Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-09-2010, 21:56   #12
merill
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Kto osądzi sędziów (muzyka)

Ledwie Evros skończył z Rączką jego skrzekotka zabrzęczała, nowa wiadomość, nadawca Soren, uaktywnił ekran by przeczytać:

>> Przy wejściu do Bryzy gromadzą sie strażnicy, jest też jakaś laska z feniksem <<

Znaleźli go! A może szukali kogoś innego. Spojrzał badawczo na Rączkę:
- Zdradziłeś!
- Nie no stary skąd ten pomysł, przecież bym nie zrobił czegoś tak głupiego, co cię napadło?
- próbował się bronić. Szczerze czy nie, Evros miał niewiele czasu do namysłu. Słyszał już jak na parterze wszczyna się rejwach. Zaraz tu będą. Rozejrzał się pomieszczeniu, do pomieszczenia wpadało trochę światła przez zakratowane wąskie oska, może byłby w stanie się przecisnąć gdyby nie kraty. Były też boczne dźwi prowadzące do magazynu, może tam było lepsze wyjście. A może niepotrzebnie panikował. Może Janczarzy mieli swoje sprawy. A nawet jeśli, czy może wiecznie uciekać, czy powinien odrzucać szansę by zmierzyć się z demonem z przeszłości?

Wyglądało na to, że został złapany w pułapkę. Jeśli to przynajmniej o niego chodziło. Tylko, że Evros nie wierzył w pieprzone zbiegi okoliczności... nie w aż takie zbiegi okoliczności. Odwrócił się do Rączki i syknął: "Jeśli to Ty, to Cię znajdę... albo lepiej, Wilkenson dowie się że sprzedajesz jego sekrety, więc módl się..." Ruszył w stronę górnej sali. Szedł swobodnie bez spinania się, przyjmując możliwie najnaturalniejszy wyraz twarzy. Skinął lekko Sorenowi głową, dziękując za informacje. Co miało być to będzie. Jednak jeśli to była Dama Poszukująca Ksantypa, to zapowiadało się nieciekawie. Póki co od czasów wygnania, nie zrobił nic niezgodnego z prawem Cesarstwa. Przynajmniej nic na co miałby ktokolwiek twarde dowody. Może nadeszła pora by zmierzyć się z przeszłością. Skierował się w stronę drzwi i gromadzących się tam Janczarów.

Antromorficzna sprawiedliwość (obrazek)

Gdy Evros zmierzał w stronę schodów drogę zagrodził mu rosły Janczar.
- Proszę pozostać na spokój - rozkazał obecnym na sali -Proszę opuszczać pomieszczenie pojedynczo. - ludzie wychodzili mamrocząc pod nosem, mimo wszystko zadowoleni, że to nie oni byli celem. Choć niektórzy próbowali się kryć wychodząc, to strażnicy przyglądali się każdemu, porównując przechodzącym z fotograficzna kopią. Szukali kogoś.

- Ty! - zareagował janczar gdy ochroniarz próbował się przecisnąć - Zostajesz. Powiadomcie Damę, że znaleźliśmy podejrzanego. - dolna sala opustoszała, pozostał w niej tylko Evros i strażnicy.
- Co to ma znaczyć? Oczekuję wyjaśnień.
- Wszystko zostanie wyjaśnione, dowiesz się więcej niż byś się spodziewał, kawalerze
- na schodach pojawiła się kobieta w niebieskim mundurze Rycerzy Poszukujących. - Na razie proszę spocząć przy tym stole, to będzie długa opowieść. A wy Agco opuście to pomieszczenie i czuwajcie by nikt nam nie przeszkadzał. - Janczar zgrzytnął zębami na tak instrumentalne traktowanie, ale zrobił co mu powiedziano.
- Czemu to ma służyć, jestem niewinny. - spojrzał jej w oczy, jedno z nich było ciemno brązowe, drugie jasno szare, prawdopodobnie robione na zamówienie. Ktoś powinien damie powiedzieć, że dychotomia wyszła z mody odkąd stała się popularna wśród zblazowanej złotej młodzieży BII.
- Sprawiedliwości. Właśnie dlatego tu jestem. Choć jak na człowieka z czystym sumieniem, jesteś nieuchwytny kawalerze. Może gdyby nie to, nasze spotkanie odbyło by się w przyjemniejszych okolicznościach. A tak odnalezienie Ciebie kosztowało wiele trudu, tym bardziej, że natura spraw które zamierzam poruszyć nie dopuszcza obecności osób trzecich.- coś w jej głosie przypominało głos tutora z konwersacji prawa, to był dokładnie ten głos. Osoby desygnowanej by nauczać. By sądzić co jest słuszne. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Schody na górę chronili janczarzy. Ale tylne drzwi były nieobstawione. Sama kobieta nie wyglądała na groźnego przeciwnika, o ile pod jej skórą nie rozpięte były durastalowe mięśnie i cybernetyczne usprawnienia.

