Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-08-2010, 08:22   #14
Irmfryd
 
Irmfryd's Avatar
 
Reputacja: 1 Irmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie coś
Powolne kląskanie kopyt, odgłos toczących się kół, lekkie skrzypienie będące skutkiem ocierania się drewna o metal usypiają mnie. Nic dziwnego, przecież ledwo zmrużyłem oczy a jest już wieczór. Patrzę obojętnym wzrokiem na przesuwające się obrazy. Chyba tylko one sprawiają, że ołowiane powieki nie chcą opaść.

… Witryna księgarni z woluminami wychodzącymi wprost na ulicę. Ostatni klienci. Gdyby nie to, że pewnie jestem już spóźniony kazałbym fiakrowi zatrzymać się na kwadrans, który zapewne przerodziłby się w kolejny … potem następny.


Nie pojawienie się byłoby ignorancją wobec osób, z którymi przyjdzie mi spędzić kolejne dwa lata życia. Ale czy ja poczułbym się zlekceważony, gdyby ktoś nie przyszedł … może miał ważny powód, a może zatrzymał się kupić książkę. Przecież w Samaris może nie być książek.

Wyciągam z surduta list od Rady. List jak wyrok, zesłanie. Otwieram białą czystą kopertę, wyjmuje zgiętą na pół kartkę … rozwijam czysty jak łza papier … pusty … nie ma śladu … nie ma nic. Ale oczami pamięci widzę nazwę miasta Samaris … pisane tym rozstrzelonym pismem jakby pomiędzy literami brakowało znaków … S a m a r i s … jakby ktoś kierując nas tam chciał jednocześnie ukryć przed nami jego prawdziwą naturę. Pakuję kartkę do koperty, odkładam na wyściełanym siedzisku dorożki. Niech tu zostanie … puste, nieme …

… Elegancka kawiarnia z zainstalowanym jednym z ostatnich wynalazków, które mają zmienić oblicze Xhystos. Stoliki wystawione na zewnątrz, kelner z przyklejonym uśmiechem niosący pustą tacę. Dwie siedzące przy stoliku kobiety. Jedna coś tłumaczy, druga wygina się tłumiąc gromki śmiech. Zupełnie nieświadome obecności tego, który je obserwuje. Ukryty przy zacienionym stoliku, pijacy wodę ze szklanki ze rżniętego kryształu.


Nasze spojrzenia spotykają się, nie widzę jego twarzy ale wiem, że patrzy, czuję to malujące się na jego twarzy napięcie ... musi być … zawsze jest … został odkryty … jest nagi. Będzie zastanawiał się co zrobić, czy być lojalnym i powiedzieć, że ktoś go zauważył, czy bezpiecznie zamknąć się w czterech ścianach i wymazać obraz dorożki … zaczarowanej dorożki …

Zamykam oczy. Nie chcę już patrzeć, nie chcę zabierać niepotrzebnego bagażu wspomnień i tak jest już za ciężki. Powinienem zapomnieć, zapomnieć wszystko i wszystkich. Tak byłoby prościej, łatwiej. Ale czym byłoby me życie, gdyby od początku było jasne, wytyczone, klarowne, modelowe … nudne. Byłbym z niego zadowolony? Jeśli za tę cenę kupiłbym pozostanie w Xhystos, to tak.

- Le Chat Noir profesorze Watkins – głos fiakra wyrywa mnie z zamyślenia.
- A tak, dobrze, znakomicie Steve.
Wolno szukam portfela. Oddalam moment opuszczenia azylu. Wyciągam z portfela szeleszczący banknot z obrazem gmachu Rady.
- Zawieziesz mnie jutro rano Steve …
- Tak wiem profesorze, do bramy B.
- Nie pamiętam … czy wspominałem ci już o tym?
- Mnie nie trzeba o niczym wspominać profesorze Watkins – suchym głosem odpowiedział dorożkarz. - Życzę udanego wieczoru.
- Tobie również Steve, jedź do domu.
- Tak zrobię, jeszcze tylko jeden kurs i tak uczynię.

Sprzed wejścia do Le Chat Noir spoglądam na stojącą doróżkę. Jutro jeszcze raz ujrzę Steva i jego dorożkę, ostatni raz.


Wchodzę do foyer Le Chat Noir, drzwi otwiera ubrany w liberie boy. Z progu oglądam się za siebie … nie ma … zniknęli … zaczarowany dorożkarz … zaczarowana dorożka … zaczarowany koń.

Oddaje płaszcz do szatni. Patrzę w oczy stojącemu naprzeciw, przyglądającemu się mnie mężczyźnie. Ciemne, zaczesane do tyłu włosy, przystrzyżona broda, wywinięte na krawat końce białej koszuli, czarny elegancki surdut szyty na miarę. Patrzę jak gestem poprawia fryzurę, jak pochyla głowę spoglądając mi głębiej w oczy. Uśmiecham się do niego, odpowiada tym samym. Czas iść. Odwracamy się od siebie i każdy odchodzi w przeciwną stronę.

- Jestem umówiony, stolik … zapomniałem numeru.
- Nic nie szkodzi, tak wiemy, już wszyscy są profesorze.

Pozwalam prowadzić się na miejsce. Labirynt stolików, każdy z innymi gośćmi … aktorami dzisiejszego wieczora.

Uśmiechnięta para. Ona zapatrzona w niego, on odwracający głowę gdy do niej mówi, obracający w dłoni pustą szklankę. Niepewny … zapewne to on wybrał Le Chat Noir mając nadzieję, że w tłumie innych kłamców poczuje się lepiej a cały ten splendor miejsca pozwoli mu zapleść pajęczynę. Daj sobie spokój dziewczyno, to jakiś oszust.

Kolejne stoliki, kolejne twarze z przyklejonymi uśmiechami, maski, gesty, pozy … Szybciej, chcę mieć to już za sobą. Chcę usiąść przy stoliku, odegrać swą rolę, wypowiedzieć kwestie i wrócić jak najszybciej do domu.

- Stolik numer siedem, monsieur.

Skinienie głowy, zamaszysty gest dłonią i zostaję sam. Sam? Stolik zastawiony na pięć osób. Trzech mężczyzn, jedna kobieta, jedno puste krzesło. Nawet miejsce już za mnie wybrano.

- Dobry wieczór. Pani, Panowie pozwólcie, że się przedstawię … Maurice Watkins. Jako, że przyjdzie nam razem spędzić dwa lata a wiadomo jak ważny jest początek, dlatego życzę wszystkim jak również sobie udanego wieczoru.

Odsuwam wolne krzesło. Siadam, po prawej ręce kobieta w czerwonej sukni, po lewej szczupły mężczyzna z lekko przygarbioną sylwetką.
 
Irmfryd jest offline