Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-08-2010, 21:16   #169
Eileen
 
Reputacja: 1 Eileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputację
Kaworu
Raven zaklął w myślach.

Tak naprawdę, nie był to Raven, on nigdy tak naprawdę nie istniał. Wszystko, co robił, czuł, wszystkie jego myśli i wspomnienia, upodobania i styl bycia, wszystko to było jedynie sprytną, piękną maską, która miała skryć człowieka przebywającego wśród Salartus. Sam szpieg nie wierzył, że przebranie będzie tak dobre. De facto stał się jednym z potworów, dzieląc z nimi troski i trudy, cele, a nawet słabości, co udowodniły spotkania z ludźmi i ich negatywne efekty na jego ptasim ciele.

Na ironię zakrawał fakt, że tak naprawdę to Raven, a nie szpieg sprowadził kobietę do podziemnych jaskiń. Kruk Śmierci, tak długo jak istniał, chciał chronić swoją rasę i naprawdę szczerze wierzył, że ocali Salartus, dostarczając im dziewczynę. Nie wiedział jednak, że robi to nie dla nich, lecz dla Mistrza, któremu służył. Idealnie zaprojektowana kukiełka nie była świadoma ani swego władcy, ani tego, iż naprawdę była kimś innym. Nieświadoma podszeptów, które odbijały się tajemniczych echem w głębi jej duszy, była naprawdę przydatnym narzędziem. Wszak trudno jest rozpoznać zdrajcę, gdy ten nie tylko wygląda, pachnie i myśli jak szpiegowani, ale jest też święcie przekonany, iż od urodzenia żył w Kruczych Jaskiniach i nigdy nie widział człowieka.

Szpieg zbudził się w nim niedawno, w momencie, w którym głupia kocica poinformowała wszystkich o tym, iż w grupie obecni są zdrajcy. Świadomość człowieka obudziła się w wątłym, anemicznym ciele Ravena na chwilę przedtym, jak ten został zmuszony do zjedzenia pióra Spei.

Przeklinając w myślach Gatti i obiecując jej, iż osobiście ją wykastruje, przeżuł powoli, dziwiąc się sam sobie, iż nie zwymiotował „pokarmu”, który smakował jak włochata hybryda waty i asfaltu. Pewnie zwróciłby owo ohydne pióro, gdyby nie splot, który go trzymał w swej mocy. Był kompletnie pozbawiony kontroli, we władzy śnieżnobiałego kota.

Na szczęście, nie był sam. Inny ze zdrajców, który przybrał postać meduzopodobnej, latającej gałki ocznej, wykorzystał swoje potworze moce, sięgając do Argo i czerpiąc z niego siły. Energetyczna kula nie miała innego wyboru jak podzielić się swą mocą z człowiekiem, który tylko na to czekał.

Zmienił się, ukazując swą prawdziwą formę, jednak Kruk nie mógł sobie na to pozwolić. Zajęłoby to zbyt wiele czasu, mimo oczywistej korzyści, jaką w walce z Salartus dawało „toksyczne” ludzkie ciało. Zamiast przybrać swą realną postać, Raven podleciał do omdlałej kobiety i usiadł na niej.

Decyzja, choć konieczna, wywołała w jego myślach kolejną falę przekleństw. To cholerne ciało było małe, słabe, ledwo trzymało się na drobnych nóńkach, a w dodatku całe swędziało, co było efektem znienawidzonych czarnych piór. Najgorsze ze wszystkiego było jednak to, iż Kruk Śmierci nie miał możliwości wymyć dzioba, z którego wiecznie unosił się zapach padliny i zgniłego mięsa. Ludzkiego. Męzczyzna naprawdę wątpił, czy kiedykolwiek uda mu się pozbyć tej ohydnej woni. Jego nastrój minimalnie poprawiał fakt, iż Raven nie miał zębów, między którymi mogłoby się osadzić jakieś cholerstwo, choć pociecha ta nie była zbyt duża, zważywszy na morowy oddech.

Obrócił swą głowę, chwytając w dziób jedno z piór i wyrywając je. Zaskrzeczał z bólu, jednak wiedział, iż jest to niewielka cena za sukces. Z końca pióra skapywał powoli gęsty, zielony płyn.

Czarne Pióro, trucizna dla ludzi.

- Poddajcie się, to koniec- powiedział powoli, z piórem w dziobie- Wasza ludzka przyjaciółka jest osłabiona i nie może się bronić. Byłaby wielka szkoda, gdybym musiał ją uśmiercić wskutek Waszej niezbyt przemyślanej akcji. Boicie się nas, to zrozumiałe, my Was zresztą też. Nie musimy z sobą walczyć, nasze działania nigdy nie były skierowane przeciwko Wam. Chcieliśmy jedynie dostać Lustro Amandy. Jest nam potrzebne tak samo, jak Salartus, jeśli nie bardziej. Teraz jednak, skoro nasza obecność nie uszła Waszej uwadze, nasza misja nie ma już celu. Nie musimy walczyć, możemy rozejść się bez żadnych szkód. Jak już mówiłem, naszym celem nie była krzywda Waszego rodzaju- zapewnił, patrząc na zebranych.

- Sprawa wygląda następująco, kobieta powoli ginie w Waszej obecności, wy giniecie w naszej. Jeśli wszyscy trzej przybierzemy ludzką formę, będziemy dla Was zagrożeniem. Ale możemy się umówić. Nie wbiję pióra w pierś waszej drogiej przyjaciółki, co więcej, zaprowadzę ją razem z moimi towarzyszami na górę, tam, gdzie będzie bezpieczna. Nasi lekarze… ludzie, którzy mają dar uzdrawiania- dodał, nie będąc pewnym, czy potwory znają słowo, którego użył- z radością zajmą się nią. Składali przysięgę, podobną do przysięgi Opiekunek, iż pomocą każdemu w potrzebie. Jeśli nie ufacie nam, to zaufajcie ich honorowi i pracy, której poświęcili się bez reszty. Jeśli nas wypuścicie bez walki, odejdziemy i zapewne nie spotkacie nas nigdy więcej. I zapewnimy kobiecie opiekę, jak już mówiłem. Ale w zamian…- Kruk spojrzał na Skrzadło- dostaniemy rzecz, którą zwiecie Drogowskazem- przedstawił swoją ofertę.

- Jeśli tego nie zrobicie, zabiję tą osobę- dodał, wskazując na nieprzytomną kobietę- Znam Was dobrze, nie chcielibyście jej krzywdy. Czarne Pióro zabija powoli i obawiam się, że nie istnieje żadne zdane antidotum, a zwłaszcza takie, które nie wymagałoby interwencji Salartus. Nawet, jeśli nas zwyciężycie, będziecie zmuszeni patrzeć na powolną, bolesną śmierć osoby, którą sami do siebie sprowadziliście. To samotna osoba, liczyła na dom, opiekę i odrobinę czułości z waszej strony. Byłaby szkoda, żeby zginęła na oczach tych, którym okazała tyle zaufania- powiedział Raven, tym razem głosem, który nie żądał, lecz był cichy i smutny.

Naprawdę nie chciał zabijać kobiety. Wydawała się naprawdę samotna, dotknięta przez los i zagubiona. Tak się cieszyła, gdy osobowość Kruka Śmierci złożyła jej propozycję zamieszkania wśród Salartus. Choć nie były to słowa ludzkiego szpiega, to czuł się on za nią odpowiedzialny, widział także jej stan. Naprawdę chciał jej pomóc, ale jeśli jej śmierć miałaby pozwolić mu zdobyć Lustro, to niestety był gotów ją zabić. Chyba, że Salartus wykażą się rozsądkiem.

- Wierzcie mi, cierpienie kogokolwiek nie leży w moim interesie. Chcę jedynie wypełnił misję, jaką zlecił mi mój Mistrz. Z radością zapewnię waszej przyjaciółce opiekę lekarską. Niestety, sprawa jest zbyt ważna, żebyśmy mogli działać inaczej. W innych okolicznościach podzieliłbym się z Wami Drogowskazem, lecz teraz moja misja zawiodła. Mistrz będzie wściekły. Wierzcie mi lub nie, ale dla mnie i moich towarzyszy to sprawa życia lub śmierci. Dlatego właśnie, daję wam tylko dwa, tak skrajnie różne rozwiązania. Wy macie dwie opcje i przede mną stoją dwie opcje. Wybierzcie mądrze, decyzja wpłynie na nas wszystkich.

Zrobił pauzę, dając zebranym chwilę na przemyślenie jego słów. Przebiegł małymi, krwistoczerwonymi oczkami po zebranych, badając ich nastroje. Jego spojrzenie zatrzymało się na młodej Opiekunce. Jeśli ktoś mógł zadecydować, to tylko ona. Pełniła funkcję kapłanki i miała tu największy autorytet.

- Proszę- zwrócił się do niej błagalnym tonem.

Szczerość w jego głosie zaskoczyła nawet jego samego.

Glyph
Argo świadomie uczestniczył w rytuale. Nie tylko dlatego, że kotka miała moc zmuszenia ich wszystkich, naprawdę chciał pomóc przyjaciółce i gdy zrozumiał jej przekaz podporządkował się poleceniom. Trwożnie obserwował przy tym Sadesyksa obawiając się go bardziej niż kiedykolwiek.

Gdy rytuał się rozpoczął, w jego najważniejszym momencie ognik oczekiwał szalejących splotów wbijajacych się boleśnie w jego ciało. Wiedział, że tak musi być i był na to przygotowany, lecz to co poczuł przeszło jego oczekiwania i na dodatek wijące się macki nie należały do Grau. Niedowierzanie mieszało się z bólem, gdy Puryfik wysysał z niego energię rytuału. .

Skrzadło czuło się bezbronne. Wirowało ciężko próbujac zebrać w sobie resztki sił. Patrzyło jak na jego oczach zdradziecki Puryfik zmienia się w jeszcze paskudniejszą formę, jakby przodkowie karali go teraz za grzech zdrady. Wrogi Salartus przemienił się w coś co zgrubsza przypominało człowieka, przynajmniej w części. Pozbył się groźnych puryfikańskich biczy, ale nawet bez nich, Argo nie łudził się, ognik nie miał szans go zranić. Mała kulka była zbyt słaba fizycznie, niestworzona do walki. W akcie desperacji postanowił więc chociaż odwrócić uwagę wroga od innych, rozdrażnić go. Miał w sobie pozostałe dwie race świetlne i postanowił je właśnie wykorzystać, by ostrzelać Puryfika, poparzyć go mocą energii zebranej w małych kulkach.

Dwie jarzące się kulki wystrzeliły z ciała skrzadła. Leciały pewnie, prosto do celu, Puryfik zdawał się jednak ich nie zauważać, albo raczej lekceważyć i po chwili ognik przekonał się dlaczego. Ognie zatrzymały się tuż przy ciele człowieka. Nie wybuchły, nie odbiły się od niczego, lecz stanęły, zawisły w powietrzu. Twarz Puryfika na moment wykrzywił szyderczy uśmiech, a potem sala rozbłysła tysiącem drobnych świateł, gdy ognie wybuchły i rozprysły się na wszystkie strony. Kto mógł próbował zamknąć oczy, odwrócić się od błysku, ale nie wszyscy mieli dość szczęścia. Solf stojący w pobliżu przecierał łzawiące oczy oszołomiony nagłym blaskiem. Puryfik wyraźnie miał zamiar wykorzystać zamieszanie na kontratak, zaczął krzyczeć dziwne zaklęcia w niezrozumiałym dla Salartus języku:

- Co tu się do kurwy dzieje ?! Dlaczego nie jesteśmy u niego ? Chwila już pamiętam. To ta przeklęta kotka, skąd ona wiedziała ? On nam tego nie daruje, do cholery co to za ciało ?!

Dalszą potyczkę przerwała groźba Kruka. Mały ptak nagle stał się centrum uwagi. Tym bardziej niezauważony, że jako jedyny ze zdrajców nie został zdemaskowany.

Zapłonął gniewnie Hane gotów rzucić się na wroga, lecz jego zapał przygasł po wymianie spojrzeń ze starszym. Najwyraźniej odbyli w myślach dyskusję. Ptak uspokoił się. Pozostali obecni w grocie Salartus także bili się z myślami, co robić w tak dziwnej sytuacji, która nie zdarzyła się nigdy w ciągu wieków. Najmocniej zaś niepokoił się Argo. W swoim wnętrzu wciąż przechowywał Drogowskaz, którego zarządał Raven. Miał do siebie żal, że gdy mieli rozbieżne zdania o powrocie, ognik usłuchał kruka. Wszystko mogłoby potoczyć się zupełnie inaczej gdyby wtedy okazał bardziej nieugiętą postawę. Teraz życie Cloe z ich winy było podwójnie zagrożone, przez Kruka jak również i upływający czas. Ognik gotów był oddać magiczny przedmiot, lecz nie śmiał samemu podejmować decyzji. Wzrokiem poszukiwał najważniejszej i najmądrzejszej osoby w Salartusowym społeczeństwie - Opiekunki.
 
__________________
Zapomniane słowa, bo nie zapisane wierszem...
Eileen jest offline