Cillian Mahone
Nie sądził, by po zeuglu coś mogło go jeszcze zaskoczyć w najbliższej dekadzie. Rzeczywistość wyprowadziła go z błędu, gdy dotarli do jego leża, w którym to znajdował się i potwór i jakiś staruch, który miast stać się przekąską, najwyraźniej... opiekował się nim. Jakkolwiek nieprawdopodobnie to brzmiało, taka scena rozgrywała się na jego oczach.
Obrazu jak z narkotycznej wizji dopełniały dwa dziwolągi, które właśnie się pojawiły. O ile jeden był po prostu szpetny i zdeformowany, to drugi był... ~ ...do chuja niepodobny... ~ pomyślał Cillian, podejrzliwie rozglądając się dookoła, czy aby na pewno nie wydobywają się tu skądś jakieś halucynogenne gazy. ~ Skąd się bierze takie gówno, co to w ogóle, kurwa, jest? ~
Rozmyślania te przerwały jednak dwa wydarzenia, następujące jedno po drugim.
Pierwszym było to, że zeugl najwyraźniej ich wyczuł. Mniejsza o to, czy po zapachu czy cieple.
Drugim był Vampa, który cisnął nożem w jednego z odchodzących z trumną stworów. - No kurwa, żeś się dupą z głową na miejsca pozamieniał!? - warknął do niego. - Po chuj to zrobiłeś, trzeba było zaczekać aż odejdą. Teraz z jednej strony mamy potwora, a z drugiej dwa. Mać wasza, taktycy jebani się znaleźli.
Wzorem Hanka wycelował i strzelił do garbatego. Na zeugla nawet strzelanie w paszczę nie podziałało, a pół-człowiek, był, cóż... Cholera jedna wiedziałą, czego się po nim spodziewać. - Gońce, kurwa żesz mać, do kolumny! My zajmiemy się tą parką! - krzyknął do reszty kompanii. |