Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-08-2010, 21:27   #171
Eileen
 
Reputacja: 1 Eileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputację
Latilen
Au, au, au....

- Miau... - cicho zajęczała kocica.
Tak się zmęczyła. Nie czuła łap, wąsów, noska, ogonka. Sploty, choć niewidoczne, zwinęły się kulki i wbijały się w skórę. Oddychanie sprawiało jej ból, zupełnie jak przed przemianą z czarnego kota w białego kota. Oby się udało. Nawet jeśli zginie, najważniejsze aby się udało!
- Miau. - miałknęła żałośnie i uniosła nieco powieki.
Zaraz obok niej leżała Spea. A jednak udało się.

Anielica otworzyła oczy zszokowana. Pamięć ją zawodziła. Jeszcze przed chwilą widziała ognień, strumienie ognia i gwiaździste niebo. Teraz czuła pod sobą twardy grunt, który wcale nie przypominał piasku. Drgnęła, usłyszawszy kotkę. Odwróciła się.
- Co się stało? Co ty tu robisz, siostro? Skąd ja się tu wzięłam? Miałam... Miałam umrzeć. Czy Unifik powrócił? Co się stało? - usiadła rozglądając się dookoła. Rzeka, las... Krajobraz zbyt piękny, aby był prawdziwy. Zadrżała.

Kotka jęknęła, mimo bólu jednak udało jej się usiąść. Choć zawroty głowy momentalnie przekonały ją, aby ponownie się położyła. W pozycji Sfinksa uniosła oczy w stronę Spei.
- Wybacz mi, ale ponownie wykonałam rytuał Przywrócenia i z pomocą Amure przywołałam cię do życia. - rozejrzała się i chrząknęła - Przynajmniej do istnienia. Wybacz mi, skalałam twoją duszę, ale potrzebujemy Twojej pomocy. Kogoś, kto pomoże nam zgromadzić składniki do nowego lustra, aby uratować Salatrus. - poruszyła wąsami.

Udało się w jakimś stopniu. Ciekawe, dlaczego ja tutaj trafiłam? Szybko wytracam te moje życia.

Spei spoglądała ku kotce zszokowana. Więc czym teraz jestem? Co ze mnie zostało? Spojrzała na swoje, ciągle sprawiające wrażenie materialnych, dłonie. Zacisnęła je w pięść.

-Gdzie my właściwie jesteśmy i gdzie mam szukać tych składników? Jeśli nie jest dane mi nawet godnie odejść z tego świata, to nie zamierzam się marnować. Może uda mi się zyskać coś dla innych, skoro siebie już straciłam. - dodała ciszej, patrząc poważnie ku kotce.Ta zaś wyglądała na bardzo zmęczoną.

Czym ja teraz jestem? Jaki mam cel? Co mi zostało, oprócz możliwości pomocy innym?

Czuła się zdezorientowana patrząc w złociste oczy kotki.

Grau pokręciła głową. Bez wiedzy Amure czuła się równie zagubiona jak Anielica.
- Nie wiem. Nie wiem. Nie mam pojęcia. - mlasnęła głośno językiem. - Amure powróciła w postaci ducha, który pojawiał się przede mną w jakiejś przestrzeni nadświadomej. W grupie naszych towarzyszy kilkoro było szpiegami i wrogami, może któreś z nich mnie zraniło? W każdym razie nie przebywamy w realnym świecie. Pewnie zostałyśmy zawieszone pomiędzy życiem a śmiercią. - podrapała się za uchem. - Sama nie wiem...

- Musi być wiele takich miejsc pomiędzy życiem, a śmiercią, bo to już drugie, które zwiedzam. - dodała anielica z nutą sarkazmu. Była zawiedziona niewiedzą kotki. - Ale muszę przyznać, że mogłyśmy gorzej wylądować. Razem z Grudonem i Unifikiem wylądowałam na pustyni ciszy... Unifik wrócił do życia, prawda? On dostał wszystko, my wybraliśmy śmierć. Miał uratować dziecko. - zamilkła na chwilę - Skoro my jesteśmy na granicy życia, to gdzie w takim razie znajduje się Amure? Po jego drugiej stronie? Więc jak wpływa na nasz świat i kontaktuje się z Tobą? - pytania kłębiły się w głowie anielicy wypływały potokiem.

- Ostatni miałam pewne zakłócenia w kontakcie z normalna rzeczywistością. - chrząknęła Grau jej głos nie zdradzał poruszenia gradem słów Siostry. - Odkąd ciapnęłam tamtego człowieka, nieco podupadłam na zdrowiu. Wiesz zdarza się, gorączka, brak przytomności, zmiana koloru futra i takie tam. - przymknęła oczy. - W każdym razie ledwo się dobiłam do tych żywych naszych misiów. Dlatego nie wiem, co się dzieje z Bryfilionem, choć spodziewam się najgorszego. A Amure po prostu mi się objawiała, kiedy jej się żywnie podobało. W końcu znów “istnieje”, więc ma i wolną wolę. Mam nadzieję, że znów się pokaże, żebyśmy wiedziały co dalej robić. Na razie chyba możemy tylko czekać. - wzruszyła raminami i oblizała nosek.

-Amure ci się ukazuje co jakiś czas, tak? A co będzie ze mną? Jeśli mam coś zdziałać, musimy mieć jakiś kontakt. Skoro jest to jakieś miejsce w zawieszeniu, to ty w końcu z niego wyjdziesz - masz ciało i swoje życie. Ja mam tylko samą świadomość istnienia, ciało umarło, prawda? - powiedziała drżącym głosem.

Czemu nie mogę odejść w pokoju i umrzeć? Muszę znosić ten ból. Zostaje mi tylko nikła nadzieja, że mogę być w jakiś sposób przydatna - ale co potem? Czy potem moja zbezczeszczona rytuałem dusza będzie mogła gdziekolwiek wrócić? Czy ma dokąd wracać? Do życia? Do śmierci? Nigdzie już nie należę...
Anielica spoglądała na swoje szponiaste palce. Wydawały się takie rzeczywiste. Pióra ciągle były zielone.
Czemu nawet będąc duchem, nie mogę wyglądać godnie? Nie czuję się nawet Rosso...

Kocica podskoczyła, trochę jak pijana zatoczyła się na łapach, po czym już siedziała na karku Anielicy.
- No, no chyba się nie poddajemy? - zagruchała jak jej matka kiedyś nawoływała ją i jej siostrę, aby położyć je spać. - Nie daj się! - Zamruczała jej do ucha. - Teraz mamy przejściowe kłopoty, ale z nich wyjdziemy. Tylko ty jedyna jesteś w stanie nam po pomóc, niby po co byśmy z Amure odstawiały cały ten cyrk z rytuałem? - Połasiła się do policzka Spei i dalej z gracją kłębiła się na jej ramionach. - Byłaś chora, rozumiem cię to nieco zbija z tropu. Ja również zmieniłam kolor. - podstawiła swoją łapkę Anielicy pod nos. - Widział ktoś kiedyś białego Gatti wtapiającego się w cień? - Zamruczała jak śmiała się z siebie? - Nie bierz istnienia tak na poważnie i tak wszyscy zginiemy. Ale teraz jesteśmy tu. nie uważasz, że szkoda czasu na użalanie się nad sobą i należy sporzykować ten czas lepiej? Potem będziemy mieć co wspominać. A co będzie, to będzie.
Zakończyła filozoficznie Kocica zeskoczyła z ramion towarzyszki i ruszyła przed siebie. Przecież nie będzie czekać aż ją ktoś uratuje.

Eileen
- Łatwo ci mówić, ty jeszcze żyjesz. - powiedziała anielica. - I wcale nie powiedziałam, że wam nie pomogę. Po prostu mi już nawet lustro nie pomoże. Nie wierzę w to. - spojrzała za kotką znikającą w gęstwinie. - Czekaj! Ostatnio na pustyni był obelisk. Tutaj też musi być jakiś ważny punkt. Mogę wzbić się w powietrze, może zobaczę coś sensownego. Amure będzie musiała nas znaleźć. Może chodzi o źródło rzeki? - dodała, mówiąc bardziej do siebie niż do kotki. Woda szumiała w pobliżu. Rzeka była dość rozległa i nie miała zbyt silnego nurtu. Zwiastowało to długą wędrówkę.

Kocica prychnęła w odpowiedzi.
- Żyję? Jestem tu z Tobą, co niby gwarantuje, że moje ciało właśnie nie zostało rozszarpane przez zdrajcę? - pomachała ogonem. - Wiesz cały czas podróżowałam na ramionach Lau, który w rzeczywistości jest człowiekiem i zdrajcą. Nic nie jest pewne. - wbrew złej wiadomości, paszczę kocicy nawiedził szeroki uśmiech. - Może nie pomoże, a może pomoże. Wy Anioły jesteście strasznie kategoryczne. - jej ogon zwinął się w znak zapytania. - Przestrzeń kryje więcej rozwiązań. - po chwili wyłoniła się z krzaków, jakby propozycja Spei dopiero teraz do niej dotarła. - Ale to fantastyczny pomysł! Ty masz głowę, no to wzlatuj, może zobaczysz coś ciekawego.

- Ze mną przynajmniej wiesz na czym stoisz. - dodała anielica złośliwie, chociaż zadziwiła ją druga twarz Sadeksysa - Skończmy już tę licytację. Co pamiętasz ze zdarzeń na powierzchni?

- Syf kiłę i mogiłę. - usiadła i westchnęła. - Niewiele. Odzyskałam nieco świadomość dopiero jak wrócilismy do jaskiń. Nasi cudowni towarzysze - Spea dojrzała tu sarkazm - sprowadzili do nas człowieka, jakąś kobietę. Bardzo smaczną zresztą. Lustra nie znaleźli. Przez mój stan zawieszenia dostrzegłam, że wśród nich są szpiedzy. Między innymi Lau. Puryfik też ostro śmierdział człowiekiem. Amure ciągle powtarza o jakimś Nim, który siedzi po drugiej stronie lustra. Ono samo ma posłużyć za bramę. Także więcej zagadek niż wiadomości. Podejrzewam, że po rytuale, który cię przywrócił, zrobiła się tam niezła rozróba. Amure zaproponowała, że zamiast szukać poprzedniego, zrobimy drugie lustro i byłaś nam do tego koniecznie potrzebna. Teraz tylko musimy się stąd wydostać, albo przynajmniej ciebie stąd zabrać i nadać jakiś kształt. Także wzlatuj i szukamy obeliska czy czegoś w tym stylu. - zreflektowała się - Właściwie to bierz mnie w łapy i lecimy. Ech jak ja nie lubię się odrywać od ziemi...

- Właśnie miałam ci to zaproponować. Możliwe, że twój koci wzrok dostrzeże więcej niż mój. - wyciągnęła ręce ku kotce i przyklęknęła, szykując się do wybicia w powietrze. Czuła się tak materialnie, powietrze stawiało opór rozłożonym skrzydłom. Przygięła je ku ziemi blisko siebie, aby w miarę zgrabnie wzbić się prosto w górę. - Nie martw się, będzie ci w moich piórkach całkiem wygodnie.

Kotka wylądowała miękko w jej ramionach. Przytrzymała ją lekko szponiastymi dłońmi, dając osłonę przed wiatrem i oparcie. Wybiła się z całych sił w górę, łapiąc chłodne powietrze w skrzydła. To dawało jakąś nikłą namiastkę normalności. Drzewa, rzeka, powietrze, wiatr, niebo.

- Ten człowiek, którego sprowadzili... Spotkaliśmy ją w drodze i wyglądało na to, że możemy się z nią porozumieć. Ona chyba jakoś korzystnie wpływała na braci. Chociaż nie jestem tego pewna, bo dopiero teraz to dostrzegam. Wieści Amure są dziwne. Lustro ma służyć za bramę, czy jest bramą? Jeśli tak, to czy jest otwarta? Czy za lustrem, które my stworzymy też będzie tkwił jakiś On? Masz rację. Tu jest więcej pytań, niż odpowiedzi. Przy najbliższej okazji nie wachaj się zadawać ich Amure. Im więcej wiemy, tym lepiej możemy się przygotować na to, co nas czeka. - mówiła, gdy unosiły się coraz wyżej, ponad korony drzew.


Gęsty las porastał równomiernie teren nad rzeką. Z góry widać było dokładnie nurt i kierunek w którym zmierza woda. Widok z lotu ptaka był oszałamiający. Gąszcz drzew rozciągał się po horyzont, obawy kobiet jakoby źródło rzeki było oddalone daleko od ich aktualnego miejsca pobytu były uzasadnione. Spei wraz z Grau leciały kilka godzin pod prąd rzeki zanim napotkały pierwsze żywe istoty.

Obie panie zszokował widok jaki ujrzały. Ramię w ramie człowiek przy Salartus zgodnie i bez zawiści podążali w kierunku wyznaczonym przez prąd rzeki. Idąca grupa stanowiła koło tysiąca ludzi oraz dziesiątki starszych Salartus. Korowodowi wspólnie maszerujących pieszych przewodził stary, posiwiały mężczyzna, który szedł tuż obok Opiekunki. Kotka bez trudu rozpoznała w niej Amure. Kilka kroków za nimi pewnym krokiem podążała nimfa. Podśpiewywała pod nosem znane kołysanki śpiewane młodym. Ekspedycja zdawała się nie zauważać lecących tuż nad nimi Spei i Grau.

Anielica zniżyła lot. Niemal dotykała lotkami idących, ci jednak tkwili zapatrzeni w czoło kolumny. Spojrzała centralnie w dół. Jej skrzydła nawet nie próbowały rzucać cienia na idących. Salartus zwalniali uprzejmie, by ludzie mogli nadążyć.
- Hej! - krzyknęła, nim kotka zdążyła zareagować.

Cisza. Rzeka szumiała łagodnie, podkreślając różne rytmy kroków idących, dając idealne tło pod melodie nimfy.
- Słyszycie nas!? - Spea wrzasnęła prosto w ucho idącemu Lykarynowi. Na pewno nie był głuchy, jednak jego szkliste oczy utkwione były w oddali. Nawet nie zmienił rytmu w marszu, jakby był w jakimś trasie tej cudownej muzyki. Miała ochotę walnąć go w twardy łeb, jednak dłonie miała zajęte.
- Gati, rozumiesz coś z tego? - spytała zdziwiona Spei, spoglądając na kotkę. W tej samej chwili przed oczami zamajaczył jej jakiś cień.

Ojć... Kotka wbiła jej pazury w ramiona, gdy poderwała się nagle wyżej, by uniknąć zderzenia z gałęzią.
- Spokojnie, jestem zręcznym lotnikiem. - zaśmiała się anielica, gładząc kotkę.

Grau zagulgotała cicho, panując już nad swoimi pazurami i chowając je szybko. Tak, duże wysokości to nie jej bajka.

- Rozumieć nic nie rozumiem. - Poruszała wąsikami, prężąc się zadowolona z głaskania. - Ale domyślam się. Widzisz o tamtą opiekunkę? - po chwili tłumaczenia anielica w końcu spojrzała na właściwą (wg kotki) istotę. - To Amure. Żywa. Widoczna. Mniej wredna. A no i jest Broo, ale to już pewnie sama zauważyłaś, moja droga. - Grau zmrużyła oczy. - Strzelam, że dzięki jakiemuś fantastycznemu zbiegowi okoliczności znalazłyśmy się we wspomnieniu Amure. Proponuję zrezygnować z poszukiwania źródła. Spróbujemy się z nimi skontaktować? - ostatnie zdanie wypowiedziała dość niepewnie.

- Nie rozumiem co masz na myśli... Lykaryni może i są przygłupi, ale nie głusi. Jak zauważyłaś wydzierałam mu się do ucha... Widziałaś, bystrooka? On nawet nie drgnął! Myślisz, że z innymi może być inaczej? - spojrzała z góry na kolumnę idących. Kotka zwinęła ogon w pętlę niemal przed jej dziobem. Sponad koron drzew mogły spokojnie zaplanować następny krok.

- Hmm... Masz rację. - anielica wzruszyła ramionami - Ta nimfa pasuje mi do obrazu Broo, jaki pamiętam. Jest tak, jakbyśmy się cofnęły do przeszłości. Nie wiem, czy to są konkretnie wspomnienia Amure. Przecież nie zapamiętałaby detali lasu do takiego stopnia! To wydaje mi się absurdalne! Musiałaby znać detal każdego drzewa aż po horyzont! - anielica niemal krzyknęła zatrzymując się w powietrzu. Pachnące wiatrem wypełniało jej nozdrza. Czuła się wolna. I żywa. Choć na tę myśl przez sekundę w jej oczach znów czaiło się widmo łez. Wzrok jej padł na góry widoczne w oddali, na nieregularności lasu, widoczne punkty charakterystyczne, wzniesienia. - Szczerze? Nie wiem co to jest. - powiedziała drżącym głosem, ale opanowała się. - Wydaje mi się ważne, że Broo jest tutaj jeszcze nimfą. Wiesz przecież dobrze, co zdarzy się dalej w czasie? Nie wiemy za ile, ale zdarzy się. Wystarczy nie zgubić nimfy, ani Amure.

Kotka prychnęła. Było oczywiste, że też o tym pomyślała. Wyprężyła grzbiet, by wygodniej ułożyć się w jednej z długopalczastych dłoni anielicy. Ta zaś obniżyła lot, spoglądając na czoło kolumny.

- Ale... - zaczęła, na chwilę milknąc. Pochwyciła wzrok kotki. - Można jakoś
potwierdzić twoją teorię. Mogłabym podlecieć do Amure i schwycić ją za rękę. Nie wiem co przez to możemy uzyskać, ale skoro uważasz, że to są jej wspomnienia, to w jakiś sposób ona je musi także odczuwać. Może ona odtwarza je właśnie dla nas? Jeśli w jakiś sposób możemy oddziaływać na ten świat, to tylko przez nią.... No... Przy założeniu, że ta teoria jest prawdziwa. - dodała po chwili namysłu.
- Tylko trzymaj mnie mocno. Tam obok jest ta CHOLERNA woda. - skrzywiła się kotka.
- Tylko trzymaj pazury przy sobie, to nie spadnie na ciebie nawet kropla. - powiedziała z nutką groźby anielica śmiejąc się skrzekliwie. Uchwyciła zgrabnie kotkę jedną ręką. Ta zadrżała lekko, gdy wyciągnęła drugą w bok, łapiąc wiatr między pazury. Zawinęła lekko w powietrzu dość luźną spiralę opadając jeszcze w dół. Leciały nad niemal gładką taflą wody. Nurt przy brzegu był słaby. Kotka w dłoni Anielicy siedziała jak sparaliżowana.

Nad samą wodą, na czele grupy szła Amure. Wydawała się drobna wobec Aerdanida, który szedł niedaleko, wzrostem niewiele wyższa od człowieka. Kościste ciało, wypracowane latami wiernie służyło jej w wędrówce. Anielica zwolniła lot. Ręka opiekunki, spuszczona wzdłuż tułowia poruszała się lekko zgodnie z krokiem. Długie palce, które nie raz groziły młodym i nierozważnym Salartus, teraz trącały lekko struny powietrza. Spei podleciała tuż obok. Szybując miękko, rozłożyła skrzydło ponad idącą i wyciągnęła rękę w kierunku jej dłoni. Miała sekundę, nim ręka cofnie się z rytmem kroku, by wpaść w jej uchwyt. Jednak chybiła! Dłoń nawet nie dotknęła jej pazurów. Nic nie poczuła! Lot wytracił impet. Pozwoliła sobie poszybować niżej przed idących. I nim obie opadły zbyt blisko tafli wody, mocno odbiła się skrzydłami w górę.

-Chybiłam! Widziałaś to, Gati!? Przecież nie jestem ślepa. Jej ręka powinna miękko wpaść mi w dłoń, a nie obok! Nawet nie musnęła mi pazurów. Coś mi tu nie gra... - powiedziała, spoglądając ku Amure, jakby spodziewając się, że ta zaraz rozpłynie się w powietrzu. Coś tu jest nie tak...
 
__________________
Zapomniane słowa, bo nie zapisane wierszem...
Eileen jest offline