Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-08-2010, 17:19   #13
Midnight
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację

- Elodie... - Jęk który wydobył się z moich ust zawierał w sobie równą porcję przerażenia i rezygnacji, co zachwytu. Suknia którą przyjaciółka właśnie delikatnie układała na stercie ubrań które miały zostać spakowane, była olśniewająca. Mogłam się domyślić czegoś takiego jednak nie w tak krótkim czasie jaki dano nam na przygotowanie się do owego spotkania.
- Skąd? - Zapytałam podchodząc jednocześnie by dotknąć lśniącego czerwienią jedwabiu.
- Tajemnica. Poza tym powiedziałam ci że masz wyglądać odpowiednio, a znając cię przewidziałam że będziesz chciała włożyć na siebie coś kompletnie beznadziejnego.
- Przeasadzasz... - Próbując się bronić chyłkiem zerknęłam na prostą, czarną sukienkę która czekała przewieszona przez oparcie fotela.
- Czyżby? - Wymownie uniesione brwi otwarcie kpiły z moich prób obrony.
-Jest elegancka, prosta i ....
- ... świetnie nadaje się na pogrzeb. Ewentualnie możesz się w niej wybrać na zakupy. Nieco nadwyrężając jej przydatność mogłabyś ubrać ją idąc podpisać tą idiotyczną zgodę na wyprawę, co rzecz jasna zrobiłaś.

Skrzywiłam usta w wyrazie świętego oburzenia. Nie minęła jednak chwila, a zmuszona zostałam do parsknięcia śmiechem. Na Elodie nie można się było złościć, boczyć, obrażać. Można jej było jedynie ustępować co zazwyczaj przychodziło łatwo i dawało zadowalające rezultaty. Naturalnie nie zawsze i nie dla każdego. Westchnąwszy teatralnie dałam znak że po raz kolejny udało się jej wygrać. Radosny uśmiech jakim obdarzyła mnie w nagrodę sprawił że obiecałam sobie powstrzymać się od przypomnienia czemu ma służyć moje dzisiejsze wyjście i co czeka nas jutro. Te, być może ostatnie chwile spędzone we dwoje nie powinny być zakłócone przez troski i zmartwienia. Skoro już ustaliłam nutę przewodnią wieczoru nie pozostawało mi nic innego jak zwyczajnie się nim cieszyć.
- Więc jak będzie? Przymierzysz? - Pełne nadziei spojrzenie błękitnych oczu nie pozwoliło na inna odpowiedź.
- Jeszcze się pytasz?
Chwyciłam suknię w objęcia i wykonując popisowy piruet roześmiałam się radośnie.


Dwie godziny później siedziałam już w zamówionej dorożce, która przy wtórze turkotu kół i uderzeń końskich podków o kocie łby, wiozła mnie do Le Chat Noir. Co na mnie czekało w murach tego przybytku? Kolejne zmartwienia czy też nareszcie jakieś dobre wieści? Kim są ci z którymi przyjdzie mi się spotkać? Pytania, które tak bardzo pragnęłam zostawić za sobą nie chciały się poddać. Radosny nastrój przygotowań prysł wraz z trzaśnięciem bata i mocnym szarpnięciem dorożki. Nerwowo miętosząc ozdobną sakiewkę spoglądam w półmrok za oknem. Mijane domy, a w nich błysk światła świadczący o toczącym się w ich murach życiu. Zwyczajnym, prostym życiu. Rodziny siadające przy kominku by wysłuchać historii lub zagrać w szachy. Dzieci marudzące przed snem. Żony wytykające mężom ich błędy. Mężowie uciekający do kochanek by od owych wymówek odpocząć w nieco cieplejszych ramionach. Samotne noce. Noce pełne grzechu i tajemnic. Miłość i zdrada, smutek, złość, nienawiść. Całe Xhystos.

