Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-08-2010, 22:54   #12
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Urocza. Kształtne, wąskie usta dziewczyny poruszały się szybko gdy wypowiadała krótkie, urywane zdania tonem samurajskiej reprymendy. Potem szybki ukłon by nie zdążył zobaczyć jak niechciany gniew, który uwolnił wbrew jej postanowieniu, zaróżawia jasne policzki. Jak mała dziewczynka, która walczy ze sobą by nie pokazać czegoś równie naturalnego co zwykła chęć wejścia na nadrzeczną akację. Nie mógł się nie uśmiechnąć do jej oddalających się pleców. Choć z drugiej strony czy sam turniej mógł sprawić, że była aż taka spięta? Uśmiech znikł, a na twarz Jednorożca wróciło piętno stepu. Zobaczymy się jutro Atoso Kamikamu.

...

I pewnie tak by było gdyby nie pewien Lew. Bez skrępowania i z dumą godną najznamienitszych z ich nacji pokazywał za kim wychodzi z Zielonej Sali. Risu z zaciekawieniem przypatrywał się jego pewnym długim krokom jakimi przemierzył całą niemal salę po to by zatrzymać się na chwilę przy wyjściu. Wtedy zobaczył znów Żurawkę bez żurawia. Dostrzegła go zaraz potem i ich wzrok skrzyżował się nad głową zafrapowanego czymś nagle Lwa. To była krótka chwila. Jakiś skorpion z tyłu zdążył tylko wyciągnąć dłoń, by poprawić maskę, a z boku ręka Feniksa zawisła nad chwilę nad jedną z bierek gdy shugenya zawahał się przed posunięciem. Bardzo krótka chwila, w której Jednorożec dokładnie zapamiętał twarz tajemniczej konkurentki. Miał wrażenie, że dziewczyna krzyczy. Tylko, że oczywiście nie pokazuje tego ani głosem, ani ruchem ust. A jednak wrażenie było nieodparte. I coś jeszcze... Bez żadnego oczywistego skojarzenia przypomniał mu się ten mały shikoku... A potem Lew wyszedł i wszystko wróciło do normy. Risu zamrugał oczami i omiótł wzrokiem salę, by otrząsnąć się z siebie ten cały niebezpieczny mistycyzm sytuacji. Na sali było wielu samurajów. Wielu wśród nich shugenya. Fortuny tylko wiedziały ile jakichś głupich gierek i sztuczek ukrytych przed wzrokiem większości postronnych snuło się między cyprysami... To nie był żywioł Jednorożca. Ruszył do wyjścia.
Głos Doji Riwari oznajmiającego o miejscu jutrzejszego spotkania zatrzymał go na chwilę przy spowitej bluszczem rzeźbie. Plaża... Więc wbijane w morze przez heiminów pale były pierwszą konkurencją... Trochę szkoda. Trudniejsze rzeczy zostaną na wyższy pułap. Szkoda, że Honou nie ma tu razem z nim. Z przyjemnością strąciłby go w kłębiaste fale...
Obejrzał się zaskoczony gdy rzeźba przeczesała dłonią szarą brodę... Dopiero teraz zauważył, że skryta w cieniu jaki dawały poobrastane bluszczem miłorzęby, postać, jest żywa. Żywa i z uwagą śledząca poczynania innych obecnych na sali. Trochę starszawy jak na zawodnika, zaśmiał się w myślach Jednorożec, lecz zaraz się zganił za to. Smok jakby wyczuwszy jego zmieszanie, spojrzał na ogorzałą twarz Jednorożca. Risu nie przedłużał tego momentu. Ukłonił się i widząc skinienie starca szybko odszedł...
Dość było dziwnych spotkań jak na jeden wieczór.

Wyszedł wraz wieloma innymi samurajami i samuraj-ko. Większość kwietnymi alejkami w świetle rozwieszonych przez służbę lampionów, rozchodziła się do swoich pawilonów. Tylko niektórzy jeszcze rozmawiali. Głównie Żurawie, ale Risu mignęli przed oczami też przedstawiciele innych klanów, a nawet Osy? Atoso-san rozmawiała z Lwem, który za nią wyszedł. Po ruchu ust dziewczyny można było widzieć, że wobec niego również była oszczędna w słowach i zapewne wydatna w konkretach. I tak samo szczęśliwa. Chyba jedyna Osa na turnieju i zła... jak osa. Ruszyli w stronę jednego z pawilonów mijając po drodze dwóch wymieniających uprzejmości mężczyzn. Żurawia i Skorpiona chyba. I obu bez wątpienia kojarzył ze swojego pawilonu. Skróciwszy drogę pośród miłorzębami wzdłuż których prowadziła alejka do Pawilonu Jabłoni, znalazł się całkiem niedaleko pary, jednak całkowicie poza zasięgiem wzroku sięgającego tylko tam gdzie światło lampionów. Szli w milczeniu. A w każdym razie Osa, bo Lew miał cień napięcia i niepewności wypisany na twarzy. Tak. Cokolwiek Lew chciał od Atoso-san, dziewczyna nie da sobie dmuchać w ryż, a więc ani obecność Risu niczego tu nie wnosiła, ani lwie sprawy nie budziły w nim zainteresowania. Czas już był na spoczynek. Oczyścić myśli. I przypomnieć sobie tego Lwa...
Roztarł dłonie pod ramionami gdy zupełnie znikąd zerwał się zimny podmuch.


Odgłos skrzypienia drewnianej podłogi ma w sobie coś takiego, że każdy instynktownie ma ochotę się skrzywić. Wróg podchodów, skupienia i dobrego snu. Skupienia zwłaszcza jeśli w dodatku jest rytmiczny, a skupiający wycisza się równie świetnie co osioł nadaje pod siodło...
- Ciszej żeż w końcu! - ciszę nocy przeciął jego krzyk.
Reakcja może nie była w pełni usprawiedliwiona, ale Risu miał już naprawdę dość ślęczenia na macie przez godzinę. Tak czy inaczej niedługo potem z pokoju obok dobiegł kobiecy jęk i wszystko ucichło. W końcu...

Nazajutrz przed wyjściem z pokoju nałożył na swoje jedyne kimono, haori, które czekało na ten moment i z pewnością widziało lepsze czasy. Kolejny element ubioru faworyzujący praktyczność nad skąpe zdobienia podkreślające przynależność do rodziny Ide. Wygodna tkanina z niepopularnej na zachodzie owczej wełny zawsze świetnie się spisywała. Spojrzał na rodzinny mon dotykając go ostrożnie, trochę jakby z narzuconą nabożnością. Był tu dla nich, choć bez nich. W ich imię, lecz bez ich słowa.
Ide Gorobei... wybacz mi.
Pierwsze promienie słońca zaczęły oświetlać półprześwitujące ściany pokoju. Był gotowy.

***

Na plażę dotarł wraz z ostatnią grupką zawodników. Większość wyglądała odświętnie, a niektóre samuraj-ko nawet zachwycająco. Wypatrywał wśród tłumu Kamikamu i Żurawki bez żurawia, ale bezskutecznie. Dojrzał za to Żurawia, który mieszkał w tym samym pawilonie i obok niego też przystanął skinąwszy mu lekko głową na dzień dobry. Pewnie powinien się ukłonić, ale dzień był zbyt ładny i zbyt wiele emocji zapowiadał, by Jednorożec mógł jeszcze spamiętać wszystkie konwenanse. Wszyscy wyczekująco spoglądali na liczne pale i na prowadzący w stronę rezydencji Kakita piękny pomost wbijający się w skraj morza, które Risu widział chyba trzeci raz w swoim życiu.
- Jeśli w przygotowanie pierwszej konkurencji Kakita-san włożył tyle trudu... – zagadnął cicho, po czym gwizdnął z uznaniem – strach pomyśleć jak w głowach zawróci nam kunszt ostatniej. - Zerknął na nieco nieobecnego Żurawia. Wyglądał młodo i to chyba jego wczoraj Risu widział rozmawiającego ze Skorpionem i roninem. To nie powinno wróżyć nikogo z pompą. Zwłaszcza zważywszy na to proste kimono. Tylko ta wstążka we włosach jakaś taka udziwniona... Widać bardzo ważna, bo inaczej by chyba nie założył - Ładne piórka – dodał na pocieszenie po czym obejrzał się na pomost, bo chyba ktoś się zbliżał.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline