Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-08-2010, 08:12   #14
Bothari
 
Bothari's Avatar
 
Reputacja: 1 Bothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumnyBothari ma z czego być dumny
W oddalonym od Zielonej Sali i pełnym skorpionów pawilonie, po środku maty, medytował shugenja. Otwarte były wszystkie drzwi, tak by wiatr mógł przelatywać przez salę bez trudności. Pozapalano pełno świec i ustawiono dookoła nich różne rzeźby, by cienie mogły biegać tak jak lubią. Medytował głęboko, w zgodzie z Kami i żywiołami. Zwłaszcza w zgodzie z powietrzem. Wieści, które przynosiły duchy nie były zbyt przydatne. Nie przekazywano sobie jeszcze żadnych tajemnic. Nie zdradzano się i nie mordowano. A on szukał. Nie widział czego. Nie domyślał się nawet, że jest tu w tej samej sprawie co stary smok. Szukał jednak wytrwale. Bez trudu usłyszał rzucane przez niedoświadczoną shugenja zaklęcia. Bez trudu je rozpoznał. Od niechcenia przepytał te same kami co ona, by poznać treść rozmowy Lwa i Osy. W zdziwieniu uniósł aż brwi. Potem medytował dalej. Na najważniejsze natrafił o północy. Cienie miały pracowitą noc.


Pali były niezliczone ilości. Grube i cienkie, wysokie i niskie. Na niektórych przymocowano deski i kładki oraz dwa długie sznurowe mostki bez podparć po bokach - wszystkie wąskie i chwiejne. Cała konstrukcja wydawała się stworzona do biegania po niej i spadania prosto do wody. Na morzu, pomiędzy palami unosiło się kilkanaście zwrotnych łodzi. Teraz podskakiwały zabawnie na falach. Pomost z domostwa Kakita wisiał kilka metrów nad plażą. Z jego końca obserwator dostrzegłby wszystko co działo się na palach. Na razie był jednak pusty. To na plaży kłębił się tłum samurajów - zawodników. A na wysokiej wydmie opodal - tłum gapiów. Na razie ten drugi był znacznie większy. Dopiero teraz okazało się, jak wielu jest Krabów na tym turnieju. Stanowili zdecydowanie drugi co do liczności klan. Zadziwiała też ich przynależność rodowa - tylko kilku nosiło mon inny niż Hida. Trzecie były Lwy. Błękit, brąz i żółć dominowały bez dwóch zdań. Wszyscy pozostali wyraźnie wyróżniali się w tłumie.

Pan Kakita nie pozwolił na siebie długo czekać. Gdy wkroczył na pomost i zatrzymał się ze swoimi dworzanami nad głowami zawodników, wszyscy padli na kolana i uderzyli głowami o piasek. No - może niektóre Lwy nie uczyniły tego zbyt skwapliwie a pewien ronin zrobił to wręcz ostentacyjnie powoli ... ale ukłonowi stało się zadość. Potem pan Kakita przemówił.
- Witajcie na turnieju samurajowie. Jest zaszczytem dla rodziny Kakita, że tak licznie przybyliście. Zwłaszcza dziękuję rodzinie Hida oraz klanowi Lwa. To honor, że tak wielu z Was uznało ten turniej za godny. Dziękuję też i witam przedstawicieli Smoka, Skorpiona, Feniksa i Jednorożca a także Ważkę, Osę, Lisa i Wróbla. Na koniec witam poddanych pani Doji oraz wszystkich tych, którzy jeszcze nie należą do żadnego z klanów. Być może ten turniej to właśnie zmieni.
Mówca odwrócił się do stojącego po jego prawicy młodego mężczyzny w delikatnej masce w barwach lwa i porozumiał się z nim wzrokiem. Potem ponownie przemówił.
- Przez ostatnie sześć lat w konkursie niezmiennie wygrywali Żurawie. nie przypominam tego, by obrazić pozostałych. Chcę uzasadnić zmiany jakie nastąpią w tym roku. Zamiany, które pozwolą wygrywać najwszechstronniejszym samurajom niezależnie od liczebności ich klanu. Bardzo nieliczni z Was odpadną w trakcie jego trwania i niemal każdy weźmie udział we wszystkich konkurencjach. Dla każdego z was, przygotowaliśmy pudełko. Po każdej konkurencji osobiście wrzucę do niego kilka koku. Na koniec - zobaczymy w którym znajduje się jaka ich liczba. Naszym zwycięzcą będzie najbogatszy z samurajów.
- Po każdej konkurencji siedmiu najlepszych otrzyma siedem koku, następnych siedmiu - po sześć, kolejna siódemka - po pięć i tak dalej. Każdy z siedmiu sędziów będzie miał siedem koku do przekazania siedmiu samurajom, którzy w jego opinii postępowali najbardziej godnie. W ten sposób po każdej konkurencji możecie otrzymać nawet do 14 koku. Dążenie do perfekcji należy nagradzać. Oprócz tego - po każdej konkurencji najlepsza siódemka otrzyma nagrody od sędziów. Z tego co wiem mistrzowi przygotowali zarówno piękne, jak i groźne czy pouczające podarki.
- Pierwszą konkurencją jest ... błogosławieństwo pana Togashi. Za kwadrans oczekujemy was wszystkich bez broni czy zwoi, ewentualnie tylko z wakizashi, w odpowiednio dobranych przez was strojach. Wejdziecie na widoczne za wami pale i znajdziecie sobie odpowiednie miejsce do medytacji. Na sygnał pana Togashi zasiądziecie i będziecie medytować nad zagadką. Musicie jakąś ułożyć. Medytacja będzie trwała do jutrzejszego świtu. Ci, którzy spadną z pali, zostaną wyłowieni. Pierwsza siódemka z nich zakończy w ten sposób turniej. Będą mogli jednak zostać z nami i go obserwować dalej. Tych co dotrwają do rana poprosimy o zapisanie zagadki. Sędziowie rozważą je i wybiorą najlepsze. Podczas trwania turnieju należy medytować. Ci, którzy obrażą Kami Wody niedbalstwem w tej materii, zostaną przez nie strąceni. Ruszajcie przygotować się. Niech patron Smoków wam sprzyja.
Teraz to pan Kakita ukłonił się wszystkim i sprężystym krokiem odmaszerował. Na końcu pomostu pozostał tylko pomarszczony staruszek z siwa brodą w zielonych szatach smoka. On już rozpoczął medytację. Morze wzburzyło się, gdy tysiące Kami Wody przybyło do zatoki na jego wezwanie.


Młoda dziewczyna z pięknym feniksem na plecach nie wyglądała na shugenja. Właściwie większość dziwiła się tylko tej spokojnej dziewczynce i mało kto z obserwatorów dała by jej więcej niż 15 lat. A jednak była utalentowaną, choć bardzo młodą shugenja i stawa w szranki w turnieju z przeciwnikami prawie dwa razy starszymi od niej. Bała się tego, ale jeszcze bardziej przerażał ją stojący obok niej brązowowłosy mężczyzna. Fujita Takeji nie był miłym i łagodnym opiekunem. Tej nocy ... nie odpoczęła ani ona, ani on. Nie wypełniła też swojej obietnicy wobec Koso-sama. Spoglądała czasem w jej kierunku i przepraszała w duchu. Bała się też stojącego wraz z jakimś jednorożcem Doji Arashiego. Czy ją zauważy? Czy dowie się? Jak zareaguje? Bardzo starała się nie rzucać w oczy. Tak ... zdawała się teraz tylko mała, przestraszoną, nastoletnią dziewczynką, której bardzo daleko do gempuku. Bała się też tej konkurencji. Medytacja. Po takiej nocy ...



Po raz pierwszy wszyscy mieszkańcy Wiśniowego Pawilonu stanęli razem na wewnętrznym dziedzińcu. Kakita Numoku (zamyślony), Doji Miruko (lekko zmęczona), Shosuro Tokage (nic nie widać po twarzy - te skorpionie maski ...), Takatari Kirigirisu (zmęczony po chyba ciężkiej nocy), Koso Kayami, Matsu Mayu (zerkająca wściekle na Arashiego), Otaku Kashiko (rześka i uśmiechnięta do swoich myśli) oraz Doji Arashi. Wszystkim pokłoniła się służka, wyglądająca jakby nie spała przez ostatnie trzy noce.
- Witajcie samurajowie. Wybaczcie mi śmiałość. Jestem Jumiro i opiekuję się tym pawilonem. Pan Kakita nakazał mi powiedzieć, iż w czasie gdy będziecie medytować, ustawię pod waszymi pokojami skrzyneczki. Będą one reprezentowały te, które stoją w domu Dajidoji. Tyle, że do tych tu będę wrzucała kasztany, podczas gdy tam będą wrzucane złote koku. Wszystko po to, byście mogli zawsze sprawdzić, ile koku posiadacie Wy, a ile wasi przeciwnicy. Tak samo będzie i w innych pawilonach. - po tych słowach skłoniła się i przytknęła czoło do maty. Pozostała tak kilkanaście sekund. Dopiero po tym przysunęła przed siebie tacę z aromatyczną herbatą, by spragnieni mogli się wzmocnić przed całą dobą medytacji.


Uśmiechała się zupełnie jawnie choć nieco bezwiednie. Nie bała się medytacji. Nie bała się też wody. Nie interesowały ja też gierki Skorpiona i zapewne też Żurawi. Lwica była tak wyniosła, że też odpychała. Jedyny Jednorożec zaś ... tak. honor nie pozwalał jej rozpocząć rozmowy z kimś takim. Wszak zupełnie nie wiadomo jakiej toto jest krwi i jakich ma przodków. Nie myślała więc ani o nim, ani o całej reszcie. Skupiła się na turnieju i celu jaki jej przyświecał. Wyobrażała już sobie swój powrót. Żałowała, że nie ujrzy uśmiechu matki. Gdy heiminka skończyła mówić - wyszła, nie dając szans na zagadanie jej. Musiała wybrać najlepsze miejsce. Pognała więc do pali jakby goniła ją cała zgraja gaijinów. Zdziwiła się bardzo, że nie była pierwsza. Parę osób już wspinało się na pale i sadowiło się wygodnie. Wybrała pal ulokowany za jednym z największych. Koło południa powinna zaznać dzięki temu nieco cienia. Nie był wypolerowany, jednak musiał wystarczyć. Uklękła i uznała, że wybrała dobrze. Zawodnicy schodzili się ze wszystkich stron. Ktoś usiadł nad nią. Ktoś na głazie pod nią. Teraz rozglądała się już we wszystkie strony obserwując innych. Nagle - zobaczyła go! Zachwiała się na swoim palu i omal nie runęła na dół. Że też zawsze musi zjawić się w nieodpowiednim momencie. Coraz bardziej nie lubiła Żurawi. Tak samo jak jej matka. Zaklęła pod nosem. Niegłośno, ale wystarczająco by siedząca nad nią osoba usłyszała ...
* * *

Medytacja nigdy nie była jego mocną strona. A do tego ... tak strasznie bolała go głowa. Usiadł bokiem do słońca i oblizał spierzchnięte wargi. Doba bez picia ... cholerne sake. Kiedy rozległ się potworny, smoczy ryk - prawie podskoczył na swoim palu. Potem siedział i z pod przymkniętych powiek obserwował otoczenie. Słońce - jak na złość zaczęło się przemieszczać ku jego twarzy. To dla tego większość siadła twarzą do niego. Pomylił się i teraz będzie musiał wytrzymać oślepiający blask południowego słońca. Potem zaczęły się nudności i mroczki przed oczyma. Chwiał się lekko na palu. Nie mógł skupić. Pomimo, iż siedział bardzo wysoko, woda raz po raz ochlapywała go. Czyżby kami były urażone jego postawą? Nie wiedział, bo i skąd miał wiedzieć, co je ma tu urazić. Było mu coraz gorzej. Powierzchnia pala była już mokra. W ustach sucho i słono. Twarz palona słońcem. Żałował, że nie może rozebrać się tak jak ten ise-zumi na samym początku. Nie było by tak gorąco. Siedział na palu ... bo przecież medytacją tego nazwać nie było można. Nawet nie potrafił skupić się i przypomnieć, co właściwie miał wymyślić. Ocknął się nagle lecąc w dół. Po chwili objęły go fale. Szczęściem - heimini w łodzi od godziny obserwowali chwiejącego się na swoim palu Jednorożca i szybko wydobyli go do łodzi.
 
Bothari jest offline