Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-08-2010, 13:42   #11
Kritzo
 
Kritzo's Avatar
 
Reputacja: 1 Kritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłośćKritzo ma wspaniałą przyszłość
Trzymając się kurczowo księżniczki młoda artystka myślała tylko o tym by się nie potknąć w ciemności i nie stracić swojego tak mało doświadczonego życia. To wszystko ją nieco przerażało, jakieś hałasy dochodzące z kątów sali, towarzysze, którzy też najwyraźniej nie należeli do normalnych, no i magiczne moce. Patrząc się na piękne lica Selene przez myśl przemknął jej szalony pomysł czy by nie zaczarować cudacznej panny, by przychylnym okiem spojrzała na ich działania...

„... ale tak chyba nie wolno. Poza tym co miałaby dla nas zrobić? No i ona jest jak jakieś bóstwo, nie udało by się pewnie. Zresztą i tak nic jeszcze nie umiem...”

Zwiesiła nieco głowę i dała się zaciągnąć pod otwarte niebo. Jak każda ciesząca się zdrową psychiką osoba lękała się nieco ciemności, tego co może kryć, tego czego nie jest w stanie przewidzieć umysł. W ciemności jest wszystko to czego się można lękać. Nie ma też tam tego co się kocha na co dzień, nie ma tam życia, a wszystko co tchnie choć odrobiną piękna ginie w ponurych odmętach, czasem na zawsze. Dlatego też nigdy nie podejrzewała, iż będzie się radować z ciemnej nocy, zamiast szukać schronienia w potężnym jak się zdaje budynku.


Pierwszy poryw radości okazał się jednak równie złudny jak nadzieja na rychłą wiosnę tego roku. Ciepłe promienie słońca zagościły nad Paryżem tylko pierwszego dnia, cały następny tydzień kryjąc się za gęstymi chmurami. Toczyły zapewne epicki bój, by w końcu dać się odrodzić naturze, jednak był to mozolny proces. Powtarzał się jednak co roku i czując dreszcze na widok ciemnych zakamarków i ponurej gry cienia i mroku Lorraine miała nadzieję tak samo będzie tym razem. Nawet najjaśniejsze światło zdawało się być pozbawione życia, niczym w krainie umarłych. Widząc w oddali czarno-białych ludzi, szaro-czarne budynki i wszystko inne w odcieniach czerni czuła jak z jej całego życia ulatnia się jakakolwiek radość.

Selene mieniła się w księżycowym świetle jak głupia jarzeniówka i ekscytowała się zdaje czymś co sobie do tej pory zdążyła ubzdurać na temat nowych zabawek, którymi byli niestety oni. Gdzieś tam między jej palcami błyskały pewnie czaszkowe kolczyki, ale nie zdążyła się im przyjrzeć, więc mogły być czymkolwiek. Była trochę zła. Jeszcze ta cała mniszka spojrzała się się na nią jakby była ucieleśnieniem jej wszystkich życiowych błędów. Pytanie zadane przez księżniczkę Omeyocanu puściła mimo uszu, w razie potrzeby coś wymyśli, ale i tak arystokratyczna Pani Smutku nie zrozumie jej serca.

Brygid się jednak rozgadała, nie wiedzieć czemu, ale miała coś niecoś do opowiedzenia. Księżniczka spoglądała na nią nieco zainteresowana i na całe szczęście, jak zauważyła Lorraine, nie była wstanie zauważyć jak ta stojąc za nią niemal rozwiera zdziwione usta. Czemu tylko ona nic nie wiedziała o tym co się dzieje? Kim właściwie oni byli?

Nagle poczuła skrywaną prawdę - że to wszystko dla wywarcia dobrego wrażenia na księżniczce, podsycenia jej ciekawości gośćmi, zdobycia pozycji i wiele więcej... Malując tą scenę Brygid okalałyby żmije, a jedna z nich wiłaby się już wokół kostki naiwnej Selene. Kiedy usłyszała to co Brygid miała do powiedzenia na temat jej samej zawiodła się jednak mocno. Mogła mówić dalej, mówiła ładnie, ale chyba nie miała już ochoty się bawić... Ciekawe czy Selene obroni się przed śmiercionośnym gadem, czy jedynie go strzepnie nie dostrzegając zagrożenia tkwiącego w słowach mniszki?

- Pani Brygid ćwicząc się w pięknych opowieściach o wiele ciekawiej opisuje to co się nas tyczy, ale chętnie odpowiem na Twą ciekawość pani, bo też lubię czasem coś powiedzieć – podchwyciła nutkę intrygi swojej przedmówczyni i by zapomnieć na chwilę o smutku, który próbowała ukryć delikatnym uśmiechem oddała się twórczej opowieści na swój temat.

- Chociaż jestem młodą dziewczyną poznałam już arkana licznych sztuk i wciąż szukam nowych wyzwań. W mych stronach zwą mnie Lorraine Płomiennowłosa – pokłoniła się z gracją, w myślach mając „ruda” - gdyż w mym sercu płonie ogień podniecenia i radości ze sztuki, a w tańcu jestem niczym największa pożoga chłonąca spojrzenia panów – miast mówiąc prawdę, mówiła o swych marzeniach. Dała się unieść emocjom, cieszyło ją to. Na chwilę zapomniała, że jest niczym spadająca gwiazda, która za chwilę i tak zgaśnie na ciemnym niebie Omeyocanu. - Kiedy dotykam pędzlem płótna ręce mi drżą z uniesienia, a gdy kto ogląda me obrazy płacze lub jego serce podlatuje w niebiosa. Jednak nie każdy prostaczek docenia prawdziwą sztukę i ukryte przekazy, dlatego też ma sława choć znaczna nie dociera do naszego prostego ludu. Jednak nie dla nich sztuka powstaje, a dla piękna samego w sobie, ku czci dawnych bogów i uniesienia serc poczciwych – zakręciła się tworząc ze swych włosów wachlarz i usiadła na upiornej balustradzie na chwilę zapominając o całej tutejszej koszmarności. – Mam ze sobą me ukochane pędzle, którymi uwieczniam świat obrazów i mnogości barw, cieni i świateł. Jeśli będzie taka Twa wola uwiecznię tę która oświetla swą urodą ten kraj i daje radość swym poddanym – zakręciła jednym pędzlem między palcami i pociągnęła nim po balustradzie. „Tu i tak nie ma barw, więc co jej po sztuce?”

- Moja historia i to jak o mnie mówią w mych stronach jest mniej ważna od mojej pracy i lepiej to opowiada złotousta Brigid z Lepszej Góry. Jeśli nie chodzi o to co piękne me serce jest mniej skłonne do porywu, wolę pracę nad pięknem, nie rozważania nad swoim życiem. Tyle przecież jeszcze przede mną – oparła uśmiechnięty policzek na ramieniu pozwalając opaść pięknym włosom wzdłuż ręki. Niestety nawet one w tych warunkach traciły swe wyjątkowe piękno.

Jej spojrzenie powędrowało jeszcze na chwilę do zagubionego drwala, któremu brakowało odwagi by się wysłowić, ale pewnie byłby pierwszym do zgładzenia wymyślonych przez Brygid potworności. Posłała mu ciepły uśmiech, chcąc mu dodać otuchy, jego serce skrywał całun niepewności i zagubienia. Szkoda, że musiała budować swoją siłę, na cudzym cierpieniu jako potrzeba buntu wobec tej ponurej rzeczywistości.
 
Kritzo jest offline