Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-08-2010, 20:13   #13
Idylla
 
Idylla's Avatar
 
Reputacja: 1 Idylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znany
Wszystko szło zgodnie z jej planem. Ostrożnie wymknęła się przez hol główny, nadal oświetlony mino późnej pory. Cieszyła się, że jej rodzina była nieco przerważliwiona na punkcie bezpieczeństwa i zabezpieczeń. Napad dokonany przez Upadych dwa lata wcześniej zrobił swoje. Shakti uśmiechnęła się pod nosem, oglądając wszystkie pułaki, jakie postawiono na drodze intruza. Zręcznie je pominęła, wszak była przy zakładaniu każdej z nich.

Wbiegła na podwórze, jednak tam czekała na nią niespodzianka. W swoim wielkim planie przewidziała wiele ewentualności i uwzgędniła prawie wszystkich domowników wraz z ich zdolnościami. Zapomniała natomiast o najbardziej niepozornej, słabej i cichej osobie. Siostra oczekiwała jej przybycia i bynajmniej nie wyglądała na nadowoloną z faktu, że Shakti ucieka. Srogi wyraz twarzy nie wróżył niczego dobrego.

- Jak... – zapytała osołomiona dziewczyna. Nie bardzo wiedziała, kiedy się wydała. Może Chandra zauważyła, jak wykrada się z pokoju?

- Zapomniałaś, że jestem mentatką! - przerwała jej siostra. - Czytam w myślach? - stuknęła palcem w głowę.

Oczywiście, a Shakti w jej obecności rozważała, jak wytłumaczy Gotamie, że nagle zniknie. Ucieknie, aby ruszyć z wujem na niebezpieczną misję. Jak mogła przeoczyć taki szczegół... W obecności brata naprawdę miękła.

- Więc zawołasz matkę...? – Zaniepokoiła się dziewczyna. Spojrzała na nią przestraszona. Mimo że nie pozwoliłaby się zatrzymać, w końcu musiałaby ulec, jeżeli nie presji, to sile fizycznej Gotama. Potrafiła walczyć, ale nie umiała wyrządzić rodzinie krzywdy. Skończyłoby się zapewne na kilku siniakach i paru pobieżnych ranach i urażonej dumie Shakti.

Jej siostra westchnęła.

- Nie. - odparła i podeszła do ciebie, kładąc dłonie na twoich ramionach. - Nie chcę, żebyś zmarnowała w tym domu swoją młodość. Rodzice są trochę apodyktyczni, to fakt, ale nie powinni narzucać ci swojego zdania. - powiedziała łagodnym głosem.

- Obiecaj mi tylko, że będziesz słuchała wuja. Jesteś moją kochaną siostrą i nie wybaczę sobie, jeśli coś ci się stanie. - spojrzała jej w oczy, po czym przytuliła mocno. - Idź i uważaj na siebie. Nie chcę, żeby ciocia mojego maleństwa skończyła na cmentarzu w tak młodym wieku. - uśmiechnęła się i ruszyła w stronę domu.

Shakti nie wierzyła temu, co się właśnie stało. Chandra pozwoliła jej odejść. Tak po prostu, w dodatku życzyła powiedzenia. Miała jedynie nadzieję, że nie pozwoli się zabić. Użyła prędko teleportu w razie, gdyby siostra postanowiła się nagle rozmyślić. Była szczęśliwa. Wreszcie. Tylko jeden krok dzielił ją od przygody i niezapomnianych walk.

Uważnie wybierała uliczki, którymi skradała się do mieszkania wuja. Należało uważać na Straż Miejską. Pełno ich kręciło się po ulicach Minas'Drill. Zabawy nadal trwały, niestety uczestnicy byli już w większości mocno pijani i skłonni to wszczynania awantury. Mijała kilka śpieszących się osób, które przelotnie na nią spojrzały. Upewniali się, że nie stanowi zagrożenia. Mogła wyglądać podejrzanie. Skradała się i unikała Strażników Miejskich, zupełnie jak pospolity przestępca. Wiedziała, że zdarzały się również napady i zabójstwa w noce podobne do tej. Władze musiały zatem szczególnie uważać.

Po kilkunastu minutach znalazła się w upragnionej Wschodniej Dzielnicy. Wiedziała dokładnie, gdzie ma iść. Wybierała instynktownie uliczki, które pamiętała i znała, a którymi wielkorotnie przechadzała się za dnia.

Tędy zaświtało jej nagle w głowie. Myśl okazała się na tyle kusząca, że skręciła w ciemną uliczkę. Nie była oświetlona ani jedną lampą, nawet promienie księżyca nie padały tutaj zatrzymywane przez potężne ciała dwóch jednakowych, stosunkowo wysokich budynków. Shakti czuła, że nie wyniknie z tego nic dobrego. Bynajmniej się nie bała. Problem stanowiła Straż Miejska, której przybywało. Słyszała ich głośne rozmowy. Raz były wyraźniejsze, raz cichsze, w zależności od odległości jaka ich dzieliła od Shakti.

Szła niepewnie. Uważała na każdy stawiany krok obawiając się, że może się potknąć i zranić. Nie to żeby obawiała się bólu, ale nieprzytomna albo chociażby ugłuszona, czy ranna mogła zostać łatwym celem dla błąkajacych się w okolicy rozbójników. Niestety wywołała wilka z lasu. Tuż przed nią w czarnego, nieoświtlonego budynku wypadło dwóch mężczyzn. Nie widziałaich dokładnie. Oczy były jednak na tyle przyzwyczajone do ciemności, że doskonale widziała ich poruszające się sylwetki.

- Hej panienko, zgubiłaś się? - Usłyszała nagle. Byli bardzo blisko niej, a ona nawet nie wiedziała, kiedy podeszli tak blisko.

- Pokaż, co tam niesiesz... - Zapytał drugi. Mieli podobne, ochrypłe głosy. Podobną posturę. Shakti cofnęła się o krok, ale coś pojawiło jej się na drodze. Niewyraźny uśmiech jaki dostrzegła na twarzy mężyczyzny, jedynie utwierdził ją w przekonaniu, że szukają łatwej zdobyczy. Przeliczyli się, choć nie zdawali sobie jeszcze z tego sprawy.

- Impulsywność – Shakti natychmiast przywołała swoją uduchowiona broń. Szabla pewnie mieściła się w jej dłoni. Odwróciła się sprawnie na pięci, aby zadać szybki cios i zakończyć gładko sprawę. Przeliczyła się jednak. Rabyś odskoczył. Ona zaś poczuła uderzenie w plecy. Upadła na ziemię, pchana siłą ciosu. Natychmiast poderwała się na nogo, ale ktoś złapał ją za ramię i pociągnął. Szarpnięci tak ją zaskoczyło, że prawie wypuściła broń. Dłonie piekły ją strasznie. Przed uderzeniem głową o ziemie broniła się wyciągając przed siebie ręce. Zupełnie zapomniała, że ten złośliwy Władca poraził ją prądem. Bandaże, którymi miała owinięte dłonie były mokre i zabarwione. Podejrzewała, że to krew i błoto. Nie miała jednak wiele czasu na rozważanie takich kwestii. Wzrok był dość przyzwyczajony, aby widzieć, gdzie dokładnie stoją napastnicy. Pobruciła się uderzyła jednego w kostkę, poprawiła natychmiast w kroczę.

Jeden z głowy. Tak jej się przynajmniej wydawało. Nie zauważyła, kiedy drugi złapał ją szybko w pasie i podniósł do góry. Chciała uderzyć go łokciem, ale akcja ta nie miała prawa poskutkować. Drugi z napastników, zwinięty i ledwie stawiajacy kroki, wyszeptał coś cicho. Shakti poczuła delikatne mrowienie w dłoniach. Zaczęło się na czubkach palców, potem przeniosło na przedramiona i dotarło do ramion, które nagle stały się ciężkie i wiotkie. Podobnie było z nogiami. Wierzgała nimi, ile tylko miała siła, jednak one również ją zawordziły. Wściekła wyzywała się, że musiała posłuchać swojego nieznośnego głosu rozsądków.

Marne twoje siły, głupia, zuchwała istoto... zakpił głos w jej głowie. To nie ona to pomyślała. Co się dzieje? Rozejrzała się, ale nie wiedziała nikogo poza napastnikami. Dlaczego nie wezwiesz pomocy?

Zaraz... To ty! warknęła. Mentalna rozmowa odbierała jej możliwość spoglądania na twarz rozmówcy. Gdzie są moce, które rzekomo mi podarowałeś?

Jak śmiesz! Ty... głos na chwilę zamilkł. Shakti skupiła się na tym, co działo się wokół niej. Rozluźniony nieco napastnik oparł się ramieniem o ściane i cicho jęczał. Czuła ciepły oddech drugiego na szyi. Skrzywiła się. Dreszcze przeszły jej po plecach.

Pomóż mi, bo zginę! Odezwała się po dłuższej chwili. Drażniła ją sytuacja, w której była bezbronna. Zabiją ją, a potem okradną. Stanie się ofiarą drugorzędnych złodziejaszków. Warknęła. W rozpaczliwym geście chciała uderzyć głową drugiego napastnika, ale ten jedynie się odchylił.

- Nie próbuj tego więcej! – Ścisnął ją mocniej w pasie. Poczuła, że zaraz zwymiotuje. Odetchnęła ciężko.

Odezwij się wreszcie podstępny krę...

Jeszcze słowo, a pożałujesz. Shakti zakręciło się w głowie od nagłego ból w okolicach potylicy. Zupełnie jakby ktoś chciał ją ogłuszyć uderzeniem. Czuła jak krew szybko pulsuje.

Przestań... pomyślała słabo. Ból zniknął. Tanie sztuczki. Dałbyś mi wreszcie jakieś moce, a nie zabawiał się moim kosztem.

Nieby dlaczego, bawię się niewiele gorzej od tych dwóch.

Co ciebie też mam znokautować kopniakiem? Odpowiedziała Shakti i natychmiast pożałowała. Tym razem ból był silniejszy i dłuższy. Jęknęła i spuściła głowę licząc, że to się na coś zda.

Twoja dusza już jest moja. To tobie zależy,aby przeżyć, więcej lepiej zacznij mnie szanować, marna istoto.

Gdzybyś chciał mojej śmierci, nie odezwałbyś się... Wielki Władco. Dodała przekornie. Tytułów mu się zachciało. Shakti nie wytrzymała. Pomożesz czy nie?! rzuciła zirytowana.

Wcześniej byłaś pokorniejsza. To mi się bardziej podobało. Kontrakt nas nie urównoprawnia. Nadal jestem Jednym z Czterech Władców.

W takim razie znikaj. Sama dam sobie radę.

Nie sądzę. Spójrz.] polecił. Spojrzała przed siebie. W ciemnościach lśniło ostrze noża trzymane przez napastnika, którego wcześniej uderzyła. Drugi niewzruszenie ją trzymał. Sytuacja była nieciekawa. Pomogę ci tym razem. Znudziła mnie ta dyskusja. Użyj Zefira. Wywołując go: "Przybywaj Zefirze".

Głos ucichł. Shakti poczuła, że jest sama. Cudza obecność w jej głowie nagle przestała istnieć, poczuła, że znowu jest sama. Słabo krzyknęła, ponieważ niewiele miała jeszcze powietrza, "Przybywaj Zefirze". Reszta potoczyła się szybko. Czar na nią rzucony zniknął wraz z porażonym obezwładnionym rabusiem. Drugi podzielił jego los porażony prądem. Podmuchy wiaru ustały, a magiczne stworzenie. Niewielki demon przypominający sokoła zniknął.

Shakti pobiegła do domu wuja. W drodze myślała, jak wytłumaczy mu spóźnienie i swój stan. Nie potrafiła kłamać, więc taka ewentualność od razu odpadała. Kiedy pukała do drzwi, wiedziała, że należało wyjawić wszystkie szczegóły. Tak jak się spodziewała wuj opatrzył jej rany. Mieszkał sam, na pytania o córkę uciekał gdzieś spojrzeniem i niezasępiał się. Shakti nie pytała o to więcej. Spędziła miłą resztę nocy wysłuchując opowieści wuja o podróży, jaką przebył do innego świata. Sama wtrącała, co chwila swoje opinie lub popędzała mężczyznę, aby prędzej doszedł do najciekawszych wątków. Nie przerwała jednak opisów walk, które stoczył. Chłonęła je i wyobrażała sobie, jak się toczyły. Niemal czuł zapach metalu i świst powietrza. Starała się zapamiętać jak najwięcej szczegółów.

Poczuła, że ktoś ją budzi. Przyjemny sen rozpłynął się nagle, pozostawiając po sobie miłe uczucie satysfakcji i triumfu.

- Nad ranem odnaleźli tych rabusiów. Podobno byli cali poobijani oraz poważnie ranni. Jeden z nich porażony był nawet prądem. – Odparł wujek. Spojrzał na Shakti, a potem na jej dłonie. Zarumieniła sie lekko, ale zniosła jego ciekawe, wyczekujące spojrzdenie, nie odpowiadając nic. Nie wspomniała mu tylko o rozmowie jaką stoczyła w tym bezczelnym demonem. Zapiekły ją dłonie i rozbolała głowa.

Dobra, Wielkim Władcą Wiatru. Odpowiada ci to, demoniczny? Był poprostu wszędzie. Lepiej przestanie o nm myśleć, bo jedynie ją denerwuje. Umyła się ubrała. Wuj czekał już na nią. Udali się współnie do Wielkiego Komisatiatu. Kiedy wchodziła o tak wczesnej porze do budynku, spotkała kilku znajomych. Niektórzy nadal jest mieli siniaki pod oczami. Uśmiechnęła się do nich miło. Odwzajemnili uśmiech i szybko odeszli.

- Nie bawem zbierze się wyprawa, jesteś gotowa?

- Oczywiście!

Shakti towarzyszyła wujowi w trakcie odprawy. Wiedziała, że będzie się o nią troszczył nieco mocniej niż o swoich podwładnych, ale nie przeszkadzało jej to, do czasu aż nie zacznie ingerować w jej walki. Dosiadła konia, którego przyprowadził jej wuj. Nie poszło jej najgorzej, po chwili już była na grzbiecie wierzchowca. Wyprawa właśnie się rozpoczęła, uzmysłowiła sobie z entuzjazmem.
 
Idylla jest offline