupy to…

Przedstawił swoim towarzyszom rozmieszczenie najważniejszych punktów handlowych w mieście. Sklepik magiczny, zbrojownię i inne usługi.

- Do zobaczenia za kilka godzin w dokach –po tych słowach zarzucił kaptur na głowę i zniknął w bocznej uliczce-

Niby nigdzie nie musiał się spieszyć, ale im szybciej załatwi swoje sprawy i wróci do bezpiecznego doku tym lepiej. Broni lub zbroi nie potrzebował w tej chwili. Skierował swe kroki do „Sklepiku Magicznego Bernarda”.


Pamiętał jego właściciela jako porządnego człowieka, jednego z niewielu w tej zapadłej dziurze. Na szczęście w tej chwili Bernard był nieobecny i zastępował go czeladnik, który od razu widząc potencjalnego klienta zaczął zachwalać wszystkie towary jakie tylko dało się dostrzec na półkach.

- Już, już. Nie potrzebuję tego wszystkiego, szukam konkretnych przedmiotów.
- Ależ oczywiście zacny Panie. W czym mogę pomóc?
- Pokaż mi spis zwojów znajdujących się w sklepie, oraz mikstur.
- Już się robi
–chłopak zanurkował pod ladę i nie wychodził stamtąd dobrą minutę- O proszę, tutaj jest –podał ją włócznikowi-
- Potrzebuję jeszcze spis użytecznych przedmiotów w podobie kamienia gromu, wie Pan co mam na myśli?
- Oczywiście, już…
- Oraz kartę zamówienia.
- Widzę zna Pan nasz sklep bardzo dobrze! Nigdy Pana tu nie widziałem, mieszka…
- To nie ma znaczenia, nie mam czasu na rozmowy.
- Uhm, tak oczywiście, już podaję.


Włócznik usiadł przy jednym z wolnych stolików i zaczął przeglądać dostępne w sklepie towary. Przedmioty, które go interesowały przenosił na kartę zamówienia, kiedy skończył wyglądała mniej więcej tak.


Czeladnik szybko podsumował wartość przedmiotów:
- 450 sztuk złota.
- Proszę
–Haril wręczył sprzedawcy całą sumę i po zapakowaniu przedmiotów opuścił sklep-

Nie żałował wydanych pieniędzy. Lepiej przeżyć mając chudą sakiewkę niż na odwrót. Miał już wszystko czego potrzebował. Powinien udać się do doków, ale nie potrafił się powstrzymać przed odwiedzeniem jednego miejsca…

Szybko kluczył między uliczkami Mulmaster, im bliżej był miejsca przeznaczenia tym szybciej biło jego serce. W końcu dotarł, spojrzał na budynek… wyglądał na opuszczony od dawna, najwyraźniej nikt z nim nic nie zrobił. Chciał podejść bliżej… nawet wejść do środka, do swojego pokoju, przyjrzeć się temu wszystkiemu z bliska jeszcze raz, ale… nie był pewien jak to na niego wpłynie. Pozostaje także sprawa nieznajomego wchodzącego do opuszczonego domu, gdyby ktoś go zauważył miałby kłopoty. Ustawił się jedynie na tyle by zobaczyć coś przez brudną szybę. Dostrzegł tylko gołe ściany, dom był zupełnie pusty, nic nie zostało. Zacisnął pięści ~Wszystko rozkradli… spodziewałem się tego~.

Nie mógł zostać tu dłużej, skierował się w stronę miejsca w którym rozdzielił się z towarzyszami. Gdyby chciał mógłby minąć jeszcze jeden dom… poszedł jednak okrężną drogą. Kiedy dotarł na miejsce dwójka ludzi w bandanach wskazała mu odpowiedni dok.
 
__________________
"Kiedy nie masz wroga wewnątrz,
Żaden zewnętrzny przeciwnik nie może uczynić Ci krzywdy."

Afrykańskie przysłowie
Bronthion jest offline