Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-08-2010, 18:01   #50
Bielon
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Rozwrzeszczana tłuszcza rzuciła się po pochyłości wprost ku strzelającym w ich stronę śmiałkom. Bez cienia poprzedniego wyrachowania, bez opamiętania, na przepadłe. Draholt i Nydian rozpoczęli swój mały wyścig z czasem o naciągnięcie łęczyska kuszy. Walkę, której mogli nie wygrać. Półelf Vallan, Ronir i Corvus dobyli oręża i ruszyli na spotkanie wrogom, świadomi tego że oto nadeszła pierwsza prawdziwa potyczka na śmierć i życie. Pierwszy bój, próba krwi…

Od bestii dzieliło ich może niespełna dziesięć kroków, kiedy nagle „szczurki” cisnęły dzierżonymi dzirytami! Sześć ciśniętych pocisków pomknęło na spotkanie śmiałków, którzy naraz zrozumieli, że oto dali się zwabić w pułapkę! Bestie bowiem w jednej chwili zatrzymały się i ruszyły z powrotem. Dzidy, szczęśliwie dla badaczy lochów, chybiły przelatując obok lub ześlizgując się po pancerzu czy odzieniu. Mieli szczęście. Nie wszyscy jednak. Jeden z bełtów rzucony pozornie niezdarnie, miast w pierś, pomknął ku łydce Corvusa. Pomknął i trafił! Kamienny grot wszedł pod pancerz i wbił się boleśnie kalecząc ciało, ogniem wypełniając żyły. Corvus zaklął szpetnie i jednym ruchem wyszarpnął oręż ciskając go precz. Wściekły rzucił się ku uciekającym stworkom. Wyprzedziły go bełty wystrzelone przez Nydiana i Draholta, którym udało się naciągnąć naciąg kusz i wycelować. Strzał z takiego bliska w odsłonięte plecy uciekających stworzeń był banalny. Jedynym niebezpieczeństwem byli kompani, których można było niechcący trafić, ale i to okazało się szczęśliwie obawą przedwczesną. Dwóch ostatnich dostało wysoko, w łopatki. Padli wierzgając łapami, drąc żwir pazurami w próbie desperackiej dalszej ucieczki. Ale Vallan, Corvus i Ronir już ich dopadli. Nie dawano pardonu.

Ronir wpadł pierwszy pomiędzy uciekających. Jego miecz zawirował i od razu trafił w odsłonięte plecy uciekającego gada. Drugi cios był już zbędny, Ronir wyprowadził go miłosiernie dobijając rannego ustępując biegnącemu Vallanowi. Miał podobne co i on szczęście. Dwa miecze rozpłatały dosłownie stwora odrąbując mu ramię i udo. W fontannie krwi tryskającej z ran stwór runął na ziemie i wypełnił pieczarę skowytem. Corvus, utykający lekko, dopadł dwóch ostatnich wściekłością pokonując przeszywający ból w łydce. Miecz zafurkotał w płaskim, brutalnym cięciu w które włożył całą swą siłę. Wojownik niemal nie poczuł oporu, ale oba stworki się zatrzymały. Przez chwilę zdało się wszystkim, że Corvus chybił i tylko niezrozumiałe było, czemu naraz uciekający zatrzymali się w pół kroku. I naraz, po krótkiej niczym dwa uderzenia serca chwili oba stwory rozpadły się na dwie połowy odsłaniając koszmar brutalnego cięcia wielkim mieczem wojownika.

Z uciekinierów nie pozostał nikt. Nieliczne niedobitki ciężko rannych bestii żebrały o łaskę, miłosierdzie umierania. Łaskę, którą w tej chwili tylko śmiałkowie mogli im dać. Nie wszyscy jednak pełni byli miłosierdzia. Kiedy opadł bowiem bitewny amok Corvus z niepokojem dostrzegł śluz na końcówce dzidy. A myśl o tym czym może być specyfik na końcu dzidy, w połączeniu z dziwnym żarem w zranionej łydce, nie napawała go pozytywnym mysleniem…





.
 
Bielon jest offline