Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-08-2010, 22:45   #28
Vivianne
 
Vivianne's Avatar
 
Reputacja: 1 Vivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputację
Trzy dni pieprzonego, bezcelowego marszu przez cholerną pustynię…
Bezchmurne niebo i prażące niemiłosiernie słońce idealne dla turystów jeżdżących na wielbłądach z kolorowym drinkiem z palemką w dłoni.


Tylko nie wiedzieć czemu nie były to wakacje, turystów też nie było. Zamiast wielbłądów, wystrojonych ciź, brzuchatych facetów i rozwrzeszczanych dzieci przez piasek przedzierały się dwie zgwałcone kobiety, tchórzliwa imitacja mężczyzny i coś, co z faceta jeszcze zostało. Dodać należy, że owo coś nie zdołało iść na własnych nogach i ciągnięte było przez biedne, poczciwe psisko, które gotowe było zrobić wszystko za miskę wody.
Żyć kurwa nie umierać!

***


W takim miejscu traci się rachubę czasu, przynajmniej Sherry ją straciła. Traci się też motywację. Bo jak niby można się do czegokolwiek zmotywować, skoro nie widać żadnych postępów, najmniejszych nawet zmian?
Można by szukać celu. Próbowała. Tylko jak wyznaczyć sobie cel, skoro od kilku dni, bo chyba tyle minęło, wszystko wygląda tak samo?
Pewnie, można iść od jednego suchego krzaka do drugiego, ale po co skoro nie są one niczym więcej jak tylko kolejnymi suchymi badylami nie dającymi nawet cienia?
Nie wiedziała po co i gdzie idzie, ale szła. Póki miała siłę, szła. Szła, bo resztka woli przetrwania i maleńka iskierka nadziei na… na cokolwiek popychały ją do przodu. Szła, bo nie chciała zdychać bezczynnie na pustyni. Szła, bo bała się zostać sama…

"-Po cholerę ci to było – pytała siebie po raz kolejny – po cholerę?!"

Oczywiście odpowiedź była jasna. Zachciało jej się lepszego życia. Ha, tak jakby w Nieczystości miała źle. Boże, jaka ona była głupia!
Ale nie było już powrotu. Nie było na to żadnych szans. Poza tym po tym, jak odeszła bez słowa nie miała już po co wracać. Stamtąd się nie odchodziło, znała zasady.

-Pieprzona kretynka – szepnęła zaciskając dłonie w pięści.

Ciężkie trepy będące do tej pory najwygodniejszymi butami zaczęły już obcierać spocone stopy. Spalona skóra na ramionach piekła niemiłosiernie a ostre promienie słońca raziły mimo ciemnych okularów.
Uniosła głowę do góry przenosząc wzrok z sypkiego, złotego pisaku przed siebie spodziewając się, że na horyzoncie nie ujrzy nic ciekawego. Myliła się.


"Fatamorgana – pomyślała natychmiast uśmiechając się nawet od nosem. – Zawsze to jakaś atrakcja."

Mały czarny punkcik przybliżał się jednak ze sporą prędkością i ni cholery nie przypominał zacienionej oazy mającej dać wytchnienie strudzonym wędrowcom.
Z chmury kurzu zaczęło się wyłaniać hmm, coś, bo inaczej nazwać tego nie mogła.
Po chwili okazało się, jednak, że słońce nie wypaliło jej mózgu, i że to coś, widzą też inni.
Twarz Sherry miała z pewnością wyjątkowo głupi wyraz, gdy pojawił się przed nimi mężczyzna na lub w, trudno było to określić, dziwnym pojeździe .

-Witajcie, przybyliście do muzeum tak? – rozpoczął donośnym głosem.

-Muzeum ? – odwarknął Bobbie unosząc gnata.

- Ach tak, muzeum techniki elektronicznej, tuż za tym wzgórzem. Dawno nie mieliśmy gości.

Z ust Sherry wydostał się jedyni krótki, zduszony śmiech. Mimo całego absurdu sytuacji pojawiło się jakieś światełko w tunelu.

***


W muzeum było chłodno, to przede wszystkim. Nie widziała tych wszystkich dziwnych sprzętów, eksponatów. Przechodziła obok nich obojętnie. Miała jasno wyznaczony cel – stary, duży fotel stojący tyłem do jakiegoś niedziałającego zapewne niewielkiego ekranu.
Nie usiadła na nim, zdjęła z pleców bagaż opadła na niego bezsilnie. Zrzuciła ze stóp zakurzone buty i przymknęła oczy. Na chwile.
 
__________________
"You may say that I'm a dreamer
But I'm not the only one"
Vivianne jest offline