Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-09-2010, 15:53   #220
Szarlej
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Kaspar nie lubił statków. Nie była to nienawiść, raczej drobna niechęć. Nie miał nic przeciwko ciasno zabudowanym miastom. Nawet lubił gęste lasy a w górach nie odczuwał strachu przed upadkiem. Można powiedzieć, że każde miejsce na ziemi było dla niego bliskie. Ale morze i powietrze nie były na ziemi, były niejako obok. Dlatego nie lubił pływać i latać. No ale cóż... Zadanie go do tego zmuszało.

Już lubił kapitana, załogę i komandora. Po prostu czuł do nich bezpodstawną sympatie za sprawność, dyscyplinę i niechęć jaką wzbudzali w Keeshe.

Po krótkiej odprawie podszedł do niego jeden z szeregowych. Jak im było na okręcie? Majtek? Dobrze, że nie string.
-Pułkownik Heinirch kazał panu coś pokazać.
Vogel wzruszył ramionami, poprawił kapelusz.
-Prowadź.
Z tyłu statku do pala była przywiązana... owca. A obok koza. Należało wspomnieć, że przyszły kożuch (a wcześniejszy posiłek) miał różową obróżkę.
-To posiłki dla pana, sierżancie.
Kaspar zaklął.
-Świetny dowcip ze strony pułkownika.
Westchnął.
-Będzie trza odreagować. Kiedy jest zmiana wacht?
Szeregowy spojrzał na niego niespokojny. Nie wiedział co wampirzy podoficer z wywiadu wymyślił.
-O zmroku.
-No to pozwolicie, że się dosiądę do wódy. Sam mam co prawda tylko bukłak ale na pewno coś znajdziecie.
-Tak jest sir!
-Kaspar. Po prostu Kaspar. Jak Ciebie zwą?
-Hubert.
-No to wypijemy wieczorem Hubercie by ta łajba nie zatonęła. Chyba, że w morzu gorzały.

Jedną z mniej znanych umiejętności każdego szanującego się podoficera było kołowanie wódy. Głównie polegało to na dorwaniu najbliższego podkomendnego i trząchaniu nim dopóki nie wyleci bukłak, fajki, świerszczyk i drobne. Tu zakończyłoby się burdą a jakoś nie chciało mu się tłumaczyć najpierw przed komandorem a potem pułkownikiem dlaczego rozwlókł któregoś z zielonych po pokładzie. Za to w mechanicznym pojeździe widział walający się bukłak pełen gorzały. Któryś z zielonych odczuje jego brak.

Zgłosił się do nawigatora na szkolenie. Zawsze w walce stawiał na mobilność więc nie korciło go do strzelania z dział. Nauka wiązania oznaczałaby konieczność dłuższego przebywania z Keeshe a z częściowo bezwładną ręką raczej nie mógł sterować. Barczysty marynarz pełniący funkcje nawigatora kazał mu przyjść później. Cóż, miał parę godzin. Wypadałoby je wykorzystać.

Zielona kompania, pardon zielono-czarna kompania trzymała się nieźle. Masztów, barierek i inszych rzeczy przymocowanych na stałe do pokładu. Tylko on i Sashiviel nie mieli problemów z chorobą morską. Drowka wręcz zdawała się czuć jak w domu. Czyżby pod ziemią były nie tylko jeziorka a wręcz morza? Parsknął śmiechem jednak bynajmniej nie na myśl o pływających drowach. Pomyślał sobie o skutkach choroby morskiej w jego wykonaniu. Zarzygałby krwią pół pokładu.

Podczas spaceru po statku zobaczył Sashiviel, postanowił podejść i porozmawiać. Tylko ona i Taki wróżyli jakieś nadzieje na przyszłość. Rozmowa była miejscami burzliwa, miejscami melancholijna. Ktoś mniej prostolinijny niż Kaspar porównałby go do natury morza lub kobiety. W sumie nie wiadomo co jest bardziej zmienne.

Po konwersacji z Sashiviel udał się do nawigatora gdzie spotkał... Właśnie drowkę. Po zmianie wart miał zamiar udać się na popijawę i nie tylko zapoznać się z załogą ale i namówić kogoś na naukę strzelania z broni palnej. Niby było to podobne do strzelania z kuszy ale parę lekcji zawsze się przyda.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline