Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-09-2010, 19:43   #18
Johan Watherman
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Do tej pory księżniczka Selene słuchała ich z powagą którą przydał jej smutek. Oczy błyszczały lekko, srebrzyście. Uśmiechała się kiedy mówili, popijała trochę napoju i komentowała smętnym, acz poważnym i dostojnym kiwnięciem głowa. Kiedy Lorraine doprawiła napój i wzięła go do ust, księżniczka uniosła swoja szklankę lekko do góry w geście smacznego. Podczas gdy usta młodej malarki wypełniał smak gorzkawego wina niczym piołun, alkoholu, innych ziół oraz nuty metalu jakby się go polizało, Selene poważnie, bez cienia dawnej beztroski zwróciła się do Brigid.

-Tutaj jest pięknie, a to co piękne jest również dobre. Kiedyś było podobno inaczej. Gorzej.

Mówiła z przekonaniem, fałszywym przekonaniem. Próbująca rozszyfrować jeszcze jedną nutę smakową napoju Lorraine zauważyła, że księżniczka broni się przed czymś. Kiedy Kristberg podniósł do swych ust niczym nie przyprawiony, złoty napój, Selene zastygła w przerażeniu. Otwarła szeroko oczy, usta do krzyku który utknął w gardle. Drwal nie zauważył tego. Wraz z każdym łykiem czuł smak metalu ciemniało mu w oczach, lecz ciemniało od nieskazitelnej bieli i skrzenia się złotego światła.

***

Dojrzał scenę skąpaną z białym i złotym świetle które niemal oślepiło i wypędzało tutejszy mrok. Widział nagiego mężczyznę na tle marmurowej, szarej ściany. Miał on ciało młodego boga. Atletyczna sylweta, ostre, piękne rysy i proste, białe włosy które sięgały do ramion, a potem niknęły gdzieś jak wodospady światłości. Blado błękitne oczy półprzymknięte wpatrywały się w posadzkę. Kiedy już światłość tak mocno nie otumaniała zmysłów, drwal dojrzał również srebrne kajdany przytrzymujące mężczyznę z rozłożonymi dłońmi. Widział rany na jego skórze, niemal czuł potworny bo, pieczenie i swędzenie z ich płynący. Z ran nie płynęła krew, lecz gęsty, lśniący płyn jakby stopione złoto. Skapywało do wielu szklanych naczyń podstawionych pod więźniem. Kolejna migawka nadeszła jak błysk, kolejna porcja doznań. Ciemność wielkim susem runęła poprzez światło, otoczyła g. Krzyczał, krzyczał, a czarne promienie przeszywały jego ciało. Krzyk przeradzał się nie mal zwierzęce wycie, wycie dudniło po marmurowym lochu niczym wojenne werble, werble rozchodziły się w ciemności przez nią wygłuszane. Potem drwal zobaczył Judasza. Tak, tych oczu nie można było zapomnieć, niesamowitego spojrzenia Judasza. Broda ogolona, krew, czerwona rzeka życia płynęła mu z rany na czole, ale także sam był nią umorusany, zarówno czerwoną jak i złotą. W srebrnym napierśniku i ostrzu miecza odbijali się inni, w tym Nyks. Po jednej stronie barykady, naprzeciw cierpiącego więźnia.

***

Kristberg drżącą dłonią odstawił napój, a Selene wciąż przecierała oczy. Powiedzieć, że była zdziwiona to byłoby za mało aby opisać jej stan. Najprawdziwszy szok. Dopiero po kilku chwilach myślenia, przez czas którego drwal odzyskał ostrość widzenia, odezwała się.

-Ja... Ja nigdy nie widziałam aby ktoś napił się tego w pierwotnej postaci... Nawet wampiry... Nie wolno było i już, a sir...

Zakłopotana wypiła cały swój napo i jeszcze raz rzuciła spojrzenie w kierunku drwala. Powstała.

-Dobra, porozmawiamy kiedy indziej. Zaprowadzę was do pokoi.

***

Droga przez monotonne, kamienne korytarze oświetlone jedynie srebrzystym blasku lampy drwala. Księżniczka prowadziła ich w milczeniu, idąc przodem. Nie poruszała się skocznie i szybko jak to zazwyczaj bywało lecz sunęła po zimnych, beżowych kaflach. Podczas drogi mieli czas przyjrzeć się dokładnie architekturze pałacu. W miejscu, gdzie teraz przebywali korytarz był bardzo szeroki tak, że światło lamy ledwo lizało pnące się w górę ściany płynnie nachylające się aby stworzyć rdzawy sufit. U podnóża ściany miały barwę prawie mlecznobiałą, ciemniejąc z każdym centymetrem wzwyż. Ech ich kroków rozbrzmiewały we wszystkie strony. Czasem mijali podkrążone w ciemności odnogi korytarza, innym razem zdarzyło się im skręcić lub minąć drewniane drzwi. Po kolejnym skręcie ich oczom ukazał się węższy korytarz o podobnej budowie. Wyjątkiem została jedna ściana. W dużych, regularnych odstępach zdobiły ją szare, wyciosane z jednego materiału drzwi wsparte o żeliwne zawiasy i wyposażone w miedziane klamki. Mroźne powietrze znowu ciągiem przewiało korytarz niosąc świeży, suchy zapach trawy. Selene bez słowa pokazała im troje drzwi.

