Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-08-2010, 21:09   #163
Eileen
 
Reputacja: 1 Eileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputację
kabasz
Lauhelmassielu jednym z kościanych sztyletów odciął głowę diablęciu jednym pewnym ruchem ręki. Nie miał żadnych wyrzutów sumienia z tego powodu, że właśnie zabił jednego z swych braci. Podczas gdy wszyscy dookoła poczuli lekki niesmak z odebrania życia jednego z nich przez jednego z nich. Gdy wszyscy wiedzieli już, że diabeł nie stanowi już zagrożenia dla anielicy oczekiwali ponownego jej ocknięcia. Jednak to nie nadchodziło. Ciało anielicy było zimne jak lód i takie już pozostanie na wieczność.

Chyba nikt nie spodziewał się tego, że podróż drużyny poszukującej Lustra Amandy zakończyć by się mogła tak szybko. Wszak wszystko co wartościowe dojrzewa powoli, słusznie zatem niektórzy bracia i siostry podejrzewali, że napotkany człowiek nie jest rozwiązaniem ich problemów. A jak się miało okazać już nie długo stanie się przyczyną wielu tragedii. Teraz jednak mieli przed sobą gotowe rozwiązanie ich problemów. A co ważniejsze bardzo wygodne rozwiązanie bo pozwalające jak najszybciej wrócić do domu. Tak wiele się wydarzyło od czasu opuszczenia jaskiń.

- Nigdy nie zapytaliście się o moje imię. - Kłopotliwą ciszę przerwała zakłopotana Cloe. Zdanie z pozoru wyrwane z kontekstu rozpoczęło jej przemowę.

- Prawda jest taka że go nie znam. Proszę wszystkich aby zwracali się do mnie tak jak danego dnia mam ku temu ochotę. Dla was chyba ten szczegół nie jest ważny. Nie pytacie o przeszłość, staracie się patrzeć w przyszłość. Choć ta nie rysuje się dla was w jasnych barwach. Może masz rację kruku i możemy pomóc sobie nawzajem. Ja nie mogę żyć blisko ludzi, szczególnie podobnych do mnie. Wtedy nie potrafię się kontrolować i kiedy się boję bądź jestem zła. - Tu przerwała na krótką chwilę. - Wtedy dzieją się naprawdę złe rzeczy. Musicie być świadomi zagrożenia jakie niesie ze sobą moja obecność. Póki co było spokojnie. Co mnie bardzo cieszy.
Oczy Cloe zaszkliły się, z trudem powstrzymywała łzy.

- Nie wiem czy zdołam wam pomóc. Jednak skoro oferujecie schronienie w zamian za lek. Postaram się zrobić wszystko w mojej mocy abyście go otrzymali.

Kobieta otarła dłonią łzy, które już teraz spływały wolno po jej policzku. Nie mogła ukryć wzruszenia.

- Czy ta Maszyna nie może jechać szybciej ? Zaniepokoił się Puryfik. Nie widzicie co dzieje się z naszą Gatti ? Wybielała już cała, a taka biała przypomina nic innego jak śnieżny puch. To w jej wypadku nie może być oznaka zdrowia.

I nie była. Prawda jest taka, że kocica pozostawała świadoma od dłuższego czasu, jednak jej ciało odmawiało posłuszeństwa. Uwierzcie mi, oddałaby wszystko nawet zgodziła się po wsze czasy przybrać białą sierść gdyby tylko mogła wymiauczeć to co właśnie dostrzegła i poczuła.

W Maszynie wśród pozostałych członków poszukiwaczy Lustra znajdowali się ludzie ! Poczuła wyraźny zapach człowieka gdy Sadesyks pozbawił życia ich brata. Kocica była pewna, że to nie jej zwidy, nie mogłyby być to jej przewidzenia ! Wśród nich byli zdrajcy. Co najgorsze jej Lauhelmaasielu był jednym z nich !

