Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-08-2010, 20:38   #545
Smoqu
 
Smoqu's Avatar
 
Reputacja: 1 Smoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodzeSmoqu jest na bardzo dobrej drodze
Pt, 19.X.2007, wydział XIII, biurko Phila 12:15

Podobno krótki sen lepiej regeneruje siły niż długi. Być może była to prawda, ale nie działała do końca w przypadku Phila. Po trzech godzinach snu był półprzytomny, gdy wychodził z domu. Nie pamiętał dokładnie, jak się ubrał i czy zjadł śniadanie. Szczęśliwie pewne czynności wykonywał już automatycznie, bo szelki z bronią były na swoim miejscu. Chłód panujący na zewnątrz otrzeźwił go trochę i po pokonaniu całej drogi, już całkiem wybudzony dotarł do wydziału nawet chwilkę przed czasem, czyli południem. Bez zdziwienia zauważył brak śladów bytności swojej partnerki przy jej biurku, ale nie zastanawiał się nad tym. Pewnych rzeczy nie można było zmienić ani usunąć, więc trzeba je było zaakceptować albo ignorować.

Zabrał kubek z kawą z wydziałowego automatu, zajął miejsce przy biurku i zaczął przeglądać zgromadzone na nim dokumenty, czekając na uruchomienie się komputera. W końcu zalogował się i zabrał do roboty papierkowej, czyli raportu z nocnego patrolu. Na szczęście niewiele miał do opisania, gdyż pojedyncze wezwanie nie stanowiło zbyt interesującego tematu, gdy dochodziło do opisania faktów. Nikogo nie obchodziło, co detektyw myślał albo czuł, ani to, że sekundy zmieniały się w minuty, gdy czaił się w odległości 5 metrów od potwora mogąc być w każdej chwili rozszarpanym. Godzina ... rejon ... detektywi w patrolu ... wezwanie od ... istotnymi informacjami było, że specyfik Pavlicek zadziałał i w podwójnej dawce umieszczonej w wilkołaku potrzebował ponad 5 sekund, żeby go powalić. W tym czasie potwór przebiegł ok. 30-40 metrów i gdyby nie wsparcie Olafa, który odwrócił jego uwagę, to z Phila pozostałby tatar. W czasie działania środka zdolności regeneracyjne pozostały bez zmian, gdyż rany zadane czerwoną amunicją zabliźniły się, zanim zapadł w sen. Po zapadnięciu w sen ciągle pozostawał w postaci przemienionej. Wniosek ... do skutecznego zaaplikowania środka jest niezbędna współpraca obu policjantów. McNamara przejrzał jeszcze raz raport, wydrukował go, podpisał i wrzucił do skrzynki raportów, która wisiała przy gabinecie Logan. Po zakończeniu pracy niezbyt lubianej, ale koniecznej wrócił do przeglądania papierów, które zgromadził. Być może coś przegapił wściekając się na dość lekkie podejście do sprawy swojej partnerki i walcząc z jej apatią ...

Niewinna na pierwszy rzut oka notatka, która wysunęła się z aktów sprawy, zwróciła jego uwagę. Przeczytał ją uważnie i zajrzał do stenogramu przesłuchania pana MacGregora. Wyglądał na mocno niekompletny, gdyż zabrakło odpowiedzi na kilka podstawowych pytań dotyczących powodu, dla którego znalazł się on w wydziałowej salce przesłuchań. I wyjaśniło się owo "nieznane" źródło informacji i z czym to powinni poczekać do poniedziałku.

Wygląda na to, że EMOwampiry są bardziej powiązane z tą sprawą, niż chce to widzieć ... albo przekazać pani detektyw ...

Phil wyprostował się i postukiwał chwilę palcem w leżące przed nim dokumenty. Ze stenogramu wynikało, że przesłuchanie było przeprowadzane przez Esmę, która aktualnie przebywała w domu, zaś Amy nawet nie bardzo brała w nim udział, gdyż została wezwana do recepcji wydziału. W końcu uruchomił notatnik na komputerze i wypisał kilka punktów, które mogłyby pomóc w dalszym rozwiązaniu sprawy i poprawie współpracy z panią detektyw. Najpierw jednak postanowił sprawdzić pewne dość intrygujące zagadnienie. Jaki właściwie status i uprawnienia miał w tej sprawie? Partnera, pomocnika a może nikogo? W końcu oprócz ustnego polecenia nie miał żadnych innych wytycznych. Miał pomagać ... cokolwiek to znaczyło. Sprawnie zalogował się do systemu i sprawdził najpierw swoje przydziały ze statusem a następnie właściwości powierzonej mu sprawy ... W jego głowie zaczął kiełkować pewien pomysł ...

Zadowolony z wyników zabrał się za pisanie wniosków i weryfikację wszystkich informacji, które pomogłyby mu dalszych działaniach, zgodnie z zasadą, którą przyswoił i w college'u, i później w służbie przygotowującej - im więcej papieru, tym ... głowa spokojniejsza. A on nie miał zamiaru się podkładać w pierwszych dniach pracy na wydziale. Na pierwszy ogień poszedł wniosek o dostęp do akt sprawy EMOwampirów. Uzasadnienie było trywialne, bo w końcu nad tą sprawą pracował McMurry, kiedy został potraktowany w zaułku czymś, co sprowadziło na niego śpiączkę. Ponieważ sprawa była już zamknięta, więc powinna trafić do królestwa panny Grey i tam też trafił wniosek opatrzony odpowiednimi podpisami. Niestety, uzasadnienie uznano za niewystarczające do wglądu w całość sprawy, a tylko w informacje wstępne, które same w sobie były dość interesujące. Jako osobę wprowadzoną w szczegóły wskazano Amy.

Następną sprawą było ponowne sprawdzenie rzeczy po śpiącym detektywie. Phil sprawdził w dokumentach, czy ktokolwiek poddał je analizie ... jakiejkolwiek analizie. Były tylko najbardziej podstawowe informacje i żadnych zleceń bardziej dokładnych badań. Najbardziej interesującym przedmiotem był oczywiście telefon, w którego książce telefonicznej nie było żadnych interesujących informacji. Ale przecież w oprogramowaniu telefonu był "sejf", gdzie można było zapisać dane przy okazji szyfrując je. Detektyw nie bardzo wiedział, czy w ogóle można się dostać do takich danych bez znajomości hasła, ale na pewno na wydziale mógł znaleźć się specjalista od elektroniki. Pokwitował więc odbiór telefonu z przechowalni i skierował się do podziemi, gdzie rządziła Pavlicek, żeby u źródła dowiedzieć się, kto może mu pomóc w tym badaniu. Nie spodziewał się szybko efektów tym bardziej, że miał dla tego eksperta jeszcze inne zadania ... sprawdzenie komputera służbowego detektywa McMurry'ego oraz jego komputera domowego, który spodziewał się zdobyć. Okazało się, że dane z komórki i służbowego komputera są już poddane obróbce, więc nie pozostawało nic innego, jak oczekiwanie na wyniki. Phil już miał wychodzić z laboratorium, gdy przypomniał sobie, że jednym z numerów zanotowanych w książce adresowej komórki jest telefon do pracownika wydziału przestępstw komputerowych.

- Pani doktor, czy można zaangażować w sprawę odszyfrowania danych kogoś spoza wydziału?

- Po co? Sprzęt jest aktualnie u najlepszych specjalistów w kraju, więc nie widzę sensu w angażowaniu kogokolwiek. - sceptycznie zauważyła Laura.

- Pytam, bo w książce telefonicznej na komórce jest numer do jednego z pracowników wydziału przestępstw komputerowych. Zakładam, że to były współpracownik albo dobry znajomy z poprzedniego miejsca pracy, więc zapewne zna McMurry'ego i stosowane zwykle przez niego metody zabezpieczeń. Myślę, że może przyspieszyć odzyskiwanie danych z dysków.

- Jak chcesz. - wzruszyła ramionami. - Ale w razie czego ja nic nie wiem.

Phil zarejestrował, żeby skontaktować się jeszcze dziś ze wspomnianym numerem, po czym przeszedł do sprawdzenia informacji o MacGregorze i dziewczyny, która znów dzwoniła na telefon śpiącego i znów nie znalazł nic interesującego. Nie zrażony kontynuował poszukiwania informacji. W końcu to była jego praca. Sprawdził jeszcze kilka informacji, które znalazły się na jego liście, ale prowadziły donikąd. Dotychczasowa partnerka wykręciła się od jakiejkolwiek pomocy zasłaniając się chorobą syna i skierowała go do osoby świetnie poinformowanej, czyli Amy. Dziewczyna śpiącego była poza miastem, więc dostęp do komputera prywatnego był niemożliwy. Jedyne, co udało się namierzyć i zdobyć to książki autorstwa jednego z podejrzanych w sprawie EMO. Czy to mu się podobało, czy nie, musiał porozmawiać z partnerką.

Akurat jego partnerka skończyła pisanie raportu ze swojej części patrolu, więc wykorzystał moment, zabrał przygotowany notes i długopis, wstał energicznie, podszedł do biurka Amandy i zapytał:

- Przepraszam pani detektyw, czy moglibyśmy chwilę porozmawiać, podsumować postępy i skoordynować następne działania? Mam również kilka pytań w sprawie przesłuchania pana MacGregora. - chwilę czekał na jej reakcję.

- Słucham więc panie detektywie. - Amanda usiadła na rogu biurka i zaplótłszy ręce na brzuchu czekała na swego rozmówcę.

Phil wziął najbliższe krzesło, przystawił, usiadł na nim i rozpoczął - Może podsumuję moje wnioski po zapoznaniu się ze zgromadzonymi materiałami. Myślę, że kluczem do problemu śpiączki obu detektywów jest McMurry. Próbowałem znaleźć motyw uśpienia go i jedyne, co mi pozostało to sprawa EMO. Wygląda na to, że został uznany za zbyt niebezpiecznego. Teraz jeśli chodzi o sprawcę, to wiemy niewiele. Jest dość prawdopodobne, że była to ta sama osoba, która zadzwoniła do McMurry'ego z okolic miejsca, gdzie popełniono przestępstwo. Jeśli tak, to skądś musiał mieć telefon do ofiary i najprawdopodobniej McMurry znał go, bo pojechał w to miejsce. Dodatkowo nie kontaktował się z nikim telefonicznie wcześniej z komórki. Czy pamięta pani, czy dzwonił do kogoś z telefonu biurowego? - spoglądał pytająco na rozmówczynię.

- Raczej nie. Nie pamiętam by używał telefonu biurowego, choć do ewentualnego bilingu powinien pan dotrzeć tu bez problemu. - odpowiedziała szczerze.

Detektyw zanotował coś skrupulatnie w notesie.

- Dziękuję. - i kontynuował dalej swój wywód - Teraz ślady pozostawione na miejscu wskazują na kogoś, kto posłużył się jakimś egipskim demonem do sprowadzenia klątwy na McMurry'ego. Najprawdopodobniej posiada jakiś przedmiot pozwalający kontrolować go chyba, że jest kimś potężniejszym od samego demona. - Phil uśmiechnął się krzywo. - Nieistotne ... w każdym razie uważam, że sprawca jest powiązany z organizacją EMO i wyeliminował McMurry'ego, bo ten za bardzo węszył. Nie wiem, czy i jak zdobył telefon, czy to McMurry się z nim skontaktował pierwszy, czy nie i być może sprawca wykorzystał jakiegoś informatora McMurry'ego, żeby do niego dotrzeć. Nasz śpioch był specem komputerowym, więc przypuszczam, że mogły pozostać ślady jego poszukiwań i ich efektów na jego komputerze i w komórce. Niestety, są nieźle zabezpieczone i wydziałowym magikom udało się jedynie skopiować dane bez ich uszkodzenia. Aktualnie są poddawane obróbce przez najlepszych specjalistów z zewnątrz. Jest jednak dodatkowy ślad w postaci amuletu Seta, który mi pani pokazała. Został znaleziony przy wspomnianym MacGregorze, zatrzymanym w sprawie EMO, co potwierdza, że ktoś z ich organizacji zajmował się sprawami mitologii egipskiej. Raport z przesłuchania tego delikwenta jest zbyt lakoniczny i brakuje mi w nim kilku informacji. Naprawdę żadna z pań nie zadała pytania jak wszedł w posiadanie tego amuletu, skąd go ma ewentualnie kto mu go dał? Wiem, że przesłuchanie prowadziła pani partnerka, ale twierdzi, że pani jest świetnie o wszystkim poinformowana. Może mi pani powiedzieć, jak było z tym przesłuchaniem?

- Większość czasu detektyw Barthes była z przesłuchiwanym sama, a znane mi urywki nie dają podstaw do żadnych konstruktywnych wniosków. Przesłuchał pan nagranie z przesłuchania? -

- Chętnie bym to zrobił, gdyby istniało. Niestety, nie istnieje. Myślę, że powinniśmy odszukać pana MacGregora i zadać mu kilka pytań pomocniczych. - spoglądał teraz pytająco na Amandę oczekując jej opinii.

- Został zwolniony z braku dowodów i zasłonił się prawnikiem. Może odmówić jakichkolwiek odpowiedzi i z pewnością to zrobi. Chyba, że będzie to detektyw Barthes, z którą dobrowolnie umówił się na spotkanie. Podmiana raczej nie wchodzi w grę, chyba, że jest pan detektywie tym całem digimorfem i potrafi przejąc cudzy wygląd i sposób bycia.... Albo jakieś zaklęcie... W każdym razie rozmowę MacGregora z kimkolwiek poza Barthes oceniam na niewykonalną. A na pewno zamknie ona ta jedyna szansę dojścia do niego poprzez panią detektyw. Ja się w nic zmienić nie dam więc to pan w razie czego musi się przebrać. -

Znów coś zostało zanotowane w notesie. - Czy zna pani jakieś szczegóły tego spotkania? Kiedy ma się odbyć, gdzie? Pytam się, bo wiem, że pani detektyw Barthes nie wróci w poniedziałek do pracy i obawiam się, że trzeba będzie poradzić sobie bez niej ... przynajmniej na razie.

- Byli umówieni na kontakt telefoniczny. Szczegółów nie znam. -

- Naprawdę? - zdumiony Phil spojrzał w kierunku biurka Esme. - A na jaki numer miał się kontaktować? Biurowy czy komórkowy? Właściwie to może od razu zadzwonimy do pani detektyw i sprawdzimy, czy się z nią skontaktował i czy możemy dalej podążyć tym tropem? - wyciągnął rękę w kierunku telefonu.

- No to niech pan poczyna detektywie. - rozłożyła bezradnie ręce. - W imię kudłatego. -

Podniósł słuchawkę i sprawnie wybrał numer nawet nie sprawdzając go w zapiskach. Skinął na Amy, aby się zbliżyła.

- Biiip ... biiip ... biiip ...

- Słucham, o co chodzi?- rzekł kobiecy głos, w którym czuć było rozdrażnienie i zmęczenie. Kiepska zapowiedź dalszej rozmowy.

Odstawił trochę słuchawkę od ucha, żeby partnerka też mogła słyszeć odpowiedzi i powiedział do mikrofonu - Dzień dobry pani detektyw. Z tej strony McNamara i detektyw Walter. Przepraszam, że niepokoję ponownie, ale chodzi tylko o krótką informację. Jak i gdzie umówiła się pani na spotkanie z MacGregorem? - bez zwłoki przeszedł do sedna, żeby nie drażnić rozmówczyni jeszcze bardziej.

- Z kim? Panie detektywie, naprawdę nie mam teraz głowy do śledztwa. Z tego co pamiętam, nie umówiłam się z nim nigdzie.- odparła kobieta.- Miał zadzwonić, czy coś w tym rodzaju, jeśli ma jeszcze jakieś pytania, to ma pan kilka minut na je zadanie. W tej chwili nie mam czasu.

- Gdzie miał zadzwonić? Na stacjonarny, czy komórkę?

- Na stacjonarny.- odparła krótko kobieta.

- Wie pani, że jest on odłączony? Czy działał, gdy była pani w biurze?

- Co? - irytacja kobiety zaczęła się nasilać.- O czym pan pierdoli? Zresztą nieważne. Byłam w biurze tylko dzień. Potem była choroba mego syna. Jeśli ma pan jakieś jeszcze głupie pytania to proszę je skierować do detektyw Walter. Do widzenia.

I rozłączyła się. Phil trzymał chwilę słuchawkę w ręku słuchając ciszy, po czym odłożył ją ostrożnie na widełki i spojrzał pytająco na Amy.

- Coś jeszcze? - popatrzyła na niego lekko znudzonym głosem. Chyba nie oczekiwał, iż będzie komentować dość impulsywną reakcje matki chorego dziecka. Wolne to wolne praca została za drzwiami.

- Skieruję więc głupie pytanie do pani. Czy nie zauważyła pani, co się stało z tym telefonem?

- Jeszcze wczoraj był podłączony. - Ziewnęła nawet nie siląc się na przesłonięcie ust.

Znów długopis zapisał coś w notatniku. - Nie pozostaje nic innego, jak sprawdzić billing tego numeru. Skoro detektyw Barthes była tylko jeden dzień w biurze zanim się udała na zwolnienie, to nie powinna mieć dużej ilości połączeń. Może uda się go namierzyć. - wstał - Jak będę miał jakieś wyniki, to się zgłoszę. Tak jak mówiłem, detektyw Barthes nie wróci w poniedziałek, więc chyba nie ma sensu czekać i dobrze by było spróbować spotkać się z MacGregorem ... razem.

- Na ile sposobów potrafi się pan zabezpieczyć przed usypiająca klątwą detektywie? Ja nie mam ochoty na robienie pod siebie i jedzenie przez słomkę, nawet jeśli miała bym tego nie pamiętać, a pan? -

- Myślę, że dokładnie na tyle samo sposobów, co detektyw Barthes. Ja też nie mam na to ochoty, jednak strach przed tym nie może całkowicie nas sparaliżować, bo wtedy nasza obecność tu nie ma sensu. Dlatego dobrze by było, gdybyśmy wspólnie się ubezpieczali. Możemy się poradzić pani psycholog, może ona coś nam pomoże?

- Jak się uprzesz to mogę pana detektywie ubezpieczać ale ani się do tego freaka nie zbliżę, ani nie zamierzam wchodzić w jego pole widzenia. Mam przygotowany sprzęt podsłuchowy, nagrywający, itd. Mogę z odległości śledzić przebieg pańskich poczynań i w razie potrzeby wezwać wsparcie. I koronera. Tylko proszę wziąć pod uwagę, iż podejrzany będzie się pilnował i skoro nie mamy na niego nic konkretnego wymuszona rozmowę bez umówienia się z wyprzedzeniem zapewne potraktuje jako nachodzenie w celu wymuszenia zeznań. Ostrzegam by potem nie był pan zaskoczony detektywie. -

- Ja miałem na myśli wsparcie, a nie obserwację zdarzeń. Do tego nie jest potrzebny detektyw. I nikt nie ma zamiaru go do niczego zmuszać. W końcu całkiem dobrowolnie zgodził się na spotkanie z detektyw Barthes, a my będziemy tylko ją zastępować, bo nas o to poprosiła, prawda?

- A co ma pan detektywie na myśli mówiąc o wsparciu? Towarzystwo do samobójstwa? -

- Kto mówi o samobójstwie? Pewne ryzyko istnieje, to oczywiste, ale też chyba normalne. A mówiąc o wsparciu mam na myśli wspólne stawienie czoła niebezpieczeństwu i ewentualne, bezpośrednie - położył nacisk na to słowo - działania ratunkowe ze strony partnera.

- Puki nie załatwisz pewnej obrony przed uśpieniem na mnie nie licz w takich akcjach. Tak po prostu. -

- I wszystko jasne. Ale będzie mnie pani odwiedzała i podrzucała jakieś smakołyki do wciągnięcia? - zebrał notatnik i długopis oraz odstawił na miejsce krzesło.

- W szpitalu smakołyki tylko się zmarnują. Ale pobawię się w tego niechcianego obserwatora. Ktoś do tego szpitala musi po całej zabawie pana detektywa zaciągnąć. -

- Oh, dzięki. Przynajmniej wilka nie złapię leżąc na zimnym asfalcie. Jak będę miał bliższe informacje gdzie i kiedy, zgłoszę się, żeby można było wybrać odpowiedni punkt obserwacyjny. - skierował się do swojego biurka.

- Fajno. Napomknę Mike'owi by przygotował rusznice. -

To nie do końca to, o co mi chodziło, ale przynajmniej nie pogryźliśmy się znów. Czyli jest pewien postęp.

Nie były to zbyt optymistyczne myśli, ale i tak dużo lepsze niż po ostatnim "starciu" z partnerką. Pozostawało załatwić pilnie dwa billingi ... i jedną dodatkową sprawę związaną z telefonem Esme. Napisanie podań poszło mu piorunem, gdyż wykorzystał jako szablon podanie, które pisał o billing telefonu komórkowego McMurry'ego. Wystarczyło zmienić datę i numery, wydrukować i po chwili zapukać do gabinetu porucznik Logan. Ta, po zapoznaniu się ze sprawą wysłała go do technika. Billingi nie były zbyt pomocne, gdyż okazało się, że McMurry kontaktował się ze swoją dziewczyną, a do Esme były co prawda dwa telefony w odstępie pół godziny, ale z numeru budki telefonicznej centrum handlowego na Manhattanie ... tej samej budki. Tym niemniej raczej nie można było się spodziewać, że pod tym adresem mieszka poszukiwany przez nich MacGregor. Wykorzystując okazję McNamara wypytał jeszcze o odłączenie telefonu detektyw Barthes. Okazało się, że nie została odłączona, ale stwierdzono awarię aparatu, który został naprawiony. Ponieważ był odłączony, gdy przyszli technicy, więc pozostawili go odłączonym. A było to w środę, 17.X ok 10 rano, więc nie wczoraj ...

Tylko kto i po co go w ogóle odłączał? I dlaczego Amanda nie powiedziała prawdy?

Wyglądało na to, że ktoś wręcz sabotuje postępy śledztwa i większość śladów wskazywała jego partnerkę. Nie było to miłe odkrycie, ale nie miał zamiaru robić cokolwiek w kierunku postawienia jakichkolwiek oskarżeń ... przynajmniej na razie. Wracając z rozmowy z technikiem podłączył aparat do linii i podniósł słuchawkę sprawdzając, czy działa.

Po zakończeniu wyjaśniania spraw z telefonami Phil wrócił do swojego biurka i nie ociągając się zatelefonował pod numer, który odnalazł w komórce McMurry'ego i zidentyfikował jako telefon do pracownika wydziału do spraw przestępstw komputerowych. Liczył na współpracę tego faceta. Mogła się okazać nieoceniona.

- Biiiiip ... biiiip ...

- Halo ... - zabrzmiało znudzone z drugiej strony.

- Halo. Dzień dobry, mówi detektyw Philip McNamara. Czy rozmawiam z panem Barrowem?

- Tak, o co chodzi? - ton głosu nabrał energii.

- Czy zna pan detektywa McMurry'ego?

- Jasne... trochę nas zaskoczyła wiadomość, że jest w śpiączce. Szkoda go, to był wspaniały facet. Z drugiej strony, czasami ludzie budzą się ze śpiączki.

- Cóż, wolałbym nie mówić o nim w czasie przeszłym ... wciąż jest nadzieja. Ale ja dzwonię z prośbą o pomoc, czy ma pan chwilkę czasu?

- Tak, jak mogę pomóc?

- Prowadzę śledztwo mające wyjaśnić okoliczności zajścia, po którym McMurry zapadł w śpiączkę. Jestem przekonany, że ma to związek ze sprawą, którą wtedy rozwiązywał. Sądzę, że pewne istotne informacje mogące pomóc to wyjaśnić ciągle są na komputerze służbowym i w telefonie. Jest jednak pewien szkopuł ... są nieźle zabezpieczone. Czy mógłby pan nam pomóc w dostaniu się do nich?

Najpierw był głośny i długi śmiech ... a po dłuższej chwili, Barrow odezwał się mówiąc. - Nie sądzę, by ktokolwiek był w stanie włamać się do jego komputera. Do dziś próbujemy złamać zabezpieczenia, w pliku który nam zostawił, gdy się żegnał z wydziałem. Ten facet to był geniusz, jeśli chodzi o komputery. Nie znam lepszego hakera.

- Nie pocieszył mnie pan. - Phil westchnął. - Czy zgodziłby się pan jednak udzielić konsultacji na temat metod jego pracy i zabezpieczeń, które zwykle stosował? Nie będę ukrywał, że aktualnie pracują nad tym nasi specjaliści, ale próbują to zrobić metodą siłową. Myślę, że gdyby wiedzieli trochę więcej o metodach pracy pana McMurry'ego, może poszłoby to sprawniej. Wiem, że nie zdradza się tajemnic zawodowych, ale chodzi o wyjaśnienie tej sprawy. - miał nadzieję, że solidarność stróżów prawa pomoże w nakłonieniu Barrowa do współpracy.

- Gdybym ja je znał. Nie wiem jakich tricków używał, poza tymi książkowymi. Nawet gdy mi pomagał ... to wyglądało jakby miał piekielne szczęście do wynajdywania błędów i furtek w systemach. Wie pan ... nie używał żadnych elektronicznych kluczy, żadnych programów, żadnych wirusów. Staromodne wpisywanie komend z klawiatury. Prawdziwy czarodziej komputera. - za zachwytem mężczyzny, nie kryły się niestety żadne konkrety.

- A nie zachowały się gdzieś w waszym archiwum jakieś logi z jego sesji? Choćby z jednej. Czas ucieka i trop stygnie, więc każda wskazówka może się okazać bezcenna.

- Nie wydaje mi się. Zresztą przeglądaliśmy je czasem z chłopakami i niczego nie odkryliśmy. - odparł rozmówca.

- Mógłby pan sprawdzić? Tak czy siak przekażę te informacje naszym magikom, może im to pomoże. Gdyby coś udało się panu znaleźć, proszę o kontakt, dobrze? - podał numer służbowej komórki.

- Sprawdzę. A gdyby waszym specom udało się złamać te zabezpieczenia, to proszę dać mi znać. Chętnie się dowiem, jak to zrobili. - i przekazał swój numer służbowy.

- Dziękuję i dam znać, jak coś się uda osiągnąć. Do usłyszenia.

- Do usłyszenia.

Niewiele tego, ale zawsze coś. Może pomoże, a może nie.

Nie pozostawało nic innego, jak tylko czekanie ... Amanda gdzieś się ulotniła, więc przystąpił do realizacji ostatniego punktu programu na zakończenie bardzo pracowitego piątku ... napisanie raportu. Gdyby jego partnerka przeczytała to "wypracowanie", jej brwi zatrzymałyby się w okolicach czubka głowy. Phil bowiem podsumował dotychczasowe, swoje działania, ale niemal przy każdym dodawał zwrot wskazujący detektyw Walter, jako inicjatorkę jego poczynań. A to, że "podpowiedź" albo "wskazówka" i "podążając za", "dzięki", itd. Z raportu wynikało, że on tylko przerzucał papierki i wykonywał telefony, zaś idee pochodziły od Amandy. W końcu zapisał plik i załączył go do sprawy, a dodatkowo wysłał elektroniczną pocztą wewnętrzną do swojej partnerki. Był całkiem spokojny, że nie przeczyta go, dopóki nie dostanie następnej pochwały za sprawne kierowanie kolegą i zarządzanie zasobami ludzkimi.

Teraz musiał się jeszcze zastanowić, co dalej robić. Chciał obejrzeć miejsce, gdzie znaleziono McMurry'ego i ciągnęło go do owego centrum handlowego, skąd były wykonywane połączenia do Esme. No i chciał dopaść MacGregora. W aktach miał informację, gdzie można go znaleźć i nawet zdjęcie, ale nie był pewny, czy po przesłuchaniu nadal tam przebywał. Siedział przy biurku zastanawiając się ... wyglądało na to, że trop zaginął w gąszczu NY ... Nagle jego wzrok przykuła kartka z informacją o stałym przydzieleniu do sprawy eksperta - doktor Hollward. Omal nie zaklął. Przecież nawet nie zadzwonił do niej, żeby o tym poinformować. Wyciągnął z kieszeni telefon komórkowy i go rozsunął. Odnalazł odpowiedni wpis w książce adresowej, po czym wybrał numer z telefonu stacjonarnego ...

Może uda się umówić jeszcze dziś na spotkanie? - myślał czekając aż odbierze ...
 
Smoqu jest offline