Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-09-2010, 21:49   #12
Bielon
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Albert gnał na mostek na wyścigi. Tak szybko jak nigdy dotąd. Biegnąca za nim młoda piękność miała znacznie trudniej na swoich wysokich obcasach i kratownicy na posadzce ciągu komunikacyjnego. Jednak i jemu i jej skrzydeł dodawała wyraźnie słyszana za plecami kanonada. Mostek rósł w oczach. Gdzieś z tyłu huknęła po raz kolejny seria z pulsera. Wystrzelone pociski wizgnęły blisko, tuż obok jego rozdygotanego ciała. Dziewczyna mu się szarpnęła. Obejrzał się tylko na chwilę. Zamarł w jednej chwili. Jej rozerwana pociskami pulsera pierś przy każdym oddechu tryskała czerwienią. Dłoń nagle krwawa i bezradnie wręcz słaba, wyciągnęła się ku niemu w niemym i błagalnym geście „Pomocy”. Usta próbowały powtórzyć nagle trudne do wypowiedzenia słowo, ale zapieniły się szkarłatem. Albert nie czekał, tym bardziej, że usłyszał dudniące kroki napastników. Pognał prosto ku mostkowi modląc się by zdążyć…

Dopadł współpasażerów w chwili, kiedy znikali jeden za drugim w klatce schodowej. „Winda!” krzyczało jego zmęczone wytężonym biegiem ciało, ale rozum podpowiadał, że brak zasilania podróżom windą nie służą.

- Kim oni są!? – krzyknął biegnący na końcu, tuż przed Albertem, wojskowy. Sadził długimi susami goniąc pozostałych pasażerów a Albert będący na skraju wyczerpania nie potrafił mu odpowiedzieć. Nie miał na to sił. Trzy pokłady niżej wypadli na korytarz pogrążony w podobnie zielonkawej, trupiobladej poświacie. Początkowo mieli gnać do hangaru różnymi drogami, ale po szturmie na mesę rozdzielanie się przestało być tak dobrym pomysłem jak wcześniej. Jeśli mieli stawić napastnikom opór, to wspólnie. Niektórzy do owego stawiania oporu przygotowani byli ewidentnie bardziej od innych. Inni dozbroili się później. Albert… Albert miał paralizator. Różowy. Istniała szansa, że na jego widok napastnicy zemrą na atak serca. Ze śmiechu…

- Nie wiem … kim są… Zabili ją! Zabili… wszystkich! – Albert tyle zdążył z siebie wydusić łapiąc powietrze ciężkimi haustami w chwili, kiedy Marcius bebeszył swoją kajutę. Wnet uwinąwszy się wyskoczył na korytarz. Mający go pod obstrzałem Zachariasch i John spojrzeli nań pytająco, po czym ten drugi wskazał dalszą drogę.

- Nie mamy czasu do stracenia. Już tu idą! – krzyknął wojskowy, po czym ruszył przodem drogą ku, jak mu się zdawało, pokładowi hangarowemu. Pokonali dwie pochylnie i dwie klatki schodowe, kiedy w końcu napastnicy ich doszli. Nie zapowiadało tego nic i nagle koło ucha biegnącego Zachariascha przemknęła rozświetlając ciemności wiązka laserowa. Paląc ściany na wylot i pozostawiając po sobie tylko dymiące smugi. Gdzieś z tyłu, za nimi słychać było powoli zbliżające się dudniące kroki. Byli w matni. Stali na wprost wielkich drzwi do pokładu hangarowego, ale właśnie tu napastnicy pozostawili dwójkę opancerzonych w bojowe skafandry członków grupy abordażowej. I uzbroili ich w karabiny laserowe. Teraz ta dwójka szachowała próbujących dostać się do hangarowego uciekinierów. A ze zgrzytu interkomu można było się domyślić, że grupa pościgowa wnet dotrze na tyły uciekinierów. Byli w pułapce.

Stojący za dwójką napastników prom pasażerski był dosłownie o ledwie może sto kroków. Opuszczony trap był żywym dowodem na to, że maszyna mogła w każdej chwili przyjąć na pokład podróżnych. Tyle, że choć był blisko, był poza ich zasięgiem. Równie dobrze mógłby być teraz po drugiej stronie systemowego słońca…

.
 
Bielon jest offline