| Złoty Zaułek wyraźnie czekał na awanturę i pewne było jak amen w pacierzu, że się doczeka. Herkules Magoo był nieprzejednany w swej krucjacie przeciw nieprawości. Kiedy się za coś brał zawsze dociągał sprawę do końca. Nie chcąc tej reputacji nadwyrężać unikał działania w sferze pościelowej. Tym łatwiej było mu znosić kuszenia niewiast i ewentualne plany zahipnotyzowania grubaska maślanymi oczami Jamila i Kerin porzuciły bardzo szybko. Łowiectwo Magoo traktował jako sport, a przekupstwo w sporcie napawało go obrzydzeniem. Nie było mowy o wepchnięciu dziadkowi łapówki, bo to stało w sprzeczności z duchem fair play, którego w swym zawodzie łowcy ludzi Herkules bezwzględnie przestrzegał. No, a droga zastraszenia elegancika czy wyłgania się z tarapatów była ślepą uliczką. W akcie pierwszym tragedii przewidziane były tylko: ucieczka lub walka. O podporządkowaniu się rozkazowi detektywa zapomniano. Może szóstce zakapiorów zagubionych wśród uliczek Rel Astry ciężko było podjąć właściwą decyzję? Bicie starszego pana było dobrą zabawą, ale nie zawsze wypadało. W wigilię Święta Warzenia wypadało być dobrym człowiekiem i obchodzić się z bliźnimi po ludzku. Co nie usprawiedliwiało tchórzostwa i ujmy na honorze, jaką musiało przynosić zmykanie przed spoconym tłuścioszkiem. "Pomogę Państwu w powzięciu decyzji" – detektyw wzniósł laseczkę lekko w górę i zawinął nią jak kabareciarz "Hopla!"
Hopla, kijaszek wyrżnął w ziemię i prócz standardowego odgłosu, jaki wydaje kawałek drewna stukający o bruk rozległ się suchy trzask. Nawykłe do szybkich akcji mieszczuchy obróciły się na pięcie raz-dwa i już gnały w siną dal. Niewidoczne dotąd przezroczyste żyłki trzasnęły zerwane niepozornym ruchem, a potem trzaskało już co innego. Najpierw cięciwy kusz umieszczone na całej długości alejki, zakopane wśród stert badziewia, a potem naruszone kości. Benathi był najszybszy ze wszystkich, więc pierwszy natrafił na sidła Herkulesa. Coś podcięło go u kolan, zamachał rękoma jak czarodziej rzucający jakieś epickie zaklęcie, wyhamował. Nie rzucał czaru. Po prostu starał się za wszelką cenę utrzymać równowagę, balansując ciałem. Ustał. I bardzo tego żałował. Pierwszy bełt zarobił w wyciągniętą przy telemarku łapę, czując jak kościec pęka przy uderzeniu. Dwójka walnęła jak kowalski młot, cal ponad biodra. Wchodząc w miękkie. Teraz już nie szło ustać. Mnich runął na lewy bok widząc kolejne pociski przelatujące mu nad głową. Chmara cała, nie do uniknięcia przez takiego olbrzyma jak Blak. Szczęście w nieszczęściu, półork przypadkiem zasłonił obie kobiety przed śmiercionośnym gradem. Bełtów, które wbiły mu się w udo i bark nawet nie zauważył. Jego uwagę za bardzo pochłaniał grot, który ze świstem i chrzęstem wbił mu się pod żebra. Inną taktykę wybrał Veinrick, który ruszył na wroga wywijając szablą. Rozpędzony niczym bitewny goniec z trwogą spoglądał jak Magoo postukując energicznie w dno kapelusza wytrząsa na bruk przed nim dziesiątki żelaznych pajączków. Skoczył pięknie, płynąc w powietrzu z rozwianą kitą rudych włosów i połyskującym ostrzem. Ale nie był na basenie. Kontakt z ziemią musiał nastąpić. Pech, że podwójne dno w cylindrze Herkulesa było tak obszerne i pajączków starczyło jeszcze na metr przed punktem, gdzie von Dusk wylądował. Syk! Syk bólu, gdy metal wdarł się pod skórę, a potem ten cholerny piekący ból skręcanej kostki. Szlachcic spadł na kolana, tuż za rozsypaną drobnicą. Wprost pod nogi Magoo. Detektyw podkręcił wąsa z zadowoleniem. Exquisément. * * * "Tu nie ma mowy o przypadku. Śledziłem każdy krok, wkrótce nawiążemy kontakt" – chrapliwy, starczy głos dudnił echem wśród skąpanej w mroku komnaty. Akustyka niczym w studni, niosła słowa wysoko, aż pod ginący w nieprzeniknionej ciemności strop pomieszczenia. "Cieszę się niezmiernie na tę chwilę. To niemal... ekstatyczne uczucie... Widzieć jak nowa istota wstępuje do naszej uświęconej rodziny" – drugi głos był jeszcze gorszy. Głośny i piskliwy, skrzeczący jak ścierane o krzemień szkło. Głos mężczyzny, ale nie męski głos. Głos kogoś, kogo pozbawiono męskości. Fizycznie. "Nasz obiekt przerasta dotychczasowe oczekiwania. Nie trzeba wykonywać egzekucji, jak w przypadku pozostałych. Sprawy ułożyły się bardzo pomyślnie" – ukontentowany ton niósł się przez kazamaty razem z odgłosem kroków dwójki spacerujących. "Obiekt?" "Naturalnie". "Mam na myśli to... To, że przecież mowa jest o kimś, kogo włączymy do rodziny. Jest już przecież gotow..." – piskliwy głosik zamilkł w pół słowa, zgromiony spojrzeniem swego patrona. "Nie sądź dnia przed zachodem słońca. Nie wiadomo w ogóle czy przejdzie obecny etap testu. Póki jest poza rodziną jest tylko rzeczą. Niczym. Przedmiotem do wykorzystania" – oschła mowa starca łatwo znajdowała posłuch – "Śledź ich osobiście. I zadbaj o pozbycie się zbędnego elementu, gdy już przyjdzie ten czas". * * *
Laseczka wcale nie była leciutką trzcinką. Była metalowym, twardym prętem, który zostawiał na skórze krwawe, sinoczerwone pasy. Veinrick zarobił raz i drugi, odpowiedział atakiem, zahaczył o pokaźne brzuszysko Herkulesa. Zahaczył, ale nie zranił. Oberwał po łapach, miecz mimo woli wyślizgnął się ze spuchniętych palców, spojrzenie zamgliło. Kolejne razy napływały z bardzo daleka. Z innej epoki, a może galaktyki? Ogłuszony szlachcic ledwo czuł cokolwiek. Bez ruchu leżał z wybałuszonymi ślepiami podziwiając zadziwiającą gibkość z jaką puszysty detektyw skacze ku dziewczętom. Spryciule brały już kurs na boczną alejkę, ale ciśnięta na ustawioną z beczek, złomu i egzotycznych różności piramidę laska zwaliła całą konstrukcję. Odcinając niewiastom drogę ucieczki. Blak ruszył z odsieczą. Skręcając się z bólu naparł na grubaska przyciskając go za barki do ziemi, miażdżąc z nieludzką siłą. W jednej sekundzie poczuł jak wszystkie siły uciekają z niego niczym powietrze z przebitego balonu. Herkules chwycił za wystający spomiędzy żeber pocisk i zaczął nim kręcić jak karuzelą, szarpiąc na wszystkie strony, błyskawicznie nokautując olbrzyma. Zostały dwie piękności i jedna bestia. Obie księżniczki miały oręż, a paskudny troll był bezbronny. Ruszyły w jednej chwili, z dwóch stron, okrążając przeciwnika.
Herkules Magoo, bardzo z siebie rad, uśmiechnął się promiennie i podkręcił wąsa. Veinrick leżał na wpół nieprzytomny, Blak zwijał się z bólu na ziemi, a Benathi nie mógł się wygramolić na równe nogi. Tylko Myvern, Kerin i Jamila dalej byli w formie. Rozradowany Herkules zaklaskał w dłonie i zastukał o ziemię obcasami. Nie do przeoczenia były dwa krótkie ostrza, które wysunęły się spod podeszw butów galanta. I jego zachęcający gest dłonią, gdy prosił gości do tańca. |