Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-08-2010, 19:47   #64
Bebop
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
Baldrick w pełni zaaferowany był materiałami przysłanymi przez nieznaną mu osobę, wyglądało na to, iż nie tylko Lester Crownbird dokonał podobnej zbrodni jak ta, którą od dłuższego czasu próbowali rozwiązać. To, że śledztwo z roku 1988, podobnie jak to z 1977, nie zostało rozwiązane nie napawało optymizmem. Były to jednak inne lata, policja była wtedy mnie rozgarnięta i pozbawiona wielu technicznych nowinek, które sporą część pracy ułatwiały. Poza tym w tamtych czasach Baldrick dopiero się rozkręcał, teraz miał już dwa wypchane doświadczeniem bagaże, uśmiechnął się sam do siebie wyobrażając sobie tę metaforę. Ulotnie zerknął na kierowcę, młody mężczyzna ze śmiesznym, małym wąsikiem nucił sobie pod nosem jakąś piosenkę. Terrence starał się nawet dosłyszeć jaki to kawałek, lecz jego głos był na tyle cichy i niewyraźny, że mogło to być zarówno Feel Robbie'go Williams'a jaki i Like a virgin Madonny.

Poczuł się lepiej mogąc znów zanurzyć się w faktach, które opisywały poszczególne zbrodnie. Zastanawiające było oczywiście kto wysłał mu te materiały, czyżby była to ta sama osoba, która wcześniej wsunęła mu pod drzwi kartę? To było całkiem prawdopodobne i irytowało go coraz bardziej, to że ktoś tak dużo o nim wiedział nie mogło zapowiadać niczego dobrego. W swoim czasie znajdzie jednak tą osobę, może nie od razu, lecz prędzej czy później znajdzie poszlaki i powiąże fakty, a wtedy tajemniczy wielbiciel zostanie odsłonięty. Znów się uśmiechnął.

- Co jest, kurwa - rzucił nagle kierowca, ale Baldrick za bardzo się tym nie przejął, korki o tej godzinie to nic nadzwyczajnego, wystarczyło mieć trochę cierpliwości, poza tym kiedy auto stało w miejscu znacznie łatwiej było mu się skupić na tekście - Ja pierdolę! - tym razem zabrzmiał już znacznie dziwniej, jakby był czymś przerażony - Gdzie my, kurwa, jesteśmy. To nie jest pieprzony Bronx!

- A gdzie twoim zdaniem jesteśmy? - syknął wrednie po czym powoli przeniósł wzrok z kartek na kierowcę.

Baldrick wybałuszył oczy i całkowicie zaskoczony spoglądał na otoczenie w którym się znaleźli, kierowca miał rację, nie byli już w pieprzonym Bronxie. Ruinom, które widział, najbliżej było chyba do jakiegoś pesymistycznego plakatu, który informował jak może skończyć nasza wspaniała planeta jeśli nadejdzie III Wojna Światowa i ktoś pierwszy odpali bomby atomowe. Baldrick dokładnie przyglądał się wszystkiemu co go otaczało, zniszczenia były ogromne i trudne do opisania, szare chmury zasłoniły Słońce, w dodatku jego nozdrza drażnił zapach siarkowodoru. Starał się zachować spokój, szybko zdał sobie sprawę, iż znów znalazł się w świecie swoich halucynacji. Odetchnął kilka razy głęboko i jego tętno zaczęło zwalniać.

Nagle z tyłu auta rozległ się przerażający wrzask, Baldrick zdążył się odwrócić jedynie na tyle by zobaczyć jak na małą szybkę bryzga krew, serce znów zaczęło walić jak szalone i cały wcześniejszy wysiłek poszedł na marne. Karetką mocno zatrzęsło i po chwili jej tył niespodziewanie podskoczył do góry i z trzaskiem opadł na podłoże. Chwilę później nastąpiła seria potężnych uderzeń, auto zaczęło się trząść i Baldrick musiał zaprzeć się rękoma by nie uderzyć w nic głową.

- Kurwa - wyszeptał kierowca wbijając paznokcie w ramię Terrence'a, jego palce zaciskały się coraz mocniej, drugą ręką wskazywał w jakimś kierunku.

Ból wyrwał Baldrick'a z chwilowego otępienia i jego wzrok podążył za palcem mężczyzny. Mężczyzna w dziwnym, skórzanym uniformie zbliżał się właśnie w ich stronę, jednak to nie jego niemodne ubranie rzucało się w oczy, a wielki kolec, który przebił jego twarz na wylot. Karetką szarpnął kolejny wstrząs i Terrence zorientował się, iż ktoś lub coś właśnie wyrwało tylne drzwi. Tymczasem mężczyzna w uniformie, widocznie rozjuszony, rzucił się pędem w ich stronę. Baldrick nie miał pojęcia co się stało, lecz Pan Kolec nagle został czymś spłoszony i na czworaka zawrócił w głąb ruin.

W bocznym lusterku detektyw zauważył jak Malcolm Brook wyłania się powoli zza karetki, jego ciało pokrywały liczne tatuaże, włosy biły światłem, a na plecach znalazły się jakieś dziwaczne wstęgi, które na upartego można by uznać za coś podobnego do skrzydeł. Baldrick przez chwilę niczym zahipnotyzowany wpatrywał się w ten niecodzienny widok, dopiero głos kierowcy wyrwał go z tego stanu, mężczyzna coś wskazywał i tym razem wzrok Baldrick'a znów za nim podążył, w jednym z okien pojawiła się demoniczna twarz. Detektyw zamknął oczy i zaczął mozolny proces uspokajania się, była to tylko halucynacja, ale nie chciał dostać tutaj zawału. Tymczasem kierowca całkowicie spanikował i wyskoczył z auta, Terrence na chwilę otworzył oczy by zobaczyć jak mężczyzna biegnie prosto w stronę ruin.

Serce znów zabiło mu mocniej, kiedy tylko usłyszał wrzask bólu dochodzący z ruin, mężczyzna ze śmiesznym wąsikiem właśnie zakończył swój żywot. To wystarczyło by po raz kolejny wyrwać go z rytmu, spokojna oaza do której starał się przenieś zniknęła bezpowrotnie z zasięgu jego umysłu.

- Malcolm! Malcolm! - zaczął nerwowo nawoływać - Co tu się dzieje?!

Brook odwrócił oczy w jego stronę, nawet w przybrudzonym bocznym lusterku Baldrick doskonale widział uderzające z nich światło, jakby ktoś zainstalował tam dwie mocne żarówki. Chłopak otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć, jednak nie wydobył z siebie żadnego dźwięku, za to wylała się z nich podobna jasna fala.

Baldrick na moment odwrócił wzrok i zerknął na umazaną krwią szybkę, więzienny sanitariusz wciąż musiał tam być, lecz jego stan raczej nie pozwalał już na uprzejmą rozmowę. Uderzył w nią kilka razy pięścią, a nawet coś krzyknął, lecz nikt nie zareagował. Żeby zobaczyć co się stało musiałby wyjść z karetki, a to nie wchodziło w grę, była to jedyna rzecz, która łączyła go z normalnym światem i nie miał zamiaru jej opuszczać. Jakby na zawołanie ziemią znów zaczęły targać silne wstrząsy i być może rzeczywiście auto stawało się coraz mniej bezpiecznym schronem. Jak oszalały zaczął się rozglądać na tyle, na ile pozwalała mu kabina karetki, by zorientować się co ma właśnie miejsce.

- Biegnij! Uciekaj! - usłyszał na prawdę mocarny i przenikliwy głos Malcolm'a.

Dziwne, ale to wystarczyło, Baldrick chwycił za schowany do tej pory pistolet, odbezpieczył go i nacisnął na klamkę. Broń miała dawać mu irracjonalne poczucie bezpieczeństwa, jednak ten mały przedmiocik na nic by się zdał w tej rzeczywistości. Wyskoczył z kabiny i rozejrzał się, dokąd niby miał biec? Otaczały go jedynie ruiny i zgliszcza, a nie chciał skończyć tak jak kierowca, wybrał więc Brook'a i zaczął biec do Malcolm'a.

Usłyszał za sobą zgrzyt metalu i trzask dartych blach, nie odwrócił się jednak, lecz przyśpieszył na ile pozwoliło mu jego zmęczone ciało. Coraz bardziej zbliżał się do chłopaka, poczuł silny żar płynący od niego, mimo wszystko parł dalej na przód. Twarz Brook'a, teraz bardziej przypominająca już plamę światła, obróciła się w jego stronę. Blask ranił oczy i Baldrick musiał przysłonić je nieco ręką, wciąż jednak nie spuszczał ich z Malcolm'a. Aż w końcu nie wytrzymał i zamknął powieki, na sekundę, może dwie, kiedy je jednak otworzył zorientował się, iż stoi w jakichś ruinach, był jednak pewien, że tym razem to już Nowy York. Tuż przed nim widniał namalowany znak oka, ten sam, który umieszczany był na miejscach zbrodni. Dookoła walały się potłuczone butelki, jakieś rozgrzebane śmieci i kawałki cegieł. Baldrick znów rozejrzał się próbując jakoś zorientować się w terenie, kiedy nagle usłyszał odgłos policyjnej syreny. Odwrócił się i od razu uderzyły go światła samochodu.

- Hej ty, tam stań z uniesionymi rękami tak, byśmy je widzieli! - ogłosił mocny męski głos, czarnoskóry policjant raczej nie żartował, w jego dłoni błyszczała służbowa broń.

- Jestem z policji! - krzyknął Baldrick jednocześnie posłusznie wykonując rozkaz, zmrużył oczy i dokładniej przyjrzał się mężczyźnie, wydawał mu się dziwnie znajomy - Corx? To ty?

***

Jak się okazało kapral Corx wraz ze swoim partnerem patrolował ten teraz z rozkazu Cohen'a, miał raportować wszystkie dziwne wydarzenia i podejrzane osoby. Od momentu kiedy Baldrick opuścił komendę minęło jakieś 30-45, może trochę więcej minut, stracił więc sporo czasu przez swoją halucynację. Było jednak coś gorszego co powoli do niego dochodziło, Brook zniknął i to on poniesie za to odpowiedzialność. Musiał więc znaleźć coś co go usprawiedliwi albo przynajmniej na jakiś czas udobrucha przełożonych. Razem z Corx'em udał się do radiowozu, kopertę z dokumentacją wciąż miał przy sobie.

- Tutaj kapral Corx - odezwał się przez policyjne radio - Jest ze mną funkcjonariusz Terrence Baldrick z Wydziału Specjalnego, chce rozmawiać z dyspozytorem.

- Terrence Baldrick - powtórzył detektyw, kiedy tylko mundurowy przekazał mu głos, przekazał kilka standardowych informacji identyfikujących, po czym rzekł - Z komendy głównej wyjechały dzisiaj dwie karetki przewożące Malcolm'a Brook'a oraz Andy'iego Ashwood'a, mieli zostać przewiezieni więziennego skrzydła medycznego na obrzeżach Nowego Yorku. Dojechały na miejsce?

- Proszę chwilę zaczekać - usłyszał miły, kobiecy głos - Karetka przewożąca Andy'ego Ashwood'a jest już na miejscu, natomiast karetka z Malcolm'em Brook'iem... Zdaje się, że zniknęła - powiedziała zaskoczonym tonem.

- GPS - rzucił Terrence - Gdzie urywa się ślad?

- Wedle zapisu karetka wjechała w tunel pod Hudson River i tam zniknęła.


- Przekażcie wszystkim radiowozom w tamtej okolicy by szukali karetki pogotowia z oznaczeniem komendy policji. Bez odbioru.

Corx zerknął na niego wyczekująco, czekając aż ten wyjaśni mu o co właściwie chodzi, jednak Baldrick nie zaszczycił go nawet słowem. Pogrążył się w toku logicznego, racjonalnego myślenia, wszystko po to by wyjaśnić jak coś takiego mogło mieć miejsce. Dobrze pamiętał koszmarną wizję oraz to co działo się przed nią, kiedy więc zniknął Malcolm? Tylko taka myśl do niego dochodziła, chłopak musiał zniknął, porwany, odbity - różnie można było to nazywać.

Mózg pracował na najwyższych obrotach jak już nie raz podczas trwania tego śledztwa, znów też musiał opracować teorię, która powstać mogła jedynie na bazie domysłów, gdyż póki co nie mógł liczyć na żadne fakty czy dowody. W końcu coś mu zaświtało, ktoś mógł mu coś podać, co wywołało by stan w jakim się znalazł, mógł to być nawet kierowca. Poza tym jakiś środek mógł znajdować się w kopercie, pod jego wpływem stracił kontakt z rzeczywistością, wtedy przetransportowali go do tych ruin i porzucili. To była słaba teoria, ale nic lepszego nie przychodziło mu w tej chwili do głowy.

***

Skrzydło medyczne, dostał się do niego taksówką po niezbyt długiej drodze, wyglądało niemal jak zwykły szpital, nie licząc kilku rosłych klawiszy, którzy mieli opiekować się by żaden pacjent nie postanowił czasem wyskoczyć na miasto. W gruncie rzeczy nikt nie chciał przecież żeby jakiś stuknięty więzień zaczął szaleć zaraz po tym jak lekarze poskładają go do kupy. Swoje kroki Baldrick skierował oczywiście do recepcji, po okazaniu legitymacji, zaczął wypytywać o Ashwood'a, lecz sekretarka odesłała go do lekarza prowadzącego, gdyż sama nie mogła udzielić mu tego typu informacji.

Skoro jednak był już w takim miejscu postanowił sprawdzić swoją teorię i przebadać się na obecność narkotyków, uprzejmy młody lekarz bardzo ochoczo zgodził się na to badanie sądząc najwyraźniej, iż jest to coś w rodzaju testu, skoro człowiek z Wydziału Specjalnego osobiście pofatygował się do tego miejsca. Baldrick podwinął rękaw, poczuł jak mężczyzna przemywa wacikiem jego skórę po czym przymierza się do wbicia igły.

- Niech pan się nie martwi, nie będzie bolało - rzucił głupawo wciąż szczerze się uśmiechając.

- To dobrze, bo strasznie nie lubię zastrzyków - odparł bez entuzjazmu Terrence, poczuł lekkie ukłucie i po chwili było już po wszystkim.

- To wszystko, zajmę się osobiście próbką, ale badanie chwilę potrwa, może zaczeka pan na korytarzu?

- Nie, jest jeszcze coś. Miałem dzisiaj wypadek samochodowy, nim mi się nie stało, ale wolałbym się upewnić, że nie mam wstrząsu mózgi ani innego urazu.

- Oczywiście, służę swą pomocą
- podszedł do niego i zaczął przyglądać się ranie na głowie Baldrick'a - Świeże szwy, czyli jednak coś się panu stało, sprawdzimy pana za pomocą tomografu, proszę za mną.

Baldrick posłusznie ruszył za mężczyzną, minęli kilka sal, aż w końcu doszli do tej z właściwym wyposażeniem. Lekarz wytłumaczył detektywowi co ma zamiar zrobić, po czym zaprowadził go do urządzenia. W gruncie rzeczy mało go obchodziło jak dokładnie miało to wyglądać, zależało mu jedynie na wynikach, ale młodzik najwyraźniej chciał wypaść na jak najbardziej kompetentnego i serdecznego. Baldrick ułożył się wygodnie i pozwolił by lekarz robił swoje.

***

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=HUqzDRJthNo&feature=related[/MEDIA]

Uniósł powieki, poczuł znajomą woń, zapach siarkowodoru, którego nie dało się pomylić z żadnym innym, podobnie jak miejsca w którym ponownie się znalazł. Ruiny z jego halucynacji znów się przed nim otworzyły, siedział za kierownicą karetki i właśnie ujrzał przerażającą twarz w oknie. Serce dudniło mu jak oszalałe, nie miał żadnych szans na opanowanie, powrót do tych ruin był już dostatecznie silną traumą by na stałe zamknąć się w swoim własnym świecie. Przyjemny stan katatonii mógłby być dla niego wybawieniem. Mocno szarpnął za klamkę i wyskoczył z auta, nie wiedział nawet dokąd uciekać, w końcu pognał przed siebie licząc na to, iż znajdzie tam jakiś ratunek, bądź cudowny portal, który przeniesie go z powrotem do dawnego życia. Nic jednak takiego się nie stało, obdarte ściany zniszczonych budynków oraz zardzewiałych wraków aut. Nigdzie nie było widać choćby małej iskierki nadziei.

Rozejrzał się nerwowo, kiedy usłyszał jak coś się za nim rusza, nim jednak odwrócił głowę w odpowiednią stronę, istota zdążyła już zniknąć. Przerażony zaczął biec, jeszcze kilka razy zatrzymywał się nasłuchując czy coś go czasem nie ściga, złapał oddech odwrócił się za siebie.

Sam nie wiedział właściwie co zobaczył, gęsta, nieprzenikniona ciemność zdawała się do niego powoli zbliżać, otaczać z każdej strony i powoli pożerać wszystkie potencjalne drogi ucieczki. W końcu ostał się już tylko on, przytłoczony przez mrok zaczął się kulić i błagać o litość. Nagle poczuł straszliwy ból wymierzony w tysiące jego komórek nerwowych, w okolicy rozległ się krzyk przerażenia oraz bólu. Opadł na kolana, ciemność na moment ustąpiła, zastąpiona przez szereg rozbłysków. Zamknął oczy.

Uniósł powieki, nie bez problemów, ale jednak powoli mu się to udało, jego umysł nie ogarniał jeszcze wszystkiego co działo się wokół niego, lecz był na tyle przytomny by zrozumieć, iż znajduje się na tyle karetki pogotowia siedząc tuż obok leżącego Malcolm'a Brook'a. Przez małą szybkę zobaczył, iż w kabinie znajdują się jacyś dwaj mężczyźni, próbował wstać, lecz nogi nie utrzymały jego ciężaru i upadając wyrżnął głową o coś ciężkiego.

Mgła przyćmiła mu widok, a członki odmawiały posłuszeństwa, zdawało mu się, że w karetce robi się coraz jaśniej, światło na chwilę zniknęło, na kilka sekund, ale to wtedy właśnie poczuł przeszywający, pozbawiający go sił ból. Nie wiedział jak dokładnie wygląda rana, lecz krwawił bardzo mocno. Nagle tył karetki podskoczył mocno po czym wrócił na swoje miejsce, podobnie jak jego obolałe i bezwładne ciało. Jego mózg zarejestrował jeszcze kilka uderzeń w samochód, drzwi otworzyły się z trzaskiem, lecz on nie zwracał na to już uwagi. Pogrążony we własnym cierpieniu, czekał aż zakończy się jego agonia.

Usłyszał jakiś mocarny krzyk, lecz nie potrafił już skupić się na tyle by choćby zidentyfikować słowa, ziemia znów zaczęła drżeć. Przez ułamek sekundy do jego uszu dochodził jeszcze dźwięk giętego metalu i dartej blachy, jego ciało jeszcze raz przeszył gwałtowny ból.

Uniósł powieki. Stał odwrócony do Brook'a, lecz wyczuwał jego obecność, ciężko było ją przeoczyć. Baldrick nie ruszał się, nawet nie oddychał, po prostu patrzył na zgliszcza, które dawniej były miastem. Dokoła rozbłysnęły światła niczym na jakimś narodowym stadionie i po chwili opadł bezwładnie na ziemię.

***

- Wszystko w porządku? Proszę pana?

Baldrick podniósł się gwałtownie, zimny pot oblał jego plecy, tuż przed nim pojawiła się zatroskana twarz młodego lekarza. Terrence odetchnął głęboko i machnął ręką dając znak, że już wszystko w porządku.

- Musiał pan zemdleć, ale niezłego mi pan narobił stracha - rzekł z ulgą lekarz - Jak mówiłem wcześniej musi pan trochę zaczekać na wyniki, hmm, może podać panu jakieś środki na uspokojenie.

- Nie, dzięki
- odparł Terrence po czym wstał na równe nogi - Muszę po prostu zaczerpnąć świeżego powietrza.

Nie wyszedł jednak na zewnątrz, pozostał w budynku i kiedy tylko był już w stanie mówić spokojnym tonem zadzwonił na komendę aby dowiedzieć się czy analitycy już uporali się z nagraniem audio. Materiał był jednak mocno zniekształcony i z tego co mówił ekspert przed nimi było jeszcze sporo pracy. Udało im się jednak uzyskać dość czytelny fragment, więc Baldrick rozkazał by natychmiast wysłali go do Cesar'a Campos'a.

Grupa, która przewoziła Ashwood'a wciąż była na miejscu, niektórzy nawet starali się wypytać Terrence'a czemu jeszcze nie zjawił się Brook, lecz on puszczał te uwagi mimo uszu. Chciał dowiedzieć się jak ma się chłopak, więc musiał najpierw znaleźć lekarza prowadzącego. Całkiem szybko mu się to udało, Lincoln Byers, niski i niepozorny mężczyzna, wciąż jeszcze obserwował Ashwood'a.

- Nie rozumiem, nie zareagował na leki - zaczął z przejęciem - Ani leki, ani bodźce zewnętrzne, nie ma z nim żadnego kontaktu.

- Co zamierzacie zrobić? - spytał Baldrick spoglądając na Ashwood'a, w jego oczach chłopaka otaczała jasna poświata, lecz jego towarzysz zdawał się tego nie zauważać to też i Terrence wolał o tym nie wspominać.

- W kaftan - odparł - W kaftan i tyle, nic teraz nie mogę zrobić.

- A hipnoza? Nie wiem czy w tym stanie można jej dokonać, ale chyba warto było by spróbować - powiedział detektyw, w gruncie rzeczy Andy był teraz jedynym człowiekiem, który mógł rzucić światło na to co tutaj się działo.

- Może tego spróbujemy.

Nagle tuż obok nich pojawił się młody lekarz, zadowolony z siebie wręczył Baldrick'owi wyniki badań z których wynikało, że nie został poddany działaniu żadnych narkotyków, choć te akurat mogły już ulotnić się z jego organizmu. Tomograf nie wykazał również wstrząśnięcia mózgu, krwiaka ani wylewu. Był zdrowy, więc przyczyna musiała leżeć gdzieś indziej. Przekazał mu również małe opakowanie tabletek oraz notatkę ile i kiedy zażywać. Młodzik jeszcze przez chwilę czekał patrząc na niego niczym mały szczeniaczek, który czeka aż ktoś rzuci mu tę cholerną kość. W końcu jednak zrozumiał, że nic tu po nim i naburmuszony wrócił do swoich obowiązków.

- Podwoimy tu straże, chłopak musi być dobrze pilnowany, niech ktoś poinformuje doktora Roberts'a, że chcę zobaczyć zdjęcia tych ran na rękach - rzekł stanowczo Baldrick - I sprowadźcie mi tu specjalistów - lekarz chciał coś powiedzieć, lecz wrogie spojrzenie detektywa odebrało mu odwagę - I kogoś kto zna się na hipnozie, zostanę tu póki nie zobaczę rezultatów.

Do domu i tak nie miał po co wracać, komenda też nie była zbyt miłą perspektywą, postanowił poczekać na rezultaty, może otrzyma wiadomości od analityków albo Campos'a. Bez nich będzie mógł jedynie stać w miejscu.
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline