Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-08-2010, 21:12   #35
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
GRUPA „RYTUAŁ”


CG Lawrence

Egzorcyzm za pomocą muzyki przypomina próbę znalezienia melodii „stanu ducha” istoty. Pamiętać należy o tym, iż na „cielesne” umarlaki twoje zdolności działają słabiej. Że póki duch posiada ciało, możesz jedynie go uśpić – jak fakir swoją fujarka kobrę, lub osłabić. Możesz też wywołać określony stan emocjonalny – strach, nienawiść oraz pobudzić naturalne instynkty. W przypadku ghula to ostatnie wydawało się być najłatwiejsze.

I było.

Stwór usłyszał muzykę. Owinęła się ona wokół niego, niczym kolczatka, i poczułaś w odpowiedzi wsteczne emocje. Tyle wściekłości, tyle żądzy mordu i takie pragnienie rzezi, że przez chwilę o mało nie porzuciłaś grania. Ghul ruszył tunelem, który wskazał wam Brad Pitt. Nie przerywałaś grania, lecz teraz melodia zmieniła się na ostre, pozbawione regularności, fałszywe tony.

Dolore Esperanza Ruiz

Czułaś to całym ciałem. Przyczajone zło obudziło się. Nieprzyjemnie brzmiące dźwięki harmonijki CG wyrwało Umarlaka ze stanu letargu czy drzemki. Wiedziałaś, że stwór ruszył w waszą stronę, kiedy dotarła do ciebie – jak pierwszy podmuch wiatru przed burzą – fala zła, jaka mu towarzyszyła. Wręcz fizyczna aura rzezi, bólu, gniewu i żądzy mordu. Poczułaś, jak szpony lęku, znaczą twą dusze niewidzialnymi ranami, lecz zacisnęłaś zęby, czekając na nieuniknione. Ghul ruszył, by zabijać. Pędził ku wam, niczym wystrzelony z armaty pocisk. A wy musieliście złapać ten pocisk w siatkę na motyle.


Michael Hartman


Dźwięki harmonijki powodowały, że zwierzę uśpione gdzieś w zakamarkach twego jestestwa, zaczynało wypływać na powierzchnię. Było trudniej utrzymać ci w ryzach nieposłuszne, zwierzęce ciało i mimo, ze muzyka CG nie była przeznaczona dla ciebie, to jednak w jakiś pokręcony sposób poczułeś, że piskliwe, przeciągłe dźwięki dotykają również psa, z którym współdzieliłeś ciało. Poczułeś nadciągającego drapieżcę. Przez chwilę walczyły w tobie dwa sprzeczne pragnienia: ucieczki i walki. Wyostrzony do granic możliwości węch wyłapał zbliżającą się falę śmierci. To, co pędziło na was tunelem prowadzącym do selektora było ... silne i groźne. Instytut kazał ci podkulić ogon i zwiewać daleko stąd. Lecz ludzki rozum kazał wytrwać na posterunku i walczyć. Czekałeś.


Gary Triskett

Nic dziwnego, że granie CG wkurzyło ghula. Sam miałeś ochotę wyrwać jej tą harmonijkę i cisnąć gdzieś w diabły to cholerstwo. Wiedziałeś, ze dziewczyna potrafi na tym świetnie grać, lecz to, co robiła teraz przypominało tortury wymyślone przez pokręcony, chory umysł. Najpierw dać komuś wódeczki i niech się dobrze bawi, a następnego dnia zacząć wygrywać mu nad uszami te „melodyjki”.
Ghul nadchodził. Czułeś go i słyszałeś, jak pędzi przez korytarz. Świat wokół ciebie zaczął ... zwalniać. Tak to odbierałeś, lecz wiedziałeś, ze zaczyna działać twój dar Egzekutora. To, co mądralińscy z różnych laboratoriów nazywają „hiperadrenaliną”. Durna nazwa. Dla ciebie było to coś porównywalnego z najlepszym orgazmem. Świat zwalniał a ty zaczynałeś działać, jak komiksowy superbohater. Z tym, że teraz na świecie od cholery było takich „zwalniających czas” cwaniaczków, a jeden z nich pędził na was z oślinioną paszczą i szponami, jak ostrza brzytew i nie miał zamiary wygłaszać wcześniej żadnej mowy końcowej.


Wszyscy


Najpierw pojawiły się ślepia. Błyszczące w ciemności tunelu, zbliżające się do was z niewiarygodną wprost prędkością.

To był właściwy moment, by zacząć działać. Gary otworzył ogień. Lecz ciemność i prędkość ghula uniemożliwiała precyzyjne celowanie. Pociski pomknęły w ciemność tunelu, a dźwięk rozrywanego ciała i wściekły ryk bestii upewnił was, że dosięgły celu. Jednak szybkostrzelność broni przegrywała z szybkością potwora. To dlatego GSR-y – zwykli lecz doskonale przeszkoleni ludzie – przegrywali w starciu co bardziej rozszalałymi Nieumarłymi. Szybkości ruchów bestii nie dało się porównać z niczym.

Ostrzał Gary'ego pozwolił jednak CG wycofać się na bezpieczna odległość. Ghul wpadł pomiędzy Egzekutora i Zmiennokształtnego. W ostatniej chwili obu z was udało się odskoczyć w bok unikając szaleńczo wymachującego szponami i klapiącego paszczęką Nieumarłego.

Ghul zatrzymał się na sekundę czy dwie, najwyraźniej zaskoczony ilością przeciwników i słonecznym blaskiem wypełniającym ruiny. CG wiedziałaś, że nie możesz przerwać grania, bo ghul zrejteruje. Przekrwione ślepia monstrum wpatrywały się w ciebie z żądzą mordu. Michael – ty czekałeś na dogodny moment, gotów zaatakować, gdyby ghul runął do szarży.

Gary – użyłeś łańcucha. Srebrne ogniwa oplątały się wokół nóg kreatury. Ghul zawył straszliwie, a z rany uniósł się smrodliwy dym. Wywrócił się na ziemię, machając wściekle łapskami. To była szansa dla loup - garou.! Jeden skok i znalazłeś się przy ghulicy. Zacisnąłeś szczęki wokół jednej z uniesionych łap. Posoka trysnęła ci do paszczy i .. to był błąd!

Jeden łyk gęstej, ciemnej, paskudnej w smaku krwi ghula i poczułeś się, jakbyś dał sobie w żyłę. Coś, do tej pory zepchnięte pod powierzchnię twego ego obudziło się. Posmakowało krwi i zapragnęło jej więcej! Zadrżałeś oszołomiony falą doznań i w tym momencie ghul wywinął się zwinnie i smagnął cię przez pysk pazurami drugiej łapy.

Cios cisnął cię w bok, zrywając skórę i sierść.

Kiedy wasz MR-owski Zmiennokształtny wywinął piruet w powietrzu i walnął o jakieś metalowe elementy konstrukcji ty, Gary, nie zasypiałeś gruszek w popiele. Napędzane hyperadrenaliną ciało działało jak maszyna bojowa. Jedna łapa ghula była już okaleczona. nogi spętane łańcuchem – pozostała druga ręka. Wycelowałeś i posłałeś kilka kul odstrzeliwując fragmenty ciała i paluchy.

Ghul zawył i .. zerwał łańcuch na nogach. Ogniwka okazały się zbyt słabe.
Skoczył w twoją stronę z szaleńczym warkotem. Reakcje Egzekutora pozwoliły ci uskoczyć w bok i jedyne co ci się przytrafiło, to fala smrodu z pyska, którą poczułeś, gdy ghulica próbowała odgryźć ci twarz.

Michael – udało ci się zepchnąć budzącą się bestię, odzyskać kontrolę nad swoją ludzką naturą. Czy raczej naturą loup – garou. Ale kosztowało to kilka cennych sekund, podczas których Gary zmuszony był radzić sobie sam. CG zmieniła tonację, kiedy sytuacja wymknęła się spod kontroli zaczęła grać melodię bardziej smutną, senną – mającą na celu wygasić gniew ghula.

Niestety, stwór nie jest Bezcielesnym i sztuczki egzorcystów działają słabiej na tego typu kreatury. Ghoul otrząsnął się z „oczarowania” szybciej, niż sądziliście. Brocząc posoką z okaleczonych nóg i napędzany bólem skoczył w kierunku CG, lecz tutaj natknął się na niewidzialną ścianę – barierę Dolores. Obił się, jakby faktycznie trafił w prawdziwą przeszkodę i padł w bok. To pozwoliło Michaelowi i Garyemu dokończyć sprawę. Nie ryzykując więcej skażonej posoki w pysku Zmiennokształtny doskoczył chlastając pazurami po ścięgnach ghoula, a kolejne kule wystrzelone przez Egzekutora unieruchomiły bestię na dobre.

Ożywieniec leżał, brocząc posoką i warcząc na was. Za każdym razem, kiedy ktoś się zbliżał kłapał gniewnie paszczą. To jedyne, co był w stanie zrobić.



GRUPA „RZEŹNIA”



Plan został ułożony. Dwoje z was udaje się do ministerstwa, by zabrać się za papierkową robotę, a dwoje idzie na Rewir odnaleźć zombie zwącego się „Papą Roar” i przesłuchać w sprawie morderstwa w zaułku.

Dojechaliście pod Ministerstwo, gdzie umundurowany strażnik na parkingu poinformował was o tym, ze policja przywiozła jakieś dokumenty dla ekipy opatrzonej kryptonimem „Rzeźnia”.


Russel Cain

Im dłużej analizowałeś opowieść loup-garou, tym bardziej dochodziłeś do wniosku że zmiennokształtny Rzecznik Kantyka się boi. Pytaniem bez odpowiedzi, jak na razie, pozostało – kogo lub czego stwór tak się boi. Swojego Mistrza – Kantyka? Was – Regulatorów z Ministerstwa? Czegoś innego?
Wieczorem i tak mieliście tam wrócić. Nie było innego wyjścia. Rozmowa z Kantykiem była koniecznością, jeśli mieliście dowiedzieć się czegoś konkretnego. Lecz po konwersacji z jego „rzecznikiem” miałeś obawy, co do tego, jak będzie wyglądało to spotkanie. Wpadła ci do głowy myśl, że warto będzie poszperać w dokumentach Ministerstwa – może mają coś ciekawego na temat Barona Pijawek.


Xaraf Firebirdge


Zamaskowany koleś z zaułka wbił ci się w myśli „klinem”. Ewidentnie, kiedy tak stał na dachu, odbierałeś go jako zagrożenie. Czymkolwiek był ów „informator”, jego siła dawała do myślenia. Teraz, analizując na „chłodno” uczucie, jakie wywołało jego pojawienie się oraz tajemnicze zniknięcie, doznałeś niepokojącego przeświadczenia, ze tego poranka otarłeś się o śmierć. Gdzieś, w głębi serca, rosło w tobie przeświadczenie, że nie zdążyłbyś mu wpakować nawet jednej kulki a byłbyś martwy. To prowadziło twoje myśli do niepokojących konsekwencji spotkania z nim po zachodzie słońca, kiedy moce „ożywczyków” stają się zdecydowanie bardziej potężne. Pomyślałeś, ze na to przyjdzie jeszcze pora wieczorem. A teraz musisz zająć się „papierkową robotą”. A na to, wbijając do łowców, miałeś najmniejszą ochotę. Kto wie, może jak dobrze to rozegrasz to ten cwaniaczek – żagiew, załatwi wszystko za ciebie.

Russel Cain i Xaraf Firebirdge


Policjanci z GSR-u wykazali się słownością. Raport – co prawda słabej jakości kserokopia, ale zawsze coś – otrzymaliście w kwadrans po powrocie do MR-u. Na miejscu okazało się, że Topper przydzielił każdej grupie „salę operacyjną”. Waszą był nieduży pokój, z dwoma biurkami, stołem konferencyjnym, szafkami na dokumenty, czajnikiem na kawę i zapasem zarówno herbaty jak i kawy, tablicę szkolną i sporej rozmiarów tablice korkową, do której można pinezkami przypinać materiały w prowadzonej sprawie.

Na jednym z biurek stoi telefon oraz komputer z podłączonymi do niego skanerem i drukarką! Szeroka obudowa pokryta jest ochronnymi znakami, mającymi ograniczać zawodność. To w połączeniu z środkami bezpieczeństwa stosowanymi w całym Ministerstwie stwarza realną szansę, że urządzenia działają jak należy.

W raporcie były zdjęcia dziewczyn. Osiem młodych, uśmiechniętych twarzy. Dziewczyny miały od szesnastu do dwudziestu lat. Jeśli te młodsze weszły do „Krwi i Potu” to Kantykowi mogliście swobodnie wkręcić jajka w imadło. Złamał kilka paragrafów, lecz oczywiście nie takich, by zrobić mu coś więcej niż wpierdzielić jakąś grzywnę czy coś. Ale to działka mundurowych, nie wasza, Wasza to znalezienie bydląt, które zabiły dziewczyny i posłać z powrotem w Zaświaty.

Krótkie notatki o każdej z nich. nie dawały nic konkretnego. Dziewczyny znały się ze szkoły, pracy i podwórka. Spędzały wieczór na wieczorku panieńskim jednej z nich. Klub z rozbierającymi się loup – garou i wampirami mógł działać na młode laski. Policja uznała sprawę, za przypadkowy atak nadnaturalnych napastników. Obrażenia zadane ofiarom sugerują udział kilku wampirów, jednego loup – garou i czegoś jeszcze – czegoś o szerokim rozstawie szczęk – ghula lub strzygi. Raport podpisała pani D.G. Sandeys. Znacie to nazwisko. To jedna z lepszych ekspertek od nieumarłych w Londynie. Materiały policji nie wnoszą nic nowego do sprawy, ale jedno zdanie, wyrażone pod koniec każdego z raportów działa na was, jak impuls z defibrylatora.

