Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-08-2010, 09:48   #14
Efcia
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Post Discordia

Anna wracała do mieszkania. Po nocce w pracy bolały ją plecy i tyłek, bo akurat wypadło jej patrolowanie. Siedzenie w samochodzie przez 11 godzin bez ruchu jest katorgą, której nie rozumieją normalnie ludzie. No i jeszcze Tadek. Ten podstarzały eks- policjant palił jak smok i miał w zwyczaju szczegółowo wyjaśniać, czemu kobiety nie powinny pracować zawodowo tylko siedzieć w domu. Anna miała go dość ciągle i ustawicznie i tak ustawiała grafik, żeby nie mili jednej zmiany. Ale akurat dziś Filip musiał zostać w domu z chorym dzieckiem. No więc trudno, stało się, Ani został przydzielony Tadeusz. Zwykle puszczała jego uwagi mimo uszu, ale dziś ją rozdrażnił, biorąc jej życie jako przykład potwierdzający jego teorie. Nie trzeba dodawać, że nic nie wiedział o jej życiu. Na domiar złego musiała iść piechotą, bo motor stał u Bartka w garażu.
Droga jej się strasznie dłużyła, mimo, że wysiadła z autobusu pod samym Dworcem. Zawsze lubiła tłum zgromadzony na Głównym. Pełno ludzi, dzieci, kobiety, mężczyźni, wszyscy czekający na pociągi, które miały ich zabrać gdzieś daleko. Może do czekających rodzin? A może do pracy, z dala od domu? Ktoś tu czekał na kogoś, ktoś inny odprowadzał przyjaciół, matki żegnały synów wracających do jednostek z przepustek. Na ten widok zawsze ściskało ją w dołku. Jej nikt tak nie żegnał. Nie obejmował czule, nie szeptał miłych słów pożegnania, nie machał chusteczką na peronie. Gdy ona odjeżdżała do jednostki, na dworcu kłębił się tłum obcych ludzi.
Anna potrząsnęła głową, żeby odgonić niewesołe myśli. Była dziś w nostalgicznym nastroju, co zauważyła z pewnym rozdrażnieniem. Nie lubiła tego stanu ducha. Łatwo wpadała wtedy w złość, co skutkowało zamknięciem się na cztery spusty i nie przyjmowaniem gości. I jeszcze dzisiejsza wizyta w Fundacji. Według polecenia służbowego dostała nowy przydział. Już nie będzie jeździć na patrole ani wysiadywać w stróżówkach biur. Teraz będzie ochroniarzem w siedzibie Fundacji, czyli fundacji na rzecz odnowienia starego cmentarza żydowskiego. Nie wiedziała czy cieszyć się czy wściekać. Był to na pewno krok w jej karierze Przebudzonej. Ale z drugiej strony miała świadomość, że będzie się teraz zagłębiać w sprawy magów znacznie bardziej niż by chciała. Ta myśl również zepsuła jej i tak już parszywy humor.
Jako gwóźdź do trumny wystąpili natomiast członkowie innych Tradycji tłumnie odwiedzający TW „Diabła”. Dziś to byli Bejowski i Stadnicki a dwa dni temu Berner. Powiedziała jej o tym Małgorzata, recepcjonistka w fundacji, straszliwa plotkara. Anna czuła, że coś jest nie tak. Wobec tego należy się mieć na baczności i mieć oczy dookoła głowy. Coś się szykowało. Raczej nie było obawy o walki magów. To zbyt wulgarne i niespecjalnie inteligentne, więc odpada, jeśli idzie o Eutanathosów. Raczej powinno się spodziewać przepychanek na stołkach. Zawirowania polityczne są często bardziej krwawe i niebezpieczne od wojny.
Anna już miała włożyć klucz do zamka, gdy pomyślała o jednej rzeczy, miłej rzeczy, która zawsze potrafiła jej poprawić humor. Choćby nie wiadomo jak parszywy. A raczej o osobie.
Schowała klucz do kieszeni i, odwróciwszy się na pięcie zbiegła ze schodów. W drzwiach omal nie zderzyła się ze starszą panią niosącą zakupy.
- Och! – Zawołała. – Przepraszam panią, pani Wysocka.
- Ależ nic się nie stało.- Odparła kobieta. – A gdzie się pani tak spieszy?
- Idę po Ringo na spacer.- Anna uśmiechnęła się lekko, podnosząc z ziemi torbę, która upadła na progu. – Już dawno się nie widzieliśmy.
- Nie trzeba, kochanie. – Starsza pani usiłowała wyciągnąć ucha siatki z dłoni dziewczyny.- Poradzę sobie. A może przywieziesz go tutaj na parę dni? Sąsiedzi się nie pogniewają.
- Ale to żaden kłopot, pani Wysocka. – Weszły razem do klatki, pod drzwi starszej kobiety. – Skoro pani to nie przeszkadza, to bardzo chętnie.
- I narzeczonego byś kiedyś przyprowadziła. To taki miły człowiek.
Anna uśmiechnęła się delikatnie, za plecami lokatorki. „Narzeczonego” pani Wysocka widziała kilka razy. Tak samo jak reszta sąsiadów. I wszystkim się spodobał. Nic zresztą dziwnego. Bartek był przemiłym człowiekiem. Zwłaszcza dla obcych i przyjaciół.
- Zobaczymy. – Odparła. – Do zobaczenia.
- Do widzenia – odpowiedziała kobieta, ale Anna już tego nie słyszała.

***

Z dworca na Biskupin jechało się około trzydzieści minut, ale właśnie zaczynały się godziny szczytu. Anna zastanawiała się, co powinna zrobić: jechać czy iść na piechotę. W rezultacie, uznając, że straci tyle samo czasu, wsiadła w dwójkę.
Faktycznie przejazd zabrał jej blisko godzinę. Jeszcze po drodze wstąpiła na politechnikę. Miała do załatwienia pewną sprawę z Cyprianem, ale tłum studentów z pinglami na nosach i długonogich studentek skutecznie odwiódł ją od zamiaru spotkania z Dębowskim. Zostawiła mu tylko wiadomość, że ma dla niego zlecenie. W domu, pod poduszką w szufladzie na pościel leżał nowiutki Pistolet HK USP produkcji niemieckiej. Komorowska chciała, żeby go nieco usprawnić, żeby bardziej pasował do jej upodobań. Młody Eteryta był świetny, najlepszy człowiek od broni, jakiego spotkała. A znała kilku całkiem dobrych. Jego pomysły na ulepszanie były oryginalne i niepospolite, chyba, że sama tego chciała. I ceniła go za to, że nie wygłaszał jej kazań na temat, dlaczego to Eutanatosi nie powinni postępować tak, jak postępują. Jednym słowem był idealnym partnerem w interesach. Nie byli przyjaciółmi, co to to nie, ale rozumieli nawzajem swoje pasje. I to wystarczało.

***

Na Gersona dotarła mocno rozdrażniona zimnem, tłumem i fatalną komunikacją miejską. Wchodząc na piętro zastanawiała się czy Bartek jest w domu. W momencie, gdy naciskała dzwonek, otworzyły się drzwi. Wielki golden retriever rozszczekał się na jej widok.
- O! Cześć kochanie – Bartek uśmiechnął się wesoło. – Nie spodziewałem się ciebie dzisiaj. Siad, Ringo.
Pies posłusznie usiadł. Z rozwartym pyskiem i wywalonym ozorem, radośnie zamiatał podłogę puszystym ogonem.
- Wiem. Miałam ciężki dzień, więc stwierdziłam, że miło będzie się spotkać. – Anna pogłaskała zwierzaka po głowie, na co ten odpowiedział liżąc z zapamiętaniem jej dłoń.- Śliczny piesek. Idziecie na spacer?
- Tak, na wały. Przyłączysz się? – Mężczyzna pocałował ją lekko w usta i zaczął schodzić po schodach.
- Jasne. Dzień jest przecudowny. – Zażartowała.

Nieco ponad godzinę spacerowali z psem po łąkach nad Odrą. Jak zawsze Anna się wyciszyła i cieszyła każdą chwilą spędzoną z najbliższymi. Zły humor odszedł w niepamięć, kiedy wracali do domu, żeby zrobić kolację.
W kuchni Ringo skomleniem domagał się jedzenia.
- Ty go głodziłeś cały dzień, że tak piszczy? – Zapytała Anna nie odrywając się od krojenia papryki na leczo.
- Nie, skąd! On już zjadł swoje, ale myśli, że jak poudaje to ty też mu dasz. – Bartek uśmiechnął się domyślnie, smażąc cebulkę.
- Aha. Ty żebraku jeden, nic już nie dostaniesz – dziewczyna nachyliła się nad psem grożąc mu palcem. Golden natychmiast zabrał się do oblizywania wystawionej części ciała.
Ania zaśmiała się i umyła ręce.
Przy stole rozmawiali o niczym, ale i tak miło było po prostu posiedzieć we własnym towarzystwie, nie przejmować się niczym. Bartek mówił, że w najbliższy weekend ma wolne, więc może wybraliby się do jego rodziny z wizytą. Ania nie powiedziała ani tak ani nie, ale wiadomo było, że w końcu się zgodzi. Maglowana do upadłego, pytana znienacka i podpuszczana wspaniałymi wypiekami pani Trzpieniowej zawsze w końcu się zgadzała.
W pewnym momencie, podczas leżenia brzuchem do góry na kanapie w drugim pokoju, Anna spojrzała na Bartka i dotknęła jego ręki.
- Birula zaprosił mnie dziś do klubu.- Powiedziała obojętnie.
Mężczyzna odwzajemnił spojrzenie, ale nic nie odpowiedział. Ania przy kilku już okazjach wspominała o Karolu Biduli. A Bartek nie czułby się dobrze, gdyby go nie sprawdził. Tak, jak i pozostałych ludzi, z którymi się okazjonalnie spotykała. Niegrzeczny Karolek miał reputację na dzielnicy, co policjantowi niespecjalnie przeszkadzało, dopóki nie wchodził w paradę chłopcom z kryminalnego.
- Do „Od zmierzchu do świtu”. Nie wiem czy iść. Nie chce mi się, ale z drugiej strony nie mam nic innego do roboty.- Bezmyślnie przebierała palcami w jego dłoni.- Wszyscy tam będą.- Dodała tonem wyjaśnienia.
Birula jak zwykle nie zadał sobie trudu, żeby zapytać czy nie ma innych planów. Jakby sam fakt, że on mówi gdzie będzie, sprawiał, że wszyscy pozostali natychmiast też tam się zjawią. Anna jednak przestała się przejmować takimi drobiazgami już dawno temu, dlatego Karolek ze swoimi manierami z blokowiska był całkiem znośny. Poza tym rzeczywiście wszyscy tam dziś będą. Może ewentualnie wpaść na chwilę, przywitać się, żeby nie wyjść na totalną dzikuskę.
- Aha.- To nic niemówiące stwierdzenie, było wszystkim, co Bartek powiedział.
I oczywiście od razu wyprowadził ją z równowagi.
- Wcale nie pomagasz. – Mimo wszystko starała się zachowywać neutralnie. Nie chciała od razu się kłócić. Przecież dopiero co poprawił jej humor.
- A chcesz znać moje zdanie?
- No jasne. Inaczej bym nie zaczynała.
- Nie chcesz iść, bo nie idziemy razem. Jednocześnie chcesz pójść, bo nie wiesz, co masz robić sama w domu. Zgadza się? – Bartek spojrzał na nią z uśmiechem samozadowolenia na twarzy.
„Cholernik, ma rację” pomyślała uśmiechając się wbrew sobie „gliniarz”.
- Mhmm.- Mruknęła i pokiwała głową.
- No to gdzie masz problem? Jak dla mnie powinnaś iść. Rozerwiesz się trochę przynajmniej.- Pocałował ją w policzek.- Ale ty przecież wiedziałaś, co ci powiem, nie?
- Tak.- Ania przytuliła się do niego.- Bartuś, kochanie, jesteś przewidywalny.
- No wiem – stwierdził żałośnie, patrząc w sufit.- Ale zapominasz, że takie rozmowy odbywamy za każdym razem, gdy masz iść gdzieś sama. Iść się zabawić dodajmy.
- Aha.- Dziewczyna znowu go pocałowała.- Ale teraz zajmijmy się czymś przyjemniejszym niż roztrząsanie mojego skrzywionego charakteru.
Ringo leżał na wtartym chodniku w przedpokoju obgryzając wielkiego gnata z reszek wyimaginowanego mięsa i kompletnie nie zwracał uwagi na to, co dzieje się za jego plecami, w sypialni.

***

Wchodząc do lokalu Anna zdała sobie sprawę, że tak naprawdę to nie za bardzo chciała tu przychodzić. Owszem, dała się przekonać Bartkowi, ale raczej z wrodzonej przekory niż z rzeczywistej ochoty na zabawę. Powiedzmy sobie prawdę, Ania Komorowska nie lubiła iść na imprezę bez swojej potencjalnej miłości na całe życie.

Byczki przy drzwiach obrzuciły ją uważnym spojrzeniem nie zatrzymując. Nie wyglądała zbyt przyjaźnie wąskich czarnych spodniach, wysokich butach, czarnej skórzanej kurtce i ostrym makijażu. Również jej zacięta mina nie sprzyjała lekkim pogawędkom.
Pomieszczenie było niskie i zadymione. Pełno w nim było ludzi, którzy gadali, śmiali się, tańczyli, popijali ze szklanek i kieliszków. Anna jak zwykle przyszła dość późno, więc wszyscy bawili się już w najlepsze. Na parkiecie królowała jedna para. Tancerze musieli dawać świetny występ, bo otaczał ich ciasny wianuszek gapiów. Głównie mężczyzn, którzy gwizdali i krzyczeli. Dziewczyna uchwyciła typowo samcze odzywki, co to by który nie zrobił z taką partnerką. Podeszła bliżej chcąc się przekonać, kto jest taki utalentowany.
Karin i Wera faktycznie miały tak zwaną „iskrę” w sobie. Wyglądały razem szalenie podniecająco i równocześnie doprowadzały do wrzenia całą męską populację baru. Anna przesunęła się nieco bliżej. Nie miała nic przeciwko tym dwóm lesbijkom, chociaż sama nie umiała sobie wyobrazić miłości bez faceta. Przyuważyła Birulę, który wydzierał się najgłośniej. Był napakowany i łysy, czyli chłopak z dzielnicy, który nie chodzi do szkoły i zajmuje się drobną działalnością przestępczą. No i oczywiście jest tępym kretynem, chociaż Anna wiedziała, że Karol jest inteligentny, na swój specyficzny sposób.
Właśnie pochylał się do stojącego obok mężczyzny mówiąc coś z uśmiechem na twarzy i wyraźnym gestem ilustrując swoją wypowiedź. Ania wiedziała aż nazbyt dobrze, czego dotyczy wypowiedź i jakie obrazy Niegrzeczny Karolek ma przed oczami. Uśmiechnęła się domyślnie i ruszyła w jego stronę. Wypadałoby się przywitać z prawą ręką Diabła, skoro już tu przyszła.
Jakiś głupek musiał ją uznać za potencjalnie łatwą zdobycz, bo ruszył w krok za nią. Anna wzniosła oczy do sufitu, ale nie zareagowała. Już za kilka metrów miała się znaleźć w zasięgu obecności Niegrzecznego Karolka i nie będzie się musiała wysilać.
Ale nie dane jej było zaznać tego uczucia. Przynajmniej nie od razu.
- Hej, dziewczyno!- Powiedział ktoś tuż za nią.
- Hej, laska, czekaj!- Gdy się nie zatrzymała, postanowił ponowić zaproszenie.
Tym razem się zatrzymała. Gość uznał to widać za zaproszenie. Przepychanie się przez tłum rozochoconych facetów nie było łatwe ani szybkie, więc facet miał okazję złapać ją za rękę. Odwróciła się jak ukąszona, z okropnym uśmiechem na twarzy.
- Chciałeś coś?
Zgrzyt skrzyni biegów w dwudziestoletnim fiacie mógłby być uznany za piękną muzykę w porównaniu do dźwięku jej głosu. Adorator jednak był na tyle pijany, że tego nie zauważył.
- Chodź mała, pobujamy się – gościu wyszczerzył w uśmiechu wszystkie zęby.
Był niski, miał ogoloną na zero glacę, cienki wąsik pod nosem i gruby, złoty łańcuch na krótkiej szyi. Nosił się jak wiejski cwaniak i próbował grać twardziela z dzielnicy. Kiepska podróba Biruli. Dziewczyna zacisnęła szczęki lekko marszcząc nos.
- Serio? – Odparła i zmierzyła faceta wzrokiem.- Nie wydaje mi się.
Był od niej niższy o głowę, ale nie przeszkadzało mu to trzymać jej za nadgarstek. I do tego był nieudolnym idiotą. Przysunął się do niej, udając, że tłum go popchnął.
Anna wyrwała rękę z uścisku i odwróciła się w stronę Eutanathosa. Była od niego dwa kroki, gdy natrętny kretyn postanowił spróbować ostatniej szansy. Lekko ją popchnął tak, że wpadła na Niegrzecznego Karolka.
- Jak łazisz, ku…- Już miał ją odepchnąć, gdy zauważył, kto na niego wpadł.- Pani Generał.
- Cześć Birula.- Przywitała się.- Wiedziałam, że tu cię znajdę.
- Jak się bawisz?- Zapytał, zasadniczo jednak była zainteresowany
- Niespecjalnie. – Odparła.- Tamten palant za mną lezie.
Birula spojrzał ponad jej ramieniem na łysego gnojka. Musiał mieć coś w oczach, bo tamten jeszcze jakby zmalał.
- Ta pani jest ze mną.- Powiedział jednak dość twardo.
Anna uniosła brwi w niemej kpinie.
- Spadaj gnoju, bo ci facjatę przemodeluję.- Niegrzeczny Karolek w tej chwili na prawdę wyglądał na niegrzecznego.- I żebyś mi się tu więcej nie pokazywał.
- Nie wtrącaj się, mięśniaku.- Facecik spojrzał na niego hardo. I zrobił kolejny błąd: wysunął do przodu szczękę znowu łapiąc Annę za rękę.
Mag nie wytrzymał i walnął gościa w twarz. „To był ładny prawy sierpowy” skonstatowała Komorowska. Tamten lekko się potknął, ale utrzymał równowagę. Nie wyglądało, żeby się specjalnie przejął. Na pewno teraz miał ochotę na więcej.
- No!- Birula podniósł dłoń zaciśniętą w pięść pod nos cwaniaczka.- Won mi stąd!
W tym momencie Ania objęła Eutanathosa w pasie. Już i tak zrobili nieco zamieszania.
- Szkoda nerwów.- Nie za bardzo chciała robić widowisko na oczach tylu ludzi. A Karolek był zdolny do wszystkiego w obronie „swoich”.- I wieczoru.
- Racja.- Odpowiedział. A po chwili, jakby zapominając o całej sprawie, dodał:- Teraz to my się pobujamy.
Dziewczyna spojrzała w sufit uśmiechając się lekko. Wiedziała, że tak to się skończy, więc spokojnie dała się złapać w pasie i poprowadzić na parkiet.
Wera i Karin skończyły już swoje popisy i ludzie spokojnie wracali do zabawy. Karol nie był może mistrzem tańca, ale nadrabiał entuzjazmem. Anna nawet go lubiła. Nie miała więc nic przeciwko temu, żeby zatańczyli. Zarzuciła mu ręce na szyję i pozwoliła się prowadzić. Trochę przy tym myśląc o Bartku, trochę o nagłym przypływie miłości innych Tradycji do Eutanathosów a trochę o nowej pracy ani się spostrzegła, jak skończył się kawałek. Birula na koniec utworu złapał ją za rękę i okręcił parę razy zakańczając efektywnym przegięciem. Anna mimowolnie się roześmiała. Lubiła tańczyć, chociaż nie była to jej mocna strona.
- Fajnie było.- Skomentowała ich wspólny wyczyn.- Może mała powtórka?
- Jasne.- Odparł.- Pani Generał.
I znowu porwał ich wir tańczących.

Birula dość śmiało sobie poczynał. Zamiast obejmować ją w pasie, zsuwał ręce na biodra i przyciskał do siebie. Akurat puścili wolny kawałek i, niestety, Anna musiała wytrzymać te końskie zaloty. Ale Niegrzeczny Karolek już taki był. Lubił łatwe laski i piękne bryki, albo na odwrót, i tylko takie znał. Dziewczyna o tym wiedziała i przyjmowała to z całym dobrodziejstwem inwentarza, wiedząc, ze nic nigdy nie zmieni jego charakteru. Mimo, że był uciążliwy z jego samczym zachowaniem, Birula był dobry w czym innym i dlatego wybaczano mu jego maniery. Dlatego raz za razem, bardzo stanowczo podnosiła jego dłonie, kładąc z powrotem na pasie, i odsuwała się na tyle, żeby nie ocierać się o jego wielką klatę.
- Dzięki za wszystko, Birula.- Powiedziała, gdy kawałek się skończył.
- Nie ma sprawy, Pani Generał.- Odparł.
- Chodź do baru. Postawię ci kolejkę.
Niegrzecznemu Karolkowi nie trzeba było dwa razy powtarzać takiego zaproszenia. Złapał ją w pasie i poprowadził przez roztańczony tłum. Szedł jak czołg, nikt nie śmiał mu zastąpić drogi. Nic zresztą dziwnego. Był wielki, łysy, napakowany mięśniami i straszny. Tylko kretyn by mu się wpakował pod pięść. Anna cieszyła się z jego obecności. Przynajmniej nikt jej nie zaczepił.

Doholował ją do baru i dziewczyna zamówiła kolejkę. Przepili do siebie cztery pięćdziesiątki zanim zrobili krótką przerwę na oddech.
- Zagramy w kieliszki?- Anna miała dość mocną głowę. Postanowiła upić Birulę, żeby wyciągnąć od niego nieco informacji. Był bliżej z Diabłem, niż ona. Nie tak blisko, jak Rudecka, ale na początek wystarczy. Zresztą, pani Renatka jest jak Cerber, będzie bronić tajemnic swego pana po grób.
Ale Karolek jej nie słuchał. Patrzył gdzieś za nią z miną lwa, który właśnie zobaczył kulawą antylopę. Zwycięstwo już malowało się na jego twarzy. Anna obejrzała się, spodziewając się, co zobaczy. To nie było takie trudne. Jakieś dwa krzesła za nią siedziała młoda dziewczyna. „Jeszcze trochę mniej i podchodziłaby pod kuratora” skonstatowała. Tlenione blond włosy, kusa spódniczka i jeszcze krótsza bluzeczka, oba fatałaszki naszywane cekinami. Ostry makijaż i zachęcające spojrzenie.
- Sorry, Anna.- Birula podniósł się zwinnie ze stołka.- Będę leciał.
Ania parsknęła śmiechem i poprosiła o kolejny kieliszek.
- Nie krępuj się.- Wypiła.
Przez chwilę siedziała sama. Zasadniczo miała już trochę dość. Była zmęczona po nocce w pracy, rozstrojona zmianą miejsca pracy na bliższe Fundacji, zdenerwowana własnymi przeczuciami dotyczącymi przyszłości i wizyt trzech ważnych figur z innych Tradycji. A tak na prawdę, to dziś w ogóle nie miała ochoty na imprezowanie. Zamówiła kolejny kieliszek czystej, który wypiła jednym łykiem.
- Przepraszam, nie przeszkadzam?- Z zadumy wyrwał ją melodyjny głos.
Obróciła głowę napotykając spojrzenie ciemnych, zamglonych oczu.
- Zauważyłem, że pijesz… przepraszam, pije pani całkiem sama.
Oczy należały do wyglansowanego na wysoki połysk faceta. Opalenizna, czarne kędziory opadające wdzięcznie na twarz i rozchełstana satynowa koszula pod sportową marynarką pasowały do niego jak ulał. Siedział przed nią typ uduchowionego podrywacza panienek na jeden numerek. Anna skrzywiła się.
- A co? Prawo tego zabrania?- Odparła, może nieco zbyt opryskliwie.
- Ależ skąd. Pytam, bo martwię się o panią.- Ciemne, zamglone oczy nagle przybrały smutny wyraz. Ania tylko czekała jak usta wykrzywią mu się podkówkę, jak u małego dziecka.- Taka piękna kobieta nie powinna być sama.
„Banał” pomyślała "Co to jest dzisiaj? Zjazd osiedlowych idiotów?".
- Poczuwam się do obowiązku dotrzymania pani towarzystwa.- Facet położył swoją gorącą i lepką dłoń na jej nadgarstku.
- Nie trzeba. Ta pani jest ze mną.- Znajomy głos odezwał się tuż nad jej głową. Równocześnie duża dłoń opadła na jej ramię.
- Robert!- Anna uśmiechnęła się radośnie, odwracając do mężczyzny stojącego za nią. Momentalnie zapomniała o „facecie- zamglony wzrok”.
Robert Matusiak był kolegą Bartka z pracy. Wysoki, barczysty, z dłońmi jak bochny chleba był jego totalnym przeciwieństwem. Zawsze uśmiechnięty, życzliwy i wesoły stanowił idealne towarzystwo na dzisiejszy wieczór.
- Sam jesteś czy z Kasią?- Ania przeszukała wzrokiem tłum kłębiący się za jego plecami.
- Z Kasią i jeszcze paroma chłopakami z Komendy.- Odparł i wskazał kciukiem gdzieś za siebie.- Siedzimy w tamtej loży, o tam. Przyłączysz się?
- Jasne.- Odpowiedziała z dużą ulgą.- Ten klub to jakaś wylęgarnia kretynów. Gdyby nie ty, to chyba musiałabym mu coś połamać, żeby się odczepił.
- Raczej nie jedno „coś”, jak znam ciebie.

Resztę wieczoru spędziła z Robertem, Kasią i jeszcze dwoma innymi parami, bawiąc się nawet całkiem dobrze. Klika razy kiwnęła głową Biruli, gdy ten akurat przetaczał się z kolejną laską po parkiecie. Raz dojrzała Cypriana otoczonego wianuszkiem młodych dziewczyn, wśród których rozpoznała jego siostrę. W pewnym momencie, idąc do baru po kolejną butelkę, między ludźmi wyczuła obecność innego maga. To mógł być jeden z dwóch mężczyzn przy barze. Albo blondyn o wybitnie skandynawskiej urodzie trzymający rum z colą, albo ciemnowłosy facet o przeciętnej urodzie, który zamówił piwo. Na wszelki wypadek sprawdziła, gdzie obaj siedzą i w jakim towarzystwie się bawią zanim wróciła do swoich.
Zawsze lepiej wiedzieć, niż zgadywać. Zresztą, kto wie? Może kiedyś ta informacja do czegoś się przyda? Zresztą, lepiej dmuchać na zimne to nie sparzysz się na gorącym.
Blondyn poszedł do stolika w rogu i zabrał jedną z dwóch towarzyszących mu panienek na parkiet. Obie chichotały jak naćpane, przy czym jedna na pewno nie była pełnoletnia. Anna skrzywiła się, ale nie mogła go wykluczyć. Drugi facet usiadł przy stoliku z młodym, ciemnowłosym. Przez tę krótką chwilę, gdy Anna im się przyglądała, niewiele mówili i ciągle się rozglądali, jakby oglądając klub lub szukając kogoś wśród tłumu. Dziewczyna postanowiła zapamiętać całą trójkę. Laseczek zdecydowała nie liczyć. Coś jej mówiło, że to przygoda na jedną noc.
Towarzystwo przy stoliku nawet nie zwróciło uwagi, że nie było jej dłużej niż powinno zająć jej kupienie pół litra czystej.

***

Do końca wieczoru lała się wódeczka, panował nastrój zabawy i sypały się żarciki. Ania wyszła z klubu około trzecie nad ranem, wzięła taksówkę i pojechała na Biskupin. W progu powitał ją Ringo. Rzucał się tak, jakby było go co najmniej dziesięć, usiłując jednocześnie skakać jej na szyję, lizać po twarzy i szczekać z radości.
- No już, już – Anna bełkotała kierując się do łóżka.- Ja też cię kocham, dzidziaku.
Rozbierając się do spania była już na wpół przytomna. Zasnęła w locie między ściągnięciem koszulki a poduszką.
Ringo uwalił się jej w nogach i zębami naciągnął kołdrę na Annę. Mądry pies.
Oczywiście, chciał żeby jemu było ciepło.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline