Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-08-2010, 23:41   #121
Col Frost
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
W przestrzeni kosmicznej panował względny spokój. Od kilku godzin nie zarejestrowano działań przeciwnika. Flota zdołała wreszcie przełamać opór Separatystów i oczyścić orbitę z sił nieprzyjaciela. Wyglądało to na punkt zwrotny, który da Republice na tyle dużą przewagę, by jej wojska mogły opanować cały Elom. Na samej planecie również wszystko wyglądało dobrze. W cogodzinnych raportach mistrzyni T'ra Saa była informowana o całkowitej dominacji w powietrzu oraz sporych postępach na lądzie. Wszystko zdawało się iść w dobrym kierunku. Przy wsparciu V-19 żołnierze mistrza Glaive'a parli na północ całą mocą silników swoich pojazdów, nie napotykając większego oporu. Do czasu...

Oto nagle zaczęły docierać chaotyczne meldunki o kontrataku droidów. Choć nie było to łatwym zadaniem, na ich podstawie oraz dzięki obserwacji prowadzonej przez kilka niszczycieli, głównodowodząca XXX Korpusem, mogła zlokalizować źródło problemu. Las, który od samego początku budził w niej niepokój, okazał się być ogromną bazą Konfederatów, którzy wykorzystali ją jako kryjówkę, by rozciągnąć, pewne swego, siły Republiki, a następnie zaskoczyć je jednym, skoncentrowanym uderzeniem i przełamać ich linie.

Ich plan działał doskonale. Separatyści dosłownie rozcięli 31 Regiment, stanowiący prawe skrzydło atakujących wojsk, na dwie części, z których jedna schroniła się w lesie, a druga stała się tarczą przed nacierającym wrogiem. Dwie kompanie nie mogły jednak sprostać tysiącom droidów bojowych i dziesiątkom pojazdów. Armia droidów rozbiła nieliczne jednostki i wyszła na tyły 37 Regimentu, który stał się dla niej łatwym celem.

Mistrz Glaive starał się jakoś przeciwdziałać. Przede wszystkim próbował zmniejszyć tempo natarcia przeciwnika poprzez wysłanie w ramach wsparcia sił powietrznych. Okazało się jednak, że wróg również je posiada, i to dużo liczniejsze. Cała kampania była jedną, wielką pułapką. Trzy regimenty, wycofane z niezagrożonych odcinków miały stanowić zaporę, która zatka dziurę po niszczonych wojskach. Niestety, aby ustawić się na pozycjach potrzebowały czasu, a tego brakowało. V-19 wysłane jako wsparcie dla rozpaczliwie broniących się klonów, zostały związane walkami z Vulture'ami, skutkiem czego droidy nie zwolniły ani trochę. Rozbito 37 i 35 Regiment. Część oddziałów Konfederacji parła wciąż wzdłuż linii frontu niszcząc od tyłu kolejne wrogie im jednostki, a pozostałe ruszyły wprost w serce całego Korpusu. Regimenty, które zostały wezwane na pomoc, nie miały szans zdążyć. Flota również nie mogła pomóc. Niemal w tym samym czasie, gdy na Elomie rozpoczął się ten, tragiczny w skutkach, atak, również w przestrzeni kosmicznej rozgorzały walki. Krążowniki Klanu Bankowego wyskoczyły z nadprzestrzeni i uderzyły na, niczego się niespodziewające, niszczyciele Republiki. Podjęto decyzję o ewakuacji...


Tamir

Nieliczne myśliwce Republiki starały się stawić godny opór jednostkom wroga. Co jakiś czas kolejny V-19 stawał w płomieniach, ale na każdego strąconego klona, z nieba spadały trzy lub cztery droidy. Było to jednak o wiele za mało, jeżeli eskadra mistrza Branda miała wygrać to starcie.

Tamir walczył niezwykle brawurowo niszcząc jednego Vulture'a po drugim. Czarne machiny eksplodowały co chwila, bądź ciągnąc za sobą czarny ogon dymu, zlatywały w dół. Zabrak poczuł się jak w swoim żywiole. Niezwykle dłużący się pobyt w szpitalu jakby tylko dodatkowo zdopingował go do większego wysiłku. Przed nikim by się do tego nie przyznał, ale ta walka przynosiła mu wiele radości, a każdy zestrzelony przeciwnik był prawdziwą rozkoszą dla wszystkich zmysłów.

Jedi widział jednak, że walka nie przebiega po jego myśli. Liczba sojuszników malała z każdą chwilą, a sam nie mógł wygrać tej walki. Spoglądając w dół nie widział już białych uniformów klonów. Również droidy zdawały się zniknąć. Najwidoczniej tempo ich natarcia przeniosło je już poza widnokrąg. Było na prawdę zdumiewające. A może po prostu starcie trwało o wiele dłużej niż się Tornowi wydawało? W tej chwili bitwa powietrzna toczyła się już całkowicie nad terytorium Konfederacji. I wtedy właśnie młody rycerz otrzymał rozkaz:

- Wracamy! - usłyszał głos mistrza Branda. - Kierunek przestrzeń kosmiczna. Wszyscy lądujemy na "Egzekutorze". Uważajcie na swoje ogony!

Ostrzeżenie było całkowicie uzasadnione. Vulture'y nie zamierzały bowiem tak łatwo wypuścić łatwej zdobyczy i ruszyły w pościg za uciekającymi klonami. Obaj Jedi jednak skutecznie ubezpieczali tyły, a gdy znaleźli się już na orbicie, wsparły ich ciężkie działa Venatora i "Sępy" odpuściły. Resztki eskadry bezpiecznie wylądowały w hangarze.


Era

Po krótkim szyciu, które majorowi przypadło chyba mniej do gustu niż paradowanie z krwawiącą raną, Era znalazła w sobie na tyle siły by wstać z łóżka. Rozejrzała się dookoła, by ujrzeć kilka piętrowych łóżek, na których kilkanaście rannych klonów, było doglądanych przez sanitariuszy oraz droidy medyczne. Dziewczyna, nielubiąca siedzieć bezczynnie, postanowiła im pomóc. Nie było jednak wiele do zrobienia. Krytyczny okres, który ważył o życiu bądź śmierci tych ciężej rannych, minął gdy Jedi leżała nieprzytomna. Teraz wystarczyło tylko pielęgnować pacjentów.

Lot zdawał się przeciągać. D'an była pewna, że już kilka razy powinni dolecieć do jakiegoś szpitala. Czyżby linia frontu przesunęła się aż tak bardzo? Wyjrzała przez małą szparkę, zastępującą okno i ujrzała ciemne niebo pokryte gwiazdami. Sama nie wiedziała dlaczego, ale była niemal pewna, że nie spała aż tak długo, by mogła nadejść noc. Dopiero niebieski błysk uświadomił jej co się dzieje. Są w kosmosie. Na dodatek panuje tu niezła bitwa.

Po jakimś czasie, lawirując między wiązkami, wystrzeliwanymi zarówno przez sojuszników jak i wrogów, LAAT doleciały do jednego z Venatorów, a następnie zakotwiczyły w jego hangarze. Jednocześnie do Ery podszedł AR:

- Dostaliśmy rozkaz o ewakuacji, sir.


Kastar & Jared

LAAT nabierał prędkości. Młodzi Jedi poczuli niemałą ulgę, domyślając się, że są już bezpieczni. Jakiś klon zaczął ich dokładnie oglądać, macając ich po karku, klatce piersiowej i innych miejscach, co powodowało niemały ból.

- Mocno stłuczeni. Zajmie im trochę czasu dojście do siebie - usłyszeli głos, wydobywający się z hełmu komandosa. Jednocześnie musieli dostać jakieś zastrzyki przeciwbólowe, gdyż nagle połamane kości i poobijane mięśnie przestały aż tak bardzo dokuczać.

Kanonierka leciała dalej, gdy nagle wszyscy dosłyszeli odgłosy eksplozji. Pilot prawdopodobnie zaczął lawirować, gdyż ludźmi na pokładzie rzucało raz w lewo, raz w prawo. Nie było to najprzyjemniejsze uczucie dla rannych, ale po jakimś czasie wszystko ustało. Znów lecieli na wprost.

Minęła spora chwila zanim drzwi LAAT rozsunęły się, a umięśnione ręce pomogły rycerzom wstać. Klony wynosiły ich ze statku. Gdy znaleźli się na zewnątrz rozglądali się. Byli na którymś z okrętów stacjonujących na orbicie. Dlaczego zabrano ich tutaj, a nie do któregoś ze szpitali polowych?


Shalulira

Lira, z tylko sobie znanych powodów, postanowiła dowiedzieć się wszystkiego o wyprawie wojennej na Rodię. Ale właściwie jak? Gdzie powinna szukać? Tego nie wiedziała. Pozostało jej chyba tylko błądzić na wyczucie, a wówczas, jeśli Moc pozwoli, dowie się wszystkiego.

W pierwszej kolejności wyruszyła wiec do biblioteki, w nadziei, że może są tam katalogowane dokumenty na temat toczącej się wojny. I rzeczywiście były, jednak mistrzyni Jocasta Nu poinformowała dziewczynę, iż wzgląd do nich mają jedynie członkowie Wysokiej Rady. Zawiedziona Jedi spróbowała też poszukać w hangarze, ale właściwie nie wiedziała jak ten cały A'Sharad Hett wygląda.

Zrozpaczona postanowiła kogoś spytać. Stwierdziła, że dobrze by było, gdyby był to ktoś młody i niedoświadczony, tak by nie wyczuł prawdziwych intencji Qua'ire. I oto napatoczył się młody padawan, uczeń Maksa Leema, który przyniósł jej części potrzebne do budowy nowego miecza. Lira starała się zachowywać zupełnie niewinnie i na poczekaniu wymyśliła jakiś pretekst poszukiwań Hetta. I chyba jej się powiodło, gdyż Malreaux chętnie odpowiedział:

- Niestety nie wiem, gdzie przebywa mistrz Hett. Słyszałem, że powierzono mu dowodzenie nad jakąś armią. Pewnie niedługo wyruszy. Może należałoby go szukać w porcie kosmicznym?

Oczywiście, port. Skąd niby miałaby wyruszyć flota jeśli nie stamtąd? Port jest miejscem, do którego generał Jedi musi z całą pewnością zajrzeć. Dziewczyna, nawet nie żegnając się z chłopcem, ruszyła pędem do hangaru. Tam wsiadła do pierwszego lepszego śmigacza i ruszyła przed siebie. Dość szybko znalazła się na miejscu, jednak tam czekało ją rozczarowanie. Armia A'Sharada Hetta już wyruszyła.
 
Col Frost jest offline