Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-09-2010, 08:55   #16
Efcia
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Anna Komorowska

Natrętny, świdrujący czaszkę odgłos wdzierał się do świadomości. I równie niespodziewanie jak się pojawił tak zniknął. Delikatne dreszcze przeszyły jej ciało gdy czyjaś ciepła dłoń przesuwała się delikatnie po plecach. Jeszcze jeden, przyjemny dreszcze przeszedł po ciele gdy poczuła nad lewym uchem ciepły oddech.
A czar prysnął gdy poczuła, że jej stopy dotyka coś ciepłego i mokrego. To był Ringo.
Anna nie miała jakoś ochoty jeszcze wstawać. Otworzyła jedno oko, chociaż nie mała na to ochoty. Otworzyła drugie. Gdy obraz się ustabilizował i wyostrzył zobaczyła nad sobą znajomą, uśmiechniętą twarz. Bartek pochylał się nad się wsparłszy głowę na rękach. Pocałował ją w czoło.
- Śmierdzi jak w pijackiej melinie. - Nadal się uśmiechając przetoczył się na drugi bok. Wstał z łóżka i podszedł do okna, otworzył je. Orzeźwiające powietrze wpadło do pokoju. Bartek wrócił na łóżko.
- Jak się bawiłaś??
Anna kiwnęła mu głową w odpowiedzi.
Szybki prysznic, nawet włosy miała przesiąknięte zapachem dymu papierosowego. Letnia woda ją bardziej rozbudziła. Gdy wróciła do sypialni Bartek wygonił Ringo za drzwi.Chociaż porządek poranka został nieco zachwiany, zwykle prysznic był na końcu, to i tak dzień zaczął się niezwykle przyjemnie.

Anna Komorwska wyszła znacznie później z domu Bartka niż palowała, ale szczęście jej sprzyjało. Nie czekała długo na "dziewiątkę", którą spokojnie i w miarę szybko, co było nadzwyczajnym wyczynem jak ma wrocławską rzeczywistość, dotarła do siedziby Fundacji.

Renata Ludecka uwijała się jak w ukropie. Kawa, i to ta lepsza, ciasteczka. Chyba Stadnicki miał dziś ważnych gości. Już po godzinie wszystko było jasne. Z gabinetu
TW "Diabła" wyszedł prezes Sądu Okręgowego we Wrocławiu i prezes Okręgowej Rady Adwokackiej we Wrocławiu. Panowie wymienili się uściskami dłoni i opuścili budynek. Nie od dziś wiadomo było, że Janusz Stadnicki ma kontakty, ale za każdym razem okazywał się one jeszcze rozleglejsze i jeszcze bardziej wpływowe.
Prezes Stadnicki wydał kilka poleceń i wrócił do swoich zajęć. Pół godziny później w jego gabinecie pojawili się kolejni goście, goście z Porządku Hermesa. Henryka Hilbert i Adam Wysocki. Ich już nie podjęto tak wystawnie. Panna Ludecka przygotował firmową lurę, znaczy się kawę, którą prezes fundował wszystkim z własnej kiesy. Lury od której lepsze były kawy serwowane w sieci restauracji MC Donalds. Wizyta hermetyków była dłuższa niż wizyta obu prezesów. A po jej zakończeniu...
Po jej zakończeniu panna Renatka oznajmiła Annie, że Pan Prezes Stadnicki oczekuje ją w swoim gabinecie.

TW "Diabeł" siedział za ciężeki, z pewnością ręcznie robionym biurkiem, na którym leżała masa papierów. Prezes, nie przerywając czytania wskazał na fotel przed biurkiem. Anna usiadła. Stadnicki podsunął w jej stronę teczkę opatrzoną podpisem "Czerwony Baron".
- Zapoznacie się z zawartością tej teczki Komorwska. - Jak zwykle przemówił tym swoim spokojnym głosem. - Ze względu na waszą znajomość z... - Tu posiłkując się wiedz z papierów. - ... z Dębowskim Cyprianem przydzielam was do tego projektu.
I tu zaczął swój wywód o elementach politycznie podejrzanych, zaplutych karłach reakcji i innych tego typu śpiewkach rodem z minionej epoki.

Anna miała zapoznać się z papierami a następnie udać się na spotkanie z Cyprianem i Dawidem w fundacji przy ulicy Marszałka Józefa Piłsudskiego.


Kurt Sesser i Erich Reimann


Lokal opuścili dość wcześnie. Alicja zamówiła dla nich taksówkę, sama jednak wróciła do środka. Umówili się na następny dzień. Koło 10 mieli zjawić się w kancelarii prawnej. Obaj magowie poznali inne oblicze tego postkomunistycznego kraju.

