Tak szybko jak się pojawili, tak szybko zniknęli. Eteryczni przeciwnicy i ich broń rozpłynęły się w powietrzu. Blackwell sądził, że jest to zasługa kronikarza. Luźne fałdy skóry odsłaniały część jego żuchwy i mięśni. Krew zdążyła już skrzepnąć ale w tym grobowym klimacie skóra zrośnie się dopiero za około 3-4 godziny. Oczywiście zwiadowca zatrzyma pamiątkę w postaci blizny po tym starciu.
Michał przeładował bolter, podszedł do swojego karabinu i podniósł go. Szybkim i sprawnym ruchem załadował przeciwpancerny pocisk i przewiesił broń przez ramię. Zwinne palce pochwyciły paczkę papierosów i zapalniczkę. Podświadome zapalenie papierosa i zaciągnięcie się dymem z tytoniu była puentą jego potyczki.
"Ssgodnie s osskasem bacie konikassu." Szczur odpowiedział kierując się w ciemną stronę jaskini z bolterem w pogotowiu. Drażniła go sytuacja gdzie dym uciekał bokiem uszkodzonej twarzy. Takie marnotrawstwo...
"A, i bacie konikassu... Ssiekuje za ssybkie wspacie." Blackwell rzucił przez ramię w stronę odpoczywającego psionika. Szczur rzadko wyrażał uczucie wdzięczności, ale okazja przedłużenia jego życia wymaga odpowiedniego zachowania.
__________________ My cię zniszczymy. Jest nas wielu. Nie zapominamy, nie przebaczamy. Jesteśmy Legion. |