Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-08-2010, 20:45   #154
kabasz
 
kabasz's Avatar
 
Reputacja: 1 kabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetny
Eileen
-Legionie, prowadź. - powiedział Puryfik, zbierając się do drogi. Spei odwróciła wzrok ku mrokom lasu.
-W końcu ciemność nie będzie dla mnie problemem - powiedziała patrząc, jak blask bijący od Salartus oświetla niższe krawędzie drzew. - Jednak lśnimy jak gwiazdy na czarnym aksamicie lasu, musimy się pospieszyć!
Argo jakby z przyzwyczajenia wylądował przy jej boku. Czyżby spodobało mu się moje towarzystwo? Nie oglądała się na kobietę. Skoro zdecydowała się z nami ruszyć, to musi dotrzymywać nam kroku. Nie ufam jej. Chciała nas zabić, nie uleczyć. Może jej sztuczki nie mogą nam zaszkodzić? Rozważała też jakimi słowami zwrócić się do brata. Czy jakieś słowa wyrażą taką mieszankę uczyć? Z jednej strony martwiła się o jego los, gdy był ranny, z drugiej uderzał ją fakt, że więcej słów zamieniła z każdym innym członkiem grupy, niż z członkiem swego Rodu. Utkwiła wzrok w głębi zieleni rozmyślając o niedawnych zdarzeniach.


Las nocą wyglądał inaczej, niż sobie wyobrażała. Lekki wietrzyk trącał liście, by wydobywać muzykę z ciemnych konarów. Lśniące listowie nabiera innych przestrzeni i kształtów, gdy w pobliżu znajduje się światło. Mrok przed nią krył nieznane, mrok za nią napawał lękiem. Kroki towarzyszy wydawały się niczym wśród ogromu leśnej głuszy. Ponad nimi gwiazdy obramowane czernią gałęzi, wydawały się jeszcze bardziej odległe niż zazwyczaj. Gdzieś wśród krzewów widziała migające iskry, jakby we wnętrzu ognika. Przez chwilę zastanawiała się, czy wzrok jej nie mami, po chwili jednak zobaczyła jak Asco idący niedaleko przyzywa owe iskierki. Wokół lśniącego ludzką magią, owadziego ciała krążyły w tańcu świetliste punkty upodabniając go do Ognika. Uśmiechnęła się. Wszystkie Salartus, chociaż bardzo się różnią, to jednak są ze sobą blisko spokrewnione. Mieszka w nas ten sam duch.

Światło jakim emanowali przygasało w miarę podróży. Szła niedaleko brata, co jakiś czas spoglądając ku niemu. Drzewa uniemożliwiały lot w cudownie chłodnym powietrzu. Legion wskazał im niewielką pieczarę. Wejście, obramowane gęstym bluszczem, było wąskie i niemal niewidoczne z odległości. Przecisnęła się do środka zaraz za Argo i kobietą. Trzymała się niebezpiecznie blisko niego, co Spei nie przypadło do gustu. Choć wiedziała, że niewiele rzeczy może zaszkodzić ognikowi, jednak tej kobiety obawiała się podwójnie. Ognik wydawał się najsłabszy z grupy, więc zdecydowanie mogła go obrać sobie za cel. Rozumie naszą mowę i jest w niej moc. Nie podoba mi się to. Lepiej być blisko ognika, jeśli zajdzie taka potrzeba. - pomyślała, przyglądając się jaskini.

Po wejściu wszystkich Salartus jaskinie zrobiła się dość ciasna. Przepełniona wilgocią drażniła zapachem mokrej ziemi. Jednak wydawała się swojska i bezpieczna. Widziała, jak kolejno bracia układają się do snu. W pobliżu kobiety usadowił się Kruk. Dobrze, nie jestem sama w swojej warcie. Widać, że Kruk nie jest głupi i nie dał urzec się ludzkiemu słowu i sztuczkom. Ułożyła się pod ścianą w pobliżu drugiego Rosso, czujnie jednak nasłuchując cały czas. Jeśli zaś człowiek spróbuje jakichkolwiek sztuczek - będzie przygotowana. Obok brata czuła się bezpieczna i wiedziała, że jeśli Grudon jej ubliży, ten zareaguje. Wydawał się większy niż przeciętny Rosso i zasłaniał ją. Z boku widziała jak Argo oświetlał postać kobiety. Wydawała się wątła w porównaniu do Zaura leżącego w pobliżu. Ten zaś ułożył się ostrożnie na boku, by nie uszkodzić kokonu dziecka i chrapał w najlepsze wśród gasnącego blasku. Przymknęła oczy, czekając świtu.

Po głowie kotłowały jej się skrawki ostatnich zdarzeń. Walka, srebrzyste owady jakie wypuszczali w ich stronę ludzie, pojawienie się wilczycy, zmieniający postać Asco... Próbowała nie przypominać sobie brutalnego gestu Grudona. Wiedziała, że to nie były tylko majaki umierającej duszy... Legion mówiący o Drogowskazie ku nimfom. Skrzadło, Feniks i Abscimento... Ciekawe dlaczego akurat te rasy mogą coś zdziałać przy tworzeniu drogowskazu. I czy na pewno tylko te? Nie możliwe, aby rasa tak wszechstronnie utalentowana, mimo wieków ciągle liczna, jak Rosso była w tej kwestii bezużyteczna. Czyżby twórca drogowskazu nie myślał racjonalnie? Albo też nie miał innej metody, by zaszyć wiadomość o drodze na tak długie wieki. Dobrze, że Asco jest z nami. - pomyślała odchylając lekko skrzydło. Wiele z Salartus już spało, znużone walką i drogą. W głowie ciągle miała mętlik. Wśród grupy nie było Unifixa, który zjawił się w grupie razem z nią. Czyżby ludzie go zabili? I co ta kobieta zrobiła z wilczycą? - odwróciła wzrok ku człowiekowi przyglądając się bacznie. Kruk, choć senny jeszcze siedział na skale ponad nią. Wyglądał, jakby się nad czymś pilnie zastanawiał. Okryła się ponownie skrzydłem, chroniąc przed chłodem jaskini. W głowie pomiędzy każdym z obrazów pojawiało się ciągle jedno słowo, którego pochodzenia nie mogła zidentyfikować. Adva. Przebiegała wzdłuż i wszerz zapamiętane obrazy i zdarzenia. Czy było to coś, co mówił Legion? A może chodziło o wilczycę? Po chwili jednak utkwiła oczy wyobraźni w obelisku na pustyni ciszy.

„ Jeśliś oddzielony od siebie, wykorzystaj swą advę.
Złączonych z innymi czeka tylko rozbicie.
Duszę odzyska tylko jeden.
Gdy sam pozostanie.”

Czym jest adva? Czym była ta pustynia i co oznaczał zielony kamień. Pamięta tylko, że ściskała go cały czas, gdy Grudon się ku niej rzucił. Chwaliła w myślach Boga i wszystkie siły niebieskie za to, że dane jest jej dalej żyć. Jednak czym była ta wizja? Któż mógłby jej powiedzieć? Może opiekunki, jednak nie prędko dane jej będzie się z nimi zobaczyć. Animadverka mogłaby jej coś powiedzieć, wszak ma wiedzę swoją i przodków, możliwe, że starszą od tego, co dane jej było wyczytać w uczonych księgach. Jednak nie przypuszczała, by dane jej było z nią porozmawiać i to na osobności. Ta kobieta zrobiła jej coś złego, czuję to... Trzeba uważać, by nie skrzywdziła tak samo kogoś innego z nas... Jeszcze raz spojrzała ku kobiecie. Miała zamknięte oczy i opierała się o ścianę wypoczywając. To trochę uspokoiło Spei. Nie wyglądała groźnie. Zastanawiała się kto jeszcze mógłby wiedzieć jak rozwiązać tę zagadkę. Ktoś, kto miłuje legendy, zagadki i opowieści niemal tak samo, a może jeszcze bardziej niż Rosso. Jej wzrok padł na lekką łunę, która rozświetlała skały po drugiej stronie groty. Feniks! Że też na to nie wpadłam. Przedwieczny i mądry ptak zapewne mi pomoże. Starodawne powiedzenie mówi: nim spróbujesz zadać zagadkę feniksowi, on już powie ci odpowiedź. Chciała już podnieść się i podejść do feniksa, jednak nie wydawało jej się roztropne przerywać mu odpoczynek. Będę musiała poczekać do świtu. Chyba jakoś to wytrzymam. - pomyślała przewracając się na drugą stronę i spoglądając w skaliste sklepienie. Świt zastał ją szybciej niż myślała, jednak czuła się wypoczęta.

***

Wszystkie wątki w zaistniałej sytuacji były wyjaśnione. Wiadomo było mniej więcej kim jest kobieta, jaki jest jej stosunek do Salartus oraz jak zbawiennie jej moc wpływa na resztę. Kruk Śmierci zajął się niepotrzebnym balastem - czyli człowiekiem w "maszynie" jak to nazwała ludzka kobieta. Solf widząc TIRa od razu wiedział, że jest to dzieło człowieka. Stwórca dał im otaczającą ich naturę, a ludzie obrócili ją w nicość wykorzystując ją do niecnych planów. Po raz pierwszy chyba, w kwestii ludzi Salartus zostali podzieleni. Z jednej strony instynkt oraz powiązane z tą rasą wydarzenia kazały im zabić dziewczynę, a z drugiej tajemnicza siła podkładała ludzi na drodze całej grupki. Gdy mieli wyruszyć, Alf kątem oka zobaczył jak Spei szepcze coś do Lauhela. Na ten widok coś się w nim zagotowało. Chciał tam podejść i wyjaśnić tę sprawę. Dlaczego rasa Rosso zniża się do poziomu tych barbarzyńców?! Ten monolog (właściwie) trwał krótko. Było to zaledwie jedno, czy dwa zdania. Alphonse postanowił wstrzymać nerwy na wodzy, choć już teraz czuł ujmę na honorze.
Hm. Spróbuję z nią porozmawiać w tej kryjówce, do której prowadzi nas Legion. Muszę to wyjaśnić. Właściwie od początku wyprawy nie zamieniliśmy ze sobą słowa. Może to dlatego przywiązała się do obcych. Gdybym spróbował jakoś na nią wpłynąć, może stanęła by po mojej stronie. Z pokrzepiającą myślą na duchu ruszył do przodu za resztą Salartus.

Wejście do jaskini nie należało do najprzyjemniejszych. Przynajmniej dla istoty o tak wielkich skrzydłach. Kimblee mierzył się ze szczeliną dobrych kilkanaście minut, jednak w końcu sztuka przedostania się do środka, zakończyła się sukcesem. Ciemna, mroczna jaskinia nie kojarzyła się z niczym dobrym. Poza tym była niezbyt wygodnym miejscem dla Ala. Usadowił się gdzieś pod jedną ze ścian i otulił się skrzydłami. Po chwili jednak pojawiła się Spei, która najwidoczniej chciała pojednania z przedstawicielem swojej rasy. Spoczywając ciasno obok siebie zasnęli.
Gdy tylko się przebudził, wstał. Powoli i delikatnie, tak by nie budzić swojej siostry. Widząc, że i ona powoli się wybudza podszedł do niej, nachylił się i szepnął.

- Mam do Ciebie kilka pytań. Pierwsze z nich to dlaczego spoufalasz się z tymi brutalnymi Sadesyksami? Widziałem wczoraj jak coś do niego szeptałaś. Mam nadzieję, że nie był to plan "jak zabić dziewczynę"... Poza tym my jako Rosso Angeli musimy trzymać się razem. Tylko nie myśl sobie, że Twoje dziwne ubarwienie mnie odstrasza. Moc doświadczyła Cię straszną chorobą, jednak to próba dla Ciebie. Moc nigdy nie wydaje okrutnych wyroków. Takowe pojawiają się wtedy, gdy ktoś zawinił czymś strasznym, a w Twoim sumieniu nie wyczuwam nic złego.

***

Przy każdym kolejnym słowie Brata w Spei coś drżało. Nie dość, że raczył porozmawiać z nią dopiero teraz, po ponad 4 dniach spędzonych wspólnie w jednej drużynie, to jeszcze zwraca się do niej tak władczym tonem pełnym wyrzutu. Jakby miała być grzeczną anielicą u jego władzy. O nie! Po pierwsze widziała w jego oczach brak zupełnego szacunku zarówno do Sadeksysa, jak i do jej własnej osoby. Gdy padły słowa "dziwne ubarwienie" tym bardziej ją to zraniło. Słowo Moc wprawiło ją w zastanowienie. Więc nie był on jednym ze starowierców, co Spei uznała za jedyną zaletę towarzysza.

- Po pierwsze, Bracie... - powiedziała spokojnym i dumnym tonem prostując się nieco i opierając o ścianę. Zależało jej na ukryciu złości i negatywnych emocji. Wszak wszyscy członkowie wyprawy powinni współpracować i nie powinno być między nimi podziałów. - ...ten "brutalny" Sadeksys jak zauważyłeś jest równoprawnym członkiem całej wyprawy, jak ty, czy ja. Nie jest to twoją sprawą o czym z nim rozmawiałam, ani nie zamierzam ci tego zdradzać, z powodu twego zupełnego braku zaufania i szacunku do mej osoby. - powiedziała patrząc prosto w oczy brata rodu. - Secundo, wśród braci Salartus nie powinno być żadnych podziałów, gdyż to nie sprzyja efektywnej współpracy. Jeśli mamy znaleźć lustro, to musimy ściśle współpracować i ufać sobie nawzajem. Najbardziej sprzyjają temu przyjacielskie więzi. Nie rozumiem też twojej wrogości wobec Sadeksysa. Mi nic złego on nie uczynił, co więcej, pomógł uratować młodego Bryfliona i to w nie mniejszym stopniu niż ty. - odsunęła z twarzy jedno z kruczych piór, które przysłoniło na chwilę jej oko. Wplecione w warkoczyk zielonych włosów opadło lekko na bok. Cały czas patrzyła uważnie w oczy brata. - Nie życzę też sobie byś oceniał mnie przez pryzmat tego, co tylko ci się wydaje, iż o mnie wiesz. Choć i tak wiesz o mnie więcej niż ja o tobie. Wszak nie znam przecież twojego imienia. - uśmiechnęła się lekko otulając się skrzydłami. Chłód jaskini potrafił dokuczyć ciągle sennej anielicy. Złość odrobinę w niej minęła, jednak ciągle czuła się przykro z powodu słów brata.

***

Usłyszeli donośny głos Diabła, który najwyraźniej był w trakcie rozmowy z Legionem.

- Nie, i nie zamierzam budzić po kolei ich wszystkich. Na pieczonego feniksa, nie widziałeś może gdzieś Spei ? Gdzie się podziewa ta piękność. Gdybym nie był tak zmęczony, to może usadowiłbym się koło niej tej nocy, no szkoda no, że się też ten anioł nie utopił w błocie. Z tego co kojarzę spędziła noc pod jego skrzydłami. Chyba nie myślisz, że oni no, ten, tego.

Spei nie do końca wiedziała jak zareagować na słowa diabła wobec brata. Wybrała wariant najbezpieczniejszy, to jest, roześmiała się i spoglądając na Solfa dodała:
-Biedny, niewyżyty głupiec. - znów czarne, krucze piórko opadło jej na oczy i ponownie je odsunęła. Głos diabła rozbudził resztę towarzystwa wzbudzając nieco rozmów. Spei spoglądała jeszcze przez chwilę na Solfa, by na głośne stwierdzenie Legiona skupić na nim całą uwagę.

- Spotkałem kilka dni temu As'khaza... - opowiadał przybysz skupiając na sobie powszechną uwagę. Pokazał też Drogowskaz od rasy Antów, jaki udało się otrzymać Az'khazowi. Spei przypomniała sobie rasy wymienione przez Legiona, które powinny aktywować ów drogowskaz. Asco, Feniks i Skrzadło. Nie za wiele będzie mogła pomóc. W przemowę Legiona wtrąciła się ludzka kobieta. Jej pewne słowa zdecydowanie nie przypadły Spei do gustu. Tak samo jak i wzmianka o wilczycy. Czy może komuś z nas coś takiego uczynić? Nie należy jen ufać i za wszelką cenę wystrzegać się jej mocy.

