Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-08-2010, 00:48   #218
Noraku
 
Noraku's Avatar
 
Reputacja: 1 Noraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputację
Walka trwała w najlepsze. Kira nabawił się jeszcze kilku pomniejszych ran, które szybko przestały krwawić. W szaleńczej walce nie odczuwał bólu i z radością pozbawił przytomności kolejnego bandyty silnym, najprawdopodobniej śmiertelnym, ciosem w splot słoneczny. Jednak chłopakowi nadal nie było dość. Rozglądał się, szukając nowych przeciwników ale na próżno. Zostali tylko nieliczni, którzy przedarli się pomiędzy walczącymi Shinobi albo w inny sposób dostali do miasta i rozlali po ulicach miasta. Avenja splunął krwią, która sączyła się z rozciętej wargi i złapał oddech. Mógł uznać ten dzień, a szczególnie wieczór, za dość udany. Mnóstwo ciał leżało w miejscach w których przebywał chłopak. Część z nich miała małe rany w newralgicznych punktach na ciałach i twarze zastygnięte w zdziwieniu. Inni mieli więcej szczęścia i albo tylko tracili przytomność albo nie mieli sił się podnosić. Większość nie przeżyje do rana. Apetyt rośnie jednak w miarę jedzenia i było mu nadal mało walki, zwłaszcza że przeciwnicy nie stanowili wyzwania i byli raczej workami treningowymi, oraz szansą na powstrzymanie snów. Dlatego nie zareagował zadowoleniem na rozkaz swojego sensei. Początkowo stał w tym samym miejscu i regenerował siły oczekując na kolejną falę. Dopiero kiedy wyczuł, jaką potęgę zamierza przywołać nauczyciel, postanowił ukryć się w jakimś bezpiecznym miejscu. Ruszył biegiem w stronę gospody w której się zatrzymali. Ludzie sami uciekali jak najdalej od zagrożenia, a opieszalców zabierali jego towarzysze, więc nie musiał się nikim przejmować. Tylko małe dziecko stało na środku drogi i płakało, zdziwione całą sytuacją. W ręku trzymało kawałek jakiejś pluszowej zabawki. Kira minął je. Nie miał zamiaru zawracać sobie nim głowy, ale jego płacz był uciążliwy. Zatrzymał się na chwilę i odwrócił w jego stronę.
Cholera” zaklął w myślach i wrócił się po nie, bezceremonialnie podnosząc je z ziemi i przekładając przez ramie.
Do gospody dotarł w ostatniej chwili. Kiedy zamknął za sobą drzwi, rozszalała się burza, która huknęła w okucia tak, że te aż jęknęły. Avenja położył dzieciaka na kontuarze. W środku znajdowało się mnóstwo ludzi, którzy nie zdążyli wyjść przed atakiem, bądź uważali że tutaj będą bezpieczniejsi. Wśród nich był właściciel gospody i piękna kelnereczka, która nadal kurczowo trzymała jego ubranie. Podszedł do niej i otoczył ją ramieniem uspokajając. Spokojnie zabrał jej szatę i założył. Czuł jak cała drżała ze strachu. Podniósł jej brodę i pocałował w policzek jak najdelikatniej potrafił.
- Przecież mówiłem, że się tym zajmiemy. Zaopiekuj się tym dzieciakiem. Nie potrafię sprawić, żeby przestało płakać. – odparł podchodząc do gulaszu i próbując, mimo że już trochę przestygł.
- Dobre. – skwitował i wziął jeszcze jedną łyżkę po czym wyszedł na zewnątrz. Nadal szalała zawieja i Kira ledwo utrzymywał się na nogach. Domy chroniły go przed większymi uderzeniami wiatru, a mimo to naprężał mięśnie nóg z całych sił. Osłaniając oczy, powoli wędrował w stronę sensei, czując że tylko jego własne zdolności trzymają go przy ziemi. W końcu nie mógł już iść dalej. Przypadł więc do ziemi i postanowił przeczekać najgorsze.

Kilka chwil później, kiedy wszystko ustało, nie można było poznać gdzie spoczął. Wszystko zostało przykryte kilkucentymetrową warstwą śnieżnego puchu. Kiedy w końcu się wydostał był trochę zziębnięty i czerwony ale nie odczuwał chłodu. Rozejrzał się dookoła. Powietrze było niezwykle czyste i… ciche. Nie było żadnych okrzyków radości czy bólu. Tylko cisza po nawałnicy. Ludzie powoli wychylali się ze swoich domostw, a on ruszył. Trochę zajęło zanim znalazł sensei, gdyż technika także i jego oderwała od ziemi. Był nieprzytomny i wyczerpany, ale nic dziwnego biorąc pod uwagę siłę i rozmiar tego co dokonał. Kira podniósł go. Był zadziwiająco lekki. Znowu poczuł to dziwne uczucie straty, ale nie dał się mu tym razem obezwładnić. Ruszył w stronę gospody, rozglądając się za resztą drużyny.
Oni odnaleźli go pierwsi. Masae nadal lekko kulała, ale jej twarz wyrażała głęboką troskę. Towarzyszył im shinobi z Wioski Ukrytej w Chmurach. Także był zaniepokojony, natomiast Nizan był chłodny i opanowany jak zawsze. Razem pomogli chłopakowi zanieść ciało do mieszkania ninja z obcej wioski i tam złożyć je by odpoczęło. Masae opiekowała się nauczycielem jak siostra albo matka. Patrząc na jej delikatne ruchy i lekki grymas bólu na twarzy gdy przeciążała zranioną kostkę, nie wydając nawet mruknięcie sprzeciwu, przypomniał sobie ich rozmowę przed misją.

Martwiła się o każdego z nich. Zdawała się być delikatna i silna zarazem. Troszczyła się o swoich towarzyszy i przerażała ją myśl o ich śmierci. Była miła nawet dla niego, mimo że kompletnie go nie znała. Ich rozmowa na temat uczuć: troski, przyjaźni dała mu sporo do myślenia. Miał wrażenie jakby w tamtych chwilach rzucił olbrzymi most pomiędzy dzielącą ich przepaścią niewiedzy i mógł powoli wkroczyć w jej świat. Osiągnął coś czego nie udało mu się z Nizanem, chociaż nawet zbytnio nie próbował. Teraz pozostało kroczyć tym mostem i uważać, by nie natrafić na spróchniałą deskę.
Dziewczyna, wyczerpana walką i opatrywaniem sensei, w końcu zasnęła na kanapie. Kira dopił swój napój i podszedł do niej. Sen miała spokojny i dosyć twardy. Wyglądała naprawdę uroczo. Przykrył ją swoją szatą by nie zmarzła i poprosił o zimną wodę i trochę czystych szmatek. Najdelikatniej jak potrafił podniósł jej nogę i odwiązał skrawki, które chyba miały być prowizorycznym bandażem. Rana trochę się babrała.
Eh, te kobiety. Nigdy nie myślą o sobie” powiedział do siebie i spokojnymi ruchami zaczął obmywać skórę dookoła rany, tak by jej nie podrażnić a oczyścić z krwi i brudu. Następnie owinął kostkę nowym bandażem i usztywnił. Nie był może mistrzem opatrunków ale ten udał mu się nawet całkiem, całkiem. Z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku usiadł pod ścianą i zasnął.

Obudził go zwykły poranny gwar. W kuchni parzyła się już herbata napełniając dom zapachem ziół. Wszystkie mięśnie miał zesztywniałe i obolałe, ale rany jakich nabawił się w trakcie walki były wyleczone. Najchętniej teraz udał by się w jakieś spokojne miejsce by odpocząć, ale kiedy się już odświeżył i miał zamiar wyjść, pojawił się Mitsuhashi. Słuchał go z mieszanymi uczuciami.
- Wybacz, sensei, ale nie mogę Ci złożyć takiej obietnicy.
 
__________________
you will never walk alone
Noraku jest offline