Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-08-2010, 18:15   #31
malahaj
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
Wilkołak groźnie wyszczerzył kły i zjeżył sierść na karku, słysząc wzmiankę o sobie. Strzygoń jedynie zachichotał bezgłośnie, odmierzając kolejną dawkę suszonych ziół, mieszanki jego autorstwa. Kolacji może i nie ma, ale ubaw jest przedni. Zresztą, jak mówi stare przysłowie, co się odwlecze...

Narada nad ruinami trwał niedługo i całe towarzystwo generalnie postanowili zlać odkrycie Haveloka i powrócić od pierwotnego planu. Budowa tamy ruszyła pełną parą o poranku. Co prawda nikt z budowniczych nie miał o tym zajęciu zielonego pojęcia i patrząc na efekty ich pracy, okoliczne bobry płakały ze śmiechu, jednak popołudniu rzekę przegradzała koślawa, nie równa, chwiejna i mocno cieknąca konstrukcja. Uszczelnić jej nie było czym, więc o całkowitym zatamowaniu rzeki mowy być nie mogło. Podobnie jak o skierowaniu jej na inne koryto, z grubsza jednak osiągnięto cel, bo przy domniemanej kryjówce potwora poziom wody obniżył się. Pół metra, może metr. Zawsze coś.

Do odsłonięcia wejścia do podwodnej konstrukcji nadal brakowało sporo, ale tu wkroczył do akcji Salim ze swoimi modłami. Zajęło mu to dłużej i było trudniejsze niż się spodziewał, ale w końcu udało mu się osiągnąć co zamierzał. Woda opadła wyraźnie i odsłoniła kamienne schody prowadzące do siedziby potwora. W połowie. Baklun wyraźni czuł upływ mocy, jednak czekać nie było na co, bo nie wiadomo jak długo utrzymają się efekty jego zaklęcia. Ruszyli.

Kamienne schody, śliskie i zdradliwe, pokryte grubą warstwą wodorostów i rzecznego mułu prowadziły ich do długiego, opadającego w duł tunelu. Wygląd jakby był częściowo naturalną jaskinią, dostosowaną do swoich potrzeb, przez ludzi. Lub inne istoty rozumne. Szeroki na dwóch mężczyzn, ale niski dosyć, bo co wyżsi musi się schylać przy wejściu. Szybko tez pojawił się problem, bo tunel schodził wyraźnie w duł a tafla wody zostawała na ym samym poziomie. Początkowo woda sięgała im do kolan, ale z czasem brodzili w niej do pasa i po szyje. W końcu dotarli do miejsca, gdzie tunel schodził na tyle nisko, że był cały zalany wodą.

Znów trzeba było zdecydować do dalej. Zawrócić trochę głupio, skoro doszli już tak daleko a o dalszym obniżaniu poziomu wody nie było mowy. W drodze losowania ustalono, że Cilian wystąpi w charterze ochotnika sprawdzającego dalszą drogę. Poświecenie Mahona opłaciło się, bo odkrył, że za parę metrów tunel kończy się sporą jaskinią, częściowo tylko wypełnioną wodą. Normalnie człowiek nie miałby szans przepłynąć zalanego tunelu, teraz jednak przepłynęli wszyscy. Z wyjątkiem Słowa Bożego. On praktycznie przemaszerował po dnie.

Trudno było stwierdzić jak duża jest jaskinia, bo spowijały ją całkowite ciemności. Już mieli w pośpiechu zapalać pochodnie, kiedy z jednego jej końca usłyszeli oddalone, odbite przez echo glosy i słabe światło. Woda nadal sięgała im do pasa, jednaka iść dało się bez problemów. Szli więc. Najciszej jak umieli.

Uszli może z dwieście kroków, kiedy światło stało się całkiem wyraźne i mogli ujrzeć wnętrze tajemniczej budowli. Okazało się, że nadal byli w tunelu, tyle że znacznie większym. Na jego końcu zaś, czyli w miejscu gdzie właśnie się znajdowali, była ogromna, kulista grota. Światło nikło w mroku, nie odsłaniając im sklepienia jaskini, ale musiało być dobre kilkanaście metrowo nad nimi. Szeroka i długa na drugie tyle, była częściowo zalana wodą. Na przeciwległym jej końcu zaś, leżało to czego szukali. Tyle, że nie tyko to.

Na płaskiej półce skalnej leżał ich znajomy zeulg. Po odrąbanej przez Salima macce, został smętnie zwisający kikut. Na jego końcu zaś, założony był opatrunek. Nie było w tym w sumie nic dziwnego, jeśli wziąć pod uwagę, resztę sceny. Obok potwora kucała jakaś przygarbiona, dziwacznie poskręcana postać. Dopiero po dobrej chwili dało się rozpoznać w niej człowieka. Starego i potwornie zdeformowane człowieka. Był prawe nagi, ale patykowate ciało niemal w całości pokrywały mu przylepione do skóry, długie siwe włosy. Przykucał tuż koło paszczy stwora, głaszcząc go delikatnie po zrogowaciałej skórze i wkładając wprost do lekko uchylonego pyska kawałki surowego mięsa.

- Tak, tak... Już dobrze... Moje Maleństwo... Wiem, że boli, ale już dobrze.... Masz, jedz.... Nie martw się, tatuś się tobą zaopiekuje... A tych kurwich synów, co ci to zrobili utopi w ich własnych szczynach. Nie martw się... Już niedługo rączka ci odrośnie a za ten czas, tatuś ci przyniesie coś pysznego... No, już, już.... -

Zeulg bulgotał z cicha w odpowiedzi na słowa pokracznego starca, zupełnie jak kot drapany za uszami. Skryci w mroku korytarza badacze jaskini, nie mogli do końca wyjść z szoku, kiedy w zasięgu wzroku pojawiła się jeszcze dwójka, z braku lepszego słowa ludzi. Jeden był tylko w połowie człowiekiem. Dosłownie, bo korpus kończył mu się na drewnianej skrzyni, będącej mniej więcej na wysokości pasa. Poruszał się odpychając rękoma, powłócząc skrzynią po skalistym podłożu. Drugi był wcale nie lepszy, choć stanowił jego przeciwieństwo. Mimo, że mocno pochylony pod ciężarem potężnego graba, to i tak był wyższy od najwyższego z nich co najmniej o głowę. Szerszy był za to ze dwa razy, nawet od Słowa Bożego ubranego w swoją płytówkę. Ręce miał wyraźnie za długie w stosunku do reszty ciała. Poruszając się, powłóczył nimi po ziemi.

- Co z tym robimy? Łun tego żryć nie chce. -

Półczłowiek pokazał na palcem za siebie a spojrzenie obserwujących go trybunlaczyków i kościelnych zalśniły. Pokazał bowiem na znaną wszystkim trumnę. Leżała na stercie czegoś, co wyglądało na ludzkie i nie tylko ludzki kości. Niektóre musiały być świeże i nie do końca obgryzione, bo zwisały z nich czerwone ochłapy. Po stercie przechadzały się szczury i jakieś inksze jeszcze stwory, gryząc się miedzy sobą o pozostałości, pośród których widniała, między innymi głowa jednego z pomocników Brussa...

- Sam se to żryj, jak ci pasuje! – odwarknął staruszek - Trza umrzyka zabrać na górę. Niech Noe zdecyduje co z nim począć. Tamte kurwie syny, ino to wiozły, to może się do czego przyda. –

Po tych słowach garbus podszedł do skrzyni i wziął ja pod pachę. Pamiętający wagę pudła i jego zawartości pasażerowie barki, nabrali do niego szacunku widząc jak, od niechcenia podnosi ją w jednej przydługiej ręce. On i półczłowiek ruszyli zaraz ku wbitym w skałę szczeblom prowadzącym po pionowej ścianie w górę jaskini. Starzec zaś wrócił do cichego uspokajania swojego maleństwa.

Całość sceny wszyscy obserwowali ukryci w mroku korytarza. Przykucnięci za większym kawałkiem skały, wystającym z dna, byli z głębi jaskini nie widoczni. Tyle, że nie wiele im to pomagało, bo żeby dostać się do szczebli a wiec i do trumny trzeba było przejść obok zeulga. I trzeba było zrobić to szybko, bo ten jakby się ożywili mocniej poruszając mackami i parskając głośno. Widać poczuł ich zapach...
 
malahaj jest offline