Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-08-2010, 23:36   #120
Lirymoor
 
Lirymoor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodze
Szaleństwo. Inaczej nie dało się nazwać wojny. A jednak w tych wszystkich działaniach było coś na tyle uporządkowanego co przyprawiałoby Erę o zimne dreszcze gdyby nie była śmiertelnie przerażona.
Ta przeklęta przepaść wciąż snuła się gdzieś obok niej jak ścierwojad nad pobojowiskiem. Za nic nie umiała się jej pozbyć.
Mimo to gdy siedziała w okopie likwidując nielicznych maruderów którzy przedarli się przez ostrzał ciężkiego sprzętu trudno było się jej pozbyć podziwu dla klonów. Patrzyła jak AR-9945 zagrzewa swoich ludzi do walki z podziwem i poczuciem obcości. Czemu on to robił a nie ona? Teoretycznie powinna ale jakoś nie umiała. Miała poczucie, że powinna tutaj z nimi zostać z drugiej strony miała uporczywe poczucie, że to i tak nic nie zmienia. Od tyle że sumienie jej nie zabije. Odstąpi ta przyjemność droidom.
Wybuch AT-ET wstrząsnął powietrzem, Jedi poczuła go w Mocy nim owionął ją gorący wiatr. Początek końca?
Zacisnęła mocno dłonie na mieczu, kryształ pulsował wewnątrz uspokajająco ale tego lodu jaki spowił wnętrzności dziewczyny nic nie było w stanie przebić.
Widziała jak zbliżają się krocząc uparcie pomiędzy drzewami.
Czy wytrzymali dość długo? Gdzie teraz był Helio? Zastanawiała się widząc jak nieuniknione zbliża się trzęsąc ziemią i Mocą. Na ich szeregi posypały się świetliste błyski.
Caprice kiedyś mówiła, że to nie wstyd się bać. Wstydem jest pozwalać by strach czynił cię swoim niewolnikiem. Dlatego gdy tylko machiny wroga zbliżyły się na tyle by Era mogła ocenić szanse na dotarcie do nich na możliwe wyskoczyła z okopu.
Nogi trzymały się zadziwiająco dobrze, choć kolana wciąż miała miękkie, żołądek przy gardle i nie słyszała już absolutnie nic poza szumem pędzącej we własnych skroniach krwi. Srebrne ostrze błysnęło w powietrzu zapewniając swojej właścicielce osłonę jak zawsze. Kryształ pulsował spokojem, był jak łagodne serce przepełnione otuchą na przekór przepaści dyszącej jej w kark. To on dodawał ciału sił do znajomego tańca.
Wpadła pomiędzy droidy mając pełną świadomość że zaraz ją otoczą, zfagocytują jak pierwotniak posiłek.
Przepaść w końcu przyszła a wraz z nią znienawidzona i wyczekiwana zarazem ciemność.

***

Pierwszym co dotarło do świadomości młodej Jedi był ból, tępe pulsowanie w potylicy któremu zaraz zawtórował skręcający się żołądek. Potem pojawiła się reszta ciała złożonego na czymś względnie miękkim, czuła też delikatny ucisk siły odśrodkowej towarzyszący charakterystyczny dla lotu.
Nie mogąc się zdecydować czy najpierw ma spróbować przypomnieć sobie co się działo czy wymiotować uniosła powieki.
- Jak się pani czuje? - spytał klon z rozbita głową, który pochylał się nad nią, musiała użyć Mocy by go rozpoznać. AR-9945. Na szczęście dla odmiany nie darł się bo jej biedna głowa by tego nie wytrzymała. – Oberwała pani w głowę od jakiegoś droida, chyba skończy się tylko na guzie. Ledwo zdołałem panią wyciągnąć.
D’an podniosła się trochę ale ból i zawroty głowy zaraz sprowadziły ją na powrót do parteru. Z pod nosa uciekła jej wiązanka wielojęzycznych przekleństw zbieranych po wszechświatowych portach.
Jak się czuła? Jakby major przepuścił po niej cały swój batalion. Co gorsza zaczynała sobie przypominać czemu zawdzięczała ten stan. I to nie były miłe wspomnienia.
Po chwili skoncentrowała wzrok na AR-9945.
- Piechota? – To była kluczowa kwestia. Bo jeśli na marne posłała dwie kompanie zmechanizowane na rzeź to nie wstaje.
- Brak wieści, sir.
No więc wciąż można było się łudzić. W końcu gdy działo się coś złego człowiek dowiadywał się od razu. Tylko te dobre wieści zwykły przejmować się porą.
- Kompania zmechanizowana? – Kolejna ważna kwestia.
- Rozbita. Podjęliśmy niewielu ludzi.
Spojrzała na klona. Był zmartwiony. Cóż zmasakrowano mu ludzi, nie mógł skakać z radości. Niestety na jego nieszczęście dziewczyna nie była w tej chwili dobrym pocieszycielem.
- Mamy jakiś kontakt z dowództwem?
- Takie jak wszyscy, sir.
- Jakieś rozkazy? – Ostatnia kwestia kluczowa. Jeśli Torles chciał żeby wracała wolała o tym wiedzieć póki jeszcze może wyskoczyć z kanonierki.
- Jesteśmy rozbici, sir - stwierdził ze zdziwieniem major. – Ponieśliśmy spore straty.
Miała ochotę powiedzieć mu, żeby przestał się tak na nią patrzeć. Z tym guzem miała jeszcze przez parę godzin święte prawo bredzić ile chciała ale powstrzymała te słowa. Heliowi by pewnie tak powiedziała. Ale Helio był daleko. Jeśli jeszcze w ogóle był.
- Zauważyłam. - stwierdziła spokojnie. – Zapytam inaczej, gdzie teraz lecimy?
- Przed chwilą zostaliśmy ewakuowani. Zabierają nas do bezpiecznej strefy.
No i wreszcie jakaś dobra wiadomość. Choć wiedziała, ze powinna wracać do tej części swojego regimentu która wciąż walczyła w tej chwili za nic nie była do tego zdolna. Ciekawe czy lecieli do jej szpitala? I czy Tamir wciąż tam był? Wolała nie robić sobie za wielkich nadziei. Zwłaszcza, że pewnie czekało ją kilka prześwietleń czaszki.
- Rozumiem. -stwierdziła ponownie usiłując usiąść, poszło lepiej chociaż wstać nie czuła się jeszcze na siłach. – Jak idzie ofensywie? Jakieś wieści o pierwszym i drugim batalionie?
- Żadnych, sir. Medyczna kanonierka nie jest miejscem sprzyjającym otrzymywaniu wieści z frontu.
- Masz rację. - przyznała cicho, szukając własnej karty pacjenta, po chwili podniosła wzrok na klona obserwując jego radośnie krwawiący łuk brwiowy. – Dziękuje za ratunek AR.
AR, brzmi mniej książkowo, ale i tak trzeba mu będzie wymyślić coś bardziej osobistego. Jeśli z nimi zostanę. Pomyślała.
- To mój obowiązek, sir.
Westchnęła. Oczywiście wiedziała o tym, tyle ze nawet mimo to, to co zrobił było miłe.
- Mimo to dziękuje – stwierdziła sięgając po apteczkę. – A teraz pokarz tą głowę. Chyba, ze lubisz krwawić sobie na pancerz. Nie martw się wiem co robię, jakby cię koledzy nie uświadomili to na Elom miałam głównie zszywać głowy.
Dobrze było dla odmiany znowu się przydać.
 
Lirymoor jest offline