Po śniadaniu pojawiła się ich tłumaczka. Taksówką udali się w kierunku centrum. Jechali tą samą ulicą, którą wczoraj przemierzali pieszo. Wysiedli przy starym kościele, i co odnotowali ze zdziwieniem, nawet o tej porze, w środku tygodnia spora grupa ludzi, co prawda starszych już kobiet, udawała się na modlitwę. Czyżby jednak komunistą nie udało się wyrzewić tego opium dla mas??
Skręcili w jedną z uliczek.



Przechodząc koło jakże ohydnego budynku, będącego połączeniem czegoś co, chyba tylko w zamyśle autora, miało być sztuką nowoczesną, i resztek starej klasycystycznej budowli. Ohyda i paskudztwo jakich mało.

Obaj magowie poczuli się źle. Zupełnie jakby coś wysysało z nich ten ich magyczny pierwiastek. Jak czarna dziura pochłaniająca żarłocznie światło, tak ten dziwny budynek zdawał się wyrywać z nich tę istotną cząstkę, która pozawalała na uprawianie ich Sztuki.
Obaj poczuli się słabi i bezbronni. Jeszcze nigdy w życiu nie spotkali się z czymś takim. Czy tak czuje się mag, które zostaje poddany karze Gilgul??

A gdy tylko minęli ten budynek całe niemiłe uczucie zniknęło. Jak gdyby ktoś zdjął z ich barków olbrzymi ciężar.
Kancelaria Prawna Bartel i wspólnicy mieściła się w kamienicy, tuż przy rynku głównym. Uśmiechnięta recepcjonistka poprosiła ich żeby usiedli na wygodnych, skórzanych sofach, zaproponowała kawę lub herbatę. A po niespełna pięciu minutach już siedzieli w gabinecie mecenasa Bartela. Był to starszy jegomość, łysawy już. Ubrany elegancko w popielaty garnitur. Obaj panowie zgodnie zanotowali, że małe, przebiegłe oczka co rusz spoglądały w stronę Alicji Żółkiewicz lustrując ją dokładnie. Niemal rozbierając ją wzrokiem.
Spotkanie nie było długie. Mecenas Bartel zapewnił, że powinni w krótkim czasie pozbyć się niechcianych lokatorów. Rzucał przy tym numerami paragrafów i odpowiednimi rozporządzeniami. Koniec końców stwierdził.
- Z pewnością Panowie będą zadowoleni z obrotu sprawy.

Wrócili do budynku Hotelu Grand, ich siedziby. Wchodząc tam Kurt dostrzegł na schodach znajomą twarz. Ten mężczyzna był wczoraj w klubie, to z nim rozmawiały te dwie kobiety, które dały popis tańca. Nie, tańca to za mało powiedziane, harmonii ciał, doskonałego zespolenia i wzajemnego zrozumienie, pasji i namiętności.

Następnie spotkali się z szefem firmy budowlanej, przejrzeli cenniki. Obejrzeli jeszcze raz budynek i usłyszeli opinię fachowca o stanie technicznym i o pilnych potrzebach remontowych. Budynek nie był w aż takim złym stanie technicznym jak myśleli na początku i jego renowacja będzie kosztowała znacznie mniej. Chociaż jeżeli chodzi o pieniądze, to dla Aristida Hallervordena nie miały one aż tak istotnego znaczenia.

Ponieważ zbliżała się pora obiadu, a ich tłumaczka stwierdziła, że dawne palny i zdjęcia archiwalne najlepiej będzie poszukać w archiwum lub na architekturze, to ona się tym zajmie, a oni mogą udać się do hotelu na obiad. Co też uczynili. Wiedzieli gdzie nocują, wiedzieli gdzie jest obiekt ich zainteresowań, w dosłownym tego słowa znaczeniu, więc mogli tu trafić już spokojnie bez przewodniczki.

