Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-08-2010, 14:22   #12
Johan Watherman
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Lorraine Girard maznęła trzymanym w drobnej dłoni czerwonym pędzlem po balustradzie. O dziwo barwa była, co prawda przytłumiona, smuga mająca mieć kolor intensywny jak krew i ogień, jak życie, przypominała odcieniem sangwinę. Lecz na tym się nie skończyło, w miejsce po farbie pokrył żar i ogień, niskie, dające znikome światło brudnoczerwone języki ognia przypominały krótką, ognistą grzywę położoną na balustradzie. Selene przyglądała się płomieniom z zupełnym spokojem czego nie można było powiedzieć o Lorraine. Spanikowała, serce uderzyło mocniej, a wraz ze wzrostem emocji młodej dziewczyny, płomienie buchnęły ze zdwojoną siłą, mimo wszystko pozostając na swym miejscu. Bez dymu, prawie bez światła, bez zapachu i trzaskania. Czysty ogień sycący się zdenerwowaniem dziewczyny.
Wciąż trzymała czerwony pędzel w dłoni, zauważyła, że płomienie lgną doń, paniczny ruch włosia sprawił, ze ogień zatoczył krąg i został... Wessany powrotni do włosia przemieniając się po drodze w farbę. Na balustradzie nie pozostał najmniejszy ślad farby czy spalenizny. Selene dopiero na koniec drgnęła twarz do niepochachmęconego, serdecznego uśmiechu. Księżniczka podeszła do dziewczyny, objęła ją ramieniem za szyję.

-Jesteście niezwykłymi towarzyszami. Chodźmy do komnat. Sir Kristbergu, racz uraczyć swe towarzyszki światłem o którym mówiłam.

***

Nim weszli ponownie do spowitego w ciemności pałacu, drwal mógł zauważyć drobną zmianę w swej lampie. Spokój, przytłumienie dobra oraz czyste dobro. Srebro i złoto zdawały się tańcować, a kiedy drwal zapalił lampę, tylko od jego woli decydował rodzaj światła.
Srebrzyste, księżycowe promyki rozświetlili im drogę. Księżniczka prowadziła ich szerokimi korytarzami o ścianach kamiennych i gładkich, drewniane, kute złotem drzwi oraz marmurowa posadzka. Mimo wszystko powietrze było
suche, acz rześkie. Stanęli przed trzema drzwiami. Drewno delikatnie obkuto metalowymi płatkami, zakrywającymi jedne drugi. Nie było tam ostrej krawędzi, skazy czy widocznych gwoździ. Jakże pięknie by wyglądały w normalnym świetle... Księżniczka jednak prowadziła dalej, w głąb pałacu. Minęli kilka odnóg, parę skrętów. Korytarze stanowiły istny labirynt skąpany w ciemności, gdzie tylko Kristbergu był niosącym już nie złote, a srebrne światło. Podczas trwającej dobry kwadrans w milczeniu drogi, Selene parę razy obracała się czy aby nie zgubiła Brigid która każdemu niknęła z oczu.


Jedną z odnóg korytarz, do której doszli wieńczyły nie zwykłe drzwi, a małe wrota bez klamek. Nie zaznać było na nich śladu drewna. Srebrno-złota powierzchnia mon chromatycznej jak wszystko barwy zdawała się żyć. Delikatnie, blaszane liście, pędy, płatki kwiatów i pęki na powierzchni wrót utworzono z tak niezwykłym kunsztem, uchwyceniem dynamiki życia, iż wydawały się rosnąc w górę cały czas, być czym więcej niżeli martwa, cenną rudą. Sukienka [b]Selene zaszeleściła pod nagłym porywem wiatru który również rozbawiał zarówno jej włosy, jak i pobawił się z pozostałymi kobietami. Natomiast Kristbergowi przyniósł... Muchę. Ślepe w mroku stworzenie wpadło do jego brody, a potem wyleciało zupełnie ignorując srebrzyste światło lampy. Cóż, było to tylko światło zmysłów, nie serca, a inspekt wędrował dalej w ciemności. Wiatr nie ustawał, gdy kamaszniczka zdecydowanym, niewyraźnym gestem dłoni pogładziła bramy. Wrota rozwarły się bezszelestnie.

-Chodźcie... Chodźcie, to mój pokój!

Gdy weszli, a za nimi drzwi, wrota zamknął się same, pod stopami poczuli miękki dywan wyścielający cała podłogę w zasięgu widzenia. Krótkie, grube włosie zdające się pochodzić ze zwierząt które drwal uznałby za wilki, wyścielało gąbczasty spod lekko uginający się pod stopami. Sufit wieńczył kopuła z wymalowanym... Słońcem. Szarym, przygasłym o bijących promieniach. Pod światłem zdawało się delikatnie budzić, szarości ustępował pomarańcz, a płomienie drgały, lecz na próżno. Księżniczka usiadła na puchatym łożu. Światła mieli mało, a pokój był wielki. Ich wzrok nie sięgnął więc nawet do końca wszystkich ścian chociaż wielki, rzeźbiona w kwiaty szafa, dwie komody oraz szafka z lustrem nie umknęły ich uwadze mieszcząc się po prawej. Lewe ściany nie widzieli, natomiast dostrzegli okradły stół z gładkiej, jakby wypiaskowanej stali oraz siedem krzeseł niedbale położonych w jego pobliżu. Wokoło rozchodziła się woń rożnych perfum, róż i fiołków, jakby na zmianę bombardując nosy, raz jeden, a potem drugi, nigdy razem. Księżniczka z uśmiechem wskazała im dłonią miejsca, a Lorraine wiedziała, iż w jej gestach nie ma drobiny gniewu, zasadzki i złych intencji. Księżniczka chciała dobrze. Wparła skroń o skroń w przerysowanym, acz uroczym grymasie pomyślunku. Powstając, spojrzała na nich.

-Muszę iść do mamy. Wrócę za chwile z kluczami do waszych pokojów i czymś do zjedzenia.

Powoli, sunąc i dostojnie znów wykonała ekspresywny gest. Drzwi otwarły się, a potem zamknęły za księżniczką. Brigid zauważyła na kartce z bestriariusza kolejną zmianę. Na odwrocie pojawił się.. Zegarek. Odmierzający siedemnaście minut do powrót Selene. Zostali sami, w ciepłym pokoju.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline