Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-08-2010, 13:21   #31
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Pteroslaw


Mylay siedział na warcie, dosyć nieruchomo, mniej więcej jaj rzygacze na tych dziwacznych starych budynkach, konkretnie o chodzi mniej więcej o te rzygacze o których wydaje się że wodzą za człowiekiem oczami. Nie miał z tym problemu, po prostu dużo myślał a wtedy sam z siebie stawał się niczym głaz. Tym razem myślał o tym co jego opiekun powiedział jako ostatnie słowa, " kiedyś się spotkamy." Słowa poniekąd zastanawiające, Mylay nie był zbyt wierzący, coś w rodzaju "jeśli bogów nie ma nic nie stracisz, ale jeśli są to coś zyskasz." Dosyć popularny pogląd. słuchał w milczeniu tych samych propozycji co zeszłego dnia.

-Mój pogląd już znacie. Powinniśmy chyba pójść do miasta.

BoYos


Po przebudzeniu się o świcie Elliot rozejrzał się po domu. Nic nowego się nie wydarzyło dlatego wstał i rozciągnął się. Widział nieśpiących już towarzyszy, który najwyraźniej czekali tylko na niego. Nim zaczał cokolwiek mówić powyginał się w każdą stronę w formie rozbudzenia i porannej rozgrzewki.

Wiele myśli zaprzątało jego głowę w tym momencie. Nie wiedział dokładnie jak powinni postąpić. Czy próbować przechwycić goblina? Czy może uciec w miejsce spotkania do reszty? Chciał by każdy mógł się wypowiedzieć dlatego też po wypowiedzi Iana zabrał głos :

- Mogę szybko pójść do miasta i sprawdzić czy jest bezpiecznie. Czy orkowie poszli, czy może spią. Poczekajcie tutaj na mnie a ja przez ten czas sprawdzę co się dzieje w mieście i szybko wrócę by was poinformować. Wy przez ten czas naradzccie się jak mamy dalej postępować. - po wypowiedzeniu tych słow udał się w miejsce gdzie było Brim.


Nemo


Kilka bardzo przykrych faktów w momencie przebudzenia upewniło wiedźmę, że naprawdę wydarzenia od wczorajszego wieczora i dalej nie były efektem pomyłki przy zbieraniu grzybków, a zimną i bezduszną prawdą.
Zamiast w swoim łóżku, spała na podłodze jakieś chatki, która definitywnie nie była jej chatką; brakowało charakterystycznego zapachu ziół i komponentów, który towarzyszył każdemu przebudzeniu dziewczynki od lat już przecież kilkunastu. Nie było również poczucia bólu towarzyszącego pacnięciu mającym przypomnieć jej, że znowu wstaje zdecydowanie zbyt późno i powinna zmienić swoje nikczemne zwyczaje. Najgorsze było to, że te rzeczy chyba nigdy już nie wrócą. Nie było jednak miejsca na mokre oczy, płakanie w kącie czy wspominanie-szlochanie. Bo jedna rzecz towarzyszyła jej tutaj tak samo, jak pod babcinym dachem.
Burczenie w brzuchu i świadomość, że jeśli sama nie zadba o jego uciszenie, nikt o to nie zadba. Westchnąwszy, pozbierała się ze swojego legowiska i przejechawszy ręką przez włosy wyznaczyła sobie jedno z zadań na przyszłość-zrobić sobie grzebień czy podobne narzędzie zagłady. A może tutaj coś znajdzie? Kto wie.
Teraz jednak miała niezmierną ochotę opuścić to miejsce. Po prostu. Jednak elliotowe zwiady i wywiady nieco opóźniły podróż, a mimo wiedźma nie miała najmniejszej ochoty zostawać sama z tym podejrzanym typkiem Ianem. Dlatego, z Królikodźgajem i Królikobójcą w pogotowiu, mruknęła że idzie zadbać o chociaż minimalne śniadanie, po czym wymknęła się z zamiarem użycia swych narzędzi zgodnie z ich pięknymi, błyskotliwymi nazwami.
 
Ajas jest offline  
Stary 26-08-2010, 14:11   #32
 
zodiaq's Avatar
 
Reputacja: 1 zodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodze
Ian wybudził się z letargu, nie można było nazwać tego snem...pod żadnym warunkiem. Chłopak siedział na progu oparty o framugę gapiąc się nieco nieobecnym wzrokiem w ciemność, myśli w jego głowie wirowały, skakały i rozbijały się po całym mózgu, chwilami kompletnie odpływał.
"To tak czuł się Aidan po wdmuchaniu w siebie pół kila podejrzanych ziół kupionych u zielarki"
Ian starał się prześledzić całe swoje życie, a raczej całe życie mentora ze swojej perspektywy, umysł ciągle nasuwał mu scenę w której wysoki przywdziany w pelerynę i kaptur osobnik dosłownie zarzyna ludzi, coraz to kolejnych i kolejnych aż wreszcie trafia na mieszane małżeństwo z małym dzieckiem na rękach matki...
Ian poczuł lekkie szarpnięcie, wzdrygną się lekko, po czym spojrzał nad siebie, w ciemności pomieszczenia stał Eliot. Mieszaniec bez słowa wstał po czym wpakował się do rozpadającej się chaty.
"Zmiana warty"
Lekko mrużąc oczy usiał pod ścianą, po przeciwległej stronie pomieszczenia leżał zawinięty w podarty koc kokon...wiedźma.
Chciał usnąć, starał się nie myśleć, wyłączyć mózg, kompletnie oddzielić swoje ciało od umysłu, oddać się w ramiona błogiego świata marzeń...leżał, przewracając się z jednego boku na drugi, obok leżała jego lutnia, tuba z papierami i sztylet...przez zamknięte powieki przedzierała się jasność, ot zwykłe szare i dość "mulaste" światło.
Swąd spalenizny drążył w jego nozdrzach. Podniósł się, po czym wstał, wszyscy już byli na nogach. Oporządził swój sprzęt po czym wyszedł na zewnątrz...i nim się obejrzał został sam...
Chwycił za pierwszy lepszy mebel po czym zaczął go rozwalać na drobne szczapy i układać stosik, podpalił go przy pomocy sztyletu i krzemieni leżących w koło chaty...
 
zodiaq jest offline  
Stary 26-08-2010, 14:53   #33
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Qumi


Tej nocy niziołek nie miał łagodnego snu. W głowie krążyły mu ponure myśli, okrutny los, który spotkał jego opiekunów. Chciał opuścić miasteczko, udać się w świat... teraz jednak gdy stracił swoich bliskich nie był pewien czy na pewno tego chciał, przynajmniej nie w ten sposób. Bez możliwości powrotu, bez domu. Smutne, krwawe sny nawiedzały Lajla, który szamotał gdy tylko w śnie zobaczył śmiejącego się okrutne orka, a zdarzyło się to co najmniej paręnaście razy. Poddenerwowany wstał i rozejrzał się. Zwiadowcy jeszcze nie wrócili, a przecież niziołek tak bardzo pragnął się dowiedzieć co się stało w wiosce, czy ktoś ocalał... czarne myśli znowu nawiedziły chłopca. >>Może ich też złapali...<<

Przejęty zaczął przyglądać się reszcie i z otwartymi ustami słuchał opowieści o goblinach.

-Że jak?- odparł na tyle głośno, że brzmiało to jak krzyk, ale na tyle cicho, że krzykiem nie było.-Gobliny? Czemu nas nie obudziliście? Czemu?!- ledwo się powstrzymywał-To tylko dwa gobliny do cholery! Dalibyśmy im radę... dowiedzielibyśmy się czegoś od nich... znam nieco gobliński... Ma i Pa mnie uczyli... w razie czego... - od krzyku do cichej szeptanej melancholii, głos Lajla błyskawicznie się zmienił.

Usiadł okrakiem zniechęcony i westchnął. Chwycił za swój drewniany mieczyk i zaczął szpicem robić kręgi na ziemi.
 
Ajas jest offline  
Stary 26-08-2010, 14:55   #34
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Ruiny chaty Eliota.


Ian rozpalał ognisko z gałązek których w około nie brakowało. Został sam przy ruinach szałasu, i miał trochę czasu by porozmyślać. To o ataku, to o swoim opiekunie, czasem przez myśl przebiegły mu sylwetki ocalałych, innym znowu stos ciał w wiosce wczorajszego wieczora.
Po kilkunastu minutach pracy gałązki w końcu stanęły w ogniu, a strużka dymu uniosła się do góry, młody pół-elf usiadł oparty o rozpadającą się ścianę czekając, aż Marysia wróci ze swego polowania.
Młoda wiedźma pojawiła się dopiero po upływie jakiś 30 minut, jednak widać jej wyprawa była owocna, poza martwym małym królikiem, niosła w ręce jakieś krzewy. Roślina ta była przyprawą która występowała w puszczy Lundru. Marysia nazrywała trochę na zapas, bo nigdy nie wiadomo co przyjdzie człowiekowi jeść.
Upłynęło trochę czasu nim upolowany zwierz upiekł się. Jednak gdy to nastało, dwójka ocalałych łapczywie zabrała się do jedzenia. Posiłek przyniósł im straszliwą ulgę, napełniony żołądek zawsze poprawiał nastrój. Słońce wskazywało ,że godzina spotkania coraz bliżej, i jeżeli chcieli zdążyć, musieli ruszać teraz. Ian spojrzał na dziewczynę mówiąc:

- Czekamy na Eliota? Czy idziemy do reszty?
- Zna drogę. – skwitowała wiedźma, która niezbyt przejmowała się losem złodziejaszka. Wstając z trawy chwyciła Królikodźgaja, i ruszyła krzakami w stronę polanki.
Po chwili namysłu Ian ruszył za dziewczyną przez gąszcz.

Grota


Wszyscy spożyli posiłek, nie był on duży, jednak zasycił głód. Za radą druida wszyscy zabrali się do sprzątania jaskini. Eburon przydzielił każdemu jakieś zadanie, i jaskinia w szybkim tempie wyglądała jak gdyby nikt nie używał jej od dawna. Grupa zebrała swój nikły ekwipunek i zebrała się pod wejście do oczyszczonej groty.

- Teraz chyba trzeba ruszyć po zwiadowców? – Zapytał Harril wskazując kierunek w którym według niego znajdowała się polanka.
- O ile jeszcze żyją... – mruknął cicho tropiciel.
- Miejmy taka nadzieję. – powiedział zatroskany o los towarzyszy Oskar
- Domyślam się ,że nie życzycie sobie żadnej przygrywki na drogę? – zagadnął młody bard, którego najlepszym sposobem na poprawę humoru była gra na instrumencie.
- Żadnej muzyki. Nie wiadomo czy nie kręcą się tu jakieś gobliny, czy coś gorszego... – skwitował szybko Eburon .
- Dobra chodźmy już! – Pogonił resztę Lajl.Mogą już tam na nas czekać!

Grupka zebrała się i cicho rozmawiając ze sobą ruszyła przez krzaki w stronę polany na której mieli spotkać się z grupą zwiadowczą.

Brim Ruiny.


Eliot przedzierał się przez krzaki, czuł nieprzyjemne ssanie w żołądku który dopominał się o żywność. Chłopak ignorował póki co jego wołania i podkradał się do miasta. Podróż za dnia była o wiele łatwiejsza niż nocne przeprawy, tak więc szybciej niż wczoraj doszedł do Brim. Ukryty w krzakach zlustrował wzorkiem ruiny miasta.
Mieli rację, większość orków spała przy zgaszonych ogniskach. Jednak niektórzy z nich, pełnili wartę przechadzając się z wyciągniętą bronią. Gobliny również nie próżnowały, i grupkami wałęsały się po zniszczony mieście szukając użytecznych przedmiotów. Eliot zobaczył za to czego mieszaniec nie był wstanie w nocy rozpoznać. Wielki wóz na potężnych kołach stał koło największej grupy orków. Pojazd przykryty był szmatami, które uniemożliwiały zobaczenie tego co znajdowało się w środku. I chyba zbierał się do drogi, gdyż kilku dobrze zbudowanych zielonoskórych zaprzęgało do niego kilka dobrych koni wierzchowych.
Po szybkiej analizie chłopak stwierdził ,że wejście do wioski jest aktualnie niemożliwe, i powoli zaczął się cofać. Jednak tym razem los postanowił spłatać mu figla. Noga Eliota zahaczyła o masywny korzeń, i nim chłopak zdążył zareagować gruchnął głośno o ziemię. Ptaki poderwały się z drzew, i wzleciały do góry, robiąc przy tym sporo hałasu. Chłopak dźwignął się z ziemi ale szybko ponownie na nią upadł gdy strzała świsnęła mu nad głową. Zaryzykował szybkim spojrzeniem do tyłu. Grupa goblinów która stała najbliżej miejsca w którym się krył biegła w tą stronę. Kilka miało łuki, inne prymitywne włócznie, no i najprawdopodobniej wiedzieli ,że ktoś kryje się w krzakach.
 
Ajas jest offline  
Stary 28-08-2010, 18:22   #35
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Nathias

Timmy spał mocno i nad ranem ciężko mu było wstać. Wbrew jego obawom spał dobrze tej nocy. Możliwe, że wszystkie wydarzenia poprzedniego dnia tak go zmęczyły, że nie miał siły na koszmary. Chłopak wstał i przeciągnął się. Dopiero teraz, gdy na dobre otworzył oczy i przypomniał sobie gdzie jest, przygnębienie powróciło. Tak samo jak burczenie w brzuchu. Wczoraj nie miał czasu zjeść z rodzicami, a królik upolowany przez elfa był raczej namiastką posiłku. Ale Timmy nie narzekał. Fakt, że dostał nawet ten kawałeczek ciepłego mięsa znaczył dla niego bardzo dużo. Sam prawdopodobnie zginął by w tym lesie, jeśli nie zabity przez dzikie zwierze to właśnie z głodu. Rozejrzał się po jaskini. Wszyscy troszeczkę jeszcze zdezorientowali poczęli krzątać się po jaskini. W tym momencie wszedł elf z kolejnym upolowanym królikiem i zabrał się do jego oprawiania.

Po około godzinie królik był już upieczony, a grupa uciekinierów z zapałem pałaszowała mizerne porcje. Jednak także i ten posiłek pokrzepił ich serca i żołądek. W grupie zaczęły się rozmowy o tym co działo się w nocy. Z tego co zrozumiał Timmy obok jaskini przeszło dwóch goblinów a Falanthel wybrał się na patrol za nimi, z którego cudem uszedł z życiem. Może zawiązała się walka? Timmy nie był w stanie tego określić, bo nie słuchał zbyt dokładnie. Patrzył w tym momencie na niewielkie płomyki ognia, które przypominały mu domowy kominek.

W końcu, po posiłku, wszyscy zaczęli zbierać się do wymarszu. Trzeba było odebrać z polanki pozostałą trójkę, która udała się do Brim. Gdy dotarli na miejsce, z przeciwległej strony nadeszli Marysia i Ian. Całe szczęście. Ale zaraz. Gdzie Eliot? To samo pytanie zadał Eburon.

- Nie mam pojęcia. Rano wybrał się jeszcze do Brim żeby zobaczyć czy...

I dokładnie w tym momencie na polankę wpadł Eliot krzycząc na cały głos „Szybko Uciekajcie!” a zza jego pleców śmignęły strzały impetem wbijając się w pnie drzew. Wszystkich zamurowało i gdyby nie Harril zginęli by tam niechybnie. Grupa zerwała się do ucieczki. Znowu. Nie było czasu na planowanie. To był czas paniki. Znowu. Wszyscy rozbiegli się w różnych kierunkach tracąc niektórych z oczu, jednak ważne w tej chwili było tylko to, aby ocalić skórę.
 
Ajas jest offline  
Stary 28-08-2010, 18:29   #36
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Eburon okazał się bardziej skory do opowiadań i w skrócie powiadomił wszystkich o nocnych zajściach. Na to wszystko oburzył się niziołek, który najwidoczniej bardzo chętnie przesłuchałby dwójkę goblinów w kwestii kilkunastu ostatnich godzin.

- Przypuszczam, że w kwestii tortur masz wielkie doświadczenie? - zadrwił łowca zanim zdołał ugryźć się w język. Wiedział, że sprzeczki nie są im teraz potrzebne, ale denerwowało go takie gadanie. A cóż innego, jak nie dowiedzieć się czegoś o zamiarach orków i goblinów, starał się uczynić Falanthel? Któż mógł przewidzieć, że ta parka pójdzie prosto w środek lasu po pewną śmierć? Oczywiście Lajl prawdopodobnie spodziewał się, że po schwytaniu gobliny wszystko chętnie wyśpiewają. Według niego pewnie wystarczyło je grzecznie zapytać. I ciekawe co wówczas chciał z nimi uczynić? Zostawić związanych na pewną śmierć, zarżnąć, czy może wypuścić? Chłopak wyglądał na mądrzejszego, chociaż z drugiej strony trudno mu się dziwić. Poprzedniego dnia stracił wszystko co miał, emocje brały górę. Myśliwy nie przeprosił jednak towarzysza niedoli. Może na drugi raz zastanowi się zanim ponownie wypali z jakimś pomysłem szczególnie, że i tak było już po wszystkim.

W grobowym nastroju elf opuścił jaskinię, zostawiając niedojedzony kawałek królika. Nie był głodny. Zajścia z ostatniej nocy nie dawały mu spokoju. Po przejściu kilku metrów przykląkł w miejscu, w którym w nocy przechodziła dwójka barbarzyńców. Ręką rozsunął nieco trawy i ujrzał ślady goblinich stóp. Wstał i spojrzał w kierunku, w który się udali. Myśl, że szukali czegoś więcej niż bandy dzieciaków nieustannie zajmowała jego umysł. Pokręcił głową by ją odgonić po czym wrócił do groty i pomógł w porządkach, zarządzonych przez druida.

* * * * *

Siódemka uciekinierów z Brim wyszła na osłonecznioną polanę. Prowadził ich tropiciel, który całkiem nieźle zapamiętał drogę, wskazaną wszystkim przez Eburona. Niemal w tym samym momencie z przeciwnej strony, z krzaków wyłonili się Ian i Marysia. Falanthel ucieszył się na ich widok, chociaż zastanowił go brak trzeciego z grona wyrywnych. Przez chwilę spodziewał się, że i on wyjdzie na polankę, gdyż zaciera po całej trójce ślady bądź sprawdza czy nikt ich nie śledzi. Nic takiego się jednak nie wydarzyło i w łowcę uderzyła czarna myśl. Musiał zginąć. Mimo, że myśliwy spodziewał się tego, widok powracającej dwójki dał mu nadzieję. Tym silniejszym ciosem okazał się brak Elliota.

Nie, żeby elf go jakoś specjalnie polubił. Nawet nie zdążył go dobrze poznać. Po prostu każde życie jest dla niego święte, a wśród mieszkańców wioski było już o wiele za dużo ofiar. Każda kolejna tylko potęgowała ból łowcy, ale przede wszystkim innych, którzy stracili niedawno bliskich, przez co przeżywają wszystko o wiele mocniej niż tropiciel.

- Widzę ,że jednak przetrwaliście! Zaraz zaraz... Gdzie Elliot? Przecież był z wami – spytał druid, który zabrał głos jako pierwszy.

- Nie mam pojęcia. Rano wybrał się jeszcze do Brim żeby zobaczyć czy... - tym, którzy nocowali w lesie nie dane było poznać pełnej odpowiedzi. W tej samej chwili na polankę wbiegł ostatni ze zwiadowców krzycząc, by wszyscy uciekali.

Nikt go jednak nie zrozumiał. Czemu mieliby uciekać? I właśnie wtedy, mimo krzyków złodziejaszka, elf usłyszał inne kroki. Ktoś go ścigał!! Dosłownie chwilę później z krzaków wyłoniła się grupka wściekłych goblinów, które nawet na chwilę nie zatrzymały się, widząc towarzyszy tego, którego ścigali. Wręcz przeciwnie zachowały się dzieci, które jakby sparaliżowane stały, obserwując wszystko, jakby to było jakieś interesujące widowisko. Wszystko jednak działo się na prawdę, co uświadomił im dopiero Harril, który jako jedyny zachował przytomność umysłu.

- Wiać! - krzyczał i popychał tych, którzy wciąż stali jak kołki, żeby wreszcie się ruszyli. Falanthel poczuł lekkie pchnięcie na klatce piersiowej i dopiero wtedy uzmysłowił sobie co się dzieje. Zwrócił się w jakimkolwiek kierunku i zaczął biec. Po prostu. Nie oglądał się za siebie, wiedział, że musi uciekać.

Lawirując między drzewami był w stanie osiągnąć dużą prędkość, dzięki czemu dość szybko napastnicy stracili go z oczu. Wtedy jednak spostrzegł, że jest sam. Zatrzymał się jednocześnie skrywając się za jakimś konarem i oczekiwał. Kto pierwszy wybiegnie z krzaków? Któryś z dzieciaków czy jednak goblin? A może łowca ruszył w tę stronę jako jedyny? Z takimi myślami tropiciel oczekiwał w napięciu, ale nie trwało to na szczęście długo, gdyż zaledwie kilka chwil później z krzaków wypadli Marysia, Timmy i Sandro, ciężko oddychając. Dla nich biegi po lesie nie były codziennością. Elf wyszedł ze swojej kryjówki i pogonił towarzyszy:

- Dalej! Jeszcze nie czas na odpoczynek. Wciąż mogą nas ścigać.
 
Col Frost jest offline  
Stary 29-08-2010, 21:05   #37
 
zodiaq's Avatar
 
Reputacja: 1 zodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodze
Ian cichutko brzdękał na ułożonej w rękach lutni, grzejąc się przy ognisku. Mimo iż pogoda przecierała się, wciąż było dość siwo, a wszystko dookoła pokryte było rosą. Po chwili łagodne dźwięki instrumentu przerwane zostały przez Marysię walczącą z chaszczami.
Chłopak spojrzał przez ramię...tak, to była wiedźma, wyglądała dość...uroczo, przemoczona w rosie spódnica, w jednej ręce martwy królik i sporo ziół a w drugiej jej zabójca królików...
Gdy poczuł zapach skwierczącego nad ogniem królika dopiero poczuł prawdziwy głód. W sumie jadł dzień wcześniej, poza tym wydarzenia dnia poprzedniego wyzwoliła w nim tyle emocji, że coś takiego jak posiłek stało na samym końcu priorytetów.
-Ciekawie by było gdyby przez to ognisko nas znaleźli- napomknął raczej sam do siebie niz do towarzyszki, z czymś w stylu uśmiechu na ustach, pomiędzy kolejnymi kęsami mięsa. Po skończeniu śniadania, mieszaniec wytarł ręce o mokrą jeszcze trawę i spojrzał na zajadającą się swoją częścią królika wiedźmę:
- Czekamy na Eliota? Czy idziemy do reszty?-odpowiedź była satysfakcjonująca, chłopak zarzucił kaptur swojej peleryny na głowę po czym ruszył za dziewczyną...

Po dość mozolnym marszu przez las w końcu dotarli do polany...po chwili zauważył wyłaniających się zza gąszczu drzew, nic nie mówił, pierwszy powitał ich druid, wyglądało na to, że część grupy była nieco...zdziwiona tym, że zwiadowcy przeżyli
"Ulga czy obawa?"
Po chwili padło pytanie o Eliota
-Nie mam pojęcia. Rano wybrał się jeszcze do Brim żeby zobaczyć czy..-zaczął mieszaniec, jego głos został brutalnie przebity przez wrzask gnającego Eliota
Przez chwilę niezbyt wiedział co się dzieje, jednak z letargu wyrwał go młody krasnolud...ruszył.
Biegł, nie patrząc za siebie, jedyne o czym w tym momencie był w stanie myśleć był...bieg...to było dziwne uczucie, mimo świszczących strzał umiał tylko wyobrażać sobie siebie gnającego z zawrotna prędkością i lawirującego między konarami drzew...całe życie to robił, dostarczając wiadomości, ociekając przed handlarzami którzy przyłapali go na kradzieży, czy też...orkami, dosłownie dzień wcześniej...czuł na sobie ciąg wiatru zsuwający kaptur z jego głowy...z zadumy wyrwał go przeraźliwy pisk, masa decybeli przeżerająca jego bębenki...miał szczęście, strzelec chybił, a źródło dźwięku drżąc wwiercało się w drzewo, kątem oka spoglądną do tyłu, jedyne co widział to sunącą w jego stronę, smukłą strzałę, uchylił się...biegł dalej...
Hałas za nim osłabł, strzały były rzadsze, czuł się prawie jak wolny od przeklętych miniaturek orków.
-Amator- Syknął wspominając wyraz twarzy wrzeszczącego i wybiegającego na polanę Eliota i przylegając do rozłożystego drzewa, obserwując równocześnie drogę którą biegł...był szybszy od reszty grupy, nie widział nikogo, właściwie nie chciał nikogo widzieć, nie chciał żeby ktoś go spowalniał...oderwał się szybko od drzewa i zarzucając z powrotem różany kaptur na głowę ruszył pędem nadal w kierunku który "obrał" na początku ucieczki...biegł bez ustanku, w końcu natknął się na dość specyficzne miejsce, wszędzie walały się kości, kilka wejść do jaskiń i ogólnie skalisty teren. starając się poruszać bardzo cicho podszedł do najbliższego wejścia i przylgnął do zewnętrznej ściany, tak aby nasłuchiwać i móc wypatrzeć coś w ciemnościach panujących wewnątrz.
Pewną ręką chwycił rękojeść sztyletu, po czym szybkim ruchem wyciągnął go z pochwy...
 
zodiaq jest offline  
Stary 29-08-2010, 21:16   #38
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Pteroslaw


Mylay wyszedł razem z resztą, nie było sensu dalej pozostawać w jaskini. Udali się tam gdzie mieli się spotkać z resztą. Jak się okazało zniknął Elliot gdy zadano pytanie gdzież on jest, ten wpadł na polankę z wielkim wyczuciem czasu, zaraz za nim z lasu wyleciały goblińskie strzały. Ktoś popchnął Venterina, ten zatoczył się lekko, szybko odzyskał równowagę. Zaczęli uciekać, po pewnym czasie goblinów dalej nie było widać, po pewnym czasie przylgnął do ściany obok Iana. Zobaczył że tamten wyjął sztylet, Mylay przekręcił rękojeść swojej laski i powoli wyjął ukryty w nie miecz. Miał w tym momencie dwie bronie, miecz oraz drewnianą laskę, czekał na gobliny, mogły zaraz nadejść...
 
Ajas jest offline  
Stary 30-08-2010, 11:46   #39
 
Chester90's Avatar
 
Reputacja: 1 Chester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumny
Sandro spał niespokojnie tej nocy. Znów dręczyły go te dziwne sny. Nie chodziło o to, że wspominał tragedie poprzedniego dnia. Utrata ojca i domu. Nie to go dręczyło w sennych marzeniach. Znów ukazała mu się we śnie para purpurowych oczu. Przyglądała mu się, a on jakby zawieszony w niebycie nie mógł się ruszyć. Czuł lęk i bezgraniczną chęć spełnienia każdego życzenia istoty, która na niego patrzyła. W powietrzu pojawiły się usta rozciągnięte w uśmiechu. Lekko się rozchyliły i kapłan czekał na rozkaz. Usłyszał pierwsze zgłoski i wtedy się obudził.

Lekko rozczarowany rozejrzał się wokół siebie. Wciąż był w jaskini. No tak, to raczej normalne. Sandro wciąż na w pół przytomny podniósł się z ziemi i przeciągnął. Wtedy wszedł do środka Falanthel z kolejnym upolowanym królikiem. Zabrał się do przygotowania posiłku i po godzinie znów wszyscy mogli zaspokoić swój głód. A raczej może tylko oszukać żołądki, bo jeden futrzak na pewno nie wystarczył by ukoić w pełni głód tylu osób.

Kiedy rozgorzała dyskusja na temat nocnych wypadków Sandro tylko słuchał i się nie wtrącał. Najwyraźniej ich nocni stróże postanowili, nikomu nie mówiąc, udać się w pogoń za tą parą goblinów. Gdyby ich obudzili mogli by obezwładnić zielonoskórych. Jednak kapłan wolał się nie wypowiadać na ten temat. Równie dobrze wypadki nocy mogły się potoczyć nie po ich myśli i ktoś mógł zginąć. Nie czas było teraz o tym dyskutować. Czas było się zbierać i spotkać z grupą zwiadowców, którzy wybrali się do wsi. Długo nie przyszło im czekać. Dwójka z dzieci pojawiła się po chwili. Jednak wciąż brakowało Eliota. Kapłan miał zamiar spytać gdzie podziewa się ostatni ze zwiadowców, ale uprzedził go druid. Zresztą odpowiedzi też nie zdążył otrzymać, a może i otrzymał ją, ale nie w takiej formie jakiej się spodziewał.

Na polankę, bowiem wyskoczył nagle Eliot krzycząc, by uciekali. Co się działo? Ledwie ta myśl zagnieździła się w umyśle kapłana w powietrzu świsnęły strzały wbijając się w pobliskie drzewa. Sandro wziął sobie do serca wykrzyczana radę i wziął nogi za pas. Biegł tak naprawdę na oślep, a obok siebie słyszał odgłosy biegu pozostałych. Po chwili wypadł z krzaków na kawałek otwartej przestrzeni. Zza konaru wyłonił się Falanthel mało nie przyprawiając kapłana o zawał serca. Z krzaków wyłonili się też Timmy, Marysia. Nigdzie nie było widać reszty.Ledwo zdążyli się zatrzymać tropiciel znów pogonił wszystkich do biegu.

- Zaraz chwila, gdzie są pozostali? – kapłan zwrócił się jednocześnie do wszystkich wokół. Nie mogli się przecież teraz pogubić. Jeśli przyjdzie im walczyć z goblinami w większej grupie mają większe szanse.
 
__________________
Mogę kameleona barwami prześcignąć,
kształty stosownie zmieniać jak Proteusz,
Machiavela, łotra, uczyć w szkole.
Chester90 jest offline  
Stary 30-08-2010, 19:10   #40
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
Ulli


Wykład z geografii Puszczy Lundru nie przypadł Oskarowi do gustu.
„Nie z północy tylko z zachodu, też coś.” Prychnął kpiąco. „Tak jakby nie mogli okrążyć wioski obchodząc jakieś bagna.” Ale szybko stłumił w sobie niechęć. „Druid na pewno wie lepiej jak ty. Nie bądź jajkiem mądrzejszym od kury.” Było dla niego jasne, że będąc w lesie przywódcami są ci którzy o lesie wiedzą najwięcej czyli Eburon i Falanthel.

Krasnoludzka duma nie pozwalała jednak łatwo pogodzić się z tym, że nie ma racji i cała sprawa popsuła mu nieco humor. Na szczęście krzątanina związana z porządkowaniem obozowiska, posiłek i dopieszczanie swej prowizorycznej broni dała mu zajęcie dzięki któremu mógł o tym zapomnieć.

***

Poza wyrażeniem troski o los zwiadowców nie odzywał się do przyjścia na miejsce. Starał się trzymać możliwie blisko Harrila do którego jako do krasnoluda miał największe zaufanie. Idąc westchnął tylko smutno wspominając ostatnie wypadki i beztroskę trójki zwiadowców. „Ciekawe czego dowiedzieli się przez noc czego razem nie moglibyśmy dowiedzieć rano? Teraz zamiast iść po pomoc trzeba ich szukać w okolicy przeczesywanej przez to zielone paskudztwo.”
Poza tym czas wykorzystał na modlenie się za swych rodziców.

Widząc wchodzących na polankę Iana i Marysię Oskar skrzywił się paskudnie.
„Czyżby pan lepkie palce wpakował się w kłopoty?”
Prawda okazała się jednak o wiele gorsza, bo chwile później na wpadł Elliot sprowadzając pościg. Okazało się, że w kłopoty wpakował ich wszystkich.

- Wiać!

Słowa Harrila powstrzymały wypowiedzenie kilku niezbyt grzecznych i z pewnością nieprzystających kapłanowi Moradina słów. Chwycił tylko mocniej swój drąg i pochylając się żeby stanowić możliwie jak najmniejszy cel ruszył pędem za Harrilem.


***


Podczas kilku minut bezładnej, panicznej ucieczki zachował tylko tyle przytomności, żeby nie zgubić prowadzącego Harrila niewiele myśląc o tym kto jeszcze biegnie z nimi i czy się nie podzielili.

Zatrzymali się dopiero po dłuższej chwili.

- Niech demony porwą wszystkie gobliny... i złodziei!

Powiedział patrząc spode łba na Elliota, który niefortunnym zbiegiem okoliczności okazał się być w ich grupie. Rozejrzał się wokół „Kto jeszcze, Garret?” No cóż nic nie miał przeciw bardowi, ale żałował w tym momencie, że nie ma z nimi Falanthela, lub Eburona. Świst strzał na chwile ucichł. Nie było też słychać wrzasku orków i goblinów, oczywistym jednak było że nie mogą tu zostać. Teraz ich prześladowcy wiedzieli, że część wiśniaków żyje i nie spoczną póki ich nie zabiją. Fakt, że orki zostały w wiosce był przykry także z innego powodu. Oznaczał, że wszyscy zginęli. Nie było szans na uratowanie kogokolwiek, tak samo jak na doposażenie się przed długą drogą.

- Jesteście cali? Któryś z was jest nas w stanie wyprowadzić na trakt, lub chociaż z powrotem do jaskini w której nocowaliśmy? Jakieś pomysły?


Uczucie beznadziei zaczęło powoli kiełkować w umyśle kapłana. Brak jedzenia, nieznajomość drogi, horda zielonoskórych na karku, dwa tygodnie do najbliższego miasta.

„Moradinie wspomóż.”
 
Ajas jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:36.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172