Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-08-2010, 16:28   #119
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Miała zamiar i to bardzo szczery, położyć się na łóżku i zasnąć, aby pozbyć się zmęczenia po misji. Tak, miała. O ile pierwszy etap wypadł dość przyzwoicie w jej wykonaniu, o tyle kolejny musiał czekać na swoją porę. I nawet to osłabienie nie było w stanie zmienić tego stanu rzeczy i zmusić powieki kobiety do opadnięcia na dłużej niż w bezwiednym mrugnięciu.
Leżała na swym łóżku, to prawda, jednak była w pełni świadoma otaczającego ją świata, a do tego jeszcze nawet nie zdjęła z siebie szaty. Jedną nogę zgięła w kolanie i wsparła stopą o mebel, a drugą luźno oparła o kolano tamtej. W takiej oto luźnej pozycji kontemplowała trzymany w uniesionych nad sobą rękach przedmiot, który wyciągnęła z podarowanego jej pudełka. Rękojeść zwinnie tańczyła pomiędzy smukłymi palcami. Lira zdawała się w pełni panować nad zaistniałą sytuacją. Nerwy trzymane na wodzy, głęboki oddech, wyciszenie umysłu.. szkoda tylko, że to wrażenie było niszczone przez jej spojrzenie, jakby owy przedmiot był źródłem całego zła na tym świecie, a już na pewno tego, które bezpośrednio jej dotyczyło.

Nikomu nie mówiła, nawet słowem nie wspomniała o powrocie bez swego miecza, więc tylko domyślać się mogła, jak szybko wiadomość o jej mistrzu obleci kilkukrotnie Świątynię. Czyżby.. czyżby i wśród szlachetnych Jedi był wysoki popyt na najświeższe ploteczki? Na taką myśl aż parsknęła krótko śmiechem, który zaraz zamilkł w jej krtani.

Żarty żartami, ale odebrano jej już to co miała najcenniejsze – mistrza oraz idealny dla niej miecz świetlny.

Czy naprawdę miała tak łatwo o tym zapomnieć dlatego, że była Jedi? Bo tego od niej poniekąd wymagano na każdym kroku? Prawdą było, że ją wyciszono, uspokojono jej krew tak często poddającej się wrzeniu, ale miała wrażenie, że ostatnio jakaś niewidzialna bariera w niej pękła i coś znalazło łatwe ujście, co uzewnętrzniało się w jej chaotycznym zachowaniu. Aktualnie jednak czuła się otępiała, jakby ktoś ją wyrwał z głębokiej medytacji.. a może to właśnie w niej powinna szukać ukojenia? Ale ona nie chciała, nie potrafiła się skupić na jakiejkolwiek innej myśli nie związanej z ostatnimi wydarzeniami, bo każda taka wydawała się zbyt trywialna, zbyt nieważna.
Dużo cennego czasu jej zajęło niegdyś poszukiwanie kryształu o odpowiedniej barwie, a gdy w końcu go odnalazła, to miała wrażenie, jakby stał się częścią niej samej. To nie była tylko błaha wyprawa na Ilum, która zakończyła się zaskakującym powodzeniem. Tam się wydarzyło więcej, co tylko dodatkowo wzmocniło wagę kryształu i jej późniejszego miecza świetlnego. Jak miałaby teraz tak po prostu zamienić go na jakiś inny, w jej mniemaniu gorszy, który nigdy nie dorówna oryginałowi? Może to było spowodowane wszystkimi wydarzeniami jakie miały miejsce ostatnimi czasy, ale kobiecie nagle przyszło też do głowy, że budowa nowego miecza mogła być tylko pretekstem do skierowania jej myśli ku innym, bezpieczniejszym szlakom. Koniec końców czas tworzenia, nawet jeśli tego wynikiem miała być tylko broń zastępcza, mógł jej zająć w najlepszym wypadku dni lub godziny, a w najgorszym całe miesiące. Idealny sposób na odwrócenie jej uwagi od Ennriana. Umysł kobiecy kolejną gorzką myśl podsunął w postaci zapytania, ilu spośród Rycerzy Jedi w jej wieku budowało już swój trzeci miecz. Powinna się czuć z tego powodu dumna, czy może wręcz przeciwnie, zła na siebie za taką, co tu rzec, nieuwagę?

To było zaskakujące, jak bardzo człowiek może się przywiązać do, zdawać by się mogło, byle przedmiotu. A jakże równie mocno do kogoś, kogo przez tak wiele lat nazywał mistrzem. Czy właśnie takie więzi miały wynagradzać rycerzom Jedi brak tych najbliższych osób w postaci rodzin bądź też ukochanych?



