Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-09-2010, 20:38   #38
Harard
 
Harard's Avatar
 
Reputacja: 1 Harard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwuHarard jest godny podziwu
Ślepia zbliżały się z błyskawiczną prędkością. Zobaczył jak CG cofa się w zwolnionym tempie, nie przerywając swoich kakofonicznych tortur. Colt podniósł się wypraktykowanym ruchem do oka, Gary ugiął lekko kolana stając pewniej i wycelował. Ogień z lufy trzykrotnie rozświetlił na ułamek sekundy tunel, a srebrne i „przechrzczone” przez Ruiz pociski zaryły się w ghulicę.

HELL YEAH!

Krew huczała w skroniach, adrenalina walczyła o lepsze z zawartością gorzały we krwi. Jak to sobie Gary tłumaczył, tworzył się właśnie w jego żyłach mityczny likwor, który pozwalał mu robić różne cuda. Ehh kurwa, co za uczucie! Tak jak kichnięcie, tylko lepsze! – Głupie myśli latały mu po głowie zawsze, kiedy egzekutor przejmował kontrolę nad jego ciałem. Teraz przypomniał sobie uczone tłumaczenia jego stanu, nadczynność nadnerczy, hiperadrenalina. Po ludzku, po prostu odjazd!
Całe starcie trwało kilkanaście sekund? Gary’emu uśmiech nie schodził z twarzy. Nawet kiedy przydziałowy łak o mało nie stracił połowy swojej. Wtedy zrobiło się naprawdę ciepło. Łańcuch oplątał nogi stwora, ale nie wytrzymał jego morderczego szału. Szczęka kłapnęła tuż koło jego ucha jak stare, drewniane wieko od skrzyni. Szarpnął szyją w bok tak mocno, że nieomal sam sobie nadkręcił karku. Reszta ciała ledwo nadążyła za unikiem, ale kły zdechlaka minęły go o centymetry. Trupi odór z pyska przyniósł wspomnienie Franka Yvory’ego i jego stokrotek. CG robiła co mogła, teraz próbowała uśpić gnoja, a przynajmniej uspokoić go nieco. Jednocześnie niestety spowodowała, że energia wkurwienia ghula poddana muzycznej próbie, skierowała się w całości na nią. Gary podniósł znowu broń do strzału, ale na szczęście zdechlak rozpłaszczył się na barierze Ruiz jak na szybie. Od razu stanął przed oczami jeden z durnych skeczy Benny Hilla, którego na okrągło mordowała BBC, jak jeszcze działała telewizja w tym zasranym kraju. Potem już wszystko potoczyło się szybko, tylko czemu nie mógł się pozbyć z głowy tej przeklętej muzyczki towarzyszącej komikowi.
Parę kul i zwierzęca siła łaka wreszcie zakończyły sprawę. Gary podniósł ocalały kawałek łańcucha i podszedł do paszczaka. Podetknął mu rękę pod nos, tuż poza zasięgiem szczęk, a gdy bydle spróbowało jednak szczęścia zamotał mu srebrną pętlę na ryju. Na kokardkę nie starczyło czasu.

Mike dokończył dzieła pacyfikacji. Ghoul stracił ochotę, a raczej możliwość do wymachiwania swoimi członkami. Łańcuch oplatający szczękę palił jego skórę, ale CG znalazła gdzieś plastikową reklamówkę i narzuciła ją na paskudny łeb pokraki. Łak z pomocą Gary’ego chwycili go i wszyscy zaczęli wreszcie opuszczać te śmierdzące tunele. Twarz kompana wyglądała dość nieciekawie, ale najwyraźniej loup – garou dawał radę.
Po drodze ustalili szybko, że CG z Mikiem pojadą do kostnicy, a potem do domów pozostałych dwóch ofiar. Gary rzucił łakowi klucze od forda Jimmiego, a sam poprosił GSRy aby pozamiatały ghulą dupę do sporego vana. Pojazd był wzmacniany srebrem, glifami, pozytywnym myśleniem i jasną stroną Mocy, więc zapewne najlepiej nadawał się do przetransportowania zdechlaka do MRu. Według planu mieli razem z latynoską rozglądnąć się po Rewirze. Gdy czekali na sygnał do odjazdu, Lola postanowiła jednak zaszaleć.
Odeszła parę kroków odciągając Gary’ego i prosząc aby przytrzymał ją w razie czego. No trzeba przyznać, że zaciekawiło go to trochę. Bujna fantazja już podpowiadała mu rozmaite czynności, w których miałby jej asystować. Przyglądał się wyczekująco przygotowaniom. Czyżby demoniczny, ekstatyczny taniec topless? Szybko okazało się jednak że Ruiz postanowiła sobie po prostu walnąć działkę. Wyjęła woreczek z jakimś proszkiem i wtarła odrobinę w dziąsło.
- Koka? Mogłaś powiedzieć wcześniej… - nie zdążył doprecyzować myśli, które nie wiadomo dlaczego niebezpiecznie i perwersyjnie zaczynały krążyć wokół podarowanych mu niedawno kajdanek. Zaraz jednak zaczęło się dziać coś dziwnego. To raczej nie była koka. Czyżby jakiś ostry voodoo zamiennik? W każdym razie trzepało ją, jakby gdzieś na środku tego cmentarza znalazła gniazdko z prądem. Przytrzymał głowę tak jak mu kazała. Taniec epileptyka nie trwał długo, ale był dość intensywny. Ruiz dłuższą chwilę dochodziła do siebie.

