Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-08-2010, 17:22   #27
hija
 
hija's Avatar
 
Reputacja: 1 hija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodnie
- Spokojnie. Jesteśmy z Ministerstwa Regulacji - Lawrence błysnęła odznaką, trochę w filmowym stylu. Dolores pomyślała, że brakowało im tylko ryczącego lwa w czołówce. Kto wie, może by go nawet dostali, gdyby nie fakt, że jeszcze przez 2012 MGM padł z hukiem i nigdy już nie wstał? - Szukamy ghula, który nabroił zeszłej nocy na cmentarzu. Może rzucił ci się w oczy?

Mike zwrócił się w kierunku szczura. Czuł jak krew zaczyna mu żywiej płynąć a mięśnie napinają się gotowe do błyskawicznej reakcji. Uspokoił się na dźwięk głosu CG. Zrobił kilka kroków w kierunku ściany cały czas patrząc na tubylca. Chłonął zapachy starając się określić czy łak jest sam czy przypadkiem nie ma gdzieś za plecami kilku swoich kompanów. Dolores powstrzymała pierwszy odruch posłania szczura gdzie pieprz rośnie. Mógł się okazać istotnym świadkiem i obcesowe odpędzenie go mogło narobić więcej szkody niż pożytku. Gadanie zostawiła CG. Sama, w skupieniu i z niezwykłą czujnością przyglądała się istocie, jednocześnie sondując okolice w poszukiwaniu niespodzianek. Gotowa była chronić ich tyłki mimo zmęczenia.
Szczurołak zasyczał obnażając podobne do siekaczy żółte zębiska.

- Kurwaszzzzz. Ghul. Kurwasszzzzz. Był. Kurwaszzzzz. Szpierdoilił w kanały. Zanurkował w gównie. Jest gdzieśśśś pod dawnym ssselektorem. Za noc z tą samicą - spojrzał na Dolores uśmiechając się obleśnie - jestem nawet gotów was tam poprowadzić.

Na dźwięk jego slow uśmiechnęła się czarująco i przesłała szczurowi całusa. Jednocześnie pokazując mu środkowy palec Chociaż miała ochotę skomentować, postanowiła trzymać się wcześniej objętej taktyki. Na pierwsze sygnały wysyłane przez cały organizm, Gary odgarnął połę płaszcza, odpinając guzik. Coś się zbliżało. Wzrok wyostrzył mu się, chodził na ugiętych lekko kolanach, rozglądając się pilnie. Gdy pojawił się szczur, spojrzał szybko na Mike’a. Gdy ten odszedł kilka kroków do ściany, Triskett odruchowo znalazł się w pewnej odległości od śmierdziela, tak by stanąć mu na drodze do CG i Dolores. Zmrużył oczy i obserwował.


- -Wczorajszej nocy na cmentarzu zostały zamordowane trzy osoby - Lawrence ciągnęła przesłuchanie niewzruszonym monotonnym głosem. - Wiadomo ci coś o tym?
-Khe, khe. khe - ni to zaśmiał się ni to zakaszlał szczurołak. - Osoby ginące na cmentarzu. Kto by pomyślał. Khe. khe. khe. Nie kurwaszzzz nic kuwaszzz nie wiem na ten temat. Cmentarz jest daleko, kurwaszzzz. Za dużo zimnych, jak na mój gust.


- Może inny układ, co? – warknął Triskett - Ty nas poprowadzisz za ghulem, a my zadbamy o to by nikt nie oskarżył cię o współudział w wywoływaniu demonów i nie wydał Nakazu na odstrzelenie twej dupy funtem srebra. Hmm? Najwyraźniej podoba ci się twój spokojny zakątek – rozejrzał się z obrzydzeniem po śmierdzącym betonowym krajobrazie – Nas interesuje tylko ghul, potem damy ci spokój.
Mike spojrzał z wyrazem dezaprobaty na Egzekutora. -Szczurołap zaś zasyczał słysząc słowa Gary’ego

- Jeszcze jedna grośśśba a was stad wypierdolę. Mam akt własności na ten teren, a wy kurwwwwwa właśnie wkroczyliście tu bez pierdolonego nakazu.... I albo grzzzeczniej albo wypierdalać.
-Spoko spoko, warknął gardłowym głosem. Tylko nie wzywaj glin – Mike zaśmiał się rubasznie puszczając oko do łaka. - Wracając do tematu. Myślę, że rozmowa z panią funkcjonariusz nieźle wam szła-wskazał ruchem głowy CG-nie przeszkadzajcie sobie - wyszczerzył zęby w uśmiechu.

Lawrence uczyniła kilka powolnych kroków w kierunku szczurołaka.
- Na czym skończyliśmy? - zamyśliła się na moment rozcierając skroń. - A tak, ghul... Trochę się nam spieszy i byłoby nam na rękę gdybyś wskazał nam miejsce gdzie się ukrywa.
Cały czas szła na przód, minęła Gary’ego, minęła Mike’a i teraz dzieliło ją już od łachmaniarza kilka kroków. Może i niepotrzebnie się wystawiała ale facet był najwyraźniej uczulony na groźby, może odrobina okazanej dobrej woli nastroi go optymistyczniej. Sięgnęła powolutku do kieszeni na piersi i wyciągnęła stamtąd niewielki tekturowy kartonik.
- Śledczy Lawrence. Oto moja wizytówka. Znajdziesz tam numer telefonu do biura, na odwrocie jest też domowy. Na wypadek gdybyś coś sobie przypomniał albo zaistniały jakieś nowe okoliczności, które mogłyby nas zainteresować.
Podejrzewam, że często kręcisz się na cmentarzu a i pewnie niewiele jest w stanie ci umknąć.
Stała na tyle blisko, że mogła zniżyć głos i przemienić rozmowę w bardziej prywatną. Starała się ignorować bijący od loup garou odór.

- Wiesz dlaczego jestem dobra w swoim fachu? Bo znam i rozumiem to miasto. I szanuję jego mieszkańców. Cenię sobie każdą pojedynczą znajomość, a i każdy spośród nich -ceni sobie znajomość ze mną. Dziś ty pomagasz mnie, jutro może ja pomogę tobie... Zapewne wiesz jak to działa.

Wyciągnęła dłoń w kierunku szczurołaka. Serce biło jej mocniej, ale twarz pozostała stężała i obojętna.

- Jak mówiłam, nazywam się Lawrence. Chcesz się zapoznać czy wolisz iść w swoją stronę? Masz moje słowo, że nikt cię nie zatrzyma. Ale pomyśl o mojej propozycji. Dobrze jest mieć znajomego w Ministerstwie. Nie obiecuję ci gruszek na wierzbie, ale jeśli kiedyś miałbyś do mnie prośbę na pewno wezmę pod rozwagę fakt, że kiedyś wyświadczyłeś mi przysługę. -----
- Oh - jęknął szczurołak a przez jego ciało przebiegł spazmatyczny dreszcz. - Miło.
Ruchem szybkim, jak to loup - garou, ujął twoją dłoń w swoją z czulą delikatnością.
- Taaak - zasyczał - Ghuul.
Pochylił się i powąchał jej rękę a potem przejechał po niej jęzorem. Ciepła, lepka i cuchnąca ślina zalśniła na twojej dłoni.
- Zaprowadzę - westchnął przeciągle - Zaaaprowadzę - wydyszał. Za mną.
Szczurołak wypruł na przód i dopiero wtedy CG wytarła dłoń w chusteczkę.
- Masz jakieś nazwisko? - rzuciła jeszcze za nim.
- Tak. Brad Pitt . Nazywam się Brad Pitt.
- A może - zagadnęła go, wymachując aparatem - może zgodzisz się na pamiątkowe zdjęcie? Ze mną lub CG. Wyślemy kopię!
- Żadnych kurwwwwwaszzzzz zdjęć.
Mike nie wytrzymał, parsknął śmiechem, że aż się posmarkał. Wytarł nos w rękaw.
- Hej, nie irytuj się. Marzyłam o zdjęciu z Bradem Pittem!

Mało brakowało. Gary postanowił się już nie odzywać. Taktyka zły glina, dobry glina może była skuteczna, ale nie w każdych okolicznościach. CG na szczęście sobie poradziła. Jak zawsze. Kurwa, usłyszy co nieco od niej. No ale zasłużył, zmordowany kacem łeb zdaje się nie służył mu tak dobrze jak zwykle. Nie spodobało mu się tylko że wyszła przed niego usiłując zdobyć zaufanie łaka. Zmarszczył brwi i przeszedł parę kroków w bok aby mieć otwartą linię. Na wszelki wypadek.
Mike zrobił parę kroków w kierunku CG. Spojrzał błyszczącymi jeszcze od śmiechu oczyma w jej oczy i pokiwał głową.

-Brawo-mrugnął do niej i ruszył za szczurołakiem.
-Będę tuż za nim, Gorzała niech pilnuje tyłów-rzucił w kierunku egzekutora- jakby co, krzyczeć.
Szczurołak poprowadził świeżo zawiązaną Grupę Operacyjną do dawnej hali przemysłowej. W podłoży tuż przed nimi ziała ogromna dziura.
- Tamten korytarz prowadzi do ssselektora, kurwasszzzz. Jest tam, skurrrwiel, lecz ja tam nie wlezę, o nie.
-Czy można się tam dostać inaczej niż tędy? - wskazał dziurę w podłożu
- Tak - odparł Brad Pitt - Ale żadne z was się nie przeciśnie tą drogą. Jest jeszcze zalana rura wylotowa z seeelektora.

Gorzała wyjął ze skórzanej kieszeni koło kabury niewielką latarkę Magnalite. Baterie były trochę słabe, ale jak sprawdził przecinając snop światła ręką działały jeszcze.
- A Ghul? Da radę się tą drugą drogą przecisnąć? - Gary spojrzał jeszcze do tunelu i zaklął cicho.
- Ni chuja - stwierdził Pitt i to chyba dotyczyło ghula.
-Dobra, pokaż mi gdzie wychodzi ta rura. Gorzała pomożesz mi ją czymś ciężkim przywalić, żeby ghulowi nie przyszło do głowy tamtędy wyłazić.
- No dobrze a jaki plan? - wtrąciła się Lawrence. - Na hurra raczej tam nie wejdziemy. Triskett i Brasi - tutaj zerknęła na loup garou bo chyba jeszcze nie wiedział jakim ochrzciła go przydomkiem - są naszą największą siłą ognia i to im trzeba zostawić złapanie ghula. Problemem może być wzięcie go żywcem ale nikt nie mówił, że ma nie mieć przestrzelonych kolan. Tylko nie naszpikujcie go za dużą ilością srebra bo nam zejdzie. Nie wiemy gdzie dokładnie się ukrywa, równie dobrze może siedzieć pod wodą, przede wszystkim powinniśmy więc go wywabić. Zgłaszam się na ochotnika do robienia za przynętę. Zostanę przy wejściu i zagram mu jakąś melodyjkę, która powinna go dostatecznie wkurzyć aby zaatakował. Nie bawiłabym się w obstawianie -wyjść. Ghule są zajadłe i agresywne. On się nie będzie bawił w ucieczkę. Zaszarżuje. A gdy się odsłoni panowie dobiorą mu się do dupy. Ja niewiele zdziałam przeciwko ghulowi, spróbuje go trochę zdezorientować i mam nadzieję spowolnić. Ale przede wszystkim ty Ruiz musisz się kontrolować. Jak za bardzo zaszalejesz to go przegonisz w diabły. Plan nie bardziej ryzykowny niż każdy inny. No chyba, że przychodzi wam do głowy coś lepszego.

Gary skrzywił się, ale nie protestował. Po chwili wahania skinął głową.
- Dobrze. W razie problemów od razu pryskajcie w kierunku cmentarza – zerknął na kobiety. Potem jeszcze raz sprawdził broń.
-Za dużo gadaniny – warknął pokładowy łak - Gorzał idziesz czy nie!? - Ruszył w kierunku wylotu - Jak byśmy tego nie zrobili trzeba utrudnić mu ucieczkę i tyle.


- Zrobione - rzucając na ziemię przytargany kawał blachy - na-mój rozum musimy zdecydować, czy ładujemy się tam teraz - wskazał ręką wejście- czy czekamy do wieczora. Ghul ni chuja za dnia nie wylezie , chyba, że mamy ludzkie mięso i krew, ale to porąbany pomysł ze względu na tego tam - wskazał głową szczurołaka- i na mnie. Więc jak ludziska czekamy do wieczora?
- Mówię ci Brasi, nie ma powodu czekać do wieczora. Jak mu zagram to poczuje się na tyle zagrożony że wylezie i zaatakuje. Ja go spowolnię i zdezorientuje a wy musicie go zatrzymać. Trzeba skorzystać z tego, że na zewnątrz nadal świeci słońce i tam nie czmychnie. Generalnie wątpię żeby w głowie mu był odwrót. -Proponuję więc iść od razu. -Poza tym za dnia nie jest taki szybki, niejako ospały. Żal przepuścić okazję. Aha - Lawrence wyciągnęła z torebki solidny srebrny łańcuch i rzuciła go Triskettowi - To żeby go później skrępować. Tylko ty, Brasi, się tego nie tykaj - zerknęła z ukosa na loup garou - bo poparzysz sobie łapki.
- Nekromanci - latynoska mruknęła pod nosem - wiedziałam, ze o czymś zapomniałam. To tez może Ci się przydać - uśmiechnęła się szeroko, wręczając Triskettowi wyciągnięte z tylnej kieszeni dżinsów srebrne kajdanki.
-Dobra dobra laski przystopujcie z tym srebrem - odruchowo zrobił krok do tyłu. - Nie wiem co masz na myśli mówiąc zagram, ale jeśli to zadziała i łajza wylezie to nie mam nic przeciwko. -
- Lepiej daj mi na chwile broń - rzuciła pod adresem obu mężczyzn Dolores. - Trochę ją usprawnię. - Ty też - dodała wyciągając rękę po bron CG, która bez wahania podała jej nabitego srebrnymi kulami derringera. Gary zapalił fajka i przysłuchiwał się dyskusjom. Podał colta Ruiz, a potem łyknął jeszcze z piersiówki kończąc swój skromny zapas. Również Mike, widząc, że inni bez ceregieli przekazują broń Loli Mike wyjął swojego browninga i przekazał w drobne dłonie latynoski.

Ruiz butem wyrównała cienką warstewkę błota pod nogami. Przykucnęła i tuląc do piersi cztery sztuki broni palnej, z zamkniętymi oczyma wyrysowała doskonale znane jej veve. Symbol był wierną kopią tego, który od niedawna zdobił jej kark. Z kieszeni wyciągnęła worek sproszkowanej błękitnej kredy wymieszanej ze startymi kamieniami nerkowymi. Bladoniebieskim proszkiem wypełniła kontury znaku. Stanowił on centrum kreślonego przez nią okręgu ochronnego, który powinien wspomóc CG. i dać im trochę ochrony. Ułożyła broń na piasku, dłonią wykonując gest nagarniania energii. Powtórzyła go jeszcze kilka razy, aż zawładnął nią rytm. Usłyszała bębny, których nie słyszał nikt poza nią. Legba słuchał. Loa spływały ku broniom, gnieździły się w magazynkach. Brały pod swoją opiekę srebrne kule, mające przypieczętować los ghula.
Podniosła się z ziemi i każdą z broni oddała właścicielowi, nie patrząc w jego kierunku. Czarne źrenice dziewczyny zabrały mlecznego matu. Zadrżała, zbliżając się do loup-garou. Na jej twarzy malował się wysiłek. Nie była teraz Dolores Esperanzą Ruiz. Była narzędziem Papy Legby. Naczyniem dla jego woli oddzielenia na powrót żywego od martwego.
Skinęła głową i upewniwszy się, że są już gotowi zrobiła jeszcze kilka kroków, wchodząc w wodę. U jej ramion kotłowały się loa. Nadszedł czas. Legba chciał odebrać co jego. Każde z jej małych zwycięstw było dla niego krokiem w kierunku ładu. Ofiarując członki ghula Legbie, poświęciła wypełniającą kanały wodę. Wycofała się na dźwięk pierwszych nut Lawrence. Wciąż skupiona na otaczających ją aurach, oczekująca ghula.
Co mogło pójść źle? Mieli przecież plan. Wystarczyło się go trzymać.
 
__________________
Purple light in the canyon
That's where I long to be
With my three good companions
Just my rifle, my pony and me
hija jest offline