ŻADNA Z OFIAR JESZCZE NIE WRÓCIŁA.

Szczególnie słowo „jeszcze’ daje tutaj pewną nadzieję. Osiem dziewczyn. Spora szansa, że któraś z dziewczyn wybierze się na spacer z powrotem na Ziemię. Może nawet już to zrobiła. Nawiedzenia miejsca zbrodni. Nawiedzenie jakiejś „kotwicy” – miejsca miłego lub niemiłego dla zmarłej za życia. Może też wrócić po zachodzie słońca jako Nieumarły. Istnieje także szansa, że opęta ciało jakiegoś zwierzaka i powróci jako loup – garou.

Cóż. Fenomen Noworoczny naprawdę wywalił do góry nogami tradycyjne relacje ofiara – policja – sprawca.

Kiedy siedzieliście przeglądając kserokopie dokumentów niespodziewanie cisze „sali operacyjnej” przerwał dźwięk telefonu. Było to naprawdę nieczęste zjawisko w nowym świecie.


Emma Harcourt i Wiliam „GATE” Southgate


Rewir przedpołudniem wygląda jak miasto po przejściu epidemii, albo w dzień świąteczny, kiedy wszyscy ludzie odsypiają dni pracy. Ulice opustoszałe, wyludnione, nieliczni przechodnie kręcący się pozornie bez celu i sensu, jakby szukający czegoś, co zgubili dzień wcześniej.

Dysponowaliście lokalizacją, po której kręcił się ponoć wasz świadek. Wskazany kwartał wygląda – o ile to możliwe – jeszcze obskurnej, niż reszta Rewiru. Emmy wyczuwasz dobrze ci znane fluidy śmierci. W pobliżu musi być sporo nawiedzonych miejsc.
Jakby na potwierdzenie tych myśli z pobliskich zgliszcz spalonej kamienicy wybiega Bezcielesny. Zjawa, wyjąca z bólu, płonąca – niegroźne echo dawnej tragedii. Bezcielesny przebiegł ulicą i w jej połowie zniknął ,jak miraż, którym istotnie był.

Zombie wyczuliście wcześniej, niż go zauważyliście. Cuchnący wrak człowieka w poplamionym, długim płaszczu. Skora na twarzy Zombie pokryta była zgniłymi plamami, w niektórych miejscach odsłaniając niezwykle białe zęby – zapewne za życia korygowane implantami. Zombie brakowało jednego oka, lecz drugim – bladożółtym jak ścięte jajko – spoglądał na was beznamiętnie.

- Papa Roar – zapytała Emma pierwsza przełamując niezręczną ciszę.

Zombie zagulgotał w odpowiedzi unosząc z trudem rękę. Wskazywał jakąś bramę. Dość ciemną, na pewno cuchnącą i prowadzącą na jakieś podwórze. Nie pozostało wam nic innego, jak wejść do tej bramy.

Emma – idąc przez łuszczącą farbę klatkę ze zdziwieniem ujrzałaś całkiem wprawnie narysowane znaki ochronne na przegniłym tynku. Ktoś, kto je malował znal się na robocie. Przez bramę raczej nie udałoby się przedostać żadnemu Zmiennokształtnemu.

Podwórze, na które trafiliście było małe i ciasne. Otoczone z każdej strony ścianami kamienic sprawiało klaustrofobiczne wrażenie. Ściany pokrywała spora warstwa zielonego nalotu, a przy trzepaku ktoś sklecił budę z desek, skrzynek, koców, kawałków papy i Bóg wie jeszcze, czego. Emanacje śmierci stały się dużo silniejsze. Wyczuwałaś je Emmo jako coś dławiącego duszę, podczas gdy odór gnijącego mięsa i krwi dławił płuca.

Oboje widzieliście wyraźnie smugę krwi, która wylewała się spod prowizorycznych drzwi – zrobionych z kawałków desek i nabitych na nie fragmentów blachy falistej. Krew była gęsta i ciemna, ale jeszcze nie zdążyła skrzepnąć.

Usłyszeliście cichy, gulgotliwy dźwięk dochodzący ze środka. Przypominał odgłos, jaki czasami da się słyszeć w starych rurach kanalizacyjnych, lecz kończył się przeciągłym, bulgoczącym świstem



GRUPA TROJACZKI



Wszyscy

Zjawa zaatakowała z dziką furią. Napędzany mocami Egzekutora „Ka mate” doskoczył do wbitego w ścianę pogrzebacza i wyprowadził cios na zjawę. Metal zetknął się z głową Bezcielesnego, lecz spowodował jedynie chwilowe migotanie Powłoki. Widać, cholerstwo zostało zrobione ze stali, nie z kutego żelaza, które jest najlepsze na Bezcielesnych.

Jednakże ów ułamek sekundy dał Timowi szansę na unik. Szponiasta łapa – jak najbardziej realna – przeleciała obok Egzekutora. Zjawa zahaczyła pazurami o ścianę, zrywając tapetę i tynk. W powietrzu uniósł się drobny pył.
Kolejny cios został zadany z taką szybkością, że zwykły człowiek leżałby już na podłodze i próbował wpychać wypływające z niego bebechy do środka. Tim zaliczył jedynie rozerwanie kurtki na brzuchu. Wiedział jednak, że bez odpowiedniej broni ma małą szansę w konfrontacji z duchem. Bezcieleśni nie byli ulubioną „zwierzyną” dla Egzekutorów.

Audrey utrzymywała kontrolę nad poltegreistem. Czuła wściekłość ducha. Pragnienie niszczenia nie mające nic wspólnego ze świadomością czy ukierunkowanym gniewem.. Poltegreist potrzebował rozładować swój gniew, a Wiedźma dała mu cel.

Ciśnięta niewidzialną siłą solniczka poleciała w stronę zjawy wymachującej szponami wokół „Ka mate”. Szkło roztrzaskało się o ścianę, a sól poleciała w bok. Część białych drobinek osypało się na Powłokę Bezcielesnego.
Wiedzieliście co musi się stać!

W miejscu, gdzie sól zetknęła się z duchem uniosły się jaskrawo-błękitne „ognie”. Zjawa zawyła tak, że aż zadrżały szyby w oknach i znikła.

Wiedzieliście jednak, że za moment wróci.

Audrey stała zaciskając pięści do bólu i „skracając smycz” poltegreistowi. Walka z tą bezrozumną emanacją była naprawdę wyczerpująca i Wiedźma traciła sporo sił. Jej jasna skóra stała się jeszcze bardziej wyblakła, pod oczami pojawiły się głębokie cienie, a ciałem wstrząsały dreszcze, jakby stała naga po ciepłej kąpieli w ziemnym przeciągu. Ten duch był silny. Bardzo silny. Jego wściekłość nie osłabła. Była świeża, niczym wiosenne kwiaty w ogrodzie. Domagała się ujścia. Domagała się krzywdy każdego, kto przekroczył próg nawiedzanego przez nią miejsca.

Helen tymczasem ułożyła w głowie słowa wiersza, który miał uśpić Zjawę. Po tym, jak Powłoka ducha rozwijała się w nicość, nadal zmysł Egzorcysty wyczuwał Bezcielesnego w pobliżu. Duch zbierał siły, by zaatakować ponownie.

Helen oplotła go jednak siecią wiersza.

Egzorcystka poczuła się tak, jakby zanurzyła swoje ciało we wrzątku. W jednej chwili wszystko – uda, piersi, ramiona – zapłonęły wściekłym bólem. Z najwyższym trudem powstrzymałaś się od krzyku, zaciskając zęby aż do bólu.

Helen, poczułaś krew z przegryzionego języka w ustach. Ciepłą i słoną.
Ta Zjawa nie była sama! Nie pojawiła się tutaj z własnej woli. Ktoś ja przysłał i teraz twój wiersz natrafił na czyjąś magię. Moc silną, gorącą niczym Piekielna Czeluść.

Przez chwilę wasze umysły zetknęły się ze sobą. Twój i Czarownika lub Czarownicy, które spętało Zjawę. Widziałaś postać w kapturze i szamańskiej masce, która klęczała nad jakimś kręgiem i okaleczała swoje przedramię żelaznym sztyletem. Kapiąca krew była zapłatą dla nasłanego upiora. Jego kotwicą z tym miejscem! Potężną kotwicą.

Wiesz już, że nie zdołasz uspokoić Zjawy. Nie bez przerwania rytuału, który ją przyzwał. Możesz jedynie podjąć się trudu zerwania z niej krwawych łańcuchów nałożonych przez zamaskowanego czarownika i odesłania w Zaświaty – na zawsze. Możesz też podtrzymywać wiersz – deklamując go w kółko i w kółko. To nie pozwoli Zjawie wrócić i da Zespołowi szansę na sprawdzenie mieszkania.
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 29-08-2010 o 11:07.
Armiel jest offline