Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-08-2010, 17:37   #2
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Był wędrowcem. A raczej Wędrowcem, te imię bowiem przyjął już dawno temu, ledwie kilkadziesiąt dni po opuszczeniu czarnej czeluści podziemi. Zaraz potem, jak dowiedział się, że tym samym mógł przeżyć, mógł dłużej żyć na zdezelowanym świecie, na którym pozostali prawdopodobnie tylko skurwiele chcące ujebać ci łeb a potem ograbić stygnące zwłoki. Dobrze, że chociaż był facetem, tych czasem ignorowano. Po co narażać się na wybebeszenie przez celny strzał z obrzyna? Ale kobiety... kobiety to była inna sprawa. Potrafili rzucać się i ginąć, byleby sobie podupczyć. A że z bandy ktoś odpadł to nawet lepiej, bo więcej żarcia dla mniejszej grupy.
Tak, świat w którym przyszło mu żyć był niezwykle sympatyczny i przepełniony optymizmem.

Keith nie wtrącał się w sprawy innych i bardzo mu zależało na tym, by inni nie wtrącali się do tych jego. Życie toczyło się swoim rytmem, a bohaterowie dawno zdechli. Wędrowiec doskonale o tym wiedział, przemierzając pustynie starego USA. Nie widział altruizmu, samarytanie co najwyżej dostawali kosę w plecy, wiara upadła a to co pozostało, było tym za co kiedyś wsadzano do więzień. Tak jakby na świecie byli już tylko ci kryminaliści.
Czarna wizja, co?
Ciekawe jak można by sobie ułożyć inną. Tak jak ci w tej zadupiastej wsi, nieco mniej pustynnej od reszty świata? No i co im z tego przyszło? Dziwne, że wciąż żyli, najwyraźniej pobliskim miastom nie doskwierał głód jakoś szczególnie mocno. Albo wciąż mieli fanty na wymianę. Pewnie, niedługo się to zmieni, ale wtedy Keith będzie już daleko stąd. Tym razem kierował się na południe, zaznaczając kolejne konkretne punkty swojej podróży na mocno podniszczonej mapie. Jak zwykle bez celu i z celem jednocześnie. Nie lubił jak mu przerywano, chyba, że sam się w coś postanowił wpakować. Za coś trzeba było żyć.

Wygląd nie wyróżniał go wśród tłumu. Może ta ciemna cera, murzyńska. Nie tak wielu takich jak on przetrwało, prawda? Skurwysyny wolały chować pod ziemią białasów. Ta złość to też echo przeszłości. Tak jak zmarszczki przy oczach, nierównie ścinane czarne włosy i broda, która nigdy chyba nie była gładko wygolona. Spokojne, brązowe oczy, często chowane za ciemnymi okularami. I białe zęby, o tak, piękne białe zęby. Zdrowe i prawie nie bolały. Zmęczona twarz człowieka, który tylko chce, by dano mu spokój. Do tego długi, pocerowany i zakurzony brązowy płaszcz, zakrywający resztę ciała. Pod spodem, gdy rozpiął kapotę, mocno używana kamizelka kevlarowa i reszta ciuchów. Brudnych, ale w miarę pozbawionych dziur. Na głowie stary kapelusz, na nogach solidne, długie buty. Wysoki, ale nie za bardzo, czy zadbany nie wiadomo. Płaszcz i reszta ubrania zakrywały szczegóły, podobnie jak broń. Tylko solidny pas zwiastował, że coś tam do niego domocował.

Stojąc teraz w marnej knajpie, w której jednakże mieli przynajmniej żarcie i picie, beznamiętnie patrzył na wydarzenia, zainteresowany bardziej pociesznym dziadem niż tutejszym gangiem. Drugi kufel sączył wolniej, zastanawiając się, jak taki stary dziad wyraźnie nie stąd przeżył tak długo. Niektórzy zdawali się mieć zajebiste szczęście nawet w takim świecie, w jakim obecnie żyli. Keith szybko stracił nim zainteresowanie, kiwając jeszcze raz na barmana.
- Nie lubicie obcych, co? Wygodnie wam tu, tacy jak ja to już śmieciarz. Wasza sprawa, nie moja. Daj coś do żarcia.
Zignorował prychnięcie, sięgając do kieszeni i turlając przez ladę jeszcze dwa naboje.
- Więcej, przybłędo.
Keith wciąż był szybki. Widać to było w tym jak teraz się odwrócił, zbliżając twarz do twarzy barmana.
- Tyle się należy. Patrząc na twoich gości, to na twoim miejscu cieszyłbym się, że cokolwiek zarobisz.
Łyknął znów z kufla i błysnął gospodarzowi zębami. Był spokojny, ale przez chwilę na pewno nie wyglądał na bezbronnego przybłędę. Czas się było zainteresować tutejszymi. podlazł do ich stolika, a gdy zrobiło się tam wystarczająco cicho, podsunął sobie taboret i usiadł na nim, stawiając swój browar czy co to tam było na stoliku. Nie przejął się szczególnie nieprzyjemnymi spojrzeniami, ale jedna z dłoni wymacała schowaną pod kapotą broń.
- Straciliście ponoć kogoś. Znam życie i znam odbieranie życia, mogę pomóc. Za równy podział fantów po całej sprawie. Znają was tam, prawda? Mnie nie. Mam jeszcze kilka innych zalet. Zwę się Wędrowiec. Stoi?
Bezceremonialnie wyciągnął dłoń ku Rice. Druga wciąż spoczywała na spuście obrzyna. Różnie ludzie reagowali, zwłaszcza frajerzy, którzy zwali się gangami.
 
Sekal jest offline