Poszukiwacze porzucili Maszyna wraz z nieprzytomnym człowiekiem pół godziny drogi od znanego im wejścia do Jaskini. Gdy szli w kierunku zawalonego wejścia do podziemi zobaczyli znacznie mniejszą Maszyna zaparkowaną koło miejsca w którym nie dawno życie po raz drugi straciła Spei wraz z diabłem. Grupa czterech ludzi przeszukiwała okolicę.

Przyjdzie im chyba stoczyć kolejną walkę z człowiekiem przed tym nim zejdą do domu.

- Jest nas zdecydowanie mniej niż ostatnio. Stwierdził Legion. Macie jakieś pomysły jak pozbyć się ludzi a co ważniejsze, jak odblokować zawalone przejście do waszego domu ?

Kolekcjonerzy.

Zbliżała się godzina rozpoczęcia aukcji. I na razie nic nie wskazywało na to, aby ktokolwiek rozpoznał prawdziwy cel czwórki wysłanych przez Bena Obdarzonych. A przynajmniej nic takiego nie podsłuchał Nik. Całe szczęście, że Johny napił się błogiego alkoholu, gdyż przytępił on trochę jego dar. Pewnie tylko dlatego mógł obejrzeć do końca sceny które rozegrały się dosłownie na pięć minut przed rozpoczęciem aukcji.

Nik i Rose zaczepiali osoby, które mogłyby coś wiedzieć na temat miejsca przechowywania świecy. Jednak nie zdołali usłyszeć nic konkretnego. Rose trzymając pewnie aparat robiła co trochę zdjęcia znajdującym się w posiadłości gościom. Gdy skierowała swój aparat w kierunku wejścia w którym do posiadłości wchodziła ostatnia zaproszona para – zamarła zszokowana. Do posiadłości wkroczył nikt inny jak Peter Light w towarzystwie najdelikatniejszej gejowskiej podróbki Madonny jaką kiedykolwiek widziały jej oczy. Tego, że Peter gustował w dziewczynach była pewna już w bidulu. Nie trudno zatem było się domyśleć powodu dla którego przyszedł do tego domu w takim towarzystwie. Najprawdopodobniej szukał siostry. A ta zdecydowanie teraz wolała nigdy nie spostrzec swego brata w takich okolicznościach.

- Peter co ty do cholery wyprawiasz. Jeśli kuria dowie się, że kręcisz się po takich miejscach odbiorą ci tą zasraną koloratkę.

Rose nacisnęła wyzwalacz powodując błysk. Peter zerknął w jej kierunku, jego źrenice wyraźnie się poszerzyły. Rozpoznał ją, była tego pewna. Ich trójka była najbliższa sobie w czasach młodości a prawdziwych przyjaciół jesteśmy poznać nawet i po latach rozłąki. Mężczyzna teraz modlił się aby kobieta nie podeszła do niego pod żadnym pozorem. Jeśli zostanie zdemaskowany, pewnie już nigdy nie dowie się, co się stało z jego siostrą.

Obejmując się czule dwóch mężczyzn weszło do sali usiedli w pierwszym rzędzie rozłożonych krzeseł. Wzbudzili naturalną sensację wśród zgromadzonych w pomieszczeniu ludziach.
- Są już wszyscy. - Ucieszonym głosem Jennifer rozpoczęła swą przemowę.

- Bardzo mi miło ponownie powitać wszystkich zebranych gości oraz prasę. Mam nadzieję, że dzisiejszy wieczór będzie niezapomniany i dostarczy każdemu wrażeń, emocji a przede wszystkim okazji do poszerzenia swego dobytku o interesujące eksponaty. Dzisiejszy dzień nie mógłby się odbyć bez uprzejmości mojego wuja - Alberta Furglera, który odnalazł większość wystawionych dzisiaj na aukcję przedmiotów. Miło mi zatem powitać – przed państwem Albert Furgler.

Z pozoru normalny staruszek nie wyglądał na wyrachowanego, zimnego mordercę. Pozory jednak mylą i to bardzo.

Rozpoczynała się oficjalna część aukcji. Podczas której staruch miał pogderać co swoje i rozpocząć aukcję. Rozpocząć poszukiwanie najbogatszych durni, którzy zapłacą za jej dar. Teraz jeszcze jej brat wszedł do domu jej mordercy. Nic więc dziwnego, że Viktori kończyła się cierpliwość.

- Rose ! Krzyknął rozdrażniony duch.
- Powiedziałaś, że jest tutaj ktoś kto może mnie usłyszeć. Zrób mi zatem tą przyjemność i skontaktuj mnie z nią do cholery. Musicie zabrać stad Petera ! Nie może on skończyć tak jak ja. Sama widzisz, że mu odbiło i jest gotowy nawet na umizgi z tą pseudo pizdą.

- Co ja robię - dodała po chwili namysłu.
- Przecież ty mnie nie słyszysz. Potrzebuje zwrócić na siebie uwagę tej kobiety.

Pewnym krokiem Viktoria Light podeszła do Furglera, jako centralnej osoby na przyjęciu miała zagwarantowane to, że każdy go obserwował. Dziewczyna zrzuciła swój płaszcz odsłaniając nagie piersi, biodra oraz nogi. Powoli, zmysłowo dotykając ciała mężczyzny starała się wykonać najlepszy striptiz w jej karierze tym bardziej, że teraz miała zamiar pokazać znacznie więcej niż jej nagość. Powoli zdjęła rękawiczki skrywające obdarte ze skóry jej ręce. Rzuciła je w kierunku widowni. Dłońmi które odsłaniały każdy mięsień, ścięgno oraz żyłę gładziła zwiotczałe ciało milionera. Był to widok nieziemsko niesmaczny, przerażający i ohydny. Cały czas była już prostytutka obserwowała widownię. Jeśli ktoś ją widział, musiał zareagować odpowiednio.

Kaworu
Zginął jeden z Salartus.

Raven patrzył na Lauhemaasielu, gdy ten płynnym ruchem pozbawił Diablę życia. Czarnoczerwona, gęsta posoka wypływała z rozciętego gardła, plamiąc podłogę Maszyny i ręce Sadesyksa.

Kruk Śmierci sam nie wiedział, co o tym myśleć. Jego rasa dobrze wiedziała, że nic w świecie nie jest wieczne. Wieczność, bezład, niezmienność, spokój, cisza. Wszystko to było tylko innymi nazwami Wielkiej Matki. Tam gdzie było życie, tam był ruch, chaos, zmiana, także krew i ból. Raven nie łudził się, że misja, w którą wyruszyli była bezpieczna, nie bał się też śmierci. Był świadom tego, że mogli zginąć w każdej chwili, i jak pokazał czas, tak się właśnie działo. Odczuwał po prawdzie żal z powodu śmierci towarzyszy, nie był to jednak ten rodzaj żalu, który zmienia się w czarną rozpacz, uniemożliwiając jakiekolwiek działania i logiczne decyzje. Był to bardziej smutek z powodu wyjazdu kogoś w długą, naprawdę długą podróż.

Uczucie, które wprawiło Kruka w konsternację wynikało z tego, iż właśnie na jego oczach wydarzyło się coś, co być może nigdy nie miało miejsca w dziejach Salartus. Właśnie jeden z nich odebrał życie swemu bratu. To, że działał w najlepszych intencjach, tak naprawdę nic nie zmieniało. Wystarczyła chwila z dala od swych jaskiń, by zaczęli upodabniać się do ludzi. Czy to ich trucizny miały tę niezwykłą moc, iż potrafiły tak bezlitośnie i skrycie wtłoczyć się w serca, czy może sami Salartus nie byli tak krystaliczni, za jakich się uważali? Kruk naprawdę nie znał odpowiedzi na to pytanie. Kiedy jednak Spei nie wróciła do świata żywych, postanowił zabrać głos.

- Myślę, że nie mogliśmy jej uratować. Ich los był przesądzony. Prastare nauki Starszyzny głoszą, iż Śmierci nie da się oszukać. Jedyne, co możemy zrobić, to postarać się wybłagać u niej zwrot, dając w zamian inne życie. Dzieje się tak dlatego, iż Śmierć jest pewnego rodzaju strażniczką. Jeśli chcemy z nią pertraktować, musimy robić to na jej zasadach. Ale tylko najstarsi z mojego rodu potrafią wymienić duszę jednego Salartus na martwego ducha, który z powrotem może wstąpić w swoje ciało. My nie zapłaciliśmy życiem, my po prostu dobiliśmy konającego. Obawiam się, że jedynym efektem naszej decyzji była profanacja szczątków Diablęcia- odparł. Nawet on był przybity.

Ponure rozmyślania Ravena przerwała ich ludzka towarzyszka. Widać było, iż propozycja zamieszkania wśród Salartus i przyjęcia jej jako równoprawnej członkini społeczności były czymś, co dawało jej nadzieję na lepszą przyszłość. Kruk nie przywykł do tego, iż dawał nadzieję, zazwyczaj był symbolem odejścia i zaniku. Nie wiedział zbytnio, jak zareagować na słowa kobiety, więc po prostu podstawił jej swe skrzydło, pozwalając, by wsiąknęły w nie słone, ludzkie łzy…

~*~

Raven przysiadł na jednym z drzew, obserwując wejścia do jaskini.

Było zasypane, ale nie stanowiło to wielkiego problemu. Większym była czwórka ludzi, widocznie zainteresowanych tym, co wcześniej zaszło w tym miejscu. Raven wiedział, że nie są już tak liczni jak wcześniej, ich morale także były nadwyrężone, nie wspominając o siłach. Obecność ludzkiej kobiety bardzo im pomagała, jednak jak długo mogli walczyć, praktycznie bez wytchnienia, w ciągłym strachu przed tym, że jakiś człowiek zajdzie ich od tyłu i zaatakuje? Było oczywiste, że musieli działać szybko i zdecydowanie.

- Mam plan- odparł Kruk, gdy Legion zamilkł- Argo, Hane i ja będziemy krążyć nad ludźmi, odwracając ich uwagę. Jesteśmy wystarczająco zwrotni, by unikać ich twardych owadów, a prawdę mówiąc tylko rozmiary Hane są na tyle spore, iż czynią z niego łatwiejszy cel. Myślę jednak, że jeśli ograniczy się do wydawania głośnych odgłosów i płonięcia w powietrzu dość wysoko, to ściągnie na siebie uwagę ludzi. To samo z łatwością przyjdzie Argo. Gdyby jakimś cudem zaczęli iść w kierunku jaskiń, jestem w stanie na nich zapikować. Kiedy zaś moja grupa będzie odwracać uwagę ludzi, Puryfik, Alphonse i Lauhemaasielu postarają się odgrzebać wyjście. Legionie, nie znamy się zbyt dobrze i nie wiem, jak najlepiej wykorzystać Twoje zdolności, ale byłbym wdzięczny, gdybyś pomógł im w pracy przy wejściu do podziemi, w razie czego wykorzystując swoją prędkość, by zastąpić drogę ludziom. I pamiętajcie, naszym głównym celem jest dostanie się do naszego domu. Niewykluczone, że niedaleko jest więcej ludzi, dlatego musimy unikać rozlewu krwi. Jeśli jeden zginie, to w odwecie mogą ściągnąć swoich ziomków, wraz z ich wszystkimi dziwnymi brońmi. Wątpię, czy to przetrwamy. Dlatego też działanie grupy w powietrzu jest takie ważne, mamy odwracać uwagę i ściągać na siebie ewentualny atak, będąc wysoko. Czy to oczywiste?- spytał, patrząc na Świetlika i Feniksa.

Plan nie był najlepszy, ale niczego innego nie mieli.
 
__________________
Zapomniane słowa, bo nie zapisane wierszem...
Eileen jest offline