-Spotkamy się na bankiecie, u Słyszycie bicie dzwonów kiedy się zacznie. Myślę, że traficie. – już miała odejść kiedy obróciła się na pięcie i z dawnym, beztroskim uśmiechem zwróciła się do nich. - Lorraine, bardzo ładnie ci w tych kolczykach. Myślę, że Brigid również znajdzie coś dla siebie w szafach.

Zupełnie inaczej jak poprzednio, Selene skoczyła w mrok i musiała skocznie wracać do swych komnat. Byli tego pewni bo rytmicznym echu jakie wydawał z siebie korytarz w który pomknęła. Nim zdążyli dokładnie zlustrować drzwi, dojrzeć iż każde było oznaczone innym wielokątem foremnym, po kolei pięciokątem, sześciokątem i siedmiokątem wykonanym z wielu małych, pokrywających się blaszek. Nie mogli dokładnie obejrzeć misternie rzeźbionych wzorów na ich pokrywie nie wyrażających nic konkretnego za wyjątkiem próby uchwycenia dynamiki ruchu na nieruchomej płaszczyźnie. Natomiast usłyszeli rytmiczny odgłos kroków z drugiej strony. Brigid dosłyszała również lekkie dźwięczenie, a po chwili z tym doznaniem dołączył do Kristberg. Ciemność na granicy ze srebrnym światłem latarni zafalowała, wchodząc trochę na świetlisty teren – wszak nie była to złota, odstraszająca ją światłość – wypluwając ze swego wnętrza nikogo innego jak Judasza. Jeszcze fragment mroku jak macka pozostawał mu na ramieniu pełznąc w kierunku szyi. Ten strzepnął go z obrzydzeniem i pogroził palcem. Obejrzał ich, na chwilę zatrzymał wzrok na nowych kolczykach Lorraine, westchnął na widok lampy Kristberga i niemal nie przeoczył Brigid omiatając wzrokiem miejsce gdzie stała, a dopiero po chwili wracając ze zdumieniem. Nic nie powiedział. Tym samym palcem którym pogroził ciemności, ten sam przyłożył do ust aby nakazać być im cicho. Chwycił dłonią klamkę środkowych drzwi, przekręcił jeden z kluczy w zamku i otwarł wrota z których wybył się mroźny powiew. Absolutna ciemność z nich wiała. Judasz szerokim gestem dłoni zaprosił ich do środka, samemu wchodząc jako ostatnia osoba zamykając wrota.
Znaleźli się na płaskim, brunatnym dachu wychodząc... Skąd właściwie? Nad głowami mieli czarno-granatowe sklepienie złożone z rozsypanych od niechcenia gwiazd. Mieli również tutejszy księżyc nad głowami. Dach był płaski i tak wielki, że nie można było wyjrzeć w dół, za jego krawędziom. Na dole było dość ciemno, i nawet jak srebrzysta światłość rozpraszała mroki tutaj, to dalej, patrząc daleko, na horyzont – ciemność i tak gęstniała, przelewała się i kotłowała. Ciemne chmury również kłębiły się. Znajdowali się w najwyższym punkcie miasta, wyżej tylko znajdowała się wynurzająca z ciemności powyżej smukła, kamienna wieża z mosiężnym, potężnym dzwonem. Wokół niej wydawało się odrobinę jaśniej albo tylko jako kontrast dla większego mroku i... Zła? Cienie, ciemność nabierała humanoidalnych kształtów skaczących po dzwonnicy, przelewających się w ciemne, smoliste ptaszyska ulatujące, nurkujące w dół, a potem wyskakujące z ciemności na dole jak ryby. Wreszcie udało dostrzec im się dół, a dół przypominał czarny ocean. Ale kiedy byli niżej, to dół też pogrążony był w ciemności. Odpowiedź była jedna. Ciemność miała swe odcienie, ciemności przed twarzą się nie widziało... Kristberg Leikrini zauważył czarne, pozbawionego rysów ptaka który kołował nad ich głowami. Powietrze przepełniała wilgoć. Judasz zdjął kaptur z głowy, zadarł łeb do góry.
Deszcz lunął z gęstych obłoków wygrywając rwącą, drapieżna symfonie uderzeniami o dach i budowle poniżej. Zrosił też twarz ich przewodnika.

-Wybaczcie, ale kocham deszcz.

Ulewa jak gwałtownie się zaczęła, tak szybko zaczęła tracić na sile, pozostając siąpaniem chmur. Malarka zauważyła, że ona i dwoje towarzyszy mają zmoczone tylko włosy. Za to sowicie. Tylko Judasz zmókł niemiłosiernie.

-Dobrze, tutaj nie będzie niepowołanych uszu. Przed bankietem powinniśmy ustalić parę faktów i celów. Potem możemy się długo nie zobaczyć.
Judasz musiał spojrzeć raz jeszcze na dzwonnicę.



-Chciałbym, abyście skontaktowali się z Adonaj Eleazarosem, a on powinien zapewnić wam odpowiednie środki na poszukiwania Izraela. Ale dacie sobie radę. Dowiedziałem się też, że w mieście przebywają osoby, z których usług niegdyś korzystałem. Starajcie się ich nie drażnić.

Zamilkł. Wzrok skierował na Brigid Monk.

-Może opowiesz jakaś anegdotkę o mnie, bo Kristberg zaraz zabije mnie wzrokiem. Jak wtedy wrócicie do domu?
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline