Prawa dłoń Freemana lekko drgnęła, gdy czarny motocyklista zamiast spróbować towaru, zwyczajnie wysypał go na ziemię. A więc jednak trafił na kolejnego idiotę, który myśli, że cały świat należy do niego. W Alice tacy długo nie żyją. Nic więc dziwnego, że ten stojący przed dilerem wciąż dycha, w końcu mieszka z dala od miasta. Kto wie, może to jego ostatnia wizyta? Murzynowi zaświtała w głowie chęć chwycenia za duży nóż, schowany w pochwie przypiętej do paska, ale trwało do bardzo krótko. Zamknął oczy, czego jego rozmówca nie mógł dostrzec przez ciemne okulary i w myślach policzył do pięciu. To zwykle wystarczało by się uspokoić. Maurice zerknął na białego motocyklistę. Ten nie zastanawiał się długo nad proszkiem w swojej dłoni. Gdy czarnuch na niego spojrzał proszku już nie było, a facetowi świeciły się oczy. Chyba połknął haczyk, niestety jego towarzysz, który najwidoczniej chętnie wziął by udział w konkursie na kretyna roku, skutecznie odwiódł go od kupna towaru:
- No dobra stary, tego gówna nie wziął bym nawet za darmo. I szczerze wątpię, że jakiś gang chciałby dać za to szmal, ale i tak masz dzisiaj szczęście czarnuchu, strasznie chce mi się pić i trzeba coś z tym zrobić, skołuj dwie flaszki tego twojego specyfiku to może ubijemy interes.
"Heh, gadaj zdrów, póki jeszcze możesz ruszać szczęką" pomyślał Freeman. Stracił ochotę na robienie interesów z tymi dwoma debilami, a znając życie pewnie też gołodupcami. Jak już mieć pecha to na całego. Diler podejrzewał, że gdyby przyniósł gorzałę ci zamiast ją kupić rozbiliby ją o ziemię, czy coś podobnego. W każdym razie ten głupszy by tak zrobił, a to polubownie skończyć się już nie mogło. Dlatego, aby tylko zostawić tę dwójkę losowi, który często bywał okrutny i Maurice miał nadzieję, że tym razem też będzie, powiedział:
- Ok, jeśli nie chcieliście prochów, wystarczyło powiedzieć. Skoczę zaraz po kilka flaszek i zaraz jestem - po czym odszedł w kierunku zupełnie przeciwnym niż Southride. |