Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-08-2010, 20:08   #251
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Prowincja Ayo, 35 ri na południe od Strażnicy Wschodu. Szlak kupiecki, terytorium Klanu Kraba; 10 dzień miesiąca Hantei; wiosna, rok 1114, ranek.


Akito rozglądał się uważnie próbując skupić swą uwagę na otoczeniu a nie na bólu. Jazda na koniu niczym tysiące kropel wody atakowała świeżo zasklepioną ranę, mimo że z każdym dniem Krab wracał do sił wiedział, że jeszcze ich nie odzyskał. Mimo to nie dawał po sobie poznać a przynajmniej starannie ukrywał wszelkie niedogodności jakie sprawiała mu jazda. "Przynajmniej Syn Wiatru nieco się uspokoił" - pomyślał, będąc wdzięczny Fortunom, że wierzchowiec nieco złagodniał podczas jazdy. A może po prostu oswoił się z jeźdźcem?

Droga w pewnym momencie upływała jedynie przy akompaniamencie odgłosów zwierząt. Akito błądził myślami wokół palącego go problemu Oni a i Skorpion nie wydawał się chętny do rozmowy czy zaczepek. Po Smoku wielomówności nie należało się spodziewać, więc praktycznie chyba on jeden czerpał pełne zadowolenie z ciszy. Ciszy która nie trwała długo, właściwie do momentu w której trójka bushi zobaczyła jadących z naprzeciwka samurajów.

Widok Krabów ucieszył Akito. Zawsze to pobratymcy , jednak nie zapominał o przestrodze danej mu przez Manjego. Tak czy inaczej chcąc zachowywać się naturalnie , przestrogi Manjego porzucił w niepamięć niejako nastawiając się już podobnie na przyszłe kontakty z Krabami. W końcu szpiedzy i zdrajcy to zmora pewnie każdego Klanu i gdyby przez ten pryzmat spoglądać na każdego współklanowca... Akito zaczynał z tego powodu współczuć Manjemu, zaczynał rozumieć jak niepewnie musi się czuć taki samuraj wśród swoich, a co dopiero wśród obcych...
Akito szybko dostrzegł wysoką rangę nieznajomego i skłonił się z należytą powagą do obu samurajów.

Pierwsi odezwali się nieznajomi:

- Hida-san, witaj, Ty i Twoi towarzysze. Jestem Hida 'Okami' Tatewaki, w służbie mojego pana - pełne szacunku wskazanie na chłopaka obok każdemu pozwoliłoby się 'domyślić' że wyniszczony chłopiec obok jest właśnie owym panem - Hida Hisui Moeru. Jak idzie podróż dzisiaj? Skąd zdążacie?

" Ten młodzieniaszek to Pan? Akito zdziwił się nieznacznie, wrodzony sposób postrzegania pozycji , nakazywał mu doszukiwać się jej w postawie, rynsztunku czy wartości bojowej, były to wszakże główne wyznaczniki kariery Krabów. "Główne, nie znaczy jedyne..." - pomyślał logicznie po czym odrzekł:

- Witajcie, nazywam się Hida Akito jestem kurierem w służbie Hiruma Makasu-sama, dowódcy Czwartej Strażnicy a to moi towarzysze Mirumoto Fukurou-san i Bayushi Manji-san - Akito przedstawił towarzyszy po czym spokojnie odpowiedział na pytania

- Podróż dzisiaj spokojna, a podążamy z Twierdzy Ostrza Blasku. Czy nie podążacie czasem do prowincji Doman? - Spróbował nie mając nic do stracenia tym bardziej, że mogła to być ostatnia okazja do pozbycia się niewygodnej przesyłki.

Odpowiedziało mu skinienie głowy Tatewakiego

- Czy byłaby więc możliwość dostarczenia tej przesyłki? - Akito wyciągnął odłożony z boku pakuneczek, po czym wyczytał adresata, ani go nie pamiętając, ani też nie chcąc stawiać przyszłych kurierów w kłopotliwej sytuacji udania się do wroga...

Ponowne potwierdzenie ukoiło obawy Akito. Po monie rozpoznał , że Czempion Klanu maczał w nim swoje paluszki, a skoro Czempion nie miał obaw co do tej rodziny to czemuż miałby je mieć niedoświadczony kurier...? Powierzając przesyłki tak ważnym osobom nie mógł sobie nic zarzucić z wykonania obowiązków kuriera. Wszak nie było to jego podstawowe zadanie, ale z każdego starał się wywiązywać najlepiej jak potrafił. najlepiej jak go do tego nauczono. Uczono go też innych rzeczy, które obecnie Akito starał się przekuwać na informację.

"Hmmm... Mon jaki nosi młodzian jest nadany przez któregoś Czempiona Klanu Kraba za zasługi przodkowi rodu. Była z tym jakaś legenda, ale jaka?? Chyba coś z dostarczeniem jadeitu na czas, albo w wystarczającej ilości... Gdzie błądził twój umysł Akito, kiedy trzeba było słuchać? Zaraz... Ród nazywa się Hisui co znaczy właśnie jadeit. Hisui są jadeitowymi potentatami, ta rodzina zarządza trzema z pięciu największych kopalń jadeitu na ziemiach Kraba!!!" - zastanawiał się Akito.
Do Kraba w pełni dotarło z jak ważną personą ma do czynienia, niemal natychmiast jego postawa przybrała postać jeszcze bardziej uniżoną. Wiedział, że nie popełnił błędu prosząc o wyświadczenie tej drobnej przysługi jaką było dostarczenie przesyłki w miejsce do którego wszak i tak się udawali.

Krab wytężył swój umysł by spróbować przypomnieć sobie coś jeszcze co mogłoby się wiązać z jakże ważnym rozmówcą.
"Dziedzic rodu nosi imię Moeru i z tym się wiązała jakaś klątwa... Hmmm... Samo Moeru znaczy Gorączka lub Płonę, może stąd ten wygląd? Na pewno stąd. " - w głębi ducha stwierdził po chwili niczym znawca, zamknięty na jakiekolwiek inne argumenty. Klątwa była mu o tyle na rękę, że sam podróżując z Oninem czuł się nie mniej obciążony. A jak wiadomo w grupie nieszczęśników raźniej niż samemu... Oczywiście postawa Akito mogłaby ulec zmianie, gdyby musiał podróżować z kimś obarczonym klątwą, ale póki co to nie wchodziło w rachubę...

"Potrzeba nam ryżu, ludzi i jadeitu. Przede wszystkim jadeitu. Chodzą pogłoski, że Klan Żurawia chce ponownie otworzyć kopalnie na terenach Dzika." - te myśli zadźwięczały mu jak dzwon w głowie. Wciąż doskonale pamiętał słowa swego przełożonego, nauczył się ich na pamięć.

Akito nie mógł przepuścić takiej okazji, musiał zapytać się o jadeit, pragnąc ze wszystkich sił dopomóc swemu Panu. W grę wchodziło nie tylko wywiedzenie się informacji dotyczących kopalni jadeitu, od osób mających pojęcie na temat jadeitu. Wchodziły też inne możliwe układy czy wsparcia, w końcu każda luka lubi być wypełniona. Dla przełożonego Akito, dywersyfikacja źródeł zaopatrzenia jadeitu mogła być korzystna także finansowo:

- Szanowny Hida Hisui Moeru-san, Wasz ród znany jest z posiadania dużych ilości jadeitu, czy byłaby możliwość aby zwiększyć dostawy do Twierdzy Ostrza Blasku? Doszły mnie też słuchy, że Klan Żurawia otwiera zamkniętą kopalnię na terenach Dzika, czy mógłbyś szanowny Hida Hisui-san potwierdzić lub zaprzeczyć tym informacjom?

Przypuszczam, że długo jeszcze nie spotkam równie kompetentnych w tym temacie osób. - Krab lekko ukłonił się w geście prośby, konkretnie prośby o informację a może i nawet pomoc udzieloną twierdzy. Do tej pory był wciąż wdzięczny za odciążenie go z części przesyłek więc z tym większą pokorą w głosie składał swą prośbę wraz z pytaniem.

Hisui myślał przez chwilę, nim odezwał się zachrypniętym głosem:

- Żurawie nie otworzą kopalni Dzików. Yasuki Taka miałby w tym zysk, a tego pierzaści nie zniosą. Raczej zasypią tę kopalnię tym głębiej, tylko dla starej waśni z karpiem.

Akito nie spodziewał się tak szczerej i prostej odpowiedzi... właściwie to nie spodziewał się, że jego misja polegająca na wywiedzeniu się o możliwości otwarcia kopalni zakończy się tak szybko i tak przypadkowo... "Nie to nie może być przypadek... to na pewno Fortuny" - myślał Akito będąc już w pełni przekonanym, że to spotkanie miało się odbyć. Nie był zdziwiony wieściami, nie spodziewał się raczej potwierdzenia informacji o otwarciu kopalni.

Wiedział, że nie tylko kwestie dumy decydują o nie otwarciu kopalni, nie dość, że leżały one na trudno dostępnych terenach Dzika, to jeszcze nie wiadomo było w jakim są stanie i co z Klanem Dzika. Z drugiej strony wiedza ta była zapewne powszechnie znana i nawet Moeru mógł opierać się na ogólnie znanych informacjach. Krab nie mógł całkowicie wykluczyć jeszcze nowinki o otwieranych kopalniach - nawet gdyby to była plotka, to nie powstałaby ona z niczego, a temat jadeitu był wystarczająco kuszący by wnikać weń głębiej.

Być może jemu samemu - Hida Akito, udało by się przez wzgląd na własną matkę otworzyć kopalnie - być może budując jakąś formę porozumienia. Może gdyby Yasuki Taka ograniczył swe zyski z nowych kopalni do minimum... zobowiązując się wysyłać z nowo otwartych kopalń duże ilości jadeitu za darmo na mur... Żurawie mogliby przystać na taką propozycję, w końcu zagrożenie Fu Lengiem dotykało wszystkich a ostatnie zamieszki na granicy budziły słuszny niepokój Krabów. W każdym razie Krab miał o wiele lepszy powód do otwarcia kopalni jadeitu niż w czasach spokoju i bezpieczeństwa ...choć czy były kiedyś takie? Wiedział, że nie byłoby to łatwe zadanie i z pewnością wykraczające poza nałożony obowiązek, jeśli jednak pogłoski jednak się potwierdzą... to można by choć wesprzeć, jakże trudną do realizacji sprawę. Póki co sprawa zdawała się być mrzonką, zupełnie przeciwną do konkretów do jakich przeszedł Hisui.



- Sytuacja w twierdzy jest tak zła? Czy Nieprzyjaciel próbuje ataku z flanki? Ile zapasów ma na wezwanie pani Hida Sago?

- Pani Hida Sago-sama nie żyje , zginęła podczas ochrony odwroty Hirumi Księżycowego Psa - Krab zrobił smutną minę wyrażająca jego uczucia.

Hisui przyjął smutną wieści do wiadomości, widać było że i na nim zrobiła smutne wrażenie, nie tracąc jednak wątku zakończył opis sytuacji.

- W obecnej chwili cztery transporty podążają do twierdz, wczoraj dalsze trzy powinny być wysłane, ale nie ukrywam - strażnice, Kyuden Hida i Shiro Kaiu mają priorytet nad zamkami z tego rejonu i nad Twierdzą oddaną pod komendę szlachetnej chui. Oczywiście, jest możliwe bym to pozmieniał, Hida Akito-san. Powinienem?

Akito, słuchając tego rozgorączkowanego chłopaka, był zaskoczony tak dokładną odpowiedzią. Nabrał wręcz wrażenia, że dla tego samuraja chwila namysłu była potrzebna, by wyobrazić sobie mapę ziem Kraba. Rozwinąć ją, nanieść na nią szlaki oraz podróżujące nimi wozy z jadeitem, życiodajną dla Kraba zgubą sług nienazwanego kami. Jeśli ten nastolatek mógł pozmieniać szlaki lub miejsca przeznaczenia tych wozów samym swoim słowem... była w tym pewnego rodzaju potęga.

Akito wiedział że armie Fu Lenga coś szykują. Stracił przyjaciół przekonując się o tym i uznał, że odwołanie się do nich będzie nie obrazi ich w niczym, przeciwnie być może nawet ich śmierć może przysłużyć się do kolejnego dobra - jakim było w mniemaniu Kraba zwiększenie obronności Twierdzy, za którą jego towarzysze oddali życie.

- Kakita Yorumo Daiichi i Akodo Shou Meizo, których daisho wiozę ich rodzinom zginęli w walce z Zaberu, pomiotem Oni no Kyoso, gdy przedostawaliśmy się do Twierdzy by poinformować o zagrożeniu. Armie Fu Lenga się zbierają, wiem, że nie ma jeszcze żadnych oficjalnych ostrzeżeń, ale nam Krabom działania mieszkańców przeklętych krain znane są nie od dziś. Ostatnie miesiące spokoju nie wróżą dobrze. Nigdy nie wróżyły, oznaczają że amia się zbiera i prawdopodobnie natrafiliśmy na przedni jej człon. - powiedział Akito śmiertelnie poważnie.

- Jeżeli ich poświęcenie i moje świadectwo, przekonują Cię szacowny Hida Hisui Moeru-san, do posłania karawany wprost do Twierdzy Ostrza Blasku, wierzę, że w nadchodzącym starciu może okazać się to nieocenioną pomocą, być może największą na jaką Hiruma Hideyori może liczyć. - dodał po chwili jakby podkreślając wagę ostatnich słów.

Akito nie mógł powiedzieć więcej aby nie obrażać zdolności obronnych Twierdzy, wierzył, że i bez pomocy wytrzyma - ale była to wiara za którą stały niezliczone ilości poświęconych w obronie żyć. Bez jadeitu walka z armią Fu Lenga była zresztą na dłuższą metę niemożliwa, wiedział więc jak wiele zależy od karawan - szczególnie jeśli kopalnia nie miałaby zostać otwarta.

Moeru zmarszczył brwi:

- Hiruma Hideyori? Taisa Księżycowy Pies jest w twierdzy? Rozumiem. Tatewaki, zapisz proszę, że musimy tam posłać zapasy. Hiruma był na wyprawie przez prawie miesiąc, cokolwiek miał, musi być na wyczerpaniu. Weźmy dla jego oddziału trzy skrzynie z transportu do Siódmej Strażnicy. Wyjmij też sumi-e. Musimy napisać pismo do naszych ludzi ze Strażnicy Wschodu. Hida Akito-san, poproszę Cię byś udał się z tym pismem do dowódcy strażnicy. Umożliwi ci to skierowanie rezerw jadeitu tam zgromadzonych do Twierdzy Ostrza Blasku. Ile dokładnie jadeitu będziesz mógł tam skierować, zależy od tego, jakie wrażenie uczynisz na dowódcy i ile jemu samemu będzie potrzebne. Z dokumentem, jaki Ci wystawię, tobie i dowódcy będzie powierzona decyzja ile jadeitu jedzie, a ile zostaje.

Tatewaki zaczął krzątać się przy jukach, przysposabiając niewielki stoliczek do pisania, oraz szykując odpowiednie przybory.

Fukurou i Manji byli zaskoczeni. Szybkie podejmowanie decyzji to jedno, ale to tutaj zakrawało na wprost błyskawiczne załatwianie sprawy. Jeśli Hida Hisui Moeru mógł tak ot zmieniać trasy jadeitu, był kimś niezwykłym.

Akito zaś czuł niewypowiedzianą wprost dumę z przysłużenia się szacownemu Hirumie Hideyori, po chwil nie mogąc wyjść jeszcze z samozachwytu , skupił na moment swą uwagę na Tatewakim. Przyjrzał mu się raz jeszcze uważniej.