Opuszczam roletę by odgrodzić się od tego miasta. Otacza mnie ciemność. Ta jest lepsza, jednak tylko trochę. W ciemności jestem sam na sam z myślami. Czuję się nimi zmęczona. Wciąż te same pytania bez odpowiedzi, te same wątpliwości, te same troski. Kto zajmie moje miejsce w naszej małej społeczności? Wysłałam list przez pewnego człowieka, który dostarczy go do świątyni, jednak...
Pocieram skronie czując zbliżający się ból głowy. Nigdy nie miewałam napadów migreny jednak tym razem chyba jeden mi się przytrafi.


Jesteśmy na miejscu. Nie potrzebuję zerkać przez okno by się o tym przekonać. Rzęsiście oświetlony podjazd, gwar licznych głosów, ciche dźwięki muzyki. Le Chat Noir. Gniazdo rozpusty, kłamstwa i zdrady. Drzwi dorożki otwierają się z cichym zgrzytem. Przystojna i przyozdobiona firmowym uśmiechem twarz młodzieńca zaprasza do opuszczenia dusznego i mrocznego wnętrza. Ująwszy w dłoń tren sukni drugą podaję nieznajomemu przyjmując zaproszenie i z cichym westchnieniem ulgi zostawiając za sobą ponurą, zgorzkniałą Iris. Uśmiecham się z wdzięcznością po czym odwracam by zapłacić za kurs. Szelest banknotów dziwnie współgra z tym miejscem. Niczym kolejna nuta w utworze mistrza.

Ruszam wtapiając się w kolejkę podobnych do mnie kobiet i mężczyzn. Czerwony płomień wyraźnie odcinający się od tęczowego korowodu. Wyobraźnia podsuwa mi obraz uśmiechającej się tryumfalnie Elodie. Odpowiadam zdawkowym uśmiechem za którym jednak kryje się radość. Uwielbiam lśnić. Być niczym drogocenny klejnot od którego nie można oderwać wzroku.
Nieco niedbałym ruchem poprawiam fikuśny kapelusz spoczywający na kunsztownie upiętych, płomiennych włosach, wyłapując przy tym kilka zaciekawionych, męskich spojrzeń.


Uśmiecham się unosząc wyżej głowę.
- Stolik numer siedem. - Oznajmiam portierowi po czym oddawszy płaszcz do szatni pozwalam się prowadzić ku miejscu przeznaczenia.

Szelest jedwabiu i odgłos obcasów uderzających o marmurową posadzkę zostają wkrótce zagłuszone przez setki podobnych odgłosów. Nowe wrażenie bombardują moje zmysły zniewalając umysł. Bogactwo ozdób przytłacza, tamuje procesy myślowe zezwalając jedynie na niemy zachwyt ferią barw, dźwięków, zapachów... Unoszę się na ich fali wypływając coraz dalej, zanurzając się coraz głębiej. Niczym maleńki, samotny stateczek wrzucony nagle w sam środek sztormu staram się utrzymać na powierzchni, odzyskać pewność siebie. Przestać zachowywać się niczym prowincjonalna myszka i rozglądać wokoło jak małe dziecko pierwszy raz przekraczające próg namiotu cyrkowego.

Wreszcie docieramy do stolika numer siedem, a przynajmniej mam taką nadzieję gdyż nigdzie nie mogę dostrzec tabliczki. Mój przewodnik ukłoniwszy się lekko znika w tłumie. Przyglądam się trójce mężczyzn którzy zdążyli już zająć miejsca. Nie mogę się zdecydować czy wzbudzają we mnie pozytywne czy negatywne odczucia. Ot, zwyczajni przedstawiciele rodzaju męskiego. Poczekamy, zobaczymy.

Podchodzę bliżej uśmiechając się przyjaźnie na powitanie. Podstawą w końcu jest dobre pierwsze wrażenie. Nawet w sytuacji gdy komuś wcześniej na tym nie zależało.
- Iris Casse. - Przedstawiam się i nie czekając aż wstaną z miejsc jak nakazują wymogi dobrego wychowania, zajmuję jedno z dwóch wolnych miejsc.
- Czy wiadomo już w jakim celu nas tu wezwano? - Pytam spoglądając wpierw na leżące na stoliku kopertę i nożyczki, a następnie na zebranych przy nim panów.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]

Ostatnio edytowane przez Midnight : 27-08-2010 o 19:40.
Midnight jest offline