***




Była w stanie doprowadzić swoje ciało do porządku, poleżeć w swym własnym łóżku, ale pomimo godzin, które w nim spędziła, to i tak pod jej oczami dyskretnie rysowały się cienie ciągłego zmęczenia, niekoniecznie mającego wiele wspólnego z jej fizycznością. Podeszwami wysokich butów, w które wsunięte były nogawki wąskich spodni, wystukiwała swe miarowe kroki na podłodze. Zaś długi, smoliście czarny warkocz zwisał wzdłuż jej pleców niczym lśniący wąż, którego koniec kołysał się leniwie na wysokości jej pośladków. Tego dnia zostawiła w swej kwaterze wierzchnią szatę Zakonu, która nagle stała się dla niej dziwnie ciężka i materiałem gryząca w odsłoniętą gdzieniegdzie jasną skórę. W samych spodniach, tunice przylegającej do ciała i jeszcze dodatkowo przewiązanej ciasno w talii szerokim pasem, Lira czuła się lekko, co jednak nie negowało jej wątpliwego nastroju. Tak niedawno mające miejsce wydarzenia skazały ją na poczucie wyalienowania w Świątyni, która przecież przez tak wiele lat była dla niej domem. Nie na darmo czuła się wyobcowana, nie był to tylko jej nagły wymysł. Nigdy nie odznaczała się nadgorliwością w szukaniu znajomych i przyjaciół, a wręcz zdarzało jej się takie potencjalne osoby odrzucać swym chłodem. Wprawdzie nie zawsze, ale bywały takie momenty. Nauczyła się mieć do większości sprawdzone podejście, które było niczym innym jak obojętnością. Wyjątek w postaci jej przywiązania do Ennriana tylko potwierdzał tę regułę. Pomimo niesnasek przeróżnych, zderzenia dwóch silnych charakterów nie dających sobą dyrygować, to jednak był jej jako mistrz, jako przyjaciel, jako rodzina w tym miejscu jedyna..

Zgubiła rytm kroków. Przystanęła i uniosła rękę, aby dłonią przesłonić oczy przy czym pochyliła lekko głowę. Trwała tak w milczeniu, ze stoickim spokojem nie zwracając uwagi na od czasu do czasu mijające ją postacie, które w tym konkretnym momencie jawiły się tylko jako niewyraźne, nieważne cienie. Szumiało jej w głowie, a do tego dochodziło jeszcze dziwaczne uczucie dryfowania pośród tego wszystkiego, jakby po powtórnym otworzeniu oczu miała spojrzeć na siebie samą stojącą w Świątyni. Miała przemożną ochotę kucnąć, objąć rękami kolana i skulić się w sobie, ku chwale zasady – ja was nie widzę, to znaczy, że nie istniejecie. Ale powstrzymała się.
W końcu głębiej powietrze w płuca złapała, co zdało się być wystarczająco mocnym bodźcem dla jej ciała i umysłu do powrotu do świata rzeczywistego i wszystkiego co z nim związanego. Dlatego też zaraz zupełnie niezrażona tą nagłą wymuszoną na niej przerwą, którą mogłaby nazwać krótkim, osobistym kryzysem ruszyła dalej przed siebie.

Po zaledwie niedługim czasie tej wędrówki, Lira dotarła do pomieszczenia, które zostało jej wskazane jako to zawierające kryształy. A ich zbiór wydawał się być rzeczywiście niewielki, nie mogła zaprzeczyć usłyszanym słowom. Poukładane równo na każdej możliwej poziomej przestrzeni, lśniły w blado sączącym się świetle, tworząc przy tym niewielką, dość marnie się prezentującą feerię kolorów.
Podnosiła poszczególne kryształy i trzymając delikatnie pomiędzy smukłymi palcami, unosiła jeszcze trochę, aby móc przyglądać się żywym, iskrzącym się barwom. Ruchy te upodabniały ją do jakiegoś znawcy kamieni szlachetnych lub biżuterii, który bada nowe znalezisko. Czy była znawczynią w kwestii kryształów do mieczy świetlnych? Skądże. Ale za to była wybredną, młodą kobietą, dla której ten jeden musiał mieć jak najodpowiedniejszy odcień. Fiolet wprawdzie nie należał do tych najrzadszych, ale ona bardziej niż ktokolwiek inny wiedziała jak trudno znaleźć ten właściwy. Z tego też powodu głęboko powątpiewała w powodzenie swych poszukiwań w tym miejscu, a zaś podróż na Ilum nie znajdowała się nigdzie w jej najbliższych planach. A fiolet fioletowi nie był równy i wybranie jakiegoś o podrzędnym podobieństwie do jej prawdziwego byłoby wręcz obrazą.

W końcu, gdy już porzuciła nadzieję na odnalezienie kryształu o kolorze odbiegającym od typowych niebieskich i zielonych, kątem oka dostrzegła coś innego, co iskrę wywołało w jej spojrzeniu. Ręką sięgnęła i ku sobie przyciągnęła przedmiot żółcią lśniący, który to jednak zmieszany był z żywą barwą pomarańczową czającą się w głębi. Płomienne, ogniste..
Zafascynowana opuszkiem palca przesunęła ostrożnie po jednej z krawędzi kryształu, a jego blask odbijał się w jej oczach o tęczówkach niczym płynne złoto. Rozchyliła wargi w enigmatycznym uśmiechu, którego znaczenie, ukryte gdzieś głęboko w naturze tej skomplikowanej kobiecej kreatury, miało pozostać tajemnicą. Ironia, żarcik. Nie doszukiwała się w tym przypadku jakiegokolwiek znaku, ale to odkrycie wprawiło ją w całkiem dobry humor, bo przecież dobrze pamiętała miecz świetlny o takiej klindze, która odbiła się niegdyś w oczach przestraszonej małej dziewczynki.
Z tym ciągłym wyrazem twarzy podrzuciła w dłoni kryształ, a następnie drugą ręką rozchyliła nieco poły swej tuniki przy dekolcie i wśród tych obszarów nikomu niedostępnych skryła go niczym skarb. Tam to właśnie w ciemności miał czekać na czas dla niego odpowiedni. Najpierw musiała się dowiedzieć kiedy i jak wyrusza kolejna wyprawa na Rodię, jak mogłoby to być jej pomocne oraz jak prezentował się ten, który zajął jej miejsce w dalszej misji.
Drzwi cichutko zasunęły się za kobietą, gdy ta opuściła pomieszczenie.
 
Tyaestyra jest offline