Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-08-2010, 20:30   #256
carn
 
Reputacja: 1 carn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwu
Wioska przy zejściu z Shiro Togashi, prowincja Yamatsuke, terytorium Klanu Smoka; godzina Amaterasu, czwarty dzień miesiąca Onnotangu, wiosna roku 1114.

Po raz kolejny żyła cudzym życiem zatracając swoje własne. Opiumowe wizje jawiły się teraz ostoja prostych treści. A to? Czuć, widzieć, rozumieć cudzą przeszłość… Nawet jeśli dręczące ja mary snami były zaledwie były to sny obce, cudze, straszne. Za co Siostry Onnotangu męczyły ją swą straszną sztuką? Jakim kosztem? Chwil z życia własnego?
Szumnie mówiła o sobie Togashi. I prawdą jest, iż zawdzięczała im wiele ponad kąt do spania. Nauczyli jak kontrolować ciało. Jak uspokoić umysł. Ale były to zaledwie środki łagodzące objawy. Braku nadziei.
Marny był z niej mnich łapiący przy każdym trzasku za miecze. Żądny konfrontacji. Żądny krwi. Zawieszony w przeszłości nie dającej się odrzucić wbrew najprostszym Trzem Krokom.
Marny był z niej samurai uciekający przed samym sobą. Dokonującym rachunku sumienia po każdym czynie nie wymagającym myśli.
Kimkolwiek jednak była podjęła się misji która należało wykonać. Być może wstydliwym winno to być dla przeznaczonej do kroczenia własną drogą jednak otrzymane zadanie i wiążące się z nim poczucie obowiązku uspokajało. Jasny i konkretny cel na końcu długiej drogi, której kolejne dni na pewno poprzecinane będą małymi porażkami. Jednak okowy powinności miały kolejna zaletę: na rozrachunek przychodził czas po wykonaniu misji. Do tego czasu było się tylko narzędziem w rękach większych od siebie.
Do tego ta ciągle przypominająca o sobie rzeczywistość…

- Pozdrowienia w godzinie Pani Słońca! Jam jest Agasha Tennai Konnosuke, potrzebuję informacji, zaś mój konik strawy. Kimkolwiek jesteś, opowiedz się, ty w tej zrujnowanej kuźni!
Zmusiła swe myśli do powrotu by nie obrażać nieoczekiwanego gościa.

- To rzadkość spotkać Syna Ostatniego Kroku wśród pustych domen Domu Najwyższego Oświecenia, Agasha-oji-sama. Jestem Kyoko, w nauce u Togashi Otomusha-sama i proszę byś ogrzał się o ile zechcesz na chwilę przerwać swą podróż mimo tak młodej godziny, a jako, że fortuny na miejsce naszego spotkania wybrały kuźnię i twój wierzchowiec znajdzie tu jeśli nie strawę to miejsce. –
- Arigato! -
odkrzyknął Agasha, by rozpocząć wprowadzanie konika.
Poczekała aż gość w pełni znajdzie się pod osłona dachu a jego wzrok przywyknie do półmroku kamiennego pomieszczenia by ukłonić mu się nisko i wskazać miejsce przy palenisku. Mężczyzna odkłonił się Togashi z pełnym szacunkiem, choć wyżej, niż ona jemu, wyciągnął też dłonie do paleniska, wyraźnie rozkoszując się jego ciepłem. Nie pierwej jednak, nim konik znalazł się przy ogniu, został rozkulbaczony i okryty derką a odrzwia zostały zawarte. Jak dziewczyna zauważyła, Agasha miał sine z zimna dłonie, czerwony nos i uszy. Zwierzak zaś stąpał słabo, co było widać tym wyraźniej, bo był chuderlawy.
Jego wierzchowiec okazał się małym rokugańskim kucykiem. Łaciatym, jedna łata sięgała nawet oka, co nadawało mu wygląd błazna, szydercy, lub przynajmniej chochlika. Jakże nikczemnym wydawał się stworzeniem przyrównany do bojowych potworów Jednorożców które dane było onegdaj oglądać Kyoko. Jednak od wyniosłości dzieci Shinjo i ich obcych bojowych rumaków wolała swego rozmówcę z małym kucykiem. Za naturalność. Jej brak dystansu został szybko nagrodzony wilgotnymi chrapami starannie ja obwąchującymi, co wedle słów shugenja było oznaka sympatii, zwanego przez niego łobuzem, zwierzaka.
- Łobuz Cię polubił, pani - rzekł z sympatią shugenja, kwitując manewry konika, który z wyraźną ciekawością począł obwąchiwać Kyoko - ostrzegam, jak odpocznie nieco i się ogrzeje, będzie próbował uszczypnąć.
Kiedy tamten przysunął się do ognia mogła bliżej przyglądnąć się jego twarzy. Był młody, może pięć lat starszy od niej, możliwe że mniej. Obszarpany obecnie strój sugerował jakieś przygody i dłuższą podróż, ręce prócz siności miały też kilka zadrapań. Wakizashi miał przewieszone przez plecy, torbę na zwoje dokładnie umocowaną przy obi. Robił dobre wrażenie, bo jego twarz, pokryta teraz lekkim zarostem, była przyjazna i życzliwa, a brązowe oczy jasne i ciepłe.
Przez grzeczność nie zapytała gdzież to shugenja znalazł tak obfite zarośla by doprowadziły go do tego stanu. Ale czy tak naprawdę wyglądała dużo lepiej? Do tej chwili zatopiona w rozmyślaniach i walce z zimnem nie myślała o stanie swej odzieży i czy czasem jej wygląd nie zacznie wkrótce budzić obiekcji napotkanych ludzi.
Krótkie oględziny ujawniły, że zdecydowanie wyglądała lepiej. Nawet lepiej, niż pamiętała - bez śladów stłuczeń czy wspinaczki po ścianie po ucieczce przed lawiną. Kyoko miała ochotę zmarszczyć brwi. Pamiętała swój strój... inaczej. Marniej. Albo bogaciej, jeśli uwzględniać rozdarcia, otarcia czy po prostu zwykły brud i wilgoć.
- Rzekłaś, pani Togashi, słuszną rzecz, mówiąc, że mimo młodej godziny przerywam podróż. I prawda to, lecz nie powodowana gnuśnością. Obozujesz w ciekawym miejscu, ciekawym z racji legendy o nim mówiącej. Chciałem się zatem paru rzeczy dopytać, jeśli Ci to nie przeszkadza.
- Legenda Agasha-oji-sama? Niewiele znam legend, zwłaszcza mówiącej o miejscu naszego pobytu. Zechcesz zaspokoić moją dziecięcą ciekawość? W zamian postaram się odpowiedzieć na pytania których zadanie zapowiedziałeś. –
- Nie znasz jej zatem, pani? -
zadając to pytanie, shugenja nie wydawał się już zaskoczony.
- Iye. Niewiele historii tych ziem dane mi było poznać. Zawsze były po prostu... tajemnicze. -
pozwoliła sobie na delikatny uśmiech i wyraz oczekiwania na twarzy.
Mężczyzna uśmiechnął się, dzieląc żart.
- Legenda mówi, Togashi-san, różne rzeczy, zależy gdzie i kogo się słucha. Wedle ksiąg Agasha Jin Mirou, wieśniacy zaniedbali swoje bóstwo opiekuńcze, które opuściło ich, tuż przed wyjątkowo mroźną zimą. Wieśniacy w większości wymarli, a ci co zostali, opuścili wioskę. Mirou-san jednak znany jest z tego, że wiele legend ludowych przedstawiał... zgoła trywialnie. Paru jego krytyków uzasadnia to tym, że mimo nazwiska, nie miał talentu jakie zwykle z nim chadza. W jawnej niezgodzie z nim stoi Mirumoto Teruo Izumaki, bushi i kyoushi szkoły Mirumoto, przyboczny dziadka Mirumoto Yukihira-sama, który wskutek lawiny oddzielony został od orszaku swego pana podczas podróży. Zawędrował on do tej wioski i po nocy spędzonej w kuźni... osiwiał. Rzecz opisał w swoich pamiętnikach, znacznie lepiej niż ja mógłbym ją tu opowiedzieć. Starczy rzec, że kiedy pan Mirumoto dotarł do domu, jego syn, którego zostawił czterolatkiem, był już po swoim gempukku. Byli też inni, lecz ich relacji nie pamiętam - całą sprawę znam dzięki memu kuzynowi Kitsuki-san, który pasjonuje się takimi opowieściami. Jedna rzecz jest natomiast wspólna dla wszystkich opowieści - żaden z bohaterów nie trafił do tej wioski ponownie. Nawet mimo jej poszukiwania. Pan Izumaki przez nazwał tę wioskę Kamikakushi Mura... choć pan Mirou to dokładnie wyszydził, mówiąc, że lokacja jest po prostu wysoko w górach, w rejonie lawin, zatem próba dojścia tu będzie z natury trudna, a jeśli podejmowana po latach... - Shugenja wzruszył ramionami, nie zdejmując wzroku z Kyoko.
- Mamy więc szczęście trafić tu w tak młodym wieku. Przed nami całe życie by trafić tu ponownie. Choć wyprzedzam Cię panie o spędzona w kuźni noc. I jak Agasha-oji-sama? Czy są białe? - spytała jakby sama nie mogła sprawdzić obecnego koloru swych włosów.
- O, ja trafiłem tu rano, nie wieczorem. Nie wspomniałem o tym? - zastanowiwszy się, dodał - Chyba faktycznie nie. Do wioski trzeba trafić nocą, po zmierzchu, najlepiej we mgle. Była mgła wczoraj tutaj, prawda? Obozowałem nieco niżej, ale chyba nie było różnicy. Zaś, ponieważ Togashi-san nie masz siwych włosów, wychodzi, że rację miał pan Mirou. Czyli trafić nam się uda, o ile tak zechcemy - uśmiechnąwszy się jakby do siebie, dorzucił o ton ciszej - Kitsuki-san będzie niepocieszony. Czy też może masz jakąś niezwykłą opowieść, Togashi-san, dotyczącą tego miejsca?
- Nic niezwykłego jak na nawiedzona wioskę Agasha-oji-sama. -
odpowiedziała z równie oszczędnym uśmiechem - Gęsta mgła. Przejmujące zimno. Zawodzenia przeklętych. Dokładnie jak w twej opowieści panie. Choć musisz wziąć pod rozwagę panie, że twierdzi tak osoba której noc upłynęła pod kocem tuż koło paleniska i ciężko odgadnąć ile było w tym snu a ile jawy. -
Mężczyzna spojrzał na nią uważnie, jakby próbując ocenić jej słowa. Wyważyć. Nie udało mu się to, więc odparł:
- Czyli do kogo byś przychyliła się w temacie tej wioski i jej legendy? Do Mirumoto Teruo Izumaki-san czy do Agasha Jin Mirou-san?
- Agasha-oji-sama wybacz ale przytoczyłeś jedynie zdanie Agasha Jin Mirou-sama. Natomiast przy Mirumoto Teruo Izumaki-sama wspomniałeś jedynie o skutkach jego wyprawy. -

Mężczyzna spojrzał na nią zdziwiony, zmarszczył brwi, zastanawiał się przez chwilę, nim odparł:
- O. Sumimasen. Kiepski ze mnie gawędziarz, przyjmij proszę moje przeprosiny pani Togashi, ja zaś naprawię me niedopatrzenie. Pan Mirumoto stoi w jawnej niezgodzie z panem Agasha. Twierdzi, że w Kamikakushi Mura znaleźć można potężną istotę, która wywiera pomstę za... - shugenja zastanawiał się chwilę, wyraźnie szukając słów - hmmm... za co wywiera tę pomstę ciężko mi teraz sobie przypomnieć, bo pamiętniki pana Mirumoto miałem w dłoniach niecały wieczór, przeszło rok temu.
Zamyśliła się patrząc w ogień.
- Mieszkańcy tej wioski błagali wieczorem o ratunek wiec być może to Agasha-sama ma rację. Jednak w słowach Mirumoto-sama też drzemie ziarenko prawdy. Lawina oddzieliła mnie od współtowarzysza wędrówki przed dotarciem do tej wioski. Przeczy mu natomiast brak siwizny w mych włosach, a co do upływu czasu... -
Uśmiechnęła się do shugenja.
- ... nie wyjawiłeś panie który mamy rok. -
Mężczyzna ponownie uśmiechnął się, Kyoko zaś zauważyła, że ubywało mu lat, gdy to czynił. Jakby ponownie stawał się chłopcem, ledwie się uśmiechnąwszy:
- A w którym roku pani, przybyłaś do tej owianej legendą wioski? - w jego wzroku widać było zaciekawienie i przekorę.
- Pozwolisz panie, iż dla spokoju swego honoru założę iż to nadal wiosna która sprowadziła mnie w to miejsce. Pan mój nie byłby zachwycony gdyby jego polecenia wykonywane były latami. -
Uśmiechnęła się z pozornym lekkim zawstydzeniem nim zechciała kontynuować ich rozmowę.
- Jednak skoro nie zdecydowałeś panie spędzić nocy w tej wiosce to nie legend poszukujesz wśród gołych szczytów Yamatsuke. Nie szukasz też samotnej kontemplacji Kami bo zamiast błogosławionego ciepła Ognia wybrałeś moje małe ognisko. Cóż więc sprowadza Cię w te niegościnne strony i jakąż to wiedzą może się z tobą podzielić mała Togashi w kuźni przeklętej wioski? - przekrzywiła na bok głowę jakby miało to jej pozwolić lepiej pojąć pytania Shugenja.
- Interesujące badania. Próba wydarcia ziemi sekretów, które będzie można obrócić w dobrobyt Klanu Smoka. Próba uniknięcia głodu drugiej zimy obecnej ery. Czarna materia skał, ukryta pod piaskiem, brązem i zielenią. Przyszłe miecze, lub zdobienia, na pewno bogactwo. Jestem tsuchikai pani. Szukam złóż. Miejsc na kopalnie. Ale nim rozpocznę prawdziwe poszukiwania potrzebuję pozwolenia pana tych ziem. I pana Smoków. Do niego więc zdążam.
O ile Kyoko się orientowała, Czempion Smoka nie będzie zainteresowany tymi sprawami. Agasha-san najpewniej zostanie przyjęty, a potem będzie czekał. Godziny przejdą w dni, dni w tygodnie. W końcu shugenja zrozumie, bądź nie. Może ktoś ulituje się nad nim, może któryś z mnichów odpowie mu, że to bezcelowe. Togashi Yokuni był niczym kot, lub - co znacznie lepiej pasowało - smok. Nie podlegał zasadom. Dziwnym było, że ten shugenja tego nie wiedział. Czyż pozwolenie Mirumoto-sama nie wystarczyłoby? Na pewno byłoby prostsze do uzyskania - daimyo jedynej rodziny bushi klanu od wieków załatwiał tego typu sprawy.
Jednak Agasha znani byli z swego empirycznego sposobu poznawania świata dlatego mniszka nie zamierzała próbować zastąpić tego doświadczenia słowami. Shugenja podejmie próbę i będzie musiał pogodzić się z efektami swego eksperymentu, tak jak Kyoko musiała godzić się z zaskakująco burzliwym przebiegiem tych pierwszych kroków jej jeszcze dalekiej wędrówki.
 
carn jest offline