Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-09-2010, 00:32   #34
Libertine
 
Libertine's Avatar
 
Reputacja: 1 Libertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodzeLibertine jest na bardzo dobrej drodze
Hyh, trafiony zatopiony – warknął zadowolony biker Dale widząc, jak uciekający mężczyzna upada twarzą w piach. Nie śpiesząc się nadto zbliżyli się do poległego faceta, a Maurice chwycił go za bark i przerzucił na drugą stronę.

-To nie on… - powiedziała jakby w zdziwieniu a zarazem piskliwej rozpaczy Cherry. Rzeczywiście mężczyzna mógł wyglądać identycznie jak Rozwała, bowiem ciuchy nosił te same. Rzucało się w oczy, że nie były na miarę, co znaczyło, że zapewne je ukradł.

- Kurwa – warknął klęczący Maurice majstrujący coś na kolanach. Gdy dziewczyna zajrzała mu przez ramię dostrzegła jak próbuję ratować rozlaną z kanistra benzynę wsiąkającą w piasek w coraz to szybszym tempie.

***

Godzina leniwie goniła kolejną w palącym słońcu. Mimo iż piekła ich skóra to żadne z nich się tym nie przejmowała, bowiem dookoła czaiło się dużo groźniejsze monstrum. Potwór zwany ciszą. Żadne z nich nie odzywało się ni słowem, siedząc prawie nieruchomo na krawędzi czegoś, co kiedyś było chodnikiem. Jedyne, co wskazywało na to, że siedzące osoby nie są pomnikami to krążąca z rzadka reszta bimbru Mauricego. Sam on jeszcze od czasu do czasu bawił się resztą paliwa na samym dnie kanistra. Wyprawa do stacji okazała się wielkim niepowodzeniem, a na pustkowiu niepowodzenia zwykły kończyć się śmiercią. Śmiercią bardzo nieprzyjemną, zazwyczaj. Resztka benzyny mogła, co najwyżej starczyć na przejechanie kilku kilometrów, a sama droga do motocykli była o wiele większa. Sama stacja pozostawała opuszczonym budynkiem bez nawet najmniejszej przydatnej rzeczy. Pusta równie, co pustynia w około. Siedzieli tak, więc, cała trójką na krawężniku, z prawie opustoszałą butelką, bez zapasów żarcia, bez żadnej nadziei.

- Daj mi pistolet – powiedziała nagle przerywając kilkugodzinna ciszę Sherry. Nie spojrzała nawet na Cobbera wciąż trzymając utkwiony wzrok w przestrzeni gdzieś daleko przed nią. Dale powoli, wręcz anemicznie wyciągnął schowaną giwerę i podał ją dziewczynie. Ta w równie anemicznym transie złapała za rękojeść i przystawiła sobie do głowy. Wcisnęła spust od razu, nie czekając, nie zastanawiając się nad czynem, nie tchórząc. Wcisnęła stryczek kilkakrotnie, a po jej policzkach zaczęły lecieć łzy strumieniem.

- Czemu Dale? Czemu kurwa?

W nadciągającym szlochu i pociąganiu czerwonym nosem przeszkadzała jej tylko cisza. Pierw stanęła na obie nogi i rzuciła trzymaną w dłoni broń w piach najdalej przed siebie. Potem krzyczała, darła się w niebogłosy, a odpowiedzią na te wszystkie przekleństwa była tylko i wyłącznie cisza. Cisza, co prawda bardzo wygadana. Bo cóż nas bardziej nie denerwuję niż my sami, albo pogłos naszej rozpaczy. Krzyki i wrzaski wyrzutów były w coraz to szybszym tempie wyrzucane na pustkę przed nią. A cisza niczym przeklęty diabeł nadal milczała, nadal podsycała i kpiła z naszej bohaterki mając ubaw po pachy. W końcu po wydarcia gardła ponad wszelką miarę przyszła kolej na kolejną porcję szlochu, tym razem wpadła w objęcia Dale’a. Ściskając jego kolano uniosła głowę do góry by spojrzeć mu w oczy, i w swoim szlochu błagalnym głosem… błagała, o śmierć.

- Proszę Dale, proszę, daj mi naboje. Zrobię wszystko, co zechcesz, tylko proszę.

Dale czuł jak jej łzy moczą jego nogawkę, zresztą on sam był gotów wybuchnąć lada chwila. Mimo, że nigdy nie płakał, to teraz czuł jak szklą mu się oczy. Czuł, że jak chociażby spojrzy na błagająca u jego stóp dziewczynę to będzie gotów zastrzelić się razem z nią. Więc patrzył się daleko, z szklanymi lustrami w oczach, powstrzymując łzy, zaciskając zęby.

- Czy ty wiesz, co to znaczy kurwa żyć w tym piekle?

Zaczęła swój monolog Sherry zakrztuszając się łzami, co każde słowo.

- Czy ty wiesz, co to znaczy być zgwałconą, oszczaną, umierającą z głodu. Chciałam umrzeć, Dale, chciałam umrzeć, ale kurwa ty i ten twój pieprzony fagas się przysraliście.

Tu znów pozostała chwila na gorzkie łzy, a dłonie Sherry coraz bardziej zaciskały się na jego spodniach, pozostawiając już ślady po paznokciach na skórze.

- Chciałam umrzeć, chlip, ale się nie da. To pieprzone gówno w głowie… nie mogłam, nie mogłam nie wołać o pomoc. Kurwa Dale, błagam, błagam, błagam, zabij mnie, pozwól mi skończyć to cierpienie. Pozwól mi umrzeć.

Maurice parsknął niby to uśmiechem siedząc to tuż obok.

- Myślisz, że co? Że co ty murzyńska pało. Że te pierdolnietej kobiecie całkowicie odbiło? Że już od dawna ma nierówno pod sufitem? Myślisz, że co? Że sama zakopała się po pachy w piachu pozostawiając butelki w około? Oni wpierdolili Bonnie, kawałek po kawałku, rozumiesz kurwa? Nie, nie zabili jej, tylko by zachować świeżość mięska odcinali kurwa po kończynie, rozumiesz? To była ich pieprzona spiżarnia.

W Sherry coś puściło, wszystko puściło. Rzuciła się na Dale’a i próbowała wyrwać z jego wewnętrznych kieszeni magazynek. Maurice uderzył dziewczynę zrzucając ją z ciała kumpla. Rozpłakany teraz Dale wstał i przywalił drugiemu murzynowi w nos. Zakotłowało się, jeden popchnął drugiego i oboje polecieli w stronę ściany stacji, tam poszarpali się chwilę, by znaleźć się na ziemi. Nagle zamarli w bezruchu. Wyłaniając się zza rogu zauważyli, że ciało mężczyzny znikło, po prostu znikło…

***

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=M4Pr0Xk1uu4[/MEDIA]

Dale nie pamiętał, kiedy biegł szybciej, kiedy w ogóle jego serce biło szybciej. Słyszał w życiu historie o koszmarach, horrorach, ale to, to przerastało wszystko o głowę. Nie chciał się znaleźć w czyjeś spiżarni. Jedyne, co słyszał za sobą to krzyk Sherry.

- Czekajcie, proszę, nie zostawiajcie mnie żywej, błagam!

Ręce drżały mu tak, że nie był w stanie się opanować, zresztą nie mu jednemu. Mariuce też miał napad paniki, a do motorów został kawał drogi, a i tak paliwa nie mieli wiele. Być może na jedną maszynę starczy, żeby spieprzyć z tego piekła, ale ich było troje. Wszyscy nie mieli szansy na przetrwanie…
 
Libertine jest offline