Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-08-2010, 21:12   #165
Eileen
 
Reputacja: 1 Eileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputację
Glyph
Skrzadło podążało z tyłu za resztą grupy. Spoglądało na kruka, dumnie siedzącego na ramieniu Cloe. Unikało za to błądzenia wzrokiem po bocznych korytarzach, patrzenia w oczy swym braciom. Mieli wrócić w chwale z Lustrem, a przebyli z ludzką dziewczyną. To było prawie jak świętokradztwo. Wrażenia nie zacierał nawet fakt, iż napotkani chorzy w cudowny sposób powracali do zdrowia, człowiek w umysłach Salartus był zawsze niebezpiecznym człowiekiem.

- Argo! Az'khas nie wrócił z wami. - Argo zamrugał radośnie usłyszawszy z boku znajomy głos Mig’zara, ojca Az'khasa. Przystanął przy nim, planując dogonić drużynę za chwilkę. Tak bardzo pragnął porozmawiać z kimś znajomym.

- Tak, Opiekunki powiedziały nam, że odszedł samotnie. - kontynuował starzec -Nie miejcie mu za złe, znasz swego brata Argo, jest porywczy, kieruje się instynktem nie rozumem, ale kiedy wróci...

-Az'khas nie żyje. - wyszeptało skrzadło, nie mogąc tego dłużej dusić w sobie - Spotkaliśmy go na powierzchni.

- Czy...?
- Nie, nie zostało po nim nic, co mógłbym zabrać ze sobą. Przepraszam. - wyjąkało skrzadło.

- Zginął śmiercią wojownika?

- Tak, poświęcił się dla nas i swych braci.

Aerdanid z uwagą i smutkiem w sercu wysłuchał opowieści o bohaterskiej śmierci swego syna.
- Niech więc przodkowie mają pieczę nad jego duchem. - westchnął starzec. Milczeli przez chwilę.

- Co teraz zamierzasz? Zostaniesz wśród swoich, nas? - zapytał nagle ojciec Az'khasa.

Skrzadło zakołysało się na boki w przeczącym odruchu. Wiele nad tym myślało podczas powrotnej wędrówki.

- Nie, - odrzekło - Wracam. Świat wydaje się inny niż myśleliśmy. Na powierzchni wyczułem ogromne byty, nie tylko ludzi, choć oni są bardzo potężni. Tworzą kamienie, które rzucone przebijają wszystko na swej drodze z ogromnej odległości, bez zmęczenia władają ogromnymi stworzeniami zwącymi się Maszyna. Nagóra jest teraz jeszcze bardziej niebezpiecznym miejscem, ale ludzie to nie wszyscy jej mieszkańcy. Spotkaliśmy kilku Maszyna, choć żaden nie chciał z nami rozmawiać, pewnie nie znali języka. Spotkaliśmy także innych, przybywający z nami Legion nie jest Salartus, jest za mądry na zwierzę, ani nie przypomina Maszyna, nie jest także żadnym z ludzi. Tam na pewno są też inni, których ogromną energię poczułem, chcę ich spotkać, nawiązać kontakt, może nawet poprosić o pomoc. O to właśnie poproszę Opiekunki, gdy się z nimi spotkamy.

Ich rozmowę przerwało nagle krakanie Ravena. Kruk krzyczał do niego, by pomógł Cloe. Z tego co ognik zauważył dziewczyna nie była ranna, a jednak leżała bezwładnie na ziemi. Podleciał szybko w ich kierunku, lecz nie miał pojęcia jak mógłby pomóc dziewczynie. Kruk mylił się względem leczących właściwości ognika. Skrzadłowy proszek jedynie dostarczał energii. Używając go po bitwie na aniele i diablęciu wspomógł ich, przyśpieszajac naturalne procesy, ale uleczyli się sami. Jeśli Cloe była chora równie dobrze dodałby energii jej jak i toczącej ją chorobie. Nie winił kurka za niewiedzę. Skrzadła i kruki od zawsze nie wchodziły sobie w drogę. Może kruki drażniło, że nie potrzebowały ich pomocy w sprawach śmierci. Skrzadła od wieków same rozwiązywały tą kwestię w chwili śmierci z własnego ciała usypując sobie kurhan.

Dopiero po chwili, gdy bracia zaczynali się cofać Argo zrozumiał w pełni pierwsze słowa kruka. Jeśli miał rację i dziewczyna oddawała im swe życie, nikt nie mógł przewidzieć jak zareaguje na ich medykamenty. Gdy Argo zrównał się z Puryfikiem spróbował wyprzedzić go i zagrodzić mu drogę.
- Przyjacielu, jeśli Raven mówi prawdę, może spróbujmy oczyścić tą salę z wszelkich śladów naszych braci. Pyłki, kłaczki to wszystko może na nią oddziaływać, sprawiać, że pozbawia się energii. Oczyść powietrze, a twój brat stworzy puryfikat, jesli ma on jej pomóc zregenerować siły. Ja zaś dodam do niego energię mego pyłku.

Argo żałował w tej chwili, że nie ma w pobliżu więcej jego skrzadlich braci. Nie czekając na odpowiedź Puryfika odfrunął, lecz nie w kierunku Cloe, a feniksa. Argo nie był tak bystry jak jego kruczy przyjaciel, ale chyba najlepiej ze wszystkich znał historię i legendy. Może jedynie feniks mu w tym dorównywał.

- Hane, czy tam na skale nie patrzą na nas Twoi towarzysze? Proszę przekonaj ich, że warto uronić łzy nad człowiekiem. Opowiadłeś, mi przecież że w dawnych czasach feniksy żyły w pokoju z ludzimi z ukrytych pośród piasków żyznych dolin. Pomagaliście im już kiedyś, więc może wasze lecznicze właściwości wyżądzą najmniejsze szkody naszej przyjaciółce.

Argo nie wiedział jak jeszcze mógłby pomóc Cloe, więc powrócił do niej gotów połączyć musujący proszek z puryfikatem i podać go dziewczynie.

Terrapodian
Przez całą drogę Sadesyks rozpaczał nad ginącą Gatti. Również pojawiały się złe myśli dotyczące śmierci Diabła. To tak jakby osłabił własną rasę. Była tylko jedna odpowiedź na ten problem - feniks się mylił. To przez niego Lauhelmaasielu dokonał tego czynu. Ale jeszcze nadejdzie czas zapłaty, teraz w ramach odkupienia Sadesyks musi za wszelką cenę uratować jej życie. Nawet nie chce pamiętać tego, że nie wahała się wydać mu rozkazu poświęcenia się dla "większego dobra".

Dlatego kiedy wreszcie znaleźli się na miejscu, Lauhel położył Gatti na jakiejś półce skalnej.
- Dotknęła człowieka i to przyniosło na nią wielką chorobę - tłumaczył nerwowo wszystkim Salartus, którzy chcieli go słuchać.
Nie widział żadnych innych przedstawicieli jej rasy, ale z pewnością musieli tutaj być, ukrywając się pośród cieni. Z chęcią zdałby im relacje, lecz w tym momencie ważniejsi byli jego przełożeni. Zobaczył oto jednego ze starszych i czuł, że ma obowiązek zdać relację z podróży.

Uklęknął przed istotą i skłonił głowę;
- Zły jest świat zewnętrzny - mówił - ludzie są tacy jak myśleliśmy. Źli, zabijają nas... są skazą na planecie.
- Więc co robi człowiek wśród nas? - spytała starsza Sadesyks.
- To inny człowiek, który umie prawie tyle co my i związany z nami...

Wtedy nastąpiło poruszenie w pobliżu Cloe. Lauhel wstał i ujrzał, że człowieczyca leży umierająca. Zbliżył się, choć w normalnych warunkach nie byłoby to możliwe. Czuł teraz pewien związek ze swoją drużyną. Słyszał jak chcą ją ratować, ale pokręcił głową ze złością. Kobieta ginęła PRZY NICH i to tylko Salartus są odpowiedzialni za jej stan. To było widać, że od czasu, gdy z nimi przebywa jest coraz gorzej. I teraz wszyscy plączą się jak w jakimś roju, sądząc że zdołają jej pomóc.
- Ratować?! - zakrzyknął. - Nami ratować? Tym co wytworzą Salartus? Nie widzicie, że to przez nas? Wskrzesicie ją tutaj, a ona znów zacznie tracić siły. Musimy ją wyprowadzić, ona nie jest stworzona dla naszego świata, ona należy do powierzchni. Trzeba ją odizolować od nas... albo pozwolić umrzeć.
 
__________________
Zapomniane słowa, bo nie zapisane wierszem...
Eileen jest offline