" Ten Tatewaki... o nim także słyszałem... Po śmierci Hiruma Koganei proponowano mu chyba stanowisko sensei w Sunda Mizu Dojo, ale chyba odrzucił propozycję. Zaraz ... czy to nie Eizo opowiadał mi o nim? Ten pijany obszczymur opowiadał o każdym wszystko co mu ślina na język przyniosła, lepiej nie poruszać tego tematu... A nóż okaże się, że nic mu nie proponowano, lub wyjdzie jakaś niemiła historia z odmową? No ale skoro Eizo coś o nim mówił, znaczy się, że miał powód..." - zastanawiał się Krab

- Słyszałem o dzielnym bushi Hida Tatewakim , to zaszczyt spotykać tak dzielnych mężów na swojej drodze. Fortuny muszą nam dziś sprzyjać - dodał nieco pochlebczo, lecz dobrodusznie. Nie mógł przegapić okazji by choć trochę wywyższyć samurajów z własnego Klanu przed oczami towarzyszy, ważne persony dawały ku temu wyśmienitą okazję. Nie chciał wszak wchodzić w szczegóły, bo o ile oferta stanowiska sensei w Sunda Mizu Dojo była godna pozazdroszczenia, o tyle powody dla których samuraj odrzucił tą propozycję mogły być już mniej chwalebne. A może wyszłoby, że wcale takiej propozycji nie otrzymał? Pewnych spraw nie należało badać dogłębnie...

Tatewaki uśmiechnął się szeroko, mile połechtany słowami.

- Dziękuję krewniaku. Ja również słyszałem o synu znamienitego pana Ogitamaru. Miałem okazję służyć z Twoim ojcem, czas jakiś temu, w Czwartej Strażnicy właśnie, Hida-san. Bardzo sobie to mile wspominam. Dzięki jego pomysłom, przez dwa miesiące służby nikt nie zginął w naszym oddziale. A to były miesiące lata, gdzie ataki są najczęstsze. Przekaż proszę, przy najbliższej okazji, me serdeczne życzenia Twemu znamienitemu ojcu proszę. Przypomnij mi proszę, jakie to stworzenie obrałeś sobie za cel podczas swojego gempukku?

Akito był mile zaskoczony - choć wynikało to raczej z jego własnej słabej znajomości kto jest kim, niż z tego iż byłby przyzwyczajony do tego, że nie jest rozpoznawany. Był - szczególnie wśród Krabów, co zapewniało mu jedynie wysoka pozycja jego ojca. Pytanie o gempukku najlepiej świadczyło, że to nie własnymi czynami Akito zasłużył na rozpoznawalność. Pytanie o gempukku obudziło przyciszone demony, szczególnie tego jednego w katanie. Niemal czuł przez ciało jak jego broń drży z wrażenia i oczekiwania na odpowiedź...

- Za cel wybrałem trolla - usłyszał ze zdumieniem swój głos. Skąd? Jak? Dlaczego to kłamstwo? Jednocześnie poczuł, jak jego dłoń, pozornie niedbale, opada na łęk siodła, nieopodal nowego prezentu - nage yari jakie tam przytroczył. Dłoń dyskretnie, za głową konika, zaczęła odmykać kołczan. Akito poczuł na skroni pot, kiedy zorientował się, co się stało. Oni przejmował kontrolę. Jeśli go nie powstrzyma, za chwilę kreatura spowoduje, że dobędzie broni. Najpewniej... by jej od razu użyć. Rzutem z zaskoczenia można będzie zabić chłopaka, a nawet może ciężko ranić Tatewakiego, zwłaszcza, że przy przygotowaniach do zsiadania, ich czujność na pewno nieco osłabła - nie spodziewali się przecież ataku! To będzie jatka.

Akito skupił myśli wyłącznie na obowiązku , nie mógł pozwolić na taka hańbę, nie mógł jednym ruchem przekreślić możliwości pomocy dla twierdzy, nie mógł pozbawić życia braci Krabów. To było ciut za wiele jak dla psychiki Kraba, w jego myśli wpełzł niewypowiedziany koszmar, który uparcie dążył do realizacji własnych planów. Akito widział jak jego ręka wyciąga się w kierunku broni i co gorsza nie mógł jej zatrzymać. Skupił się na zaciśnięciu pięści, aby uniemożliwić chwycenie czegokolwiek, jednocześnie rękę starał się oprzeć na obręczach - jedynej ochronie jaką mu powierzono. W myślach rozpoczął modlitwę do Fortun , wszystkich które mogły go wspomóc w tej walce, walce której widocznym elementem był pot ściekający po czole Kraba. W ostateczności gotów był nawet solidnie uderzyć się w ranę by odebrać sobie siły do walki.

Opór wystarczył, zanim Akito odemknął kołczan, już miał kontrolę nad sobą. Jednocześnie niemal usłyszał wycie w swojej głowie. Po raz pierwszy chyba to on sprawił niemiłą niespodziankę Oninowi z czego pewnie by się cieszył gdyby nie powaga zagrożenia jakie demon mu stawiał. Co dziwne, Krab wychwycił reakcję Moeru który spoglądał na Akito i z aprobatą kiwa mu głową, po czym powiedział:

- Hida Akito-san, jeśli można, poprosiłbym Cię na stronę.

Patrząc po reakcji Tatewakiego - nie oczekiwał takiego obrotu sprawy i nie był zadowolony, że kiedy on będzie robił za sekretarza, ktoś inny będzie z jego panem.

- Hai Hida Hisui Moeru-san . Odpowiedział Akito, po czym zsiadł z konia. Zaczynał podejrzewać, że klątwa Moeru może być całkiem zbliżona do tej z która sam się borykał. Być może określenie Onina w katanie mianem klątwy było to zbyt wiele, to jednak po walce jaką przed chwila stoczył, był już pewien , że żadne błogosławieństwo to to nie jest.
Tatewakiemu rzucił jedynie uspokajające spojrzenie - gest oczu, gdyż na więcej pozwolić sobie nie mógł. Chciał zamienić słowa na osobności z Moreu, czuł , że chłopak co najmniej domyślał się o istocie problemu. Przecież dlatego zaprosił go na stronę... Krab wciąż jeszcze przejęty wewnętrzna walką przyjął propozycję, mając nadzieję na choć kilka porad , od osoby która być może cierpiała z tego samego względu... Zastanawiał się jak przyjdzie mu wyrazić wdzięczność, gdyż szala pomocy jaką otrzymywał dawno już przechyliła rozsądne i tradycyjne ramy, pomoc wychodziła daleko dalej niż Krab mógłby tego oczekiwać.

Kiedy odchodzili na stronę, wychudzony Hida wyglądał przy Akito jak pokurcz. Moeru ciężko oddychał, ale miał - pomimo ewidentnego bólu i odczuwanego dyskomfortu - bardzo radosną, mściwą i triumfującą minę.

***

Krab podtrzymał Moeru jednocześnie wołając:

- Tatewaki-san gorączka się wzmogła! Jednocześnie ciszej dodając już Moeru
- Dzięki Ci Moeru-san, twoje imię będzie odtąd szanowane tak jak imiona moich przodków, reszty się dowiem, poradzę sobie, szczególnie teraz gdy już wiem co robić. - Odpowiedział Akito któremu ze wzruszenia pociekła łza, wiedział, że Onin w ciele Moeru toczy podobną walkę do tej którą Akito właśnie stoczył. Tyle, że już nie walczy o kontrolę, ale o osłabienie swego nosiciela...
Akito zamierzał dobrze zapamiętać dane mu wskazówki, wiedział już nawet jak zadręczy własnego wroga, wreszcie miał na niego sposób, w końcu mógł przestać się cofać. Odetchnął, jednocześnie z niepokojem obserwując zmagania Moeru i czekając na pomoc. Niewątpliwie Tatewaki wiedział najlepiej co czynić przy takim ataku, Krab mógł jedynie mu pomóc. "Może Manji -san będzie miał jakieś zioła?..."
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 12-10-2010 o 14:49. Powód: poprawki
Eliasz jest offline  
Stary 25-08-2010, 20:20   #252
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Prowincja Ayo, 35 ri na południe od Strażnicy Wschodu. Szlak kupiecki, terytorium Klanu Kraba; 10 dzień miesiąca Hantei; wiosna, rok 1114, ranek.

Nadjeżdżających w kierunku Krabów obrzucił Smok czujnym spojrzeniem. Nie sięgnął po broń. Nie położył nawet dłoni na katanie. Z tej dwójki tylko większy stanowił zagrożenie. Mieli więc przewagę liczebną... zakładając oczywiście, że istnieje jakiekolwiek prawdopodobieństwo krwawego konfliktu. Bo raczej tamta dwójka nie była ich wrogami.
Inicjatywę w rozmowie przejął Akito, to i Fukurou pozostało w milczeniu skłonić dwójce nowo poznanych Krabów. I słuchać rozmowy. I wyciągać wnioski. I uczyć się.
Kraby były bezpośrednie, Kraby załatwiały swe sprawy od razu, różnice w urodzeniu wśród Krabów nie miały takiego znaczenia jak u innych klanów. W tym Kraby były podobne Smoków.
„Mędrzec doznaje oświecenia, by stać się na powrót prostaczkiem.”- jak to kiedyś zauważył dziadek Musashi.
Ocenił postawę Hida Tatewaki...niewątpliwie yojimbo był świetnie wyszkolonym bushi. Takim co dałby radę całej ich trójce. Fukurou jednak w duchu dziwił się wręcz modelowej głupocie, znanego wszak z praktycznego podejścia klanu.
Jeden bushi ochraniał osobę, która kilkoma maźnięciami pędzelka przemieszczała karawany z jadeitem.
Jeden bushi!
Czysta kpina.
Nieważne jak dobry był Tatewaki. Był tylko jedną parą oczu i jedną kataną. Wystarczyło go zająć walką i jego podopieczny był już praktycznie martwy.
I co dziwniejsze...Podróżowali we dwójkę po ziemiach Kraba. Tych samych, na których tak łatwo było się natknąć na pomiot Fu Lenga. Wprost prosili się o zgubę.
W bezpieczniejszych wszak miejscach od tego, ojciec Fukurou nie puszczał Kistuki –sama bez obstawy trzech bushi. A czasem nawet wysyłał dwóch mnichów Togashi by z tłumów heiminów pilnowali bezpieczeństwa.
A ten tu Hida Hisui Moeru-sama jechał sobie w towarzystwie jednego Yojimbo. Mirumoto westchnął w duchu, dziwiąc się takiej beztrosce. Ale nie była to jego sprawa, nie był to jego klan. A Fukurou uważał, że narzucanie się komuś z radami jest... nieuprzejme.
Tak samo jak wtrącanie się do rozmowy, jakże ważnej dla Akito.
Milczał więc.
Rozmowa zboczyła na inne tory, gdy Hida Hisui i Hida Akito udali się na stronę omawiać jakieś sprawy. Sekrety klanu. Sprawy do których ani Smok, ani Skorpion nie mogli być dopuszczani.
Fukurou potrafił to uszanować.
Spojrzał za to na Tatewakiego i spytał spokojnym i uprzejmym tonem.- Hida Tatewaki-san, wybacz że odrywam cię od obowiązków.- był to raczej grzecznościowy zwrot, bowiem rozmawiający z Akito Moeru był bezpieczny.- ale, jeśli pozwolisz, zapytam cię o kilka spraw.
Po czym przeszedł do sedna, pytając szczególnie podkreślając intonacją słowo „wyglądających”.- Czy może w swej drodze tutaj napotkaliście mężczyzn wyglądających na bushi klanu Kraba, a jadących w pośpiechu?
A gdy otrzymał odpowiedź, spytał.-A możesz opowiedzieć coś o Strażnicy Wschodu? Tak się bowiem składa, że jedziemy w tamtą stronę, a nigdy nie miałem okazji tam zajrzeć.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 25-08-2010 o 21:56.
abishai jest offline  
Stary 25-08-2010, 21:39   #253
 
Wellin's Avatar
 
Reputacja: 1 Wellin ma wyłączoną reputację
Dzielnica Heiminów, Kosaten Shiro, Zamek Rozdroży, terytorium Klanu Żurawia; zima, rok 1113, 14 dzień miesiąca Togashi, godzina Amaterasu


Naritoki czekał tak jak Hiroshi się spodziewał – nieruchomo. Wysoka sylwetka bushi odzianego w kimono z monem feniksa budziła spore zainteresowanie już choćby samym kamiennym bezruchem. Naritoki czekał. A czekając nie ruszał się z miejsca, nie przechadzał się nerwowo, nie wiercił. Po prostu stał w miejscu, nieruchomy i cierpliwy. Hiroshi nie wątpił, iż brat stał tu już dłuższy czas. Podobnie nie wątpił, iż gdyby zaszłą potrzeba Naritoki potrafiłby stać tak jeszcze przez kilka godzin.

Tak czy owak, brat wzbudzał spore zainteresowanie.

Ciągnący wózek heimin, okazjonalna geisha, przechodnie, cały ten niewielki tłumek kłębił w miejscu. Żaden heimin nie odważył się podejść do samuraja na mniej niż dziesięć kroków. Uliczka biegnąca wzdłuż ogrodu Ahahina Si-Xin miała może osiem kroków. Naritoki nie zwracał uwagi na zamieszanie jakie wywoływał.

Młody bushi ruszył w stronę brata starając się pohamować zdenerwowanie. Wizyta brata w domostwie Si-Xin nie była czymś zwyczajnym. Gdyby Naritoki chciał porozmawiać o wczorajszych wydarzeniach wystarczyło by poczekał w twierdzy, bądź w ostateczności przekazał prośbę o spotkanie. Co Hiroshi uczyniłby niezwłocznie. Nie, chodziło o coś innego. Coś pilnego.

- Naritoki-aniki. - Hiroshi skinieniem głowy przywitał brata, gdy tylko ten znalazł się w zasięgu głosu.

- Hiroshi, weź broń i chodź ze mną. - Słowa brata sprawiły, że ciarki przebiegły młodszemu bushi po plecach.

- Hai. - Potwierdzil krótko, ruszając szybkim krokiem w stronę domu.

Nagamaki leżało tam gdzie zostało zostawione, oparte o ścianę nieopodal drzwi.

- Hiroshi-dono czy wszystko w porządku? – młoda gospodyni domu miała prawo być zatroskana widząc gościa śpieszącego po broń a następnie szybkim krokiem zmierzającego w kierunku bramy.

- Hai, Kaori-san. – Hiroshi zawahał się przez moment a potem dodał prawdopodobnie bardziej otwarcie niż należało – ...przynajmniej mam taką nadzieję. – Hiroshi zawahał się ponownie przeklinając w myślach siebie i zbytni pośpiech. Kolejna gafa. Gdyby nie pytanie Kaori opuściłby dom Asahina Si-Xin nie pomyślawszy nawet o tym, by pożegnać się z gospodynią i podziękować za nocleg.

- Kaori-san – młody bushi złożył gospodyni ukłon - Dziękuję za udzieloną mi gościnę. Proszę przyjąć przeprosiny za tak nagłe odejście. Bycie gościem w tym domu, było przyjemnością i zaszczytem. Przekaż proszę pozdrowienia Twojemu szanownemu ojcu.

- Arigato Hiroshi-dono. - Kaori skłoniła się w odpowiedzi, jak Hiroshi zauważył, głębiej niż było to wymagane. - Przekażę.

Widząc brata niosącego broń Naritoki ruszył przed siebie. Po chwili Hiroshi dołączył do niego powstrzymując cisnące się na usta pytania. Zadawanie ich byłoby... niestosowne. I niepotrzebne, na ile Hiroshi znał brata. Naritoki powie to co Hiroshi powinien wiedzieć - w swoim czasie. Nie mniej, ale też nie więcej niż to. Zadawanie pytań, nie zmieniłoby niczego, więc pytania owe byłyby niczym więcej niż zbędną gadaniną. Noritoki nie przepadał za niepotrzebną gadaniną.

Przez dłuższą chwilę para bushi maszerowała w milczeniu. Zjadany niepokojem Hishosi nie mógł powstrzymać się od rzucania spojrzeń na brata. W końcu ten przerwał ciszę.

- Dowiedziałem się w rozmowie z Doji-sama, że do Kosaten Shiro przybyło dwoje nad wyraz butnych shugenja z rodu Asahina. Publicznie spotwarzyli swego krewniaka, w sposób niegodny człowieka honorowego.

Bez wahania. Równo wymówił to zdanie, podobnie jak równym i zdecydowanym jest jego krok.

- Doji-sama rzekł, że spodziewa się iż ta dwójka przybyła tu 'nauczyć moresu' owego krewniaka. Obaj Asahina są shugenja, lecz są z nimi bushi. Ci zostaną ich yojimbo. Asahina Kuotai Mitome ma trójkę yojimbo, jest bowiem starszym z dwójki, wkrótce ma zdobyć tytuł sensei w szkole Asahina, gdzie jest już od około czterech lat kyoushi. To jego fetysze wzbudziły takie zainteresowanie dwie zimy temu, kiedy parę z nich trafiło w ręce Kakita Yoshi-sama. Jako starszy z nas dwu, zajmę się właśnie nim.

Dyplomacja nie była mocną stroną Hiroshiego - nie wiedział on zbytnio, o jakich wydarzeniach mówi jego brat, choć pamiętał z rozmów z dojo, iż jakiś czas temu fetysze Asahina wzbudziły żywe zainteresowanie w całym Rokuganie, chyba po dość udanej ich prezentacji na Cesarskim Dworze. Jeśli to Mitome był prezentującym, oznaczało to, że Naritoki zamierza sprawić sobie potężnego wroga. Te informacje spływały do młodego Feniksa powoli, jego pamięć scalała zasłyszane plotki i anegdoty, wymiany zdań przypadkowe i ledwie zapamiętane wśród zwykłej codzienności. Aniki nie czekał, może zakładał że Hiroshi doskonale obeznany jest ze sprawą, mówił zatem dalej:

- Krewna pana Mitome z tego samego rodu, pani Oohime, nie jest równie wprawna jak on w rozmowach z kami, lecz jej uroda, wedle Doji-sama, może iść w parze z urodą legendarnych księżniczek. Powiadają, że ciężko się jej sprzeciwić, a starsi rodu Asahina żywią do niej spory afekt. Jest bardzo oddana swojemu stryjowi, któremu towarzyszy właściwie od czasu swego gempukku. Jest też młoda, zatem ma za yojimbo jedynie pana Kakita Inouzuka. To młody bushi pięć lat po gempukku. Jego sensei od pewnego czasu oczekują jego wizyty w szkole, lecz on bardziej zainteresowany jest rolą yojimbo i osobą swej pani niż kontynuacją nauk. Ćwiczył w wewnętrznej Akademii Kakita.

W głosie Naritokiego nie było śladu oceny, pochlebnej bądź przeciwnie, choć postać pana Kakita definitywnie się o taką prosiła. Wewnętrzna Akademia Kakita to miejsce, gdzie ćwiczą najlepsi i najlepiej urodzeni. Tam ćwiczą synowie daimyo, tam ćwiczy Cesarz. Jeśli tam orzeczono, że czas na dalsze nauki, to Kakita Inouzuka winien się tam pojawić... a jeśli się nie pojawił to był albo bardzo głupi, albo bardzo zakochany w swej pani. Mniej prawdopodobne wydawało się Hiroshiemu, by szermierz Kakita z tej właśnie Akademii wybrał drogę yojimbo do mało znanej shugenja, lecz oczywiście i tego nie można było wykluczyć.

Cóż. Oznaczało to właściwie, że nie jeden Naritoki może wyjść z tej sprawy z wrogiem.

Bushi przez dłuższą chwilę szli w milczeniu. Hiroshi starał się poukładać w głowie fakty. Otwartym pytaniem pozostało w jakim naprawdę stopniu interwencja Feniksów była potrzebna. I czemu w ogóle Naritoki zdecydował się na nią. Z jednej strony Yasuhiko-dono nie podniósłby takiego tematu w rozmowie bez potrzeby, co mogło sugerować iż chciał by Feniksy usadziły nieuprzejmą parę. Być może samemu z różnych powodów nie chcąc lub nie mogąc tego zrobić. Albo też znieważony Asahina miał z Feniksami coś wspólnego. Z drugiej strony Naritoki będąc tym kim był, natrafiwszy na niehonorowe działanie, mógł po prostu wziąć na siebie korektę tegoż. Nawet jeśli nie było to jego obowiązkiem. Nawet jeśli było to działanie które mogło zdobyć mu kilku nieprzyjacioł. Z trzeciej, nawet jeśli, pokazywanie światu takiej twarzy, tak różnej subtelnego, skoncentrowanego na pozorach sposoby postępowania Żurawi nie było bynajmniej złym posunięciem. I z czwartej, sytuacja wydawała się być bardziej skomplikowana niż Hiroshi był w stanie to ogarnąć wiedząc tylko to co wiedział.

Niezależnie od okoliczności, Hiroshi nie kwestionował decyzji brata. Mógł tylko przedstawić fakty tak, jak je widział.

- Aniki, Kuomon-dono, mnich który odprawił ceremonię oczyszczenia już wczorajszego wieczoru zasugerował bym nie jadł kolacji przed snem, wspomnając o konieczności zachowania nie tylko wyostrzonych zmysłów, lecz także wyostrzonego umysłu. Czy wiesz kiedy dokładnie zdarzył się ten incydent? - kilka kolejnych kroków Hiroshi przeszedł w milczeniu. Następnie kontynuował

- I co ważniejsze, czy znasz może imię znieważonego Asahina? I jeśli imię to brzmi Si-Xin... - Hiroshi przerwał na chwilę, wspominając słowa Kaori, o ojcu który z własnej woli zatruł się jadem węża by przyspieszyć powrót do zdrowia pewnego pokąsanego bushi. - ...czy Kakita Inozuka powinien po walce podnieść się z ziemi?

Naritoki spojrzał żywo na swego brata. Z uwagą, która spowodowała, że na moment zgubił krok, zmienił tempo.

- Bracie, będzie wielkim wyczynem, jeśli Kakita Inouzuka i wszyscy świadkowie będą widzieli, że jedynie honor powstrzymał ostrze, które mogłoby pozbawić go życia. Będzie to również dla niego - i wszystkich innych - nauczką, że pewnym sprawom należy przyjrzeć się bliżej, nim wypowie się osąd, zwłaszcza jeśli jest się samurajem z koneksjami sięgającymi Cesarskiego Dworu. Samuraje Żurawia zdają się podchodzić do sprawy w sposób dość... - Naritoki zawahał się chwilę, nim pokręcił przecząco głową i rzekł - To nie jest teraz ważne. Ważna jest odpowiedź na Twoje pytanie, Hiroshi.

Po raz kolejny młody Feniks uświadomił sobie, że ten starszy od niego mężczyzna jedynie do niego mówi w ten sposób - tylko po imieniu, bez żadnego tytułu, bez nazwiska. Nawet jego podwładni, zdająca egzamin grupka Feniksów nie była tak przezeń nazywana. Kiedy to się zaczęło?

- Nie powinniśmy odebrać życia. Nie w obronie tej osoby. Zapewne przysporzyłoby to jej więcej zgryzoty niż radości, a już samo nasze wmieszanie się uzna ona za duży kłopot i ofiarę jaką ponieśliśmy - tuż przed podjęciem marszu, Naritoki skinął bratu głową z aprobatą - Dobre pytanie. - skwitował, by przejść do mniej ważnej kwestii - Co do mnicha, nie umiem powiedzieć. Doji-sama może mieć informacje jakich szukasz. Lub może będzie trzeba po prostu zapytać tegoż Kuomona. Mnisi często wiedzą więcej niż ktokolwiek inny, w końcu mają wiedzę ludzi i półludzi.

Hiroshi kiwnął głową w potwierdzeniu. Naritoki nie zdradził natury obrazy, ani tożsamości obrażonego. Co mogło oznaczać, na ile znał brata, lekcję: tożsamość obrażonego nie ma znaczenia, natura obrazy nie ma znaczenia. Bushi nie powinien pozostać biernym bedąc świadkiem niehonorowego zachowania. Tak czy inaczej tożsamość miała w tym momencie większego znaczenia. Imię i tak miało się przecież pojawić przy okazji pojedynku.

Pojedynek... Hiroshi zacisnął dłonie w pięści, by po chwili wytrzeć spocone dłonie o kimono. Nie było sensu zaprzeczać i udawać przed samym sobą - bał się.

To miał być pierwszy prawdziwy test. Pojedynek na obcej ziemi, gdy stawką jest dobre imię shugenja, a brat wykonuje poważne posunięcie, które zakończone fiaskiem, stanowić będzie znaczącą ujmę na honorze rodziny. Pojedynek, który może skończyć się krwawo. Co gorsza, czekał go pojedynek z bushi wewnętrznej Akademii Kakita, szkoły o której wiele słyszał, ale której stylu nie znał. A to zawsze było poważną przeszkodą w formalnym pojedynku. Jeśli Kakita Inozuka miał już okazję ćwiczyć z bushi Feniksa, miał przewagę, której nie można było zignorować. Można było ją natomiast zmniejszyć. Jeśli użyć w pojedynku nagamaki zamiast katany.

Młody bushi powstrzymał się przed nerwowym poprawianiem stroju i włosów.

Co ma być, będzie. Pozostało tylko starać się, by zmienić strach w determinację i mieć nadzieję, że nerwowy ciężar w żołądku doda mięśniom sił, zamiast spowalniać refleks. Koniecznie także trzeba było też rozgrzać mięśnie. Zapewne dlatego Naritoki nadawał tak szybkie tempo. Jeśli przeciwnicy nie spodziewają się wyzwania a Naritoki zmusi ich do walki bez możliwości przygotowania, zastałe z nocy mięśnie powinny spowolnić ich nieco. To także była dobra taktyka.

Co ma byc to będzie. To nie był pierwszy i nie będzie ostatni pojedynek jaki Hiroshi miał stoczyć. Pojedynek ważny, prawda. Jeśli przegra, Asahina Oohime będzie miała prawo twierdzić iż miała rację mówiąc to co powiedziała tym głośniej i z tym większą pewnością, iż Hiroshi niejako potwierdzi jej słowa. Aż do momentu gdy ktoś inny stanie w obronie honoru obrażonego. Ale przecież tym kimś mógłby być brat. Bo Hiroshi nie wątpił nawet przez chwilę, iż Naritoki zdoła pokonać przeciwników.
 
Wellin jest offline  
Stary 26-08-2010, 08:40   #254
 
Manji's Avatar
 
Reputacja: 1 Manji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnieManji jest jak niezastąpione światło przewodnie
Prowincja Ayo, 35 ri na południe od Strażnicy Wschodu. Szlak kupiecki, terytorium Klanu Kraba; 10 dzień miesiąca Hantei; wiosna, rok 1114, ranek.



Bayushi Manji tym razem jechał w milczeniu, mając możliwość rozmyślania nad sprawami, które go gnębiły. Pojawienie się założyciela rodu i ostra reprymenda to jedno, a pozostanie wiernym przyjaźni i honorowemu kodeksowi to drugie. Młody Skorpion wiedział jak może utrzymać przyjaźń z Krabem i Smokiem, aby uspokoić swego czcigodnego praprzodka. Z pierwszym wystarczy, że będzie postępował tak jak z towarzyszem broni, a do drugiego wystarczyło się nie odzywać. Jednak najbardziej martwił go rozstaj dróg, który nieubłagalnie się zbliżał. Mirumoto Fukurou uparcie ciągnął całą trójkę niemal na pewną śmierć i to bez ważnego powodu, bo przecież każdy Skorpion by wiedział, że już jest po sprawie. Wiedział, że porwania to ostateczne rozwiązanie, wiedział, że porywającemu zależy na czasie. W przypadku Michiko sprawa była dość prosta, jeśli porwano ją do załatwienia ważnych dla porywacza spraw to albo już była martwa, albo wolna. Przecież czas potrzebny na dostarczenie listu oraz dotarcie Mirumoto Fukurou na mejsce był wystarczający aby zakończyć sprawę. W porwaniach istotne było dobry plan i szybkie zakończenie sprawy, bo czas działał na niekorzyść porywaczy. Nawet w przypadku porwań aby wymusić okup ta reguła się sprawdzała. Porywano wtedy gdy wiadomym było, że rodzina porwanego posiada w danej chwili odpowiednie środki, tak aby szybko zakończyć całą transakcję. Jedyne porwanie, w jakim czas nie grał roli to porwania z miłości. W takim przypadku porywacz nie miał zamiaru oddać ofiary i często miał marne plany co do działań, przez co szybko był odnajdywany i skazywany. Mirumoto Fukurou wykazywał się pośpiechem typowym raczej dla Żurawi lub Lwów, do tego nie wyglądał na kogoś kto ma zaplanowane działania. Pewnie nawet nie wiedział jak się za całą sprawę zabrać. Na domiar złego młody Smok zdradzał braki honoru i negatywny stosunek do Skorpiona.
Bayushi Manji jechał w milczeniu i rozważał. Zastanawiał się nad tym w jaki sposób mógłby ocalić obu przyjaciół nie naruszając kodeksu Bushido. Jednak nie mógł znaleźć rozwiązania zapewniającego sukces. Najprostsze i bardzo skuteczne rozwiązanie cisnęło mu się do głowy. „Fukurou-san swoim podejściem i pochopną reakcją, przy której głupio się upiera zagraża życiu swojemu, Akito-san i mojemu, tym samym naraża Akito-san i mnie na utratę twarzy przez niewypełnienie poleceń przełożonych. W takim przypadku powinienem pomyśleć nad skutecznym sabotażem. Wystarczyłoby aby Fukurou doznał dość poważnej kontuzji, tak aby nie mógł kontynuować podróży, a przynajmniej nie przez niebezpieczną puszczę. Takim posunięciem ocaliłbym naszą trójkę od niemal pewnej porażki. Bo jeśli podczas przeprawiania się przez Shinomen Mori Akito-san zgubi pakunki, nie będzie mógł wykonać swoich zadań i nie będzie mógł się z tego wytłumaczyć, zwłaszcza, że nie jest biegły w szczerości. Fukurou-san wydaje się być zarozumiałym i egoistycznym bushi, a mimo to jest moim przyjacielem, a w moim obowiązku leży aby go ocalić przed jego własną lekkomyślnością. A może spróbowałbym przekonać Akito-san, który mógłby z kolei wpłynąć na Fukurou-san. Już raz wykazał się biegłością dyplomacji, może i nie był do tego szkolony ale niewątpliwie ma talent, który nie powinien się marnować. Na popasie, podczas zmiany opatrunku nadarzy się okazja aby opowiadaniem uzmysłowić Akito-san błąd naszego przyjaciela Fukurou-san.”

Przez kolejną godzinę układał w głowie opowieść, która mogłaby wpłynąć twurczo na działania Kraba.
Manji wolał rozwiązać sprawę, bez używania środka ostatecznego jakimi niewątpliwie byłoby unieszkodliwienie, a nawet czasowe unieruchomienie Smoka. Dlatego też wielokrotnie poprawiał w głowie to co chciał powiedzieć Krabowi.

„Akito-san, przyjacielu z którym zabiłem Oni no Kyoso, chciałbym opowiedzieć ci historię, którą proszę rozważ dogłębnie. W dawnych czasach dwa Klany prowadziły zaciekłe wojny pomiędzy sobą, a były to Klan Psa i Klan Kota. Po wieloletnich i wyniszczających wojnach udało się dyplomatom Klanów doprowadzić do zawieszenia broni. W czasach spokojnych, przedstawiciel Klanu Psa zapragnął odwiedzić tereny Klanu Kota. Został on przyjęty z należytym szacunkiem, a on sam cieszył się bardzo wizytą. Powiadano, że chciał wystawić dobre imię o niegdyś znienawidzonym, wrogim Klanie Kota. Jednak stała się tragedia, został uprowadzony, a po dziś dzień nikt nie wie z jakich powodów. Choć jedni twierdzą, że pomniejszy Klan Lisa nie chciał aby oba Klany utrzymywały pokój, inni twierdzą, że porwano go dla okupu, a jeszcze inni, że to sam Klan Kota go zabił, bo ów gość odkrył spisek. Jak by nie było Klan Kota wyznaczył śledczych, którzy mieli odszukać choćby zwłoki przybysza, gdyż byłoby to wielkim dyshonorem gdyby wieść się rozeszła, że na ich ziemiach zaginął ważny osobnik, a na pewno doprowadziłoby to do krwawej wojny. Dziwne był także ich działanie, bo zamiast wyznaczyć najlepszych śledczych, Klan Kota posłał po mędrca z Klany Żmiji, który zamieszkiwał odległe ziemie. Czas na dostarczenie wiadomości i na przybycie Mędrca był znaczny i bardzo prawdopodobne było, że do tego czasu porwany zginie. Klan Kota jednak niewiele dołożył starań do poszukiwań, a gdy Mędrzec z Klanu Żmiji przybył na dwór Daimo Kotów wiele śladów zostało zatartych, Koty jednak obiecały ogromną zapłatę Mędrcowi, który z dobrego serca i naiwności podjął się zadania. Po wielu dniach poszukiwań nie znalazł on porwanego, a Klan Kota wystosował pismo do Klanu Psa, że oto obecny Mędrzec z Klanu Żmiji pojmał ich przedstawiciela gdy ten wracał do domu. W liście pisali, że Mędrzec zaproponował wspólną podróż i opiekę nad przedstawicielem Klanu Psa, a następnie podstępnie go zdradził, zdradzając także Klan Kota.”

Przemyślenia Skorpiona przerwało najpierw poruszenie na horyzoncie, a następnie widok dwójki podrużnych. Manji przymrużył oczy aby dokładniej się im przyjrzeć, spokojnie usiadł w siodle, gdy tylko się upewnił, że to nie zdrajcy Klanu Kraba. Jeszcze większym zaskoczeniem okazało się to z kim przyszło im się spotkać, byli to przedstawiciel klasy buke i kuge. Choć Takewaki był nieco znanym osobnikiem, Skorpion słyszał o nim nieco, a także rozpoznał jego insygnia. Pokłonił się obu Krabom z należytym szacunkiem. Jednak pozostawał w milczeniu nie przeszkadzając Krabom w ich interesach. Dość szybko doszedł do wniosku, że opowiadanie Akito historyjek nie będzie dobrym pomysłem, przykład jakim była rozmowa Krabów sugerował, że Akito lepiej zrozumie jeśli Manji powie mu wprost co sądzi o przeprawie przez Shinomen Mori.
Podczas gdy Akito i Moeru odeszli na bok, Manji w milczeniu wartował, czujnie rozglądając się do okoła, wypatrując zagrożenia.
W pewnym momencie Akito zaalarmował pozostałych złym stanem Moeru. Młody Skorpion nie raz miał już do czynienia z nadużywającymi opium i wiedział o powikłaniach tej trucizny, a także jak złagodzić ich ból. Znał także ludzi, którzy zażywali inny środek, który sam w sobie był trucizną, lecz dla nadużywającego opium był środkiem leczącym negatywne skutki narkotyku. Nawet był w posiadaniu niewielkiej jego ilości, szacował, że dla młodego Kraba wystarczy go na dwie dawki. Widząc straszliwe osłabienie Moeru, a także daleko idące wyniszczenie organizmu przez sake i opium postanowił porozmawiać z Takewakim na osobności. Pytające spojżenie Akito wystarczyło aby Manji zrozumiał co powinien zrobić.
- Mirumoto Fukurou-san, proszę przejmij obowiązki wartownika, ja tym czasem postaram się pomóc potrzebującemu. – Manji z niemal kocią zręcznością ześliznął się z Rinoko i ruszył do Moeru zaopatrzony w swoją torbę z przyborami leczniczymi.
- Znam się na niesieniu pomocy rannym, czy zgodzisz się, Hida 'Okami' Tatewaki-san abym pomógł Twojemu Panu? – Dopiero gdy Takewaki potwierdził, Manji ukląkł obok chorego najpierw diagnozując, a następnie pomagając najlepiej jak tylko potrafił. Po zakończeniu zabiegów zwrócił się do Takewakiego.
- Hida Okami Takewaki-san, mam do ciebie osobistą sprawę, czy możemy porozmawiać prywatnie, proszę?
 
__________________
Świerszcz śpiewa pełen radości,
a jednak żyje krótko.
Lepiej żyć szczęśliwym niż smutnym.

Ostatnio edytowane przez Manji : 01-09-2010 o 11:54.
Manji jest offline  
Stary 27-08-2010, 23:07   #255
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Prowincja Ayo, 35 ri na południe od Strażnicy Wschodu. Szlak kupiecki, terytorium Klanu Kraba; 10 dzień miesiąca Hantei; wiosna, rok 1114, ranek.

"Manji na osobności dyskutujący z Tatewakim..."' Sama sugestia, że Manji ma coś do ukrycia wobec Akito czy Mirumoto może nie była nowa, ale mimo to zaskakiwała. Akito ledwie zdołał podziękować Manjemu za pomoc przy Moeru a ten już mu dawał powody do niepokoju. Z niepokojem Akito rozprawiał się jak mógł...

-Nie zastanawia Cię czemu Manji-san odchodzi na bok z Tatewakim? Czy robi to z uwagi na mnie aby przy innym Krabie nie omawiać problemów jego Klanu?... - zagaił stojącego w pobliżu Smoka gdy Manji rozmawiał z Krabem. Po chwili milczenia omiótł Smoka znaczącym spojrzeniem dodając - A może to ze względu na Ciebie odszedł na bok? - zapytał wprost, zaintrygowany zachowaniem Manjiego.

-Możliwe.- odparł krótko Smok i spojrzał na rozmawiającą parę.- Jednakże nie mamy na to wpływu. Manji-san ma prawo mieć swoje sekrety. Tak jak, każdy z nas.
Fukurou wzruszył ramionami dodając.-Nie daj się wciągnąć w pułapkę rozważania wszelkich możliwych rozwojów sytuacji. Bądź czujny i gotów zareagować na zmiany, to wystarczy.

- Ach , mówisz jasno i prosto zarazem przyjacielu, mowa Manjego jest podszyta ... chmmm dodatkowymi niuansami w których nie zawsze mam siły się odnajdywać. Nie bronię Manjiemu prawa do sekretów i tajemnic, stwierdzam jedynie fakt który widzę - do Kraba jakby dopiero teraz docierało, że Manji po raz pierwszy faktycznie zachował się skrycie - skrycie przed swoimi kompanami. Na ile było to prywatną sprawą a na ile wypracowaną taktyką o której wcześniej wspominał - ciężko było Krabowi stwierdzić.
- Może to przez to , że dziwnie się czuję odsunięty od rozmów z rodakami, ale zapewne Manji wie co robi, zobaczymy ile z tego później nam przekaże... o ile zechce przekazać cokolwiek. - zakończył Krab, zdając sobie sprawę, że sam nie będzie mógł podzielić się własną rozmową - miał na to jednak swoiste usprawiedliwienie - to nie Akito prosił o odejście na bok. Wytłumaczeniem mogła być chęć przekazania porad leczniczych...ale i tu wątpił w dobroduszność i filantropię Skorpiona...

-Uważaj...nie na to co mówi Manji, ale na to co kryje się pod słowami Manji-san. I każdego innego Skorpiona czy Żurawia. Słowa są mogą dobrymi maskami prawdziwych intencji.- odparł Fukurou, westchnął i rzekł cicho.- A Manji-san czasem zapomina, że nie jest tu jedynym bushi po gempuku.

- Chmmm masz rację skupiam się wielokroć na treści, pomijając przyczyny dla których ktoś coś mówi, pomijając kontekst... - Krab jakby nieco się zdenerwował co zdradził lekkim choć nieświadomym podniesieniem tonu głosu - Jaki sens jest przekazywanie dodatkowych informacji jeśli bushi ich nie zrozumie? - Krab nieco się zirytował, czuł, że wymaga się od niego więcej niż ten jest w stanie udźwignąć. Konteksty, półsłówka, znaki , sygnały - o tym wszystkim wspominała jego matka, ale tak rzadko... W sumie nie miała też wiele czasu dla syna sławnego wodza, jego przeznaczeniem były boje a nie dyplomacja...choć Fortuny akuratnie odmieniły los Akito czyniąc go kurierem.

Fukurou pokręcił głową dodając.- Czasami słowa nie służą do przekazania czegokolwiek, ale do...wywołania określonej reakcji. Do popchnięcia rozmówcy do konkretnych czynów...-Smok mógł powiedzieć więcej. Mógł powiedzieć o manipulowaniu słowami, o subtelnej sztuce szantażu którą wiele razy widział w wykonaniu Węgorza. Nie zrobił jednak tego.Tylko wzruszył ramionami dodając.- Pamiętasz jak Bayushi Manji-san pognał za świeżo znalezionym tropem nie czekając na nas? W ten sposób postąpiliśmy tak jak chciał...przynajmniej na początku. I podążyliśmy za nim. Gdyby nam tylko powiedział o swym znalezisku, rozgorzała by... rozmowa, której wynik, mógłby nie być po myśli Skorpiona.

- Ukrywanie się z naszą znajomością zdaje się nie być do końca potrzebne ku naszej osłonie a raczej ku swobodnym manipulacjom Manjego. Bynajmniej nie zarzucając mu, że to robi, wskazując jednakże na taką możliwość. Ta rozmowa jaką toczy zdaje się być tego przykładem. Czy miałoby to dla tej dwójki znaczenie gdybyśmy ukazali, że nawzajem sobie ufamy? Może wielu przestrzegło by przed próbami kombinacji czy wykorzystania naszych więzi? To że Skorpioni nawyk zmusza go do kombinacji nie znaczy jeszcze, że nam wszystkim jest to na rękę. Jak tak dalej pójdzie to będziemy mieli tylko jednego, zorientowanego przewodnika... - dodał z lekkim niepokojem w głosie. Niepokojem nie tyle o siebie, misję czy Smoka - lecz o Manjiego właśnie który nieświadomie mógł oddalać się od jedności jaką tworzyli w twierdzy.

-Manji-san działa dla dobra całej grupy, jednakże...-Fukurou spojrzał na Skorpiona dodając po chwili.-...jednakże uważa, że zawsze ma rację. A to słabość, nie dostrzegać własnych błędów. To słabość wierzyć w swą nieomylność.- machnął ręką dodając.- Już raz rozmawialiśmy o tym. Naiwnością byłoby sądzić, że trzech bushi jadących z Muru razem, nic nie łączy. Nie przekonaliśmy go wtedy, nie przekonasz go i teraz. Manji-san musi ponieść bolesną porażkę, by zrozumieć, że nie jest tak doskonały za jakiego się uważa. Do tego czasu jednak, wszelkie słowa są zbędne.

- Chmmm to chyba nie do końca tak, że to ja go nie przekonałem... to on przekonał mnie, przynajmniej wówczas, teraz widzę ku czemu to zmierza. - Krab zamyślił się na chwilę po czym rzekł - wiesz Fukurou - ty masz misję do spełnienia, ja Ci w niej pomagam przy okazji rozwożąc przesyłki i oddając daisho naszych poległych kamratów - choć nie wiem czy nie popełniłem jakiegoś błędu w etykiecie ujmując taką kolejność. Zaś Manji... po prostu nam towarzyszy a przynajmniej nic nie wiem o zadaniach czy misji jaką ma wykonać po drodze. Jakimś śladem są Krabowie zdrajcy, ale jakoś nie wyobrażam sobie jak pościg za nimi mógłby nam pomóc w wyprawie. To jakby trochę sprzeczne interesy szybkie dotarcie do celu z jednoczesnym odnalezieniem zdrajców. A jeśli nie ma ich odnaleźć to jaką ma misję? - zastanawiał się otwarcie Akito. Pamiętał jeszcze swój list do ojca w którym nie wspominał o Skorpionie, nie wiedząc nawet że z nimi wyrusza. Manji mógł być dobrym przyjacielem, ale nad przyjaźń liczyła się powinność - a tej Manji nie zmarnowałby udając się w sentymentalną podróż. Wielu, ale nie on. To z kolei po raz pierwszy postawiło w głowie Akito pytanie, czemu Manji wybrał się wraz z nimi. Jakie dodatkowe, ukryte powody go motywowały? Odpowiedzi zaczynały przychodzić same...

-Wątpię by nam powiedział.- wzruszył ramionami Smok, poprawił katanę i wakizashi przy obi dodając.- Ale na pewno ma jakieś ukryte motywy. To część jego natury. Skorpiony po prostu są takie.

- Czy mógłbyś po drodze uczyć mnie zasad rozmowy i milczenia? Wolę Smocze niuanse i uniki niż podstępy Skorpionów, obawiam się, że Skorpioństwem mógłbym się w jakiś sposób przesycić w trakcie nauki, o Smoczą filozofie się nie obawiam, chyba bardziej mi pasuje - stwierdził stateczny Akito
- O ile byłoby to możliwe Fukuro-san - dodał poprawiając się zaraz w etykiecie. Z nieznanych powodów uważał za słuszne posługiwać się nią gdy o coś prosił, takie okazje jakkolwiek uwydatniały mu jak rzadko posługuje się poprawną formułka zwracając się do przyjaciół. Przy okazji sprawiało, że całkiem nie wychodził z wprawy gdy musiał się zwracać do obcych. Nawyk mówienia wprost po imieniu mógł być niebezpieczny.

- Tao Shinsei...Hai. Mógłbym co nieco opowiedzieć o Tao Shinsei. Pojąć Tao Shinsei to po części zrozumieć Smoka.- odparł enigmatycznie Fukurou.
- He he , miałem na myśli bardziej lekcje szczerości i etykiety ale nauką Tao Shinsei na pewno nie pogardzę - dodał z zadowoleniem Krab, pomyślał nawet że Tao mogłoby być skuteczniejsza bronią na Onina niż jakiekolwiek lekcje szczerości..

-Tao Shinsei to szczerość Smoka i Feniksa... i tych którzy osiągnęli oświecenie.- odparł Fukurou.

Akito zamierzał dokładnie przetrawić tą mądrość i przyjął ja z należnym milczeniem i ukłonem. Tymczasem zajął się inną sprawą...


"Onio-słabeusz... chmmm nie, onino-przeszkadzacz... Chmm i to partacki" Czekając na Skorpiona Akito rozpoczął swą grę z wewnętrznym przeciwnikiem. " tak partackim, że przy pierwszej lepszej okazji zdradzającym swe prawdziwe zamiary" - myślał ukontentowany bólem jaki musi tym sprawiać kreaturze. " Tyle wysiłku, tyle zachodu by omamić, by pokazać się jako przyjaciel, a tu proszę, spotkanie i informację którym próbowałeś zapobiec, w nikczemny niegodny samuraja sposób. No ale ty przecież nie jesteś samurajem, nie jesteś nawet namiastką swego przodka, który również jest uwięziony... " - Akito uśmiechał się wyraźnie i tylko maska zasłaniała jego szczery uśmiech. Nie zasłaniała co prawda ruchu zmarszczek wokół oczu i promienistego spojrzenia, ale pozytywny humor Kraba był po niedawnych dyplomatycznych sukcesach był zrozumiały.
" Ciekawe czy ojczulek cie wychłoszcze za spartolenie sprawy jak już do niego powrócisz...a może uda mi się Cię unicestwić zanim do niego powrócisz? Czemu miałbym nie próbować po tej zdradzie, hańbie jaką mi uszykowałeś co? Nawet nie sil się na odpowiedzi, nie będę cię słuchał wcale, nie interesuje mnie twoja opinia i fałsz jaki sączysz. Dałeś się tak łatwo przejrzeć...pobratymcy muszą się śmiać z ciebie do rozpuku, o ile wiedzą co to radość... może nie wiedzą i żywią tylko nienawiść do partacza...Pewnie sam wiesz lepiej co ci szykują - w końcu miałeś okazję uwolnić własnego ojca i schrzaniłeś sprawę..."
Akito nie odpuszczał łatwo, potrafił być równie dokuczliwy co Onin, a rozmowy w myślach zdejmowały z niego wszelkie obowiązki związane z etykietą
"A mówiłem ci już, że mogę przystawić jadeit do obręczy? Pomyśl, rozkoszuj się tym bólem jaki cie czeka gdy tylko będę miał ochotę ci go sprawić. JADEIT !" - zagrzmiał w głowie." Bój się bój, bo jak wyczuję, powtórkę z rozrywki jaką mi dziś urządziłeś , wierz mi ja urzadze ci podobną. Jeśli choć wyczuję, że coś kombinujesz, będzie kara, jadeit. A za to co już wyrządziłeś mi do tej pory będę ci codziennie przypominał jak spartoliłeś sprawę, jak wkurzyłeś swego ojca i pobratymców swym nieudacznictwem. Z pewnością wielu wolałoby abyś wcale nie istniał, być może nie straciliby pokładanych w tobie nadziei. Zresztą komu ja to mówię, przecież jesteś tylko marną imitacją swego ojca, równie zniewolonego parszywca co ty, choć przynajmniej nie jest tak głupi i nieudolny jak jego syn. A może wnuczek? Rozwątlona krew wiele by tłumaczyła...choć nie...nieudolność i słabość w twoim przypadku zdaje się być zarówno wrodzona jak i nabyta... już drugi raz partaczysz nieprawdaż? Raz gdy dałeś się zakuć i obecnie marnując okazję na uwolnienie ojca i jednocześnie zdradzając swe prawdziwe zamiary. No cóż, to już przecież bezgraniczna nieudolność."

