Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-08-2010, 00:29   #19
Panicz
 
Panicz's Avatar
 
Reputacja: 1 Panicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputacjęPanicz ma wspaniałą reputację
Złoty Zaułek był dla ludzi miejscem codziennej pracy i bezustannych zapasów z życiem, nożowych niemal starć o uwagę klientów i targowania przy którym kwaśne grymasy na twarzach schodzących z cen kupców zdawały się zdolne do stopienia zamkowych murów. Rzadko kiedy w tej krzątaninie handlarzy było miejsce na czystą rozrywkę, śpiew i taniec. Teraz sytuacja była zupełnie wyjątkowa, bo słynny detektyw Herkules Magoo poszedł w tany, a na jego zaproszenie odpowiedziała wyśmienita trupa tancerzy. Obcasy polakierowanych pantofli stukały na bruku w rytm skocznej melodii, a ostrza wysunięte spod podeszw pobłyskiwały w porannym słoneczku. W skoczną nutę wkradł się drewniany chrupot i chrzęst, gdy ciśnięta przez Jamilę beczułka nadziała się na umocowany pod butem sztylet. Ograniczony w ruchach tłusty baletmistrz naparł kolanem na baryłkę, uderzył serią, rozbił drewno w drzazgi. Zanurkował akurat, gdy Solettan planował przeorać mu plecy swymi scyzorykami. Myvern przeleciał nad grubasem, wylądował niezgrabnie, wpadając pod nogi Kerin, która szykowała Herkulesowi pogrzebowy całun. Jej pułapka na nic się zdała, bo wytrącona z równowagi sama zaplątała się w tkaninę. Miała fart, że Magoo zamiast niej obrał na cel szarżującego półorka. Kopnął olbrzyma pod kolano i wbił paluchy pod podbródek, skutecznie studząc zapał olbrzyma. Sam dostałby nożami rzuconymi prez Baklunkę, ale podnosząc nogę jak żuraw, osłonił się przed atakiem, wciąż nabitym na brzytwę kawałem deski. Draśnięcia w udo nie uniknął, a rozproszony zarobił knykciami w czoło od wciąż (wbrew wszelkim prawom logiki!) trzymającego się na nogach 'Węgielka'. Na takie zagranie nie mógł pozostać dłużny. Przywalił pięścią w rozorane bełtem bebechy Blaka i z impetem skoczył ku Jamili, która szykowała kontrę. Zaskoczyło ją mocno, gdy zobaczyła, że zamiast jakiegoś wybuchowego gadżetu Magoo sięga po srebrny zegarek na łańcuszku. Prawdziwy majstersztyk, cieszył oko. No, a poza tym był bardzo solidny. Szczególnie łańcuszek, który wpił się w szyję Baklunki, gdy Herkules wyminął ją w piruecie i zarzucił nań srebrną linkę niczym garotę. Czerwona smuga na łabędziej szyi dziewczyny powoli przechodziła w siność, a płuca boleśnie zaczynały odczuwać deficyt powietrza. Z odsieczą przyszli Kerin i Myvern. Dusiciel zdołał zakręcić się wraz ze swą ofiarą, osłaniając się jej wiotkim ciałem przed rozwścieczoną dwójką. Musieli wyhamować, by nie zatopić oręża w Jamili, która oglądała teraz przedśmiertny pokaz slajdów z najlepszymi chwilami jej życia. Seans przerwał niezniszczalny jak karaluch półork. Całą swą, wyciekającą już z ciała szerokimi strugami, siłą szarpnął detektywa za łydkę. Zaskoczony ponowną rezurekcją giganta Magoo zwalił się na ziemię, wystawiony piątce wojowników jak na widelcu. Nikt nie mógł takiej okazji przepuścić. Broczący krwią Blak tłukł na oślep pięściami, czołgając się ku swej ofierze. Poobijany po upadku Myvern uderzył z półobrotu, zostawił na policzku Herkulesa pamiątkę, której ten nie mógł wyrzucić za szafę. Drugim ostrzem rozorałby mu szyję, ale srebrny łańcuszek zegarka, na który Magoo schwytał miecz zamortyzował uderzenie i rana nie była śmiertelna. Oszołomiona, potykająca się o własne nogi Jamila chlasnęła na odlew, po zewnętrznej stronie uda. Mogłaby trafić w pachwinę, ale nie w takim stanie. Toczyła dwie walki na raz: z Herkulesem i własnym ciałem, które za nic nie chciało dojść do siebie. Kerin mogła dokończyć dzieła, ale rozproszył ją trzask otwieranych drzwi. Na ćwierć sekundy, które łotrowi wystarczyło. Bydlak zdążył podciąć półprzytomną Baklunkę i przeturlać się pod nią, w jednej chwili stanąć na równe nogi i... Nic, że zdążył jeszcze od blondyny oberwać w biodro, nic, że dyszał jak byk na corridzie, nic, że ostrza pod butami miał pęknięte i do niczego niezdatne. Stał twardo naprzeciw swych celów i nerwowo podszczypywał wypielęgnowane wąsy, mrużąc oczy jak kot.
"Oj... Oj! OJ! NAPRAWDĘ JESTEM NIEPRZYJEMNIE ZASKOCZONY PAŃSTWA POSTAWĄ W OBECNEJ SYTUACJI" - głos Herkulesa dudnił jak idąca lawina - "DLA TAKICH ZACHOWAŃ NIE BĘDZIE JUŻ WIĘCEJ POBŁAŻANIA Z MOJEJ STRONY. SKOŃCZYŁY SIĘ IGRY MOI DRODZY PRZYJACIELE. Skończyły".
Magoo wyciągnął pospiesznie binokle z kieszeni marynarki i założył je na nos, rzucił nonszalancko swój śnieżnobiały szal na ziemię i szybciej niż kiedykolwiek przedtem ruszył ku zdobyczy. Ale stanął jak wmurowany, gdy resztki włosów na jajowatej czaszce przeorał mu wystrzelony z tyłu bełt. Burke w szlafroku kopcił fajeczkę na werandzie swego zakładu, a pięciu muskularnych adonisów z kuszami robiło dla niego robotę.
"Celuj lepiej! Tego pingwina nie chcę żywego, kobiet też nie. Dawać mi tamtego chudzielca i orka! Resztę sprzątnąć!" - staruszek pokazywał swoje drugie oblicze w najmniej spodziewanym momencie. Veinrick von Dusk otworzył usta w niemym krzyku, gdy dwójka suelskich kulturystów przystawiła mu kusze do czoła. Odszedł po cichu, bez krzyku. Zbyt obolały, by wydobyć z gardła choćby cichy jęk. Inaczej niż Benathi, któremu pocisk wybił zęby i rozerwał dziąsła. Rzeźnia, rzeźnia zaiste! Kusze były samopowtarzalne, hit sezonu. Nie wyglądało to dobrze. Dla nikogo. Ani dla amatora mężczyzn w śliwkowym szlafroku, który zszedłby chyba na zawał przy igraszkach z Blakiem, ani dla jego ludzi, za których zabrał się Magoo. Dla Herkulesa Magoo też nie było dobrze, bo choć zdołał - nim się ktokolwiek zorientował - wyłupić grzebieniem oko jednemu z adonisów i zabrać się za oporządzanie drugiego to jednak czuł kierowane ku niemu spojrzenia pozostałych. I wiedział, że za wzrokiem podążą pociski. Dla mężnych bohaterów też nie było dobrze. Blak nie był pewien czy da radę w ogóle wstać. Mógł dać duszę diabłu pod zastaw i wykrzesać garść sił, ale przebiec był w stanie maksymalnie kilkadziesiąt metrów. Kerin i Myvern mogli brać nogi za pas bez zabawy w żadne ceregiele, ale zostawiać odsłonięte plecy było niebezpiecznie. Jamila z kolei szybko dochodziła do siebie i prężyła muskuły gotowa do akcji. Coś zrobić było trzeba.
Veinricka i Benathiego uratować już nie było można. Obaj kompletnie wsiąkli w to miasto. Poprzez krew, która z rozbitych czaszek sączyła się pomiędzy brukowe kosteczki. Bilans był mocno na minus.


Bloodsoul i ObywatelGranit proszeni o niepostowanie.
 

Ostatnio edytowane przez Panicz : 31-08-2010 o 00:41.
Panicz jest offline