Cyprian Dębowski


Gdy dotarli do domu Cyprian poczuł się zmęczony. Ogarnęła go senność. Odruchowo zgodził się by to dziewczyny pierwsze skorzystały z łazienki i to był błąd. Przez kolejną godzinę czekał aż obie się wykąpią i zrobią na bóstwo dospania.
Po tym jakże długim czasie i on mógł się umyć przed pójściem do łóżka.
W końcu legł w miękkiej pościeli, ale pomimo zmęczenia i ciężkości powiek nie mógł jakoś zasnąć, a przynajmniej tak mu się zdawało. Ciągle i nieustannie miał przed oczami obrazy z dzisiejszego wieczoru. A właściwie jeden. Długie, czarne pukle włosów opadające na smukłe ramiona. Harmonia ruchów.
I na tym polega złośliwość losu, że budzik zawsze zaczyna dzwonić w tym nieodpowiednim momencie.
Dębowski wyłączył brzęczącego natręta. Zwlókł się z wyrka i smętnie pomaszerował do łazienki na poranne ablucje. Potem śniadanie, dziewczęta w czym czasie też już się obudziły, ale one były świeże i rześkie niczym poranek, pomimo iż, tego młody eteryta był pewien na 100%, przegadały ze sobą jeszcze długie nocne godziny.
On dokończył swoje kanapki i kawę. One zjadły po jogurcie dietetycznym 0,01% tłuszczu i płatki, te również dietetyczne i wybiegły do szkoły.
Cyprian posprzątał po śniadaniu i udał się na uczelnię. Tam otrzymał wiadomość od profesora Bernera z prośbą o spotanie po wykładzie.
Tłumów wprawdzie nie było, ale co pan doktor odnotował z satysfakcją, jego wykład cieszył się popularnością. Po dwóch godzinach przy tablicy, nie licząc tej krótkiej przerwy w połowie, czuł jednak tę niedospaną noc. Dlatego z wdzięcznością przyjął propozycję aby spoczął na fotelu w gabinecie Zygmunta Bernera. Jego mentor od razu przeszedł do rzeczy. Chodzi o jego ostatni nabytek.
- Chciałbym abyś to ty zajął się, do spółki z osobą wyznaczoną przez Janusza Stadnickiego badaniem tego obiektu. - Berner mówił spokojnie i powoli, tak jak to on miał w zwyczaju. - Tą osobą jest, - Tu sięgnął po jakąś kartkę ze stołu, złożył okulary by móc przeczytać jej zawartość. - Tą osobą jest Anna Komorowska. Powinieneś się też skontaktować z panem Żółkiewiczem z Porządku Hermesa. Jak ustaliłem z panem Stadnickim powinniście się we trójkę spotkać w Fundacji Porządku Heremsa, tej przy ulicy Piłsudskiego.

Profesor Berner wręczył Cyprianowi wąską teczkę i wyjaśnił, że znajdują się w niej zdjęcia przedmiotu.
Następnie obaj wykładowcy pożegnali się i Dębowski udał się w kierunku Dworca Głównego, gdyż to dokładnie naprzeciwko niego mieściło się owo miejsce, owa Fundacja.

Dawid Żółkiewicz


Dawid w klubie spotkał niespodziewanie swoją siostrę. Wyjaśniła mu ona, że jest niejako w pracy. Jej nowi szefowie chcieli trochę poznać Wrocław i zaproponowali również wyjście do knajpy. Alicja wskazała na stolik przy którym siedziało dwóch dość młodych mężczyzn. Wymienili jeszcze kilka uwag i pożegnali się.

Następnego dnia rano został ściągnięty do Fundacji przez Bejowskiego. Dawid miał inne palny na ten dzień, ale profesor pedagogiki miał inne zdanie na ten temat. Jak wyjaśnił mu przez telefon.
- W obecnej sytuacji musimy godzić się na wszystkie żądania tego SBka. A on teraz żąda pomocy naszego specjalisty.
W krótkich słowach wyjaśnił, że rzecz się tyczy jakiegoś przedmiotu, w którego posiadani jest ten, ten... No epitety użyte przez pana profesora nielicowały z powaga jog stanowiska, a do tego były niezwykle obraźliwe. Dawid mógł sobie to tylko tłumaczyć legendarną przeszłością TW "Diabła". To była cena za bezkrwawe przemiany. To była cena, która nie wszystkim widać odpowiadała.
Dawid mnie miał czasu tego roztrząsać, ani zresztą ochoty.
Teraz rozmyślał jak łatwo dał się podejść nastolatką. A teraz musiał zabrać je do kina. no dobrze, nie musiał, mógł się przecież wymigać tłumacząc się pracą lub też czymkolwiek innym. Mógł ale raczej nie chciał. Teraz pozostało wybranie filmu, ale to już chyba dziewczyny załatwią, on miał je tam tylko zabrać.
I kto tu komu będzie zazdrościł??

Dotarł do Fundacji. Chwilę po nim przyszła Anna Komorowska, a później Cyprian Dębowski.
Przydzielono im do pracy jeden z mniej używanych pokoi, aby mieli ciszę i warunki do pracy. Gdy jego goście pokazali mu z czym przychodzą o mało nie spadł z krzesła. Oto miał przed sobą zdjęcia legendarnego "Artefaktu Manfreda von Richthofena". "Artefaktu Czerwonego Barona".
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline