Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-08-2010, 22:53   #10
Endless
 
Endless's Avatar
 
Reputacja: 1 Endless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodze
- Mam dla ciebie zadanie, synu. - Yue'go, który był zaabsorbowany przyglądaniu się pomieszczeniu, oprzytomniał poważny głos ojca, głos którego Yue nie mógł zignorować.
- Zadanie? Jakie, ojcze. - ocknięty głosem ogarnął sylwetkę swojego ojca.
Mądre, lecz zmęczone oczy Arcymaga Springwatera spoczęły na synu.
- Znałeś Valerię Brightfeather? - zapytał bez zbędnych ceregieli.
Bezpośredniość aż przydusiła Yue'go.
- T..Tak. Znałem.
- Wczorajszego wieczoru w posiadłości Brightfeatherów ktoś zamordował wszystkich członków rodu. Podejrzenie padło na Valerię... Ale wątpię w to. Panna Brightfeather przebywa obecnie z dala od Minas'Drill.
- Jeżeliby się postarać, to nie widzę problemu by zrobiła to nawet nie będąc przy posiadłości. Jeżeli się to rozprzestrzeni, może wybuchnąć mała panika. W końcu, nie był to byle jaki ród.
Mizoir poruszył się zaskoczony w swoim krześle.
- Więc dostrzegasz w tym winę Valerii?
- W żadnym wypadku. Stwierdzam tylko gdzie jest granica między możliwością a niemożliwością. Władze chcą ją teraz pojmać? I pewnie mam w tym pomóc? - postaram się wyprzedzić pytanie ojca.
- Mylisz się w jednej sprawie. Nie chcemy jej pojmać, lecz dostarczyć straszne wieści i BEZPIECZNIE eskortować do Neverendaaru. - odparł ojciec, z naciskiem na słowo bezpiecznie...
Wolał strzelać w bardziej niemiłą sprawę by być pozytywnie zaskoczonym. Tak jak teraz.
- Rozumiem. Mam iść sam w takim wypadku? - zapytał, licząc na kolejną samotną misję. Gwarantowało to także samotne przebywanie w pobliżu...
- Dołączysz do małego oddziału pod przywództwem Zhenga Tornhead'a. - ojciec szybko rozwiał nadzieje syna, dokładnie jakby czytał mu w myślach. Oddział powstał z polecenia Błękitnego Króla. - dodał na koniec.
Błękitny Król Aquarius... jego matka, Celuna "Złotooka" pochodziła z bocznej gałęzi rodu Springwater, przed atakiem świętej inkwizycji Terry na Neverendaar. Wtedy to wraz z ojcem Aquariusa straciła życie. Po odnowieniu królestwa przez ich syna, Springwaterowie przysięgli mu lojalność ponad wszystko i wsparcie w każdej jego decyzji...
- Rozumiem. Tylko po co Strażnik Pieczęci do takiej misji? - zapytał.
- Chcę mieć kogoś zaufanego w tej grupie. Kogoś, kto będzie na bieżąco mnie informował... Poza tym, mam złe przeczucia. Panna Brightfeather wspominała w raporcie z kampanii sprzed roku o zdrajcy w Minas'Drill. Niepokoi mnie to i dlatego chcę, żebyś obserwował sytuację.
- Oczywiście. Kiedy wyruszam?
Mizoir otworzył szufladę w swoim biurku i zaczął w niej przebierać.
- Jutro w południe, spod Wielkiego Komisariatu.
Po chwili wyjął z niej mały kamień wielkości kciuka, o gładkiej, oszlifowanej powierzchni. Wyryty był na nim spiralny symbol, w którym Yue rozpoznał Runę Transmisji.
- Weź to. Dzięki temu będziemy w kontakcie. Wiesz jak tego używać.
- Dobrze. Możesz na mnie liczyć tato.
Powiedział na pożegnanie biorąc Runę. W oczach arcymaga pojawiło się zadowolenie, radość i duma. Duma z syna...

Powrót do domu okazał się szybszy niż wybyt. Ruszył przez halę do swojego pokoju. Zimny powiew powietrza przy otwarci drzwi zagościł na jego twarzy. Gdy stanął na środku swojego pomieszczenia, dywanik zaczął kusić jego reakcję.
Nie tym razem. Mam zadanie. .
Wpatrzony w jego kolorowe wzorki i frędzelki przy końcach zaczął dostrzegać głębię przekazu. Tylko kto chciał przekazywać cokolwiek za pomocą dywanu?...
Poprzedzony tymi głębokimi rozmyślaniami, otworzył szufladę i wyjął z niej sakwę z Neverenami. Podrzucił ją wysoko do góry i gdy opadła złapał. Podszedł do okna i popatrzył w krajobraz. Czas ruszać. Wyszedł więc z pokoju i ruszył na ulice. Jego błękitna szata wyróżniała się w tłumie. Każdy kto przechodził obok niego spoglądał za siebie niczym oglądając dziewczynę w jeansowej mini spódniczce. Przyzwyczajony do tego Yue wszedł do sklepu. Przywitany przez miłą sprzedawczynię zakupił 2 mikstury średniego leczenia. Gdy wychodził pożegnał się machaniem ręką i skierował się z powrotem do domu. Pomału zaczął przeglądać szafy w poszukiwaniu interesujących rzeczy, które mógłby zabrać ze sobą.





Urizjel Blackhearth

Chłopiec poszedł za tobą. Początkowo był bardzo nieufny, być może dlatego, że jego tak krótkie życie zdąrzyło go już okrutnie doświadczyć. Parę przecznic dalej natrafiliście na karczmę o wdzięcznej nazwie "Poranek Grimualda". Wewnątrz panował tłok, ale udało wam się znaleźć wolne miejsce. W izbie panowała przyjazna atmosfera, nikt się nie przekrzykiwał, wszyscy odnosili się do siebie przyjaźnie i z szacunkiem. Zapłaciłeś karczmarzowi 5 Neveronów i po jakimś czasie zgrabna karczmarka przyniosła na wasz stolik kilka cudownie pachnących potraw. Dzieciak nie wierzył własnym oczom, nie wiedział też, czy powinien jeść, czy tylko się patrzeć. Zapewniłeś go jednak, że to dla niego. Nie protestował, spałaszował wszystko co mu podsunąłeś. W między czasie rozmawiałeś z nim i dowiedziałeś się kilka rzeczy. Nazywał się Primo, był synem ubogiej rodziny Ludzi, którzy przybyli do Neverendaaru w poszukiwaniu lepszego bytu. Niestety okazało się, że na miejscu nie było wcale lepiej... Ojciec Primo był, jak twierdził chłopiec, dobrym w swoim fachu kowalem, a matka - krawcową. Kiedy opowiadał o swojej rodzinie, jego oczy smutniały i mętniały, a gdy wspomniał o dwa lata młodszej siostrze, w jego oczach pojawiły się łzy, które szybko wytarł. Posiedziałeś z nim jeszcze trochę, a kiedy zaczynało się ściemniać, opuściliście karczmę. Upewniwszy się, że wróci bezpiecznie do domu, ruszyłeś swoją drogą. W końcu przed jutrzejszą misją trzeba było się dobrze przygotować, a jeżeli proszono o wsparcie świątyni, to znaczyło że będzie niebezpiecznie...

Shakti Hari

Wydawało się iż Bogowie sprzyjali twojej ucieczce. Bezproblemowo zdołałaś wymknąć się z domu, ale przed teleporterem łączącym go z centrum Zachodniej Dzielnicy, w które były wyposażone wszystkie posiadłości zawieszone w powietrzu, spotkałaś Chandrę, czekającą na ciebie ze skrzyżowanymi na piersiach rękoma.
- Jak...
- Zapomniałaś, że jestem mentatką! - przerwała jej siostra. Czytam w myślach? - stuknęła palcem w głowę.
- Więc zawołasz matkę...?
Twoja siostra westchnęła.
- Nie. - odparła i podeszła do ciebie, kładąc dłonie na twoich ramionach. Nie chcę, żebyś zmarnowała w tym domu swoją młodość. Rodzice są trochę apodyktyczni, to fakt, ale nie powinni narzucać ci swojego zdania. - powiedziała łagodnym głosem. Obiecaj mi tylko, że będziesz słuchała wuja. Jesteś moją kochaną siostrą i nie wybaczę sobie, jeśli coś ci się stanie. - spojrzała ci w oczy, po czym przytuliła mocno. Idź i uważaj na siebie. Nie chcę, żeby ciocia mojego maleństwa skończyła na cmentarzu w tak młodym wieku. - uśmiechnęła się i ruszyła w stronę domu, oglądając się za tobą, gdy zniknęłaś w świetle teleportu.

Mimo iż była późna noc, po mieście przechadzali się jeszcze jego mieszkańcy, niektórzy pijani, a niektórzy spieszący do swych domów. Dodatkowo Straż Miejska co chwilę przechodziła ulicami, zgarniając wszystkich bardziej nietrzeźwych interesantów do miejscowego aresztu, oraz upewniając się, że każdy mieszkaniec wraca do domu bezpiecznie. Udało ci się przemknąć obok wszystkich patroli straży i w końcu dotarłaś do Wschodniej Dzielnicy. O ile dobrze pamiętałaś, mieszkanie wuja znajdywało się na trzecim piętrze niewielkiej kamieni tuż na obrzeżach Dzielnicy. Znałaś drogę i kroczyłaś nią cicho i szybko, upewniając się, że nikt za tobą nie podąża. Pech jednak chciał, iż wkroczyłaś w jedną z tych ciemnych alejek, w których to nic nie widać, a każda latarnia jakimś cudem jest zepsuta lub wypalona. Szłaś powoli, uważając na swój każdy krok, kiedy z jednego budynku wytoczyło się dwóch podejrzanych mężczyzn. Zauważyli cię i coś do siebie szepcząc ruszyli w twoim kierunku.
- Hej panienko, zgubiłaś się? - zatrzymali się dwa metry przed tobą.
- Pokaż, co tam niesiesz... - jeden z nich niebezpiecznie zbliżył się do ciebie.
Zrobiłaś krok do tyłu, kiedy jeden z nich rozpłynął się w obłoku chmury ciemniejszej niż noc i uderzyłaś o kogoś plecami. Obróciłaś się, dostrzegając wykrzywioną paskudnym uśmiechem twarz niedoszłego rabusia...

Yue Springwater

Przetrząsając szafy, szuflady i inne zakamarki twojego pokoju udało ci się znaleźć kilka przydatnych przedmiotów. Dwie fiolki z błyszczącą, niebieską cieczą, najpewniej zamrażającą miksturą, trzy flakoniki słabych eliksirów leczniczych, które udało ci się kiedyś przemycić z Akademii, twój dziennik, który teraz mógł przydać się dla zabicia nudy w czasie czekającej cię misji, a także dwie błyskotki - srebrny pierścień z wygrawerowanym herbem rodu Springwaterów i mały, niebieski kryształ Freezonu. Zacząłeś pakować wszystkie przydatne rzeczy, dołączając do nich znalezione przedmioty. Trzeba było dobrze się przygotować, kto wie ile czasu spędzisz poza bezpiecznymi murami stolicy, z dala od dobrodziejstw cywilizacji...

Szajel Gentz

Kiedy skończyłeś przygotowywać się do uroczystości, zostało kilka minut do północy. Opuściłeś swój pokój i krocząc rozciągającymi się niczym labirynt podziemnymi korytarzami Amfiteatru odnalazłeś salę ceremonialną. Było to największe pomieszczenie Amfiteatru, to tutaj trenowano młodych tancerzy i akrobatów. Zazwyczaj oprócz kilku przydatnych w treningu przyrządów i wiszących na ścianie malowideł sala była pusta. Lecz teraz ustawiono w niej stoły, robiąc z nich wielki krąg, do którego można było wejść przez pustą przestrzeń między dwoma stołami u dołu figury. Na suficie porozwieszano różne ozdoby, od kolorowych materiałów, poprzez łańcuchy błyszczących korali i różnych świecidełek. Nad głowami zgromadzonych tu tłumnie osób unosiły się świetliste kule, oświetlające pomieszczenie i nadające mu jeszcze bardziej bajeczny urok. Gdy ujrzał cię Harl, podszedł do ciebie, kładąc rękę na ramieniu.
- Dobrze że jesteś. Już czas. - powiedział łagodnie.
Harl, podobnie jak wszyscy inni zgromadzeni tu Arlekini, miał na twarzy zdobną maskę. Poprowadził cię do wnętrza okręgu, i polecił ci usiąść na krześle postawionym w jego centrum. Wszyscy arlekini również weszli do kręgu i ustawili wokół ciebie. Harl stał przy tobie, cały czas trzymając rękę na twoim ramieniu, aby cię uspokoić. Po chwili wszyscy Arlekini z wyjątkiem Harla przemówili niczym jeden głos.
- Harl Stormwave, czy ręczysz za twojego ucznia?
- Tak. - odparł.
- Czy uważasz jego szkolenie za skończone?
- Tak.
- Czy jest gotów dołączyć do grona naszych Braci i Sióstr?
- Tak.
Głosy ucichły, a spojrzenia spod masek spoczęły na tobie.
- Szajelu Gentzu, zostałeś wybrany aby stać się jednym z Arlekinów. Czy przysięgasz za wszelką cenę stać na straży harmonii i równowagi Neverendaaru?
- Tak. - odparłeś instynktownie
- Czy obiecujesz działać zgodnie z naszymi zasadami i słuchać poleceń swojego Mistrza?
- Tak.
- Jesteś więc gotów dołączyć do Bractwa?
- Tak...

Z twoim ostatnim słowem, stojąca w przy północnej ścianie orkiestra rozpoczęła swoją grę. Wszyscy zgromadzeni Arlekini wykonali swój rytualny taniec i wrócili na miejsca, aby skosztować potraw przyniesionych właśnie przez młodszych uczniów. Zanim wstałeś, Harl wyjął spod płaszcza paczkę zawiniętą w ozdobny papier ze świecącymi gwiazdkami.
- To dla ciebie. - powiedział radośnie, po czym dołączyliście do uczty.




Następnego dnia...

W południe
Minas'Drill, plac przed Wielkim Komisariatem

Kiedy tylko na placu zjawiła się ostatnia osoba, na polecenie jednego z sierżantów wszyscy zebrani ustawili się w szeregu. Otworzyły się wrota wielkiej warowni i po schodach zszedł mężczyzna we wspaniałej zbroi gwardzisty, z długim mieczem u swego boku i zieloną peleryną przypiętą do zbroi. Towarzyszyła mu niższa, niepozornie wyglądająca dziewczyna o zgrabnych kształtach i twarzy bardzo podobnej do towarzysza. Ci bardziej obeznani rozpoznali w nim generała Zhenga.
- Jestem generał Zheng Thornhead. To ja poprowadzę waszą trzydziestkę. - powiedział donośnym głosem. Jesteście tu, bo uważa się was za wybitnych i godnych zaufania Nieskończonych. Oczekuję od was bezwzględnego posłuszeństwa, bo od tego zależeć może nie tylko powodzenie misji, ale także moje życie, jak i wasze. Musicie wiedzieć, iż celem naszej wyprawy jest Karo'Sil. Nie będziemy jednak zagłębiać się w Nekropolię, bo nie jest to nasze zadanie. Mamy rozkaz odnaleźć Bramę prowadzącą do jednego z Zakazanych Światów, a gdy tam dotrzemy - odnaleźć pannę Valerię Brightfeather i bezpiecznie ją eskortować do Neverendaaru. - poczekał aż jego słowa dotrą do zgromadzonych Nieskończonych.
- Zatem wyruszamy. - wskazał ręką na młodych strażników, którzy przyprowadzili właśnie konie. Niech każdy dobierze wierzchowca. - polecił wszystkim.
Każdy wybrał sobie konia, a było w czym wybierać - niektóre były większe, drugie niższe, różniły się także maścią sierści. Po chwili każdy koń był już osiodłany. Bagaże co poniektórych były poprzypinane do siodeł. Zheng dał dziewczynie do rąk wodze jej konia.
- Jeździłaś już konno, Shakti? Jeśli nie, to szybko się nauczysz. - zaśmiał się, po czym podszedł do swojego konia.
Lecz nim do niego dotarł, stanął przed blondwłosym młodzieńcem o błękitnych oczach i fizjonomi maga.
- Zheng Thornhead. - wyciągnął do niego rękę.
- Yue Springwater. - chłopak wymienił z generałem uścisk dłoni.
- Wiem kim jesteś, młodzieńcze. Wbrew pozorom plotki szybko się roznoszą po Minas'Drillu, a zwłaszcza te o uzdolnionych synach przywdódców kast. - Zheng mrugnął do niego, poklepał po plecach i chwytając wodze swego konia, ruszył na czele grupy, wyprowadzając oddział z miasta przez południową bramę...
 
__________________
Come on Angel, come and cry; it's time for you to die....
Endless jest offline