Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-08-2010, 13:42   #33
Bebop
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
Nazywam się Dale Cobber, jestem, a właściwie byłem, członkiem siejącego zgrozę gangu motocyklowego z Alice Springs, oto moja historia... Cholera, zawsze chciałem tak zacząć! W każdym razie muszę się pochwalić, iż znowu udało mi się wpakować w śmierdzące szambo i wyjść z niego żywo, ktoś pogratuluje? Nie? Może jak opowiem wam co się stało będziecie bardziej chętni.

Zaczęło się oczywiście od Nieczystości, tam praktycznie wszystko się zaczyna, zgubiłem gdzieś mojego durnego kumpla, ale przecież nie będę z tego powodu płakał, nie? W dodatku tuż przed moją twarzą tańcowała całkiem niezła laska, co prawda nie była to panienka z plakatu, ale po zdjęciu fatałaszków robiła spore wrażenie. Sam właściwie nie wiem co dokładnie stało się później, chyba za bardzo wlepiałem oczy w dwa piękne zderzaki panienki, w każdym razie za mną rozpętało się prawdziwe piekło. Kilku gości było już na niezłym haju i zaczęła się prawdziwa zabawa. Nieczystość dawno już chyba nie widziała takiej awantury, ludzie tłukli się i rzucali po całej sali, też miałem w tym swój skromny udział sprzedając kilka sierpowych jednemu pyskatemu dryblasowi. Była fajnie, ale jak zawsze ktoś musiał to spieprzyć! Jakiś drab wyciągnął spluwę i zrobił sobie strzelnicę, walił we wszystkich jak do kaczek, ledwo zdążyłem schować się za kontuarem. Dawno już nie widziałem takiej strzelaniny, kumple z gangu nieźle sobie radzili, dopóki Mike przypadkowo nie postrzelił Tom'a, cholera! Wtedy już wszyscy zaczęli do siebie nawalać.

Nie wiem ile to trwało, 10, może 15 minut, wszyscy potykali się już o stosy trupów, a kolejni chętni na jatkę wlewali się właśnie przez otwarte drzwi. Ważniak taki jak ja nigdy nie odpuściłby takiej zabawy, ale tym razem zwyciężyła chęć przeżycia, tym bardziej, że ktoś rozwalił cały bar i wspaniała gorzałka poszła w cholerę. W dodatku zajęła się ogniem, a tego już było za wiele. Strzeliłem z piąchy najbliższemu frajerowi, kolejnego poczęstowałem garścią ołowiu, rozpędziłem się i wyskoczyłem przez okno. W samą porę, bo Nieczystość prawie cała zajęła się już ogniem. Odpaliłem motocykl i popędziłem przed siebie, odwróciłem się jeszcze na moment i zobaczyłem jak seria wybuchów wstrząsa Nieczystością i budynkami obok, ktoś postawił maszynę zbyt blisko klubu...

Nawet nie wiedziałem gdzie spieprzać, wszędzie pełno było dzikusów, którzy walczyli o każdy ochłap mięska, ludzkiego mięska! Byłem już w różnych tarapatach, ale czegoś takiego w życiu nie widziałem. Na szczęście wkoło pełno było ochłapów, więc nikt jeszcze nie próbował rzucić się na mnie, co nie zmienia faktu, że i tak nerwowo ściskałem pistolet. Wtedy zobaczyłem znajomy motocykl, jeden z moich kumpli widocznie przeżył.

- Ej, stary, kurwa?! - krzyknąłem, ale silnik chyba to zagłuszył, a może panika nie pozwoliła mu się zatrzymać?

Jechał jakoś krzywo, myślę: naćpany pewnie, dodałem gazu i znalazłem się tuż obok. Nawet nie zareagował, więc starym dobrym zwyczajem wyrżnąłem mu z buta, nie opanował maszyny i zgadnijcie na kogo wpadł? Tak, zgadza się, na mnie... Niezła kraksa...

Ocknąłem się dość szybko, nie jeden miałem wypadek, więc wiedziałem już jak się zachowywać w razie problemu. Lekko obolały zacząłem zmierzać w kierunku kumpla. Nigdy nie lubiłem tego gościa, ale kiedy człowiek staje w obliczu takiej masakry, to miło jest spotkać kogoś znajomego, kto może ci pomóc.

- Nic Ci nie jest stary? Stary, żyjesz? - wciąż nie reagował, więc nachyliłem się i... cholera, to jakiś czarnuch!

Pewnie zareagowałem zbyt gwałtownie, za dużo nad tym nie myślałem, tylko zacząłem okładać go po pysku. Złapałem go za szyję i ścisnąłem z całej siły, czułem, że nie będzie stawiał za bardzo oporu. Nagle usłyszałem za sobą coś dziwnego, na początku nie zareagowałem, ale kiedy dźwięk się powtórzył odpuściłem czarnuchowi i odwróciłem się. Wtedy ich zobaczyłem, łysi, wychudzeni i głodni, witamy w strefie "cmentarnej"...

Rewolwer pojawił się w mojej dłoni szybciej, niż zdążyli mrugnąć, nie zwróciłem już nawet uwagi na spust tylko od razu, niczym rewolwerowiec, zacząłem naciskać na kurek. Padło dwóch, ale pozostali kanibale nawet tego nie zauważyli, biegli wciąż na mnie z tym szalonym błyskiem w oku, najwyraźniej byłem dla nich niczym szwedzki stół, nie zamierzali zmarnować okazji. Kolejnych dwóch padło, już tylko jeden...Wiecie jakie to uczucie, gdy pistolet robi tryk, tryk? Cholernie nie fajne...

Stres wygrał, starałem się jakoś wcisnąć zapasowy magazynek, ale ręce trzęsły mi się za bardzo, w dodatku wciąż kątem oka patrzyłem jak kanibal z wielkim toporkiem się do mnie zbliża. Sekundę później poczułem cały jego ciężar na sobie, mogłem wymachiwać głupio rękami, bo na nic więcej nie mogłem sobie pozwolić. Już myślałem, że moje czarne dupsko zostanie potraktowane jak befsztyk, ale wtedy gość, który leżał pode mną rzucił nożem i załatwił kanibala. Uff, było blisko... Maurice Freeman, tak nazywał się ten murzyn pode mną, zostaliśmy sami, więc razem odjechaliśmy. Lepszy jakiś towarzysz, niż żaden. Stworzyliśmy wesołą gromadkę podróżującą po tym co zostało z Australii, ja, ten dziwny popapraniec i... a zapomniałem!

Nie uwierzycie! Potem spotkaliśmy gwiazdę, samą Sherry, laseczka z mojego plakatu rodem z Nieczystości, gdyby nie to, że wcześniej (omyłkowo!) na nią naszczałem, to pewnie starałbym się jakoś do niej dorwać. Wiem, że sam na nią nasikałem, ale mimo wszystko wolę poczekać, aż doprowadzi się do ładu, strasznie cuchnie teraz. Poza tym teraz najważniejsze było znalezienie stacji benzynowej, byłem niemal pewny, że wiem gdzie taka się znajduje, więc tam też zmierzaliśmy i co? Haha! Dale Cobber ma zawsze rację, znaleźliśmy ją!

Na miejscu laska Sherry - Cherry rozpoznała jakiegoś gostka, który jak tylko nas zobaczył, zaczął spieprzać. Więc kulturalnie spytałem - Strzelać?

Olali mnie! Oboje! No kurwa to już przesada, nie będzie nikt takiego ważniaka jak ja olewał, wyciągnąłem gnata i wycelowałem pod nogi uciekiniera, postraszę go trochę, niech potańczy jak Jackson.
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline