Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-08-2010, 21:05   #37
zodiaq
 
Reputacja: 1 zodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodze
Ian cichutko brzdękał na ułożonej w rękach lutni, grzejąc się przy ognisku. Mimo iż pogoda przecierała się, wciąż było dość siwo, a wszystko dookoła pokryte było rosą. Po chwili łagodne dźwięki instrumentu przerwane zostały przez Marysię walczącą z chaszczami.
Chłopak spojrzał przez ramię...tak, to była wiedźma, wyglądała dość...uroczo, przemoczona w rosie spódnica, w jednej ręce martwy królik i sporo ziół a w drugiej jej zabójca królików...
Gdy poczuł zapach skwierczącego nad ogniem królika dopiero poczuł prawdziwy głód. W sumie jadł dzień wcześniej, poza tym wydarzenia dnia poprzedniego wyzwoliła w nim tyle emocji, że coś takiego jak posiłek stało na samym końcu priorytetów.
-Ciekawie by było gdyby przez to ognisko nas znaleźli- napomknął raczej sam do siebie niz do towarzyszki, z czymś w stylu uśmiechu na ustach, pomiędzy kolejnymi kęsami mięsa. Po skończeniu śniadania, mieszaniec wytarł ręce o mokrą jeszcze trawę i spojrzał na zajadającą się swoją częścią królika wiedźmę:
- Czekamy na Eliota? Czy idziemy do reszty?-odpowiedź była satysfakcjonująca, chłopak zarzucił kaptur swojej peleryny na głowę po czym ruszył za dziewczyną...

Po dość mozolnym marszu przez las w końcu dotarli do polany...po chwili zauważył wyłaniających się zza gąszczu drzew, nic nie mówił, pierwszy powitał ich druid, wyglądało na to, że część grupy była nieco...zdziwiona tym, że zwiadowcy przeżyli
"Ulga czy obawa?"
Po chwili padło pytanie o Eliota
-Nie mam pojęcia. Rano wybrał się jeszcze do Brim żeby zobaczyć czy..-zaczął mieszaniec, jego głos został brutalnie przebity przez wrzask gnającego Eliota
Przez chwilę niezbyt wiedział co się dzieje, jednak z letargu wyrwał go młody krasnolud...ruszył.
Biegł, nie patrząc za siebie, jedyne o czym w tym momencie był w stanie myśleć był...bieg...to było dziwne uczucie, mimo świszczących strzał umiał tylko wyobrażać sobie siebie gnającego z zawrotna prędkością i lawirującego między konarami drzew...całe życie to robił, dostarczając wiadomości, ociekając przed handlarzami którzy przyłapali go na kradzieży, czy też...orkami, dosłownie dzień wcześniej...czuł na sobie ciąg wiatru zsuwający kaptur z jego głowy...z zadumy wyrwał go przeraźliwy pisk, masa decybeli przeżerająca jego bębenki...miał szczęście, strzelec chybił, a źródło dźwięku drżąc wwiercało się w drzewo, kątem oka spoglądną do tyłu, jedyne co widział to sunącą w jego stronę, smukłą strzałę, uchylił się...biegł dalej...
Hałas za nim osłabł, strzały były rzadsze, czuł się prawie jak wolny od przeklętych miniaturek orków.
-Amator- Syknął wspominając wyraz twarzy wrzeszczącego i wybiegającego na polanę Eliota i przylegając do rozłożystego drzewa, obserwując równocześnie drogę którą biegł...był szybszy od reszty grupy, nie widział nikogo, właściwie nie chciał nikogo widzieć, nie chciał żeby ktoś go spowalniał...oderwał się szybko od drzewa i zarzucając z powrotem różany kaptur na głowę ruszył pędem nadal w kierunku który "obrał" na początku ucieczki...biegł bez ustanku, w końcu natknął się na dość specyficzne miejsce, wszędzie walały się kości, kilka wejść do jaskiń i ogólnie skalisty teren. starając się poruszać bardzo cicho podszedł do najbliższego wejścia i przylgnął do zewnętrznej ściany, tak aby nasłuchiwać i móc wypatrzeć coś w ciemnościach panujących wewnątrz.
Pewną ręką chwycił rękojeść sztyletu, po czym szybkim ruchem wyciągnął go z pochwy...
 
zodiaq jest offline