GSRy wreszcie zapakowały prezent dla nekromantów i podstawili też radiowóz, który miał ich podrzucić na Rewir. W międzyczasie jednak Lola podzieliła się odkryciami ze swojego transu. Portrecik pamięciowy, super sprawa! A Gary już myślał, że ta padaczka po prostu to taki ekwiwalent papierosa na odprężenie.
- Dobra robota, razem z tym co wyciągnęła z przezroczystych CG, mamy jakiś punkt zaczepienia. Zaglądnijmy do MRu, dasz radę naszkicować twarz tego pana z dużymi kłami? Moglibyśmy to zabrać na Rewir. No i zobaczmy od razu co powie nasza zdobycz wojenna.

Myślał, że doszła do siebie powoli, ale jazda zaczęła się chwilę potem jak wyruszyli w kierunku ministerstwa. Najpierw zielonkawy kolorek na twarzy latynoski, zaraz potem kanapeczki bez skórki opuszczające na wstecznym jej żołądek przez uchylone w ostatniej chwili okno. Taaak, romantyczna pierwsza randka. A on nawet nie miał jak przykozaczyć i zaproponować łyczek Jacka, bo ostatni zapas z piersiówki wychlał na cmentarzu. Ruiz jednak była przygotowana, torebkę miała dobrze zaopatrzoną. Fajka jej tylko zaproponował.

Dojechali. GSRy zaniosły resztki ghula do podziemi, a im kazano czekać. Wyrabianie przepustek do Komory, sprawdzanie tożsamości, uprawnień do dostępu. Na początku siedział spokojnie. Palił jednego za drugim, kawę żłopał, popatrywał na latynoskę. Potem zaczął wydeptywać dziury w posadzce hallu. Człowieka zaraz po egzekutorskim, adrenalinowym haju nic chyba tak nie wkurwiało jak bezczynność. Jeszcze chwila, a zacznie szturmować tą Komorę ,czymkolwiek ona nie była.
Wreszcie wsiedli do windy pod okiem czujnego wachmana. Zjechali do podziemi i zaczęli się przedzierać przez betonowy labirynt checkpointów, krat i zamków. Mijali smutnych panów obwieszonych długą bronią. Pokazywali swoje przepustki chyba z pięć razy. Ostatnie biurko doprowadziło go niemal do rozpaczy. Dwóch typów w nienagannych mundurach oglądało przepustki. Trzeci, któremu głowa rosła bez szyi wprost z byczego karku zabrał się do gadania. Zdziwił tym Gary’ego bo wygląd steryda i spojrzenie tęskniące za rozumem nie zdradzało tego, że jest tu od uświadamiania gości. Tłumaczył, że Komora to coś w rodzaju zabezpieczonego na wszelkie możliwe sposoby miejsca, w którym przetrzymywani i przesłuchiwani są nieżywi. Wpatrywał się w Gary’ego ignorując zupełnie Ruiz gdy dobitnie tłumaczył, że niczego mają nie dotykać, a w szczególności zabezpieczeń typu hokus - pokus. Nie spuszczał z egzekutora swoich pustych oczek, zupełnie jakby jego wygląd świadczył o tym, że jak tylko wejdą do Komory to zacznie wydrapywać „Tu byłem” albo „Knicks rulez” wśród jakiś glifów czy kręgów wymalowanych gęsto na ścianach.

Wreszcie dotarli na miejsce. Ghoulica była już przywiązana i unieruchomiona. Nekromantka zaczynała swoje zabiegi. Gary ze zdziwieniem zaczął się zastanawiać kto jest brzydszy: ona czy skrępowany paszczak. Wiedźma śmierdziała do tego jak nieboskie stworzenie, przez co ich kanalarska zdobycz mogła jednak zostać z zaszczytnym tytułem wicemiss. Stanął z boku i przyglądał się makabrze, która zaraz zaczęła się dziać w pomieszczeniu.
 

Ostatnio edytowane przez Harard : 01-09-2010 o 20:42.
Harard jest offline