Akito nie omieszkał nie skorzystać z rady. Onin mimo że ukryty i załamany porażką, mógłby wyjść z niej podniesiony, nauczony, Akito zamierzał przeszkadzać mu w poddźwignięciu się jak tylko mógł. Przecież doświadczał tego samego a siła Onina była jego słabością. Z drugiej strony słaby Onin, kontrolowany w mieczu przez silnego samuraja... to mogło być nie najgorsze rozwiązanie, trzeba było tylko świadomość wewnętrznego wroga co jakiś czas rozgniatać i załamywać. Dawać mu do myślenia na temat mąk i nieudolności, wywoływać w nim strach...strach przed jego pobratymcami... To ostatnie mogłoby być ze wszech miar korzystne, Akito nie widział możliwości nawrócenia wroga, ale dostrzegał możliwość ukazania mu innych plugawców jako jeszcze gorszych wrogów niż był nim jakikolwiek samuraj. Dla Kraba który doświadczył okrucieństw armii Fu Lenga przykłady same przychodziły do głowy. Z pozycji zbitego psa - w jakiej chwilowo znajdował się Onin, była spora szansa na trwałe wpojenie mu pewnych myśli - tym bardziej, jeśli był niedoświadczony jak mówił Moeru. Zazwyczaj samuraj nie miał sposobności na rozmowy z Oninem chyba , że oddał się już Fu Lengowi. Nawet Kuni nie pozwalali sobie na takie pogawędki, utrzymywanie Onina gdziekolwiek wiązało się ze zbyt wielkim niebezpieczeństwem. Jednak ten tutaj był już uwięziony i co by nie było miał nad sobą władcę, a przynajmniej kogoś mogącego go zarówno ukarać jak i nagrodzić - przy czym dla Kraba jedyną nagrodą na jaką mógł liczyć pomiot Fu Lenga był jedynie brak kary. Było to już jednak coś, jakaś metoda wychowawcza która musiał przyjąć wobec swego przeciwnika, inaczej droga opium czy sake zbyt szybko wyniszczyłaby Kraba. To mogło być co najwyżej chwilowe rozwiązanie a nie stałe. Stale to zamierzał jednak "wychowywać" Onina, choć słowo karcić byłoby zapewne adekwatniejsze. Nie mógł się jednak nim posłużyć, nie mógł stawać się taki jak wróg w katanie, nieczuły i mściwy. Jego kary, reprymendy miały cele wychowawcze, długofalowe, tak aby nawet po uwolnieniu Oni no Tetsujin żywił obawy i strach wobec innych pomiotów. Strach o to że go zniszczą za nieudolność, w zemście, zniszczą bo jest słaby a takie są porządki w ich świecie, zanim zniszczą będą żywić się bólem i pogardą jaką mu zadadzą - Akito pomysłów miał wiele, po kilka na każdy dzień A po tygodniu czy miesiącu zawsze mógł powrócić do starych, tak dla utrwalenia...
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 01-09-2010 o 18:14.
Eliasz jest offline  
Stary 29-08-2010, 20:30   #256
 
carn's Avatar
 
Reputacja: 1 carn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwu
Wioska przy zejściu z Shiro Togashi, prowincja Yamatsuke, terytorium Klanu Smoka; godzina Amaterasu, czwarty dzień miesiąca Onnotangu, wiosna roku 1114.

Po raz kolejny żyła cudzym życiem zatracając swoje własne. Opiumowe wizje jawiły się teraz ostoja prostych treści. A to? Czuć, widzieć, rozumieć cudzą przeszłość… Nawet jeśli dręczące ja mary snami były zaledwie były to sny obce, cudze, straszne. Za co Siostry Onnotangu męczyły ją swą straszną sztuką? Jakim kosztem? Chwil z życia własnego?
Szumnie mówiła o sobie Togashi. I prawdą jest, iż zawdzięczała im wiele ponad kąt do spania. Nauczyli jak kontrolować ciało. Jak uspokoić umysł. Ale były to zaledwie środki łagodzące objawy. Braku nadziei.
Marny był z niej mnich łapiący przy każdym trzasku za miecze. Żądny konfrontacji. Żądny krwi. Zawieszony w przeszłości nie dającej się odrzucić wbrew najprostszym Trzem Krokom.
Marny był z niej samurai uciekający przed samym sobą. Dokonującym rachunku sumienia po każdym czynie nie wymagającym myśli.
Kimkolwiek jednak była podjęła się misji która należało wykonać. Być może wstydliwym winno to być dla przeznaczonej do kroczenia własną drogą jednak otrzymane zadanie i wiążące się z nim poczucie obowiązku uspokajało. Jasny i konkretny cel na końcu długiej drogi, której kolejne dni na pewno poprzecinane będą małymi porażkami. Jednak okowy powinności miały kolejna zaletę: na rozrachunek przychodził czas po wykonaniu misji. Do tego czasu było się tylko narzędziem w rękach większych od siebie.
Do tego ta ciągle przypominająca o sobie rzeczywistość…

- Pozdrowienia w godzinie Pani Słońca! Jam jest Agasha Tennai Konnosuke, potrzebuję informacji, zaś mój konik strawy. Kimkolwiek jesteś, opowiedz się, ty w tej zrujnowanej kuźni!
Zmusiła swe myśli do powrotu by nie obrażać nieoczekiwanego gościa.

- To rzadkość spotkać Syna Ostatniego Kroku wśród pustych domen Domu Najwyższego Oświecenia, Agasha-oji-sama. Jestem Kyoko, w nauce u Togashi Otomusha-sama i proszę byś ogrzał się o ile zechcesz na chwilę przerwać swą podróż mimo tak młodej godziny, a jako, że fortuny na miejsce naszego spotkania wybrały kuźnię i twój wierzchowiec znajdzie tu jeśli nie strawę to miejsce. –
- Arigato! -
odkrzyknął Agasha, by rozpocząć wprowadzanie konika.
Poczekała aż gość w pełni znajdzie się pod osłona dachu a jego wzrok przywyknie do półmroku kamiennego pomieszczenia by ukłonić mu się nisko i wskazać miejsce przy palenisku. Mężczyzna odkłonił się Togashi z pełnym szacunkiem, choć wyżej, niż ona jemu, wyciągnął też dłonie do paleniska, wyraźnie rozkoszując się jego ciepłem. Nie pierwej jednak, nim konik znalazł się przy ogniu, został rozkulbaczony i okryty derką a odrzwia zostały zawarte. Jak dziewczyna zauważyła, Agasha miał sine z zimna dłonie, czerwony nos i uszy. Zwierzak zaś stąpał słabo, co było widać tym wyraźniej, bo był chuderlawy.
Jego wierzchowiec okazał się małym rokugańskim kucykiem. Łaciatym, jedna łata sięgała nawet oka, co nadawało mu wygląd błazna, szydercy, lub przynajmniej chochlika. Jakże nikczemnym wydawał się stworzeniem przyrównany do bojowych potworów Jednorożców które dane było onegdaj oglądać Kyoko. Jednak od wyniosłości dzieci Shinjo i ich obcych bojowych rumaków wolała swego rozmówcę z małym kucykiem. Za naturalność. Jej brak dystansu został szybko nagrodzony wilgotnymi chrapami starannie ja obwąchującymi, co wedle słów shugenja było oznaka sympatii, zwanego przez niego łobuzem, zwierzaka.
- Łobuz Cię polubił, pani - rzekł z sympatią shugenja, kwitując manewry konika, który z wyraźną ciekawością począł obwąchiwać Kyoko - ostrzegam, jak odpocznie nieco i się ogrzeje, będzie próbował uszczypnąć.
Kiedy tamten przysunął się do ognia mogła bliżej przyglądnąć się jego twarzy. Był młody, może pięć lat starszy od niej, możliwe że mniej. Obszarpany obecnie strój sugerował jakieś przygody i dłuższą podróż, ręce prócz siności miały też kilka zadrapań. Wakizashi miał przewieszone przez plecy, torbę na zwoje dokładnie umocowaną przy obi. Robił dobre wrażenie, bo jego twarz, pokryta teraz lekkim zarostem, była przyjazna i życzliwa, a brązowe oczy jasne i ciepłe.
Przez grzeczność nie zapytała gdzież to shugenja znalazł tak obfite zarośla by doprowadziły go do tego stanu. Ale czy tak naprawdę wyglądała dużo lepiej? Do tej chwili zatopiona w rozmyślaniach i walce z zimnem nie myślała o stanie swej odzieży i czy czasem jej wygląd nie zacznie wkrótce budzić obiekcji napotkanych ludzi.
Krótkie oględziny ujawniły, że zdecydowanie wyglądała lepiej. Nawet lepiej, niż pamiętała - bez śladów stłuczeń czy wspinaczki po ścianie po ucieczce przed lawiną. Kyoko miała ochotę zmarszczyć brwi. Pamiętała swój strój... inaczej. Marniej. Albo bogaciej, jeśli uwzględniać rozdarcia, otarcia czy po prostu zwykły brud i wilgoć.
- Rzekłaś, pani Togashi, słuszną rzecz, mówiąc, że mimo młodej godziny przerywam podróż. I prawda to, lecz nie powodowana gnuśnością. Obozujesz w ciekawym miejscu, ciekawym z racji legendy o nim mówiącej. Chciałem się zatem paru rzeczy dopytać, jeśli Ci to nie przeszkadza.
- Legenda Agasha-oji-sama? Niewiele znam legend, zwłaszcza mówiącej o miejscu naszego pobytu. Zechcesz zaspokoić moją dziecięcą ciekawość? W zamian postaram się odpowiedzieć na pytania których zadanie zapowiedziałeś. –
- Nie znasz jej zatem, pani? -
zadając to pytanie, shugenja nie wydawał się już zaskoczony.
- Iye. Niewiele historii tych ziem dane mi było poznać. Zawsze były po prostu... tajemnicze. -
pozwoliła sobie na delikatny uśmiech i wyraz oczekiwania na twarzy.
Mężczyzna uśmiechnął się, dzieląc żart.
- Legenda mówi, Togashi-san, różne rzeczy, zależy gdzie i kogo się słucha. Wedle ksiąg Agasha Jin Mirou, wieśniacy zaniedbali swoje bóstwo opiekuńcze, które opuściło ich, tuż przed wyjątkowo mroźną zimą. Wieśniacy w większości wymarli, a ci co zostali, opuścili wioskę. Mirou-san jednak znany jest z tego, że wiele legend ludowych przedstawiał... zgoła trywialnie. Paru jego krytyków uzasadnia to tym, że mimo nazwiska, nie miał talentu jakie zwykle z nim chadza. W jawnej niezgodzie z nim stoi Mirumoto Teruo Izumaki, bushi i kyoushi szkoły Mirumoto, przyboczny dziadka Mirumoto Yukihira-sama, który wskutek lawiny oddzielony został od orszaku swego pana podczas podróży. Zawędrował on do tej wioski i po nocy spędzonej w kuźni... osiwiał. Rzecz opisał w swoich pamiętnikach, znacznie lepiej niż ja mógłbym ją tu opowiedzieć. Starczy rzec, że kiedy pan Mirumoto dotarł do domu, jego syn, którego zostawił czterolatkiem, był już po swoim gempukku. Byli też inni, lecz ich relacji nie pamiętam - całą sprawę znam dzięki memu kuzynowi Kitsuki-san, który pasjonuje się takimi opowieściami. Jedna rzecz jest natomiast wspólna dla wszystkich opowieści - żaden z bohaterów nie trafił do tej wioski ponownie. Nawet mimo jej poszukiwania. Pan Izumaki przez nazwał tę wioskę Kamikakushi Mura... choć pan Mirou to dokładnie wyszydził, mówiąc, że lokacja jest po prostu wysoko w górach, w rejonie lawin, zatem próba dojścia tu będzie z natury trudna, a jeśli podejmowana po latach... - Shugenja wzruszył ramionami, nie zdejmując wzroku z Kyoko.
- Mamy więc szczęście trafić tu w tak młodym wieku. Przed nami całe życie by trafić tu ponownie. Choć wyprzedzam Cię panie o spędzona w kuźni noc. I jak Agasha-oji-sama? Czy są białe? - spytała jakby sama nie mogła sprawdzić obecnego koloru swych włosów.
- O, ja trafiłem tu rano, nie wieczorem. Nie wspomniałem o tym? - zastanowiwszy się, dodał - Chyba faktycznie nie. Do wioski trzeba trafić nocą, po zmierzchu, najlepiej we mgle. Była mgła wczoraj tutaj, prawda? Obozowałem nieco niżej, ale chyba nie było różnicy. Zaś, ponieważ Togashi-san nie masz siwych włosów, wychodzi, że rację miał pan Mirou. Czyli trafić nam się uda, o ile tak zechcemy - uśmiechnąwszy się jakby do siebie, dorzucił o ton ciszej - Kitsuki-san będzie niepocieszony. Czy też może masz jakąś niezwykłą opowieść, Togashi-san, dotyczącą tego miejsca?
- Nic niezwykłego jak na nawiedzona wioskę Agasha-oji-sama. -
odpowiedziała z równie oszczędnym uśmiechem - Gęsta mgła. Przejmujące zimno. Zawodzenia przeklętych. Dokładnie jak w twej opowieści panie. Choć musisz wziąć pod rozwagę panie, że twierdzi tak osoba której noc upłynęła pod kocem tuż koło paleniska i ciężko odgadnąć ile było w tym snu a ile jawy. -
Mężczyzna spojrzał na nią uważnie, jakby próbując ocenić jej słowa. Wyważyć. Nie udało mu się to, więc odparł:
- Czyli do kogo byś przychyliła się w temacie tej wioski i jej legendy? Do Mirumoto Teruo Izumaki-san czy do Agasha Jin Mirou-san?
- Agasha-oji-sama wybacz ale przytoczyłeś jedynie zdanie Agasha Jin Mirou-sama. Natomiast przy Mirumoto Teruo Izumaki-sama wspomniałeś jedynie o skutkach jego wyprawy. -

Mężczyzna spojrzał na nią zdziwiony, zmarszczył brwi, zastanawiał się przez chwilę, nim odparł:
- O. Sumimasen. Kiepski ze mnie gawędziarz, przyjmij proszę moje przeprosiny pani Togashi, ja zaś naprawię me niedopatrzenie. Pan Mirumoto stoi w jawnej niezgodzie z panem Agasha. Twierdzi, że w Kamikakushi Mura znaleźć można potężną istotę, która wywiera pomstę za... - shugenja zastanawiał się chwilę, wyraźnie szukając słów - hmmm... za co wywiera tę pomstę ciężko mi teraz sobie przypomnieć, bo pamiętniki pana Mirumoto miałem w dłoniach niecały wieczór, przeszło rok temu.
Zamyśliła się patrząc w ogień.
- Mieszkańcy tej wioski błagali wieczorem o ratunek wiec być może to Agasha-sama ma rację. Jednak w słowach Mirumoto-sama też drzemie ziarenko prawdy. Lawina oddzieliła mnie od współtowarzysza wędrówki przed dotarciem do tej wioski. Przeczy mu natomiast brak siwizny w mych włosach, a co do upływu czasu... -
Uśmiechnęła się do shugenja.
- ... nie wyjawiłeś panie który mamy rok. -
Mężczyzna ponownie uśmiechnął się, Kyoko zaś zauważyła, że ubywało mu lat, gdy to czynił. Jakby ponownie stawał się chłopcem, ledwie się uśmiechnąwszy:
- A w którym roku pani, przybyłaś do tej owianej legendą wioski? - w jego wzroku widać było zaciekawienie i przekorę.
- Pozwolisz panie, iż dla spokoju swego honoru założę iż to nadal wiosna która sprowadziła mnie w to miejsce. Pan mój nie byłby zachwycony gdyby jego polecenia wykonywane były latami. -
Uśmiechnęła się z pozornym lekkim zawstydzeniem nim zechciała kontynuować ich rozmowę.
- Jednak skoro nie zdecydowałeś panie spędzić nocy w tej wiosce to nie legend poszukujesz wśród gołych szczytów Yamatsuke. Nie szukasz też samotnej kontemplacji Kami bo zamiast błogosławionego ciepła Ognia wybrałeś moje małe ognisko. Cóż więc sprowadza Cię w te niegościnne strony i jakąż to wiedzą może się z tobą podzielić mała Togashi w kuźni przeklętej wioski? - przekrzywiła na bok głowę jakby miało to jej pozwolić lepiej pojąć pytania Shugenja.
- Interesujące badania. Próba wydarcia ziemi sekretów, które będzie można obrócić w dobrobyt Klanu Smoka. Próba uniknięcia głodu drugiej zimy obecnej ery. Czarna materia skał, ukryta pod piaskiem, brązem i zielenią. Przyszłe miecze, lub zdobienia, na pewno bogactwo. Jestem tsuchikai pani. Szukam złóż. Miejsc na kopalnie. Ale nim rozpocznę prawdziwe poszukiwania potrzebuję pozwolenia pana tych ziem. I pana Smoków. Do niego więc zdążam.
O ile Kyoko się orientowała, Czempion Smoka nie będzie zainteresowany tymi sprawami. Agasha-san najpewniej zostanie przyjęty, a potem będzie czekał. Godziny przejdą w dni, dni w tygodnie. W końcu shugenja zrozumie, bądź nie. Może ktoś ulituje się nad nim, może któryś z mnichów odpowie mu, że to bezcelowe. Togashi Yokuni był niczym kot, lub - co znacznie lepiej pasowało - smok. Nie podlegał zasadom. Dziwnym było, że ten shugenja tego nie wiedział. Czyż pozwolenie Mirumoto-sama nie wystarczyłoby? Na pewno byłoby prostsze do uzyskania - daimyo jedynej rodziny bushi klanu od wieków załatwiał tego typu sprawy.
Jednak Agasha znani byli z swego empirycznego sposobu poznawania świata dlatego mniszka nie zamierzała próbować zastąpić tego doświadczenia słowami. Shugenja podejmie próbę i będzie musiał pogodzić się z efektami swego eksperymentu, tak jak Kyoko musiała godzić się z zaskakująco burzliwym przebiegiem tych pierwszych kroków jej jeszcze dalekiej wędrówki.
 
carn jest offline  
Stary 10-09-2010, 05:04   #257
 
Tammo's Avatar
 
Reputacja: 1 Tammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputację
Seirei Mura, nieopodal domu Doji Taeko, prowincja Wadashi, blisko prowincji Sumiga, terytorium Klanu Żurawia; 24 dzień miesiąca Shiby; lato, rok 1112, wczesny poranek.


- Bydlak! Bydlak! Bydlak! - powtarzała wściekła i upokorzona Doji szeptem, walcząc z łzami. Płynęły nie z przestrachu, lecz z gniewu i wstydu. Słowa tego ronina ukąsiły głęboko, ponieważ - kobieta zmuszona była to przyznać - były celne.

Oczywiście, wydarzenia z przyjęcia już rozeszły się po całym Seirei Mura. W domu nie miała takiej sumy, by kupić yojimbo dla swej córki, nie mogła też poprosić nie ujawniając wszem i wobec, że dziewczyna odeszła z własnej woli, a wbrew woli rodzicielki, co mogłoby przekreślić jej szansę na dobrą szkołę - przylgnęłaby do niej etykietka krnąbrnej. Doji Taeko wiedziała, że gra w niełatwą grę. Ale była pewna, że Shiba nie będą trenować dziewczyny. Listy, jakie wymieniała z nimi obiecywały zapłatę, przypominały o honorowej służbie męża, błagały - odpowiedzi nie zmieniały się ani na jotę.

"Droga córki Shiba Haetsu Eigena nie jest już powiązana z drogą córki Shiba Hachimizu. Tym samym wstęp do Czterech Pagód jest dla niej zamknięty."

Mistycyzm Smoka był czymś akceptowanym w Rokuganie, ponieważ millenium takiego postępowania niejako przyzwyczaiło wszystkich pozostałych, że po Smokach nic innego nie można się spodziewać. Były właśnie takie. Samotnicze, trochę nieużyte, trochę obce. Jeśli jednak na taki mistycyzm silił się kto inny, to oznaczało, że odmawiał. Tak rozumowały Żurawie i tak na sprawę patrzyła też pani Taeko.

Zabrała więc córkę z ziem klanu, który nie miał zamiaru o nią zadbać i wzięła ją do rodziny, przekonana, że potrafi jeszcze uzyskać kilka przysług, za które uda jej się umieścić ją w dobrej szkole. Może nawet w Akademii Kakita. Sakura miała talent artystyczny, nawet jeśli obecnie preferowała drogę miecza. Taeko była o tym przekonana. Jako artystka dziewczyna mogłaby uwolnić tę część siebie, którą teraz ignorowała. Mogłaby żyć lepiej, bezpieczniej.

Łzy popłynęły po twarzy kobiety, przesłoniły widok. Gdyby nie szybki ruch młodego heimina idącego koło niej, byłaby upadła. Sługa podtrzymał ją stanowczo i delikatnie, dyskretnie odwrócił głowę by nie widzieć jej łez, przyklęknął i poprawił niemal zgubiony na nierównym gruncie sandał.

- Dziękuję Sai - odrzekła cicho, czerpiąc siłę z jego delikatności i opieki.

Tak, ronin miał rację. Nie było jej stać na to, by wynająć kogoś by ruszył za jej córką i ochraniał ją. To było spore giri, które niewielu zgodziłoby się przyjąć. Z tych zaś, co wyraziliby zgodę, większość uczyniłaby tak dla zgarnięcia zaliczki i zniknięcia. Należało zatem szukać gdzie indziej. Należało zwrócić się do heiminów. Bystry umysł kobiety rozpoczął opracowywanie nowego planu.

Kiedy Sai powstał, dojrzał zmianę na obliczu swej pani. Łzy znikły, spojrzenie nabrało dziarskości. Doji Taeko nadal była w grze. Młodzieniec ucieszył się, kiedy jej urodziwa twarz rozjaśniła się uśmiechem. Sprawiło mu olbrzymią przyjemność odmienienie jej nastroju w ten sposób, wspomożenie jej.

- Konnichiwa, Doji-san. Co za zbieg okoliczności, że znowu się widzimy. - doszedł ich trójkę nagle głos z bocznej uliczki.

* * *

Rei Sin triumfował. Uliczka była pusta, jeszcze dwa skrzyżowania dzieliły kobietę i jej sługi od bezpieczeństwa domu. Zresztą, jakiego tam bezpieczeństwa. Kobieta nie miała w domu nikogo, kto by mógł unieść katanę. Ronin uśmiechnął się, z miejsca doskonaląc plan. Tak, zabierze kobietę do jej domu i tam ją posiądzie. Spoglądając na jej delikatne rysy, na jej sylwetkę, myśląc o tym, już czuł podniecenie.

Wzrok go zdradził. Cała trójka zrozumiała, dlaczego ich naszedł. Co tu robi. Atmosfera wyraźnie zgęstniała. Kobiety niejako instynktownie zbliżyły się do siebie. Sai zaś... zrobił coś zupełnie nieoczekiwanego.

Sai zaatakował.

By heimin, nawet sługa kogoś wysoko urodzonego, atakował kogoś szlachetnej krwi, nawet tak niskiego statusem jak ronin, bez rozkazu i bez wyraźnego powodu, było po prostu niespotykane. Rei Sin zastraszał takich chłopów setkami, wystarczyło spojrzenie, przestawienie się tak, by mogli spojrzeć na miecze! Wystarczyło mruknąć, palnąć w stół, pchnąć takiego... Status samuraja, nawet jeśli upadłego, nadal był tak dla nich niedosiężny, jak dla niego pozostanie kuge, lub wzięcie kobiety z tej kasty.

Szok na widok atakującego go bez rozkazu, ponaglania pani czy jakiejkolwiek groźby z jego strony heimina spowodował, że Rei Sin po prostu zamarł z otwartymi ustami.

I dlatego Sai nie miał żadnych problemów by zaprawić go bykiem. Obaj mężczyźni runęli na bambusy, które niczym sztachety okalały dom za plecami ronina. Impet uderzenia był spory, wyparł dech z piersi wojownika.

Gdyby Sai spróbował czegoś innego, już by nie żył. Samuraj rozpłatałby go jednym szybkim cięciem. Podobnie, gdyby po ataku puścił, odstąpił czy po prostu zadowolił się trzymaniem tamtego. Ale heimin poszedł na całość. Wykorzystując swą siłę i większy rozmiar, szybko zmacał gardło wojownika i dusząc, uniósł go nad ziemię. Stopy Rei Sina zadyndały kilkanaście centymetrów nad gruntem, pięty poczęły łamać w drzazgi bambusy, kopać w mur o który wsparty, pojechał do góry, uniesiony przez czerwonego z wysiłku i furii półczłowieka.

- Sai! - krzyknęła służąca
- Zabij - chłodno rozkazała przychodząca do zmysłów Taeko.

Doji bowiem zrozumiała, że ich jedyna szansa to ten atak chłopaka. Ten, zupełnie nieprzewidziany, łamiący Niebiański Porządek atak, ta herezja, to było jedyne, co odwlekło ich koniec. Bo że Rei Sin przyszedł z nimi skończyć, nie miała wątpliwości. Oczy mężczyzny były zdecydowane, ton triumfujący. Tam, w herbaciarni, ronin przekroczył granicę, podobnie jak ona na wieść o swoim rychłym ślubie, nagle podjęła decyzję o przekroczeniu tego, co do tej chwili było dla niej nieprzekraczalne. Wzrok tego psa bez honoru przypominał jej własne spojrzenie, rzucone sobie samej w lustrze. Cokolwiek to było, sprawiło, że ten mężczyzna przestał dbać o pewne sprawy. Na przykład o to, że jeśli ją zrani, zgwałci czy chociażby zaatakuje, ruszy za nim pościg, a on sam wkrótce zostanie ujęty i stracony haniebną śmiercią. Że na pewno skojarzą jej zniknięcie lub śmierć z nim. Że - z racji bycia roninem - nie ucieknie. A przecież było jasne, że będzie się chciał zabawić, ten pożądliwy wzrok obiecywał to nieuchronnie. Zatem ona będzie miała czas by krzyknąć. Znajdą go. Będą wiedzieć, że to on. Dlatego Doji Taeko-san wiedziała, że samuraj fali nie zostawi jej żywej. O heiminach nie wspominając.

Nawet ona jednak nie liczyła się z nieprawdopodobnym. Nawet ona zamarła niczym rzeźba wobec gwałtownego ataku Sai.

* * *

Rei Sin z początku próbował się siłować. Choć mniejszy od heimina, to był przecież doświadczonym zabijaką, który uczestniczył w wielu prawdziwie parszywych burdach.

Szczęście jednak sprzyjało półczłowiekowi, lub może był on silniejszy. Czarne mroczki zaczęły latać samurajowi przed oczyma, zaś jego pięty wybijały na murze coraz żywszy i bardziej alarmujący rytm. Czując, że niewiele już ma czasu do utraty przytomności, mężczyzna opuścił dłoń, ta zaś wyćwiczonym i swobodnym ruchem opadła na rękojęść miecza.

Sai poznał gest i przycisnął się bliżej do ciała wciąż duszonego i trzymanego w powietrzu wroga, zablokowawszy w ten sposób możliwość dobycia ostrzy.

Świetny ruch, który kupił mu dodatkowe kilkanaście sekund w tym starciu. Tyle potrzebował Rei Sin, by w potwornym ataku wbić mu kogatanę w oko. Niewielki nożyk wbity został z siłą desperacji, ponieważ samuraj czuł, że niewiele mu oddechu i życia pozostało. Wszedł głęboko. Heimin umarł natychmiast, upadł jednak niemal minutę później.

Służka wystąpiła przed swoją panią, miała pobladłą twarz, oczy rozszerzone przerażeniem i zachrypnięty nie do poznania głos.

- Uciekaj pani - wycharczała, zesztywniała ze strachu - zatrzymam...

Nagłość sceny przerosła heiminkę, Rei Sin zrozumiał, że ta nie będzie krzyczeć, bo nie może. Mimo to, krzyczeć mogła Doji. Mężczyzna szybkim ruchem dobył katanę, tnąc na odlew. W zaułku miały zostać dwa trupy, a on i Doji mieli pójść dalej, do jej domu.


Prowincja Ayo, 35 ri na południe od Strażnicy Wschodu. Szlak kupiecki, terytorium Klanu Kraba; 10 dzień miesiąca Hantei; wiosna, rok 1114, ranek.


Podczas gdy Akito dowiadywał się jak walczyć ze swoim piekielnym 'bratem', Fukurou poznawał odpowiedzi na nurtujące go pytania. Jego rozmówca zszedł ze szlaku, tak, by cały czas widzieć i Smoka i Skorpiona i - a może przede wszystkim - swego pana:

- Widzieliśmy wielu samurajów Kraba, niektórzy z nich się spieszyli, niektórzy gnali jakby sam Nienazwany dyszał im nad uchem. Będziesz musiał rzec coś więcej młody Mirumoto.

Gdy Fukurou skrótowo opisał dwójkę z opowieści Manjiego, gunso pokręcił przecząco głową:

- Kobietę znam, to łowczyni Kuni. Opis mężczyzny mi nic nie mówi. I nie, nie widziałem ich. Ale to nie te okolice, gdzie spodziewałbym się ich zobaczyć. Tu jest przecież tylko Strażnica Wschodu.

- A możesz opowiedzieć coś o Strażnicy Wschodu? - skorzystał z okazji Smok - Tak się bowiem składa, że jedziemy w tamtą stronę, a nigdy nie miałem okazji tam zajrzeć.
- To niedobrze. - Okami poważnie pokręcił głową, spochmurniawszy. - Tam teraz nie jest dobrze wędrować. - Olbrzym zdawał się szczerze zafrasowany - Zwłaszcza cudzoziemcom.

Wyrzekłszy to, zamilkł, spochmurniawszy, aż Manji delikatnie go nie podpytał:
- Dlaczego, Hida-sama?
- Dlatego, że Strażnica Wschodu nigdy nie była szczególnie wizytowym ani ciekawym miejscem - wzruszył ramionami zapytany i przez moment obaj samuraje sądzili, że powie coś więcej. Ten jednak przeciągnął powoli po nich wzrokiem, wyraźnie obejmując też ich barwy klanowe, odmienne od jego własnych i niezręcznie zakończył - a teraz zrobiło się tam jeszcze mniej ciekawie.

Mirumoto i Bayushi wymienili między sobą zabarwione uśmiechem, porozumiewawcze spojrzenia. Ileż już razy stawali w takiej sytuacji? To, czego Akito czy Saburou dowiadywali się z mety, dla nich wciąż pozostawało poza zasięgiem. Czas służby na Murze nauczył ich obu, że lekarstwem na to jest czas. Nie wątpili, że Hida-sama po kilku dniach podróży z nimi dostrzegłby więź między nimi i Akito, a wiedząc o niej, przyzwyczaiłby się do mówienia im większości z tego, co zwykle powiedziałby jedynie Akito. Na Murze było tak samo. Po kilkunastu tygodniach, kiedy Saburou i Akito traktowali resztę kucyków zwyczajnie, pozostałe Kraby też się dostosowały.

Teraz jednak nie było czasu na wspólną drogę. Zostawało zatem scedować rzecz na Akito. Fukurou skinął głową Hidzie i wrócił do swoich rozmyślań, Manji rzekł lapidarne acz serdeczne Arigato i wrócił do wartowania.

Okami zaś, patrząc na swego pana, pierwszy wyłowił oznaki gorączki i pospiesznie wydobył coś z juków, ruszając biegiem w stronę Hida Hisui Moeru i Hida Akito, zanim ten pierwszy omdlał, a ten drugi krzyknął.

* * *

Spotkanie było zdecydowanie brzemienne w skutki. Młody Moeru stracił przytomność kompletnie zanim jeszcze Akito dokończył swój okrzyk. Gunso wyraźnie oczekiwał takiego rozwoju wypadków, bo znalazł się przy swoim panu i podtrzymującym go samuraju Hida w okamgnieniu, równie szybko począł też coś mu podawać, ruchami znamionującymi sporą w tym wprawę. Kiedy Manji, przywołany przez swego przyjaciela Kraba, zaoferował pomoc, Tatewaki na moment zesztywniał.

"Minusy bycia Skorpionem", rozbrzmiało echem w głowie Manjiego. Klęczący nad nieprzytomnym Hida na moment świdrował go wzrokiem, by przenieść go na Akito. Dopiero na uspokajające skinienie tamtego, Tatewaki wyraził zgodę. Jego ostre spojrzenie, kiedy to robił, dało do zrozumienia Bayushiemu jedną rzecz.

Skorpionom się nie ufa.

Stara lekcja Katsumata-sensei powracała wciąż żywa, w nowych szatach, z nowymi ludźmi, odzianymi w różne barwy. Teraz na przykład, Manji był niemal pewien, że odmówiono by mu, gdyby nie spokojne i milczące wsparcie Akito. Diagnozując rozpalonego gorączką młodzieńca, Skorpion jedynie nabrał pewności że jego wyniszczenie jest efektem opium. Natomiast teraźniejszy kłopot był raczej atakiem silnej gorączki, która dla młodego Bayushi była nowością. Pierwszy raz widział kogoś z tak wysoką gorączką, podróżującego. Nie zastanawiając się długo, Manji chciał zacząć skraplać tamtego wodą z manierki i poić, lecz wyprzedził go w tym Hida Tatewaki. Przez moment Manji pomyślał, że tamten celowo go blokuje, bojąc się otrucia swego pana, lecz krótkie spojrzenie zza maski na tamtego rozwiało tę myśl: Tatewaki po prostu pomagał swemu panu, w dodatku nader wprawnie. Sądząc po jego ruchach, weteran znał już przypadłość, znał ją już dobrze. Manji zatem przyszykował kompresy i chciał odpiąć zbroję by ulżyć chłopcu, lecz zawahał się. Hida dostrzegłszy to, pokręcił delikatnie głową.

- Proszę nie, Bayushi-san. Nieprzyjaciel na pewno nie jest daleko.

Manji, któremu przez głowę przemknęła ta sama myśl, skinął głową Hidzie. Miast tego obficie polał wodą zbroję, tak, by ją wychłodzić. Wlał też wodę w jej szczeliny. Było to zdecydowanie mniej skuteczne od ochłodzenia samego Moeru, lecz zdejmowanie i zakładanie pełnej zbroi trwałoby godzinę, może nawet więcej. Na tym pustkowiu, gdzie przecież można spotkać chociażby pennagolany...

Krzątali się przy gorączkującym młodzieńcu kilka długich minut. Słońce zdołało objąć ich swoimi promieniami, czuli więc miłe ciepło. Nie było wiatru, który teraz byłby zbyt chłodny dla osłabionego chłopaka, wciąż pamiętający i niosący zimę, nawet teraz, trzeciego miesiąca wiosny.

Jakaś cząstka umysłu Skorpiona zarejestrowała to, że nie jest do końca pewien, który dziś jest dzień. Czy to już miesiąc Hantei? Tak by się wydawało, lecz pozostawali w podróży już na tyle długo, by dni zlewały się ze sobą, a monotonia krajobrazu nie pomagała. Bayushi oddalił tę myśl, teraz nie była ważna.

Teraz ważny był chłopak, którego stan pogorszył się tak nagle. Na ile Manji stwierdzał, było to zgoła dziwne. Zbyt nagłe, by być naturalne, ponieważ teraz, przy ich zabiegach gorączka utrzymywała się na stałym poziomie. Akurat kiedy doszedł do tego wniosku, Tatewaki wydobył jadeit i chwycił swego pana za przedramię, usztywniając je. Skorpion dostrzegł, że chwyt gunso wyeksponował obręcze, obejmujące przedramię chłopaka. Jedna była biała, z plamkami czerni. Dwie pozostałe były smoliście czarne, z czerwonymi żyłkami we wnętrzu. Tatewaki przejechał wzdłuż nich jadeitem. Moeru wygiął się, szarpnął się i głęboko zaczerpnął powietrza, niczym nie przymierzając tonący, co po walce wynurza się na powierzchnię i boi się, że to jego ostatni oddech.

Pan z rodu Hisui otworzył też oczy, a na jego czole, skroniach i twarzy wystąpił rzęsisty pot. Manji uniósł brwi, bo był to objaw złamania gorączki. Gunso delikatnie począł podnosić swego pana.

* * *

Gdy Hida Hisui Moeru-san siedział już w siodle i żegnał się z Manjim i Fukurou, Tatewaki rzekł do Akito:

- Hida Akito-san, jeśli mógłbyś, proszę, podjedź z nami mały kawałek. Pragnąłbym przekazać Ci ustną wiadomość dla Twego szlachetnego ojca, a niestety mus nam już ruszać. Panie Mirumoto, panie Bayushi, miło było poznać.

Akito przywykł do tego, że nie raz i nie dwa proszono go o przekazanie podobnych wiadomości. Prawie przed każdym wyjazdem do domu z Sunda Mizu dojo paru nauczycieli próbowało pochlebstwami zjednać sobie jego pana ojca, albo po prostu przekazywało mu wieści przez kogoś, kto na pewno go zobaczy - jego syna. Tatewaki w dodatku służył z jego ojcem, niejako więc wypadało, by to uczynił.

Fukurou, który już pożegnał się z oboma Krabami, skinął głową przyjacielowi, mówiąc uprzejmie:

- Będziemy jechali na początek powoli, dogonisz nas bez trudu.

Manji nie miał wątpliwości, że przekazane Akito zostanie nie tylko posłanie dla ojca, lecz oceniwszy to, jak Tatewaki zachowywał się dotąd, nie odczuwał potrzeby by ostrzegać wielkoluda. Było jasnym, że Tatewaki odnosi się do młodszego Hidy z sympatią, a jego ojca darzy szacunkiem. Znając już co nieco Kraby Bayushi był w stanie się założyć, że Akito zostanie przestrzeżony przed Strażnicą. Co było dobre, Skorpion chciał się dowiedzieć co takiego nieciekawego miało ostatnio tam miejsce. Mimowolnie, przypomniawszy sobie ostatnie słowa Akito na ten temat i własną na nią reakcję Manji skrzywił się pod maską, uświadamiając sobie jedną rzecz: jego przyjaciel Krab nie będzie teraz pałał dużą chęcią do dzielenia się z nim niemile świadczącymi o własnym Klanie informacjami. A że to właśnie takie informacje będą, Manji nie miał wątpliwości.

* * *

Gdy już grupy rozstały się, Tatewaki zaczął:

- Hida-san, przekaż proszę swemu ojcu serdeczne pozdrowienia i podziękowania ode mnie. Jednocześnie proszę też, rozważ raz jeszcze, czy chcesz jechać przez Strażnicę. Ostatnio przybył tam Hida Amoro i z racji swego pochodzenia oraz charakteru, wprowadza... - przez moment Okami wyraźnie gryzł się w język - swoje zwyczaje. Nawet kapitan straży nie staje mu naprzeciw, co jest niemal... - mężczyzna ponownie zmełł w ustach dosadne słowa.

Oczy gunso pałały, gdy wspominał o haniebnym zachowaniu kapitana.


Wioska przy zejściu z Shiro Togashi, prowincja Yamatsuke, terytorium Klanu Smoka; godzina Amaterasu, czwarty dzień miesiąca Onnotangu, wiosna roku 1114.

Wkrótce już mniszka mogła podróżować dalej, żegnana błogosławieństwem Ziemi, jakie dla niej wygłosił shugenja. Agasha zapewnił ją, że dzięki temu schodzenie powinno okazać się łatwiejsze niż dotąd i nie chciał przyjąć odmowy, kiedy mówiła mu, że to niepotrzebne, lub że nie ma nic o podobnej wartości.

- Przyjęłaś mnie do swego ognia, Togashi-san, umiliłaś mi dzień rozmową. Góry są tu piękne, to prawda, lecz lepszymi rozmówcami są ludzie, chyba, że szuka się złóż! Ale wtedy to inna sprawa. Będzie nieuprzejmym, jeśli nie pozwolisz mi spróbować chociaż trochę ułatwić i umilić Ci podróży, kiedy sama bez namysłu ułatwiłaś i umiliłaś moją.

Łobuz cicho rżał, kiedy się rozstawali i wyciągał za nią łeb. Wyraźna sympatia konika była miłym uczuciem, choć mniszka nie znała jej źródła, podobnie zresztą właściciel zwierzaka.

Kyoko trochę ciekawa była, jak długo Agasha będzie czekał w korytarzach Domu Togashi, ale jej sprawy zajmowały ją bardziej. Sam początek podróży był nie tylko burzliwy, ale wręcz fatalny.

Niepokoiła utrata towarzysza, tak nagła i kompletnie, zupełnie niespodziewana. Od czasu lawiny łapała się na tym, że oczekuje jego powrotu. Że niemal sama dopowiada jego komentarze, sama beszta się jego słowami. Niepokoiła sprawa z wioską, sprawa owiana legendą. Niepokoiła nieznana i niepewna wymowa snów, tych, które pamiętała i tych, które nie. Coraz bardziej upewniała się, że te, które pozostawały w mgle niepamięci, były tymi ważniejszymi, choć zdrowy rozsądek podpowiadał, że tak samo nieznane niebezpieczeństwo zawsze wyda się groźniejsze niż to znane.

No i niepokoiły też własne pytania. Te, na które ciągle nie mogła znaleźć odpowiedzi. Którą drogą powinna była podążać?


Rozdroża prowincji Yamatsuke, terytorium Klanu Smoka; godzina Doji, dziewiąty dzień miesiąca Onnotangu, wiosna roku 1114.

Parę dni i wiele ri później to pytanie nabrało zgoła nowego znaczenia. Kiedy wymizerowana wyjątkowo ciężkim zejściem z gór Togashi trafiła na szlak, mogła cieszyć się większym komfortem wędrówki zaledwie parę godzin, nim droga doprowadziła ją do rozdroży. Droga na południe wiodła ku prowincji Gokuon, co wydawało się dziwne. Togashi gotowa była rzec, że w tym kierunku powinna leżeć prowincja Yumeji, tradycyjnie zarządzana przez daimyo wszystkich Mirumoto. Gokuon powinna z Yumeji sąsiadować, lecz nie w tę stronę miała się udać mniszka ze swoim posłaniem. Przynajmniej, jeśli miałaby dotrzeć to Miasta Pięknych Słów i Okrutnych Czynów. Spojrzawszy jeszcze raz na drogowskazy, Kyoko miała ochotę solidnie potrząsnąć tym, kto podając kierunki, nie podał ile ri jeszcze do przejścia. Wybór był między trzema drogami, z których każda wiodła do innej prowincji. Owszem, z każdej z nich wiodły odpowiednie szlaki na ziemie Ważki a stamtąd w dalsze części Cesarstwa, pytanie jednak które byłyby dla niej najszybsze i najbardziej przejezdne pozostawało bez odpowiedzi.

Podobnie jak inne pytania o wybór drogi.

Dzielnica samurajska, Kosaten Shiro, Zamek Rozdroży, terytorium Klanu Żurawia; zima, rok 1113, 14 dzień miesiąca Togashi, godzina Amaterasu

Do dzielnicy samurajskiej droga wiodła przez dzielnicę heiminów i przez dzielnicę świątynną. Dało to braciom okazję do rozmowy, nawet mimo szybkiego tempa jakie narzucił Naritoki.

Ciekawą była reakcja, z jaką spotkał się Naritoki, kiedy wchodzili do dzielnicy samurajskiej. Gunso dowodzący strażnikami na jego widok powstał ze swego krzesełka i skłonił się przechodzącemu Feniksowi, co spowodowało namacalną zmianę zachowania podległych mu ludzi. Dotąd uprzejmi, stali się jeszcze bardziej uprzejmi, ich zachowanie zabarwił większy szacunek i sporo ciekawości. Obaj bushi zostali poddani drobiazgowym oględzinom i niejedno spojrzenie objęło ich samych, ich ubiór, mony i inne oznaki, mogące o czymkolwiek świadczyć, wreszcie broń. Mimowolnie, młodszy z braci przypomniał sobie opowieść Kaori z wczoraj, zastanawiając się, czy pełne szacunku zachowanie gunso należało z nią właśnie wiązać, czy też to efekt spacerów Naritokiego lub opinii, jaką wyrobił mu w twierdzy ich gospodarz, sprytny i chochlikowaty Doji.

- [i]Gunso-dono - zagaił Naritoki odwzajemniając ukłon, lecz wyżej - W poznanych przeze mnie prawach obowiązujących na terenie Kosaten Shiro nie ma słowa na temat pojedynków do pierwszej krwi. Czy byłbyś tak uprzejmy, by mi je streścić?

Hiroshi przysiągłby, że Naritoki zadał swe pytanie tonem konwersacyjnym, cichym, tak dobranym, by usłyszał go gunso i on sam. Sądząc po nagłej ciszy, jaka zapadła w jeszcze przed chwilą wypełnionej gwarem bramie do dzielnicy samurajskiej - mylił się.

- Shiba-sama - w oczach gunso wyraźnie błysnął niepokój - czy Twe pytanie powiązane jest z wczorajszym zajściem?
- Iye, Daidoji-san. Byłoby z mojej strony nieuprzejmością poruszanie zamkniętego tematu.

Przez moment wszyscy milczeli, Naritoki w swój charakterystyczny sposób, czekając na ruch przeciwnika, gunso, szukając pomysłu na to, by w uprzejmy sposób wydobyć informacje po co właściwie zapytano go, o co go zapytano.

Hiroshi miał już wprawę w takich sytuacjach. Nie raz i nie dwa razy widział, jak Naritoki to robi, jak to działa. Ba, widział. Odczuł. Mógł więc zrozumieć, co właśnie przechodzi przez głowę Żurawia.

Naritoki najwyraźniej dał się już poznać temu mężczyźnie na tyle, że Daidoji rozumiał, że pytanie nie pada na próżno, czy dla sportu. To nie akademicki problem tutaj rozstrząsano, to była wiedza, która miała zostać użyta. Co oznaczało, że wkrótce odbędzie się pojedynek, a gunso odpowiadał nie tylko za bramę, lecz także za jej okolicę. Być może też, za bezpieczeństwo. Naritoki pytając go, czynił mu uprzejmość, informując zawczasu. W ten sposób, gunso będzie mógł potem odpowiedzieć szczerze, że wiedział z wyprzedzeniem. Będzie mógł posłać posłańców, uprzedzić. Rozumiejąc to wszystko sierżant wpadał też w pułapkę honorowego zachowania Feniksa. Jeżeli ten był tak miły, by umożliwić mu dobre pełnienie służby, on sam powinien umożliwić mu dobre i honorowe przeprowadzenie sprawy z jaką tu przybył. Takie giri nałożył nań Naritoki swoim pytaniem, jedynie przez to, że Daidoji go już znał.

Z tego jednak na razie zdali sobie sprawę jedynie Feniksy i sam gunso. Ten pokiwał głową powoli, by z wyraźnym namysłem rozpocząć odpowiadanie:

- Shiba-sama, nie ma tego wiele. Po pierwsze, pojedynki na śmierć i życie są zakazane, pod groźbą śmierci lub więzienia. Jeśli ma się taką sprawę, należy przedstawić ją czcigodnemu Kakita Teramaki, starszemu sensei w tutejszym dojo oraz hatamoto mego pana, potężnego Daidoji Seijuro, daimyo tych ziem. Pan Kakita zaznajomiwszy się ze sprawą, poznawszy glejta, będzie Twoim gospodarzem Shiba-sama, jeśli Twoja sprawa tego będzie wymagać. Po drugie, nie wolno rzucać wyzwania będąc na służbie, ani takiego wtedy przyjmować. Po trzecie, trzeba Ci wiedzieć panie, że gościem Kosaten Shiro jest w tym momencie pani Daidoji Okko Shizue, pan Ikoma Uzai... oraz pan Shiba Hiroshi, który do listy gości dodan został dziś z samego rana. Jeżeli któremuś z nich chciałbyś rzucić wyzwanie, w co powątpiewam, możesz spodziewać się, że w ich imieniu stanie nawet osobisty yojimbo mego pana, a to szermierz okrutny.

Daidoji zamilkł, pomyślał jeszcze chwilę, nim dorzucił:

- Jeśli to zadość czyni Twemu pytaniu, Shiba-sama, to może powiesz mi kogo szukasz, ja zaś poślę z Tobą jednego z mych ludzi, jako przewodnika, oraz by zadbał także i o to, by wam nie przeszkodzono, na miejscu jak i w drodze.

- Pełna odpowiedź, Daidoji-san. I dobry pomysł. - Naritoki dwukrotnie skinął głową, wyrażając aprobatę i dla wyjaśnienia i zgodę na pomysł gunso. - Poszukuję dwójki shugenja z rodziny Asahina z rodu Kuotai.

- Niemożliwe! I bezczelne! - wyrwała się jedna ze strażniczek, młoda dziewczyna, może piętnastoletnia, w nieco za dużej na nią zbroi z monem przedstawiającym żurawia owijającego skrzydłem katanę na hełmie. - Stajecie za tego mordercę, Si Xina? Głupcy! Kakita Inouzuka-sama was sprawi, Feniksy! Obydwu! Zobaczycie!

Zapadła cisza. Zachowanie strażniczki oszołomiło na dwa oddechy wszystkich zebranych, przede wszystkim skalą, choć nie tylko. Pierwsza przyszła do siebie stojąca po jej prawej postać, która wsadziła jej kuksańca pod żebro jednocześnie rzucając ze zgrozą i błaganiem:
- Satomi!
 
__________________
Zamiast PW poślij proszę maila. Stare sesje:
Dwanaście Masek - kampania w świecie Legendy Pięciu Kręgów, realia 1 edycji
Shiro Tengu
Kosaten Shiro

Ostatnio edytowane przez Tammo : 13-09-2010 o 22:03. Powód: Dodano fragment dla Carn - oraz dla Wellina
Tammo jest offline  
Stary 14-09-2010, 21:27   #258
 
carn's Avatar
 
Reputacja: 1 carn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwucarn jest godny podziwu
Rozdroża prowincji Yamatsuke, terytorium Klanu Smoka; godzina Doji, dziewiąty dzień miesiąca Onnotangu, wiosna roku 1114.

Mała Togashi niewielkie miała pole wyboru. Czekanie na rozdrożu na przygodnego wędrowca gotowego wspaniałomyślnie wyjawić jej sekrety szlaków mogło trwać wiele dni a nawet tygodni. Po Yamatsuke nie podróżował w zasadzie nikt. Nie było tu wiosek, osad ni innych ludzkich skupisk. Nic tylko kamień, mech i gdzieniegdzie rachityczna roślinność kurczowo wczepiona w skalne rozpadliny. Trwając tu czekała by tylko na śmierć, a echo kroków Emma-O wydawało się jeszcze zbyt świeże by pozwalać mu rozbrzmieć tak prędko. Mogła też sięgnąć po wróżby. Jednak za częste spoglądanie w karty przeznaczenia mogło doprowadzić do tego iż to Los spojrzy na samotna mniszkę, a ta dość już miała wrażenia bycia obserwowaną na każdym kroku. Wybór pozostawał więc na barkach samodzielnej decyzji. Granica miedzy Yamatsuke a Gokuon na skalę Cesarstwa nie należała do dużych i przebiegając niemal całkowicie z południa na północ. Tak się przynajmniej Kyoko wydawało. Jeśli więc drogowskaz umiejscawiał ją na południu rozstaje musiały znajdować się gdzieś między trzema prowincjami Smoka. I choć każda droga Rokuganu prowadzi w końcu do Otosan Uchi Togashi wolała nie zagłębiać się samotnie na ziemie całkowicie sobie nie znane. Zrezygnowała więc z drogi ku Gokuon wybierając następną. Bardziej na wschód. O ile Fortuny dadzą prowadzącą do Yumeji, a przynajmniej odsuwającej ją od nieprzebytej górskiej ściany za którą ujeżdżał swe konie klan, którego dziewczyna wolała by nigdy nie poznać.
 
carn jest offline  
Stary 15-09-2010, 12:07   #259
 
Tammo's Avatar
 
Reputacja: 1 Tammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputacjęTammo ma wspaniałą reputację
Rozdroża prowincji Yamatsuke, terytorium Klanu Smoka; godzina Doji, dziewiąty dzień miesiąca Onnotangu, wiosna roku 1114.

Szczęśliwie dla Kyoko, parę godzin wędrówki później miała okazję potwierdzić swe przypuszczenia. Turkocąca wesoło dwukółka zaprzężona w dwa osły prowadzona przez uszczęśliwionego czymś heimina dostarczyła Togashi ogromu informacji.

Jej właściciel bowiem, zwany Jinsuke, świeżo się zaręczył, z najpiękniejszą dziewczyną ze swojej wioski - Shizuką - i rozparty był szczęściem tak, że było to całkiem zaraźliwe - człowiek chcąc nie chcąc uśmiechał się patrząc na jego rozpromienione ublicze.
 
__________________
Zamiast PW poślij proszę maila. Stare sesje:
Dwanaście Masek - kampania w świecie Legendy Pięciu Kręgów, realia 1 edycji
Shiro Tengu
Kosaten Shiro
Tammo jest offline  
Stary 19-09-2010, 15:15   #260
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Prowincja Ayo, 35 ri na południe od Strażnicy Wschodu. Szlak kupiecki, terytorium Klanu Kraba; 10 dzień miesiąca Hantei; wiosna, rok 1114, południe.


"– Ten słup jest mój! Tu będzie miejsce dla imienia Hida Amoro, imienia, które będzie sławne, otoczone innymi! A teraz wynoś się stąd, złodzieju!"

Akito do dziś pamiętał sposób w jaki zapoznał Amoro-kun.To był tylko słup. Pełno wolnego miejsca, w dodatku Akito znalazł jeszcze wcześniej jeden budynek, dość stary, lecz z naprawdę niewielką ilością imion, głównie zaś imion Hiruma.Budynek leżał w centrum, lecz aby doń trafić należało przejść przez sale dojo, co zapewne niewielu uczniom przyszło do głowy, w razie czego Akito miał więc całkiem dobre miejsce do zapisania swego imienia.

Z drugiej jednak strony, powód do ataku, jaki sobie ten gnojek wymyślił, nazwanie Akito złodziejem, wszystko to burzyło w Krabie krew w żyłach. Rozpoczęłaby się walka, gdyby nie niedawno poznana dziewczyna, która bez ceregieli złapała Akito pod ramię i odciągnęła.

– Zostaw. To śmierdziel, ale znaczny. Zostaw.

– To nie tak, jakby mój ojciec był byle kim, dziewczyno! – odrzekł oburzony, ale ona odciągnęła go jeszcze kawałek i rzekła:

– Niech sobie będzie nawet dowódcą Czerwonych Wachlarzy, niewiele wskóra wobec kuzyna dzieci Hida Kisada-sama! Poza tym, spytaj się sam siebie, czy chcesz mieć miejsce na słupie, który za dobry uznał taki idiota? Czy chcesz wrócić tu po latach, i patrząc na swoje imię czuć niesmak związany z tym dniem? Bo ja nie. Dlatego cieszę się, że złamało mi się dłuto, kiedy zaczęłam tam kuć. Doprawdy, przodkowie czuwają nade mną. Przy okazji, Hiruma Tsuneo, jedyne dziecko Hiruma Hideki i Hiruma Amiko.

Wtedy nie mógł się już powstrzymać i roześmiał się. Tak poznał najzręczniejszą z swego rocznika, jedyną, która mogła pójść do jakiejkolwiek formacji, ale odrzuciła wszystkie dla oddziałów zwiadowców, aby służyć z jej ojcem. Śmieszka była oczkiem w głowie ojca, zaradną, wesołą dziewczyną, świetnym kompanem i doskonałym współćwiczącym. Przezwali ją Śmieszka, bo przy niej ciężko było się nie śmiać. Jej hasło przodkowie czuwają nade mną było niczym talizman; nieraz kręcił z podziwem głową, bo co jak co, ale miała dziewczyna szczęście. Była też głęboko wierząca, potrafiła wyrecytować wielu (jeśli nie wszystkich) swoich przodków i lubiła o nich opowiadać. Te jej opowieści zresztą często były źródłem rozrywki lub rozluźnienia atmosfery. Nigdy nie trzeba jej było o nie prosić. Z całego rocznika, był jeden człowiek, którego szczerze nie znosiła. Jak zresztą wszyscy pozostali. Hida Amoro. Powiedzieć, że Amoro miewał napady irytacji, to jak określić służbę na Murze jako nienajłatwiejszą. Amoro w rok po rozpoczęciu nauki niemal zabił innego studenta, który nie dość szybko się wycofał ze sporu. Był wyrzutkiem, lecz o znacznej pozycji. To ich zbliżało. Na tyle, że w szkole nazywano Akito czasem bratem Amoro, co potwornie Kraba denerwowało. Ludzie szybko nauczyli się, by nie mówić tego w zasięgu słuchu Akito. Nieliczni jednak nie mówili tego nigdy, jak np. Tsuneo, czy Nishi. Jego "brat" pojawił się bowiem w Sunda Mizu w rok po Akito. W przeciwieństwie jednak do niego wykazał się sprytem, bo zawczasu zapytał dziadka, gdzie jest jego imię i błyskawicznie odnalazł miejsce i wykuł tam swoje, unikając jakichkolwiek problemów. Później mówili, że to był znak, który z Krabów pójdzie tą ścieżką tak naprawdę. Ale to było później.

Temperament Amoro narastał, dość szybko dzieciak stał się czarną owcą szkoły. Co gorsza, nijak mu to nie przeszkadzało, nie zmienił swego postępowania nawet na jotę. Dalej nurzał się w krwawych bójkach, czerpiąc przyjemność z poniżenia i cierpienia przeciwnika, niezależnie kim ten przeciwnik by był. Rokrocznie też ktoś nacinał się na 'słup Amoro', młodzian bowiem pilnował by nikt, kogo nie uznał za godnego – czyli nikt jak dotąd – nie wyrył swego imienia w pobliżu jego własnego. Rokrocznie też robili mu pod tym kątem psikusy, podpuszczając młodych na ten właśnie słup, jeśli Amoro nie było. Akito i reszta nie bali się. W całej szkole było parę osób, których Amoro nie przewyższał ani wzrostem ani siłą, pozostawiał je więc w spokoju; Akito był jednym z nich.

Wszystko to miało finał zgoła niespodziewany i na tyle nieprzyjemny, że Akito przestał o tym nawet myśleć. Zastanawiał się natomiast jak uczulić towarzyszy na nowego "zarządcę".

- Wygląda na to, że w twierdzy urzęduje obecnie dość nieprzyjemny osobnik Hida Amoro... i nie mam pojęcia jak zareaguje na mój widok... - Krab niemal westchnął dzieląc się z towarzyszami przeczuciami..., nie tymi najgorszymi - te wolał zachować wyłącznie dla siebie, choćby po to by nie odkrywać słabości Klanu przed "obcymi" . Towarzysze Kraba już dawno zdobyli jego zaufanie, jednak honor nie pozwalał Krabowi mówić zbyt wiele o innych Krabach, zwłaszcza przed przedstawicielami innych Klanów. O ile Smok i tak zachował by milczenie i w najlepszym razie uraczył Kraba jakąś mądrą, często na wpół zrozumiałą radą, o tyle Skorpion z pewnością zrobiłby z tej wiedzy dodatkowy użytek. Jaki? Tego Akito wolał nawet nie zgłębiać...

- Dość powiedzieć, że ... - Akit nie był w stanie powiedzieć czegokolwiek nie mówiąc wszystkiego, a wszystko i tak nie oddało by tragedii całej sytuacji jaka zaszła. No bo jak powiedzieć towarzyszom, że Amoro niemal zakatował na śmierć jednego z uczniów, a mistrza Kogane zabił gdy ten stanął w jego obronie? Czy wydalenie ze szkoły i przystąpienie do berserkerów w czymkolwiek zmieniło charakter czy ocenę czynu Amoro? Krab nie widział sposobności na opowiedzenie tej historii bez jednoczesnego hańbienia Klanu a może i siebie ... a może szczególnie siebie... Ta historia nie nadawała się na opowieść, tym bardziej że to Akito był tym który podkusił Koishi do wypisania imienia na słupie tuż koło podpisu Amoro. Gdyby nie posłał chłopaka, nie doszłoby do walki i nie zginąłby mistrz Kogane. Kogane był ikoną szkoły. Człowiek-legenda, weteran 40 lat udanej służby na Murze, na wszystkich rodzajach misji jakie można było wymyślić. Jeśli o kimś można by było rzec 'zjadł na tym zęby', to o nim. Szczupły, nigdy nie mówił nawet jednego słowa za dużo, uczył wszystkiego. Nieformalny przywódca szkoły i jej szara eminencja. Hiruma walczyli pomiędzy sobą o honor bycia jego studentem, także dlatego, że powiadano, że odkrył ponownie jedną z zaginionych technik Hiruma. Powiadano zresztą o nim wiele. Także to, że był stary.
A teraz nie żył i tylko świadomość, że taka była karma ratowała psychikę młodego Akito wówczas, jak i teraz. Słowa same zamarły a gardło zachrypło.

- Nieważne, jedziemy cobym wam nie powiedział i tak nic was nie przygotuje na to co może nastąpić, a i tak zdaje się nie mamy innego wyjścia jak wjechać do twierdzy, chociażby z powodu papierów jakie otrzymałem. Nie mówiąc już o przewodniku... - odrzekł kompanom i zdał się na Fortuny.

Krab nieco przyśpieszył, wspomnienia przeszłości wciąż jeszcze ciążyły na nim a świadomość spotkania Amoro niczym fala zalała umysł Kraba wspomnieniami.
 
Eliasz jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:17.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172