Tego mu było trzeba, dobrego śniadania.Niestety zdążył wziąć tylko kęs mięsa i do środka wbiegł jakiś krzyczący mężczyzna. Głowa go boli, a musi wysłuchiwać czyiś krzyków. Miał ochotę strzelić do tego mężczyzny, aby ten się uciszył, ale nawet nie zdążył wyjąć swoich pistoletów i już szlachcica nie było. Przeanalizował słowa mężczyzny, bo jakoś nie mógł uwierzyć, że nieumarli się zbliżają. Westchnął cicho i powiedział sam do siebie. -Nawet śniadania nie można zjeść w spokoju. Już jesteśmy spóźnieni, a do tego zbliżają się nieumarli.-
Założył kapelusz na głowę, spojrzał po towarzyszach i rzekł. -No chyba nici ze śniadania. Przynajmniej dopóki nie zajmiemy się tymi nieumarłymi, którzy się ponoć zbliżają.-
Wziął jeszcze kęs mięsa. Zaśmiał się cicho i szepnął sam do siebie. -Teraz chociaż zobaczę ich w akcji, bo bardzo mnie ciekawi jak sobie poradzą.-
Wstał powoli i ruszył do drzwi. Wziął do rąk swoje pistolety i wyszedł na zewnątrz. Zaczął rozglądać się dookoła, aby dowiedzieć się dokładnie co się stało. Jeśli nieumarli naprawdę się zbliżają to może być ciekawie. |