Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-08-2010, 21:11   #164
kabasz
 
kabasz's Avatar
 
Reputacja: 1 kabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetnykabasz jest po prostu świetny
Glyph
Argo bez większych oporów zgodził się na plan kruka. Ognik nie czuł się na siłach do podejmowania tak ważnych decyzji. Skoro nawet mądrość wielkiego Feniksa zawiodła w starciu ze stojącymi na ich drodze przeszkodami, do czego on mógłby doprowadzić nierozważnym posunięciem. Czy narzędziem byłoby poświecenie kolejnej osoby, a jeśli i tym razem ich plan by zawiódł. Tego Argo chyba najbardziej się obawiał, odpowiedzialności. Nie potrafiłby znieść brzemienia jakie wzięli na siebie Lauhelmaasielu i Hane.

- Muszę najpierw odpocząć - poskarżyło się skrzadło - Inaczej szybciej zacznę spadać niż uniosę się wysoko w przestworza. To był ciężki dzień dla nas: Wallowa, Hane'a i mnie. Duma szlachetnego feniksa nie pozwoli mu okazać słabości, ale z pewnością również ledwo trzyma się na nogach.

Argo popatrzył z nadzieją na feniksa. Szukał w nim wsparcia. Tak bardzo chciał pomóc swoim braciom, wykazać się, ale jego ciało po raz kolejny okazywało się za słabe, niedoskonałe. Nienawidził takich sytuacji.

- Musimy zebrać siły, albo nie damy rady. Chyba, że... - nagła myśl zaświtała ognikowi, podleciał do Puryfikanina - Przyjacielu chciałbym Cię prosić o przysługę. Czy mógłbyś poświęcić się dla nas i stworzyć Puryfikat? Wzmocniłby nas choć troszkę w tej trudnej chwili.

- To mogę uczynić. To wszakże jedyny sposób na zaprzestanie wdychania tej powierzchniowej trucizny. - odrzekł Puryfik kładąc na ziemi jedną ze swych macek. Trzymał ją nieruchomo cierpliwie oczekując, aż odłączy się od reszty ciała.

Gdy macka rozłożyła się na sycącą maź puryfikatu ognik wchłonął w siebie sporą dawkę. W miarę jak rozchodziła się po jego ciele odczuwał coraz większą błogość. Każde będące w nim ziarenko, każde zderzenie i iskra dawały mu nowe zasoby życiodajnej energii. Po chwili wzleciał nad puryfikatem.
- Jestem gotów - oznajmił - Córko Broo, czy pomożesz nam ten kolejny raz? - zapytał się Cloe - Nie proszę Cię, żebyś działała wbrew swojej rasie, nimi zajmiemy się my i masz także moje słowo, że nie stanie im się krzywda. Proszę Cię, abyś pomogła nam w otwarciu przejścia do domu. Czy potrafiłabyś najpierw stworzyć pod kamieniami to wielkie błoto, jakie zrobiłaś przy naszym pierwszym spotkaniu. Może w ten sposób choć część kamieni w nim osiądzie i ułatwi nam odgarnianie.

Tego posta niestety nie dało się odratować -

Kaworu
Raven usiadł na ramieniu swojej ludzkiej towarzyszki.

Spojrzenia Lykarynów sprawiły, iż zastanowił się, czy postępuje dobrze. Rzeczywiście, nie mieli żadnej pewności, iż człowiek, którego z sobą przyprowadzili był odpowiednią osobą. Czy mógł dać odciąć sobie dziób, że kobieta uzdrowi wszystkich? Zostali wysłani po Lustro i to je mieli sprowadzić, a nie przedstawiciela rasy, która była przyczyną ich utrapień.

Z drugiej strony, poza ludzką samicą nie mieli niczego. I była naprawdę wyjątkowa, na tyle, by zainteresować nią Opiekunki. Nie było wykluczone, iż na bazie jej mocy mogłoby zostać utworzone nowe Lustro lub jakiś leczący specyfik. W najgorszym razie zostałaby kimś w rodzaju kapłanki, uzdrawiającej swoją mocą potrzebujących Salartus. Zważywszy na jej reakcję w Maszynie, rola ta odpowiadałaby jej. I cała rasa Ravena zostałaby zbawiona, przynajmniej do czasu, aż kobieta nie zestarzałaby się. Ale to mogło nastąpić za lata, mieliby więc czas zbadać jej dar, dokładniej poznać historię Amure i utworzyć nową, lepiej przygotowaną do wyzwań ludzkiego świata grupę śmiałków. Być może nawet taką, w której skład wchodziliby najstarsi z Salartusowych rodów. Wysłanie samych młodzików było najgorszym wariantem z możliwych i wydarzenia na powierzchni potwierdziły to. Nie chodziło tylko o brak odpowiednich mocy, ale też o to, że najmłodsi nie zdążyli zdobyć wiedzy życiowej, tak potrzebnej w starciu z nieznanym. Puryfik sięgający do misy z krwią Opiekunek był najlepszym przykładem opłakanych skutków szczeniackiej ciekawości i zapału.

Tak, cokolwiek by nie mówić o plusach i minusach takiego rozwiązania, sprowadzając tą kobietę, grupa dała Salartus jedno- czas. A to dawało nadzieję na lepsze przygotowania i w efekcie na nowe, lepsze jutro. Kto wie, może nawet na cofnięcie ludzkiej ekspansji i wyjście na powierzchnię, jeśli Lustro zostanie odnalezione w przyszłych latach?

Póki co, Raven nie miał powodów do niepokoju. Każdy Salartus, którego mijali, dostawał się pod dobroczynny wpływ kobiety, zyskując nowe siły. Sama zainteresowana milczała, ale to akurat Kruka nie dziwiło. Spotykała zarówno nowe rasy Salartus, jak i starszych przedstawicieli szczepów, które już zdążyła poznać. O ile w przypadku Skrzadeł różnice nie były wielkie, o tyle najstarsi z Kruków Śmierci mogli budzić jej zrozumiałe przerażenie i zdziwienie. Tak, zdziwienie było tym, co Raven widział w jej oczach, gdy wyjaśnił, iż wysoka, odziana w płaszcz z czarnych piór postać z czarną kosą to jeden z jego rasy. Możliwe, iż nie zdawała sobie ona sprawy z kształtu społeczeństwa Salartus i dopiero teraz, powoli w swojej głowie zaczęła kreować właściwy obraz miejsca, którego tak ważną częścią miała się stać.

Dni mijały…
~*~

Kobieta niespodziewanie zwymiotowała u stóp Opiekunki, po czym padła na ziemię, nieprzytomna.

Raven, który teraz dla odmiany siedział na ramieniu Rosso Angeli, podfrunął do niej szybko, niepokojąc się. Usiadł na rozpalonych piersiach i zamknął oczy, wsłuchując się w puls. Było źle, bardzo źle.

Spojrzał na rzygowiny, Salartus wokół, ciało, na którym siedział, a potem znów na Salartus. Szybko przypomniał sobie jedno z podstawowych praw życia i śmierci, które nie tak dawno tłumaczył swoim braciom. Przeklinając w myślach swoją własną głupotę, sfrunął z kobiety na ramię Opiekunki, mając nadzieję, że w ten sposób to, co powie, zostanie odebrane tak, jakby sama Opiekunka wydała opinię.

- Bracia, odsuńcie się! Biada nam, biada! Przez moją głupotę i rozpaczliwą chęć wierzenia w to, iż znaleźliśmy lek, popełniliśmy największy z możliwych błędów! Obawiam się, że ta kobieta nie leczyła Salartus, ona wtaczała w nasze ciała swe własne życie! Na powierzchni, gdzie była nas garstka, nie miało to na nią żadnego wpływu, dlatego nie mogliśmy poznać prawdziwej natury jej daru. Teraz jednak widzę, na czym polegają jej moce. Odsuńcie się, żadne z Was nie może podchodzić, jeśli Wam nie pozwolę!- krzyknął, mając nadzieję, że zostanie wysłuchany.

- Puryfik, Argo, ruszcie się! Musicie uzdrowić tą kobietę, tylko Wy posiadacie odpowiednie umiejętności. Ej, Ty!- krzyknął dość niegrzecznie do starszego Puryfikanina, który był w pobliżu- Ty też, potrzebujemy każdej porcji puryfikatu, jaką tylko możemy jej dać. Aplfonse, Ty i inni aniołowie chyba też posiadacie jakieś dary, które mogłyby ją uzdrowić, prawda? Opiekunko, z nas wszystkich masz największą wiedzę, proszę, nadzoruj akcję ratowniczą. Jeśli znasz jakiś lek, który możemy szybko przygotować z mocy obecnych tu Salartus, zaklinam Cię, przygotuj go. Spójrz, ilu tu z nas się zebrało, ilu najstarszych i najpotężniejszych przybyło, by zobaczyć tą kobietę i skorzystać z jej mocy. Musi być jakiś specyfik, który możemy przygotować!

Wtedy też wzrok Ravena padł na jednego z przedstawicieli Starszyzny, szczęśliwie obecnego wśród zgromadzonych.

- Ojcze!- wykrakał, zlatując z Opiekunki i stając na ziemi przed Starszym, chyląc dziób ku ziemi. Ciągle chory i mały, wyglądał wyjątkowo żałośnie przy okazałym Kruku Śmierci- Witaj i bądź pozdrowiony, )jcze- powiedział już spokojniejszym tonem, okazując należny szacunek.

Tak naprawdę, spotkany Kruk nie był jego ojcem. Była to forma grzecznościowa, tytuł przynależny każdemu Krukowi Śmierci, który przeżył już wiele i zyskał odpowiednią moc i wiedzę, by zmienić się w najśmiertelniejszą formę dostępną Krukom. Ale Ojcowie posiadali jeszcze jeden z darów, o którego użycie miał zamiar błagać teraz Raven.

- Wiem, że jestem jedynie pyłem u twych stóp, ale błagam, wysłuchaj pokornej prośby jednego z swych dzieci, które pokłada całą ufność w Tobie. Sytuacja tej kobiety jest tragiczna, ale równie tragiczne są losy Babci, za jej obecny stan odpowiada zaś nieprzemyślany i zgubny w skutkach wyczyn mej grupy. Proszę, wyrządź mi ten zaszczyt i pozwól być Darem dla tej, która całe swe życie poświęciła naszej społeczności.

U Kruków „Dar” był rytuałem, w którym jeden z Salartus oddawał swoje życie po to, by drugi mógł wrócić z zimnych objęć Śmierci.
-
 
__________________
The world doesn't need anything from you, but you need to give the world something. That's way you are alive.
kabasz jest offline