Wątek: Tysiąc Tronów
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-08-2010, 17:32   #9
Lady
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Szybko pożałowała, że nie poszła do siebie. Odgłosy z zewnątrz była jeszcze w stanie znosić, ale to co wydawał z siebie krasnolud! Wierciła się z boku na bok w niewygodnym kącie. Wszystko przez lenistwo! A nie miała wcale tak daleko do swojej meliny. A gdy w końcu usnęła, obudzili ją niemal zaraz, o świcie. Kto widział, by budzić kogoś o tak wczesnej godzinie?! Zwłaszcza ją, ludzką istotę przyzwyczajoną do działania pod osłoną nocy. O takiej porze to zazwyczaj się kładła, albo przeczekiwała zamieszanie w jakiejś dziurze.
Za to obudziła się natychmiast, wyrwana ze snu tak doskonale, jak umiał to zrobić tylko mistrz. Owego świtu był to krasnolud, który z niewiadomego powodu porąbał stół na małe kawałeczki.
- Ja więcej nie śpię w jego pobliżu!
Obeszła go szerokim łukiem, bacznie obserwując topór, który chował za plecami. Miała nadzieję, że sprawa zakończy się szybko, bo z tym świrem nie wytrzyma zbyt długo! Nawet pojawienie się brudnego pasera przyjęła z niemalże radością. Był idealnym lekarstwem na poranny ból głowy, kierując go w stronę nienawiści, konkretnie skierowanej.
Nienawiść znacznie zmalała, gdy biedak dostał tarczą przez głowę.
Soe zachichotała, bezczelnie gapiąc się na Cohena, który jakiś czas temu patrzył na nią krzywo.
- A jednak! Wiedziałam, że tylko udajesz takiego porządnego!
Puściła mu całusa i przyspieszyła kroku, wreszcie nie spowalniana przez natrętnego sprzedawcę.

Gdy doszli do wiedźmy, nawet się nie zbliżyła. Nieszczególnie wierzyła w te wszystkie klątwy i inne przesądy, ale w końcu stało tam dwóch strażników, z którymi nie miała ochoty mieć doczynienia! W ogóle nie lubiła tej dzielnicy. Tyle złota, którego za nic nie można było ukraść, bogactwo wylewające się zewsząd, dumni i czyści ludzie i kapłani, rzucający na boki chciwymi oczami. Chciała zmyć się stąd jak najszybciej.
- Chodźmy, nie ściągajmy na siebie uwagi!
O tej wiedźmie i jej strażnikach łatwo dowiedzieli się kilku istotnych faktów, zupełnie wystarczających jak dla niej.
- Wrócimy tu w nocy. Robiłam już trudniejsze rzeczy.
Próbowała nadać głosowi lekceważący głos, co nie do końca wyszło. Wszystko przez te Czarne Kapelusze! Zwykle zapuszczała się tam, gdzie było ich jak najmniej, a tutaj musiała prawie ocierać się o całą ich zgraję!

Dobrze, że przytułek był znacznie dalej, w zupełnie innym świecie, który poniekąd znała znacznie lepiej niż Templewijk. Dzielnica nędzy! Jak okiem sięgnąć ani jednego strażnika, nie mogła się tu jednak pokazywać z takimi obcymi. Naciągnęła kaptur bardziej na twarz, prowadząc szybko i tylko kilka razy pytając o drogę. Nigdy wcześniej nie interesowały ją włości kapłanek Shallyi i chociaż sama o nich słyszała, to i tak wolała życie na ulicy.
Szybko się przekonała, że to był słuszny wybór!
Zniewolone akolitki, którym wolno się było odzywać tylko do tępych dzieciaków zgarniętych z ulicy? Nigdy wcześniej nie zderzyła się z fanatyzmem w taki sposób, chociaż widywała nawet pochody osławionych biczowników, odbywających jakąś swoją poronioną pielgrzymkę. Matka przełożona wyglądała, jakby to ona sama padła ofiarą jakichś guseł i Soe wolała się nie odzywać podczas pobytu w przytułku. Bo na język cisnęły się niewybredne słowa. Gdy czas było wychodzić, pierwsza poderwała się na nogi i skierowała do wyjścia, nie reagując, gdy jej czułe uszy wyławiały kolejne dziwne słowa z dziedzińca.

Kierunek pozostał jeden, machnęła więc ręką na słowa towarzyszy całego tego dziwacznego "śledztwa".
- A co nam kapłani Sigmara dadzą? Kolejnych fanatycznych bredni słuchała nie będę! Zwłaszcza, że ten przytułek tutaj, to już nie Shallyi a Sigmara! Słyszalam do kogo się tam modlili na dziedzińcu. Oni wszyscy są pod wpływem jakiegoś dziwacznego uroku, mówię wam! Cudowne dziecko, pfff.
Rozejrzała się, sprawdzając gdzie może wyładować narastającą furię, która pojawiała się zawsze, gdy widziała otaczającą ją głupotę. Nie znalawszy celu podeszła do krasnoluda i urwała kawałek kiełbasy, wkładając sobie ją do ust.
- To szczury, mają małe kości i nie zawsze wszystkie się dobrze przemielą.
Połknęła i wyłuszczyła im swój plan.
- Kogo chcecie odganiać, jak przecież mówili, że w nocy nikt przy klatce nie stoi. Trzeba tylko baczyć na patrole, co się tam kręcą. I nie dawać im po łbach a ostrzec i uciekać! Dasz jednemu w łeb to nie popuszczą, póki nie znajdą. Krasnoludy i szlachcianki z daleka rzucają się tu w oczy.
Posłała wymowne spojrzenie Nastii i Degnarowi.
- A jak który krzyknąć zdąży to biec jak najdalej, komu życie miłe i spotkamy się u Josta. Z tymi, którzy wystarczająco szybko biegają, ma się rozumieć. Pogadać z kobietą nie pogadacie, ona ledwie żyje i zakneblowana jest na dodatek! Zrobimy inaczej, prościej.
Podeszła do Cohena, macając mięśnie jego ramion i mrucząc przy tym z zadowoleniem.
- No no... nadasz się. Stanę ci na ramionach i raz dwa otworzę tę klatkę. Potem Jost nam pomoże wiedźmę złapać, wsadzimy do jakiegoś worka i wyniesiemy do bezpiecznego miejsca. Można z nią zrobić cokolwiek, ale zanim zacznie mówić to jakiś znachor by się przydał. Bo taka połamana tylko jęczeć będzie! Jeśli to na prawdę była matka przełożona, to zrobić nam nic nie zrobi, one tylko gadać umieją. Ktoś przeciw? Po drodze możemy do tych kapłanów nawet zajść.
Uśmiechnęła się słodko do Cohena.
 
Lady jest offline