Jedynie kruk wydawał się myśleć racjonalnie i starał się być przydatnym. Taki sprytny zwiadowca jest niezwykle cenny. Spei uśmiechnęła się lekko, gdyż kobieta przez chwilę zastanawiała się nad odpowiedzią.

-Zaiste Kruku, jesteś mały, jednak chętnie sprawdzę kiedyś twą zwinność w powietrzu - Spei powiedziała wesoło uśmiechając się. - Świetny pomysł jeśli chodzi o zwiad. - pochwaliła go Spei. Zdecydowanie nie warto mieć w Kruku wroga. Lepiej, aby to przyjaciel przeprowadzał ją ponownie na drugą stronę życia. - Nie wiem czy to się przyda, ale czy myślicie, że lecąc tuż ponad koronami drzew mogłabym być użyteczna? Mój zielony kolor czyni mnie odrobinę mniej widoczną wśród listowia, pomimo mojego rozmiaru. - uśmiechnęła się delikatnie rozmarzona na myśl o możliwości rozprostowania skrzydeł i lekkim wietrze muskającym jej piórka.

Jednak uśmiech zmyło z jej twarzy stwierdzenie skrzadła. Czemuż jest on taki naiwny? Będąc blisko kobiety sprowadza na siebie tylko kłopoty. Będzie mogła skrzywdzić go niepostrzeżenie. Znajdziemy tylko kupkę Skrzadlego proszku w jej plecaku. Zacisnęła lekko wargi. Zerkając z ukosa na człowieka. Sadeksys najwyraźniej podzielał jej zdanie, bo gdy napotkała jego spojrzenie widziała tylko kamienny wyraz twarzy. Choć nie do końca wiedziała, czy można uznać to za takie uczucia, jakie przypuszczała.

Narada wciąż trwała, lecz ognik wdał się w dyskusję z Wallowem, której fragmenty mieszały się w ogólnym zbiorze rozmów. Ognistooki feniks przyłączył się do nich po chwili i razem skierowali się ku wylotowi jaskini. Tam już się nie przydam, a szkoda. Byłaby dobra szansa, aby powiedzieć bratu, o moim zupełnym braku zaufania do człowieka. I że będę ich wspierać, na cokolwiek się zdecydują. Spei nie chciała krzywdzić więcej ludzi, choć widziała w nich tylko istoty niszczące i powodujące cierpienie. Należy się bronić, nie atakować bez potrzeby, bo w którymś momencie może się okazać, że to my jesteśmy ludźmi. Chciała, aby ta kobieta okazała się warta ich przyjaźni, naprawdę tego chciała, lecz nie wierzyła w to. A gdzie nie ma wiary, nie ma też niczego...

***

Po skończonym rytuale Feniks odpoczywał jeszcze chwilę. Niedługo miał nadejść czas, gdy wyruszą w drogę, więc Spei nie zamierzała go marnować. Każdy dookoła był na swój sposób zajęty swymi sprawami. Skinęła bratu i ruszyła. Podchodząc do ptaka miała już niejaki plan przeprowadzenia owej rozmowy. Primo - celne pochlebstwo na początek pozytywnie nastawia słuchacza. Następnie planowała przejść do określenia rangi swego problemu. Wszak wizja, na krawędzi życia i śmierci, o której wiedziała, iż nie jest urojeniem, nie może być bez znaczenia wobec jej życia. Jeśliby wyciąć obecność diabła, albo tylko o niej delikatnie wspomnieć, jako o fakcie potwierdzającym autentyczność, to wydawało się to idealną opowieścią dla feniksa. Wzbudzającą ciekawość i do tego dość kluczową. Zapewne w zamian za taką opowieść ten raczy podzielić się z nią wszelką wiedzą, jaką posiada i pomoże w zinterpretowaniu wizji. Co więcej planowała, iż po zwierzeniu się ognistemu ptakowi z opowieści zyska sobie tym jego sympatię. To wszystko miała już dokładnie przemyślane, gdy przemykała się wśród wypoczywających Salartus w stronę Hane, płomiennego ptaka. Usiadł w pewnej odległości od grupy, więc miała pewność, że niewiele osób usłyszy to, o czym mówiła.

-Witaj Płomiennoskrzydły! - zacięła się na chwilkę, czekając aż ptak spojrzy ku niej ze skały. - Potrzebuję twej pomocy przedwieczny, gdyż twa wiedza jeśli chodzi o legendy i podania zapewne dalece przekracza moją. Poza tym, szczerze powiedziawszy, - tutaj zamilkła na chwilę patrząc ptakowi szczerze w oczy - ufam Ci. To co zobaczyłam wydaje mi się ważne i z drugiej strony, niezwykle osobiste, - zaakcentowała ostatnie słowo. Zależało jej by feniks bez potrzeby nie rozmawiał o tym co zdarzyło się po drugiej stronie ciszy. - jednak nie wiem jak to zinterpretować. - zrobiła pauzę i spojrzała na chwilę w bok. - Gdy zemdlałam będąc rażona ludzką bronią, doznałam czegoś na kształt wizji. To było tak realne, że trudno nazwać to snem. Gdy znalazłam się tam, byłam w pełni świadoma. Co więcej, byłam w pełni przekonana, że umarłam. - złowiła wzrokiem lśniące oczy feniksa, wspomnienie tamtych łez odbiło się odrobinę na jej twarzy - Wylądowałam na pustyni ciszy. Krążyłam wśród piaskowego pustkowia pod zasnutym mgłami niebem. Bez widoku gwiazd i słońca, w jednostajnym świetle bez dnia i nocy wędrowałam czas długi, nie do zmierzenia jakąkolwiek miarą. W dłoni trzymałam kamień, znaleziony najpewniej w drodze. Nie pamiętam, bym go skądś podnosiła, jednak odczuwałam przemożną potrzebę posiadania go cały czas przy sobie. To jedyne co znalazłam na tym pustkowiu. Z jednej strony gładki, z drugiej chropowaty, o wyraziście zielonej barwie, jak moje pióra. Minął czas jakiś, nim spotkałam Grudona w dość dziwnym miejscu. Stał tuż obok stalnego obelisku, wznoszącemu się prosto ku mglistemu niebu. Obelisk miał kilka otworów i wyryty dziwnymi runami napis: "Jeśliś oddzielony od siebie, wykorzystaj swą advę. Złączonych z innymi czeka tylko rozbicie. Duszę odzyska tylko jeden. Gdy sam pozostanie.". Nie wiem jakim cudem, byłam w stanie go odczytać. Nigdy wcześniej nie widziałam takich znaków. Nikt z nas nie miał pojęcia jak go zinterpretować. Grudon nawet nie spróbował - powiedziała z wyrzutem patrząc ku feniksowi. - Temu głupcowi było tylko jedno w głowie, oh, przyjacielu, myślałam, że umarłam... - zwiesiła głos dramatycznie, jednak wewnątrz niej kotłowały się prawdziwe uczucia co wyrażały jej gesty, mimika. - Nie mogłam znieść myśli, że umarłam zostawiając was, nic nie dokonawszy dla sprawy. Moja śmierć nie przydała się na nic, nawet nie pomogła w walce z ludźmi. Była tak haniebna, że nie byłam godna godziwego przejścia na drugą stronę życia. - spojrzała ku feniksowi oczami pełnymi łez - Diabeł, rzucił się ku mnie, rozżalonej. Próbowałam uskoczyć, jednak... - tu zatrzymała się na chwilę. Nie tak miała przebiec ta rozmowa. Powiedziała zupełnie nie to, co zamierzała. - Do niczego nie zdążyło dojść, gdyż diabeł najprawdopodobniej zadrasnął się dłonią o którąś z ostrzejszych krawędzi jednej strony kamienia. Błysnęło światło i ocknęłam się w bólu na trawie. Podobnym do tego, który sprawił mi ten niewyżyty głupiec, obdzierając mnie z pancerza. Tylko głupiec nie wie przecież, że Rosso mogą na swym ciele ukształtować pancerz ze skóry zamiast ubrania. Obdzierał mnie ze skóry patrząc na mnie lubieżnym wzrokiem. Ślepiec, nie widział jak cierpiałam. - dodała ciszej, utkwiwszy wzrok w skale. Miała cichą nadzieję, iż Grudon usłyszy ostatnie zdanie. Jeśli już miała zdradzić Hane wszystko, to niech to będzie prawda. Przelała cały smutek i gorycz jaka w niej siedziała w to wspomnienie. Wiedziała, że jej ulży, jednak plotkarski ptak zapewne zdradzi jej opowieść członkom grupy. Smutnym wzrokiem patrzyła ku Feniksowi, szukając w sobie ziarna nadziei, iż chociaż to co zobaczyła w wizji będzie jej w jakiś sposób przydatne. Może to i lepiej, że powiedziałam mu całą prawdę, bo gdyby wierzył słowom, jakie wypowiada Grudon mógłby sobie o mnie pomyśleć nie jedną rzecz. Ochłonęła chwilę, spoglądając ponownie w oczy ptaka - Wydaje mi się, iż kluczowe jest tu słowo Adva. Czy masz może pojęcie co ono może oznaczać, Płomiennoskrzydły?


Rhaimer
Al chciał pokazać siostrze, że nie zostanie stłamszony zbyt łatwo. Dlatego też wysłuchał dokładnie, co anielica miała mu do przekazania. Nie spuszczał wzroku ani głowy w dół. Gdy rozmówczyni wyprostowała się dumnie, Solf odpowiedział tym samym. Rozluźnił nieco swoje skrzydła, co optycznie powiększało jego postać. Nie chciał być dyktatorem dla tej grupy, ani tym bardziej dla niej, jednak nie mógł pozwolić na odrobinę słabości. Dwaj przedstawiciele rasy Rosso byli zamknięci w metaforycznym kręgu. W tym momencie istnieli tylko dla siebie. Nie obchodziła ich reszta Salartus. W dialogu pojawiła się kwestia, którą należało jak najszybciej rozwiązać. Był to wzajemny szacunek. Alphonse wyczuwał w anielicy coś smutnego. Być może jej postawa wynikała z faktu, że na początku wyprawy traktowana była jak wyrzutek. Być może teraz pojawiła się szansa, by podreperować swój autorytet. Jednak nigdy nie interesowały go psychologiczne aspekty, dlatego postanowił dać spokój tym dywagacjom. Gdy siostra skończyła, Solf usiadł tak, by jego głowa była na wysokości głowy rozmówczyni. Odchrząknął i rozpoczął swoją ripostę.

- W tym co mówisz jest trochę racji. Jednak wyczuwam w Tobie pewną złość. I nie rozumiem tego uczucia. Starałem się mówić z dozą ostrożności, jednak najwyraźniej mi to nie wychodzi. Jak wiesz nasza rasa od wieków pragnęła władzy. Cenię Lauhela i jego rasę, jednak nie spodobało mi się, że chciał zabić tę kobietę. Myślałem, że próbował na Ciebie wpłynąć, wybacz. Porzućmy ten temat. Ta kobieta jest z nami cała i zdrowa. Za chwilę musimy podjąć decyzję "co dalej?".
W naszej dalszej drodze musimy trzymać się razem. Jednak jak sama wspomniałaś nie znamy się. Chcę to przełamać. Jestem Alphonse Solf Kimblee szczerze oddany Mocy – podał jej rękę w geście pojednania. - Nie gniewaj się już. Postaram się naprawić swoje błędy.

W tym momencie ich metaforyczny krąg pękł niczym mydlana bańka. Inni Salartus żywo dyskutowali o jakimś Drogowskazie. Al był zupełnie zdezorientowany. To coś na pewno nie było związane z jego rasą ani tym bardziej Mocą, dlatego nie mógł zwrócić się do niej z prośbą o wskazówkę.

- Czy wiesz o czym oni mówią? - zwrócił się do Eileen. - Czym jest Drogowskaz? Nigdy o tym nie słyszałem. Jednak jak nazwa wskazuje to coś naprowadzi nas na dalszy trop. Masz jakąkolwiek wiedzę na ten temat?
 
__________________
The world doesn't need anything from you, but you need to give the world something. That's way you are alive.
kabasz jest offline