- Proszę pozostać ze mną do końca, zapewniam, że nie ma zagrożenia, przynajmniej z mojej strony. Przynajmniej teraz.
- Dobrze, co zatem teraz się stanie damo Maat Astrea Ksantypo?
- Zostaną naprawione dawne błędy. Z czasów gdy pełniłeś zaszczyt Gwardzisty na dworze Cesarza Alexiusa, zaszczyt ten został przerwany przez odkrycie spisku, którego celem miał być zamach na życie Imperatora. Spisku w którym ty miałeś brać udział. To mi przypadła rola osoby, która odnalazła ślady wiążące cię z zamachem, przeze mnie zostałeś skazany, wygnany, zniesławiony, bez szans na służbę pod sztandarami Feniksa.

- Do rzeczy! Czy Justykariusze nie mają innych celów niż chwalenie się iluzorycznymi sukcesami?
- Nie, celem Justykariuszy jest Prawda i Sprawiedliwość, czuwania ponad tymi, którzy sami są ponad poddanymi Cesarza. By nie czuli się bezkarni. By pamiętali, że ich czyny zostaną ocenione, ich intencje wrzucone na szalę. - twarz miała posągową, prawie idealnie symetryczną, białą. Ewidentnie rzeźbiona przez demiurgosa chirurgii. Kojarzyła mu się z czymś jeszcze, choć chwilowo nie mógł uchwycić wspomnienia.
- No to średnio wam wyszło.
- Wiem. Jak wiesz nie było spisku, nie było planów zamachu, dowody zostały spreparowane, a mi przypadła rola bezstronnego śledczego, który miał je odkryć.
- I przybyłaś na Madok prosić o przebaczenie...
- Nie, choć one też jest ważne. Nie jesteśmy jedynie każącą ręką zemsty, zadośćuczynienie, żal, pokuta i odkupienie win w ramach prawa, wszystko to jest częścią systemu.
- Dzięki, prawie zapomniałem o dysputach toczonych w sądzie.
- olśniło go skąd znał twarz kobiety, przed gmachem sądu na BII stał pomnik z dawnych czasów, kobieta z mieczem i wagą i spokojnej twarzy. Twarzy która służyła jako wzór mistrzowi skalpela. Ksantypa nie znała umiaru w stylizowaniu się na pieprzoną dziewicę sprawiedliwości.
- Twój brak wiary w Justykariat jest niepokojący. Choć masz do tego powody. Nie doceniasz nas jednak. Twoi dawni wrogowie poróżnili się, popełnili błędy za które przyjdzie im długo pokutować, jeden z nich zdecydował się pomóc prawdzie w zamian za miłosierdzie. Wśród wielu grzechów wymienił też intrygę, której stałeś się ofiarą. To rzuciło nowe światło na dawną sprawę, wszystkie fakty muszą zostać ponownie przejrzane. Sprawa nadal się toczy, proces nie został zakończony, ale najważniejsze jest to kawalerze Evros de Varass z Santa Cruz, że nie jesteś już banitą, nie jesteś skazany, wszystkie zakazy wiążące twoją osobę zostały cofnięte. A gdy proces się zakończy, jeśli to co mam nadzieje jest prawdą zostanie uznane, zostaniesz zrehabilitowany.
Ostatnie słowa go zaskoczyły. "Rehabilitacja. Zniesienie banicji..." - to wszystko przez ostatnie lata zaprzatało jego myśli, było marzeniem i pragnieniem towarzyszącym każdemu jego oddechowi. Teraz nagle, kiedy osoba osądzająca go lata temu mu to podarowała, głosem wypranym z emocji, jakby referowała wyrytą w pamięci regułkę poczuł... Właśnie co poczuł? Złość mieszała się z euforą, chęć zemsty i wykrzyczenia jej w twarz tych wszystkich upokorzeń z pragnieniem przyjęcia jej propozycji. Patrzył na nią z kamienną twarzą, pozwalając by szalejąca w nim dusza uspokoiła się nieco. Kiedy był już w stanie się odezwać powiedział:

- Dobrze... a gdzie jest haczyk? Nie zapomniałem z jaką gorliwością sąd rozpatrywał czyny których nie popełniłem, oraz zamiary, których nigdy nie miałem. Poza tym, nauczyłem się przez te lata życia w upokorzeniu, że nic nie ma za darmo. Przestałem wierzyć w bezinteresowność, ogólnie rzecz biorą nie jestem naiwnym głupcem. Czego chcecie w zamian?

- Więcej Wiary w Cesarstwo. Niezależnie od tego co myślisz, nie jesteśmy Twoim wrogiem. - odparła z prostotą. - Jest oczywiście mały drobiazg... - sięgnęła do torby i wyciągnęła z niego mały błyszczący przedmiot, pocisk z karabinu.
- Czy poznajesz co to jest za przedmiot kawalerze?
- Tak, pocisk hp do karabinu Jahnisak.
- ... taki jakiego używam.
- Dziękuje, nie dawało mi to spokoju. Ten pocisk znaleziono w ciele jednego z inicjatorów mistyfikacji na Vera Cruz. W dłoni trzymał też zgięty kawałek papieru z napisem "Chciałem latać jak ikar, lecz nie miałem skrzydeł".
- Nie mam z tym nic wspólnego.
- Z pewnością, jednak muszę cię przestrzec przed próbą wymierzania sprawiedliwości na własną ręką, nawet winni mają prawo do obrony. A także... wszystkie przewinienia mogą zostać użyte w procesie, jeśli na skazanym ciążą inne uroki rehabilitacja stanie się trudniejsza, jeśli jednak jego czyny będą nienaganne wszystko stanie się prostsze.
- z pugilaresy wyjęła zwój z pieczęcią cesarską
- Gdybyś doświadczył nieprzyjemności ten dokument poświadczy, że formalnie jesteś niewinny do czasu zakończenia procesu. - do dokumentu dołożyła wizytówkę
- Gdybyś kawalerze zetknął się z czymś, co powinno być znane służbom Imperium nie wahaj się tego zgłosić. To wszystko z mojej strony. - zakończyła.

Justykariusz wstał a on wraz Nią. Patrzył jeszcze chwilę za nią jak odchodzi, z pergaminem z pieczęcią Wielkiego Feniksa w ręku… ciągle nie mogąc uwierzyć w to co się stało kilka sekund temu…
******

Powrót z Bryzy obfitował w niespodzianki, ale póki co żołnierz nie zamierzał się z tego zwierzać swojej zwierzchniczce. wyrównał oddech i sprawdził czy kaseta, zdjęcia i paczuszka z lekami zabranymi z tankowca są na miejscu. Zapukał do drzwi, mając nadzieję, że Aspazja jeszcze nie śpi.

- Baronówno, możemy chwilę porozmawiać?

- Tak.
– otworzyła szeroko drzwi – Wejdź. Przepraszam, że nie znalazłam cię wcześniej. Pół dnia spędziłam u szejka, drugie pół wynajmowałam batyskaf. W każdym razie mamy już potrzebne papiery i możemy płynąć na Samarę.

- Usiądź –wskazała fotel, sama usiadła na drugim – Słucham.

Hazat szybko zają wskazane jej miejsce i rozpoczął relacjonowanie wycieczki na tankowiec: - Przeszukałem ładownie obiektu Tadzyka. Nie znalazłem tam nic to byłoby nielegalne. W magazynach ubrania, żywność, zboże, żadnej nielegalnej broni, niewolników czy czegokolwiek innego. W zamkniętym pomieszczeniu były leki i jakieś inne proszki. Wziąłem co nieco do analizy - podał jej paczuszkę ze skradzionymi proszkami - ze swoimi umiejętnościami, będziesz wiedziała co z tym zrobić Aspazjo
Oglądała zawartość.

- Jasne
– roześmiała się - zażyć. Lekarstw nigdy za wiele. Przejdziemy do pomieszczenia medycznego.? Sprawdzę kilka rzeczy. Zwykłe leki antybakteryjne i opatrunki. To jest ciekawe – pokazała na małą buteleczkę – i to chcę sprawdzić w rejestrze. To chyba lek na chorobę skorup.

Przepuściła najemnika w drzwiach.

- Jednym słowem Tadżyk, okazał się całkiem miłym panem?
- Nie wiem, nie miałem okazji spotkać - zażartował były gwardzista Feniksa - Może i dobrze, innych żegnali ołowiem.

Laboratorium Rybki, było jasne, duże i dobrze zaopatrzone. Aspazja nawet nie musiał specjalnie w nie doinwestowywać po wynajęciu statku. Białe ściany pachniały chemią. Baronówna głośno kichnęła.

- Nie przepadam za tym zapachem – powiedziała do Hazata przepraszająco.

Środek pomieszczenia zajmowały dwa szpitalne łóżka. Jeszcze nie mieli okazji ich używać, choć faktycznie Aspazja myślała o zaproponowaniu jednego z nich Kano. Usiadła przy biurku i zapaliła lampkę. Przez chwilę przeglądała wielką księgę.

- Zgadza się , to lek na skorupy. To dziwna choroba charakterystyczna dla tego świata. Zaraz szalałą jakiś czas temu w okolicach al. – Mook. Ale podobno została wypleniona
. – podniosła wzrok na najemnika uśmiechając się lekko ironicznie – są tacy co twierdzą , ze to nie zaraza ale kara boska. Klątwa. W każdym bądź razie w jej wyniku ciało obumiera, i człowiek zamienia się w cos w rodzaju, hmmm żywego trupa.

- Takie lekarstwo jest tu widocznie dość potrzebne? Skoro panuje w tym Świecie? Ale chyba jest w zupełnosci legalne?

- Wiesz
– Aspazja wstała z krzesła i ujmując się pod boki powiedziała śmiertelnie poważnie – Z tego co wiem, ono nikogo nie wyleczyło. Ale, ponoć, zarazę wytępiono. W każdym bądź razie zaopatrzę nas w więcej takich buteleczek. I tak, jest całkowicie legalne. Żadnych fajnych efektów ubocznych.

- Rozumiem skoro będzie potrzebne? Mam jeszcze kilka innych informacji. Mój informator u Wilkensona przekazał mi kasetę z filmem nagranym podczas przesłuchania jedynego z marynarzy, który przeżył atak na Zakazanych Wodach. Masz u siebie odtwarzacz PT4?
- podał jej szarą kopertę, która wcześniej przezornie sprawdził. - Nie wiem czy to sie przyda, nie widziałem jeszcze tej taśmy, uznałem, że Ty powinnaś zobaczyć ją pierwsza Aspazjo.

Wskazała mu drzwi i wrócili do jej pokoju. Wyciągnęła kasetę z koperty i włożyła do odtwarzacza, Evros patrzył jak kawałek czarnego plastyku znika w wąskiej szczelinie urządzenia. Po chwili na ekranie ukazał się zaśnieżony i kiepskiej jakości obraz. Baronówna usiadła obok niego. Film był wykonany przez jakiegoś kiepskiego operatora, obraz trząsł się i dźwięk czasami był nie do końca idealny ale główny przekaz rannego marynarza odczytali wyraźnie.
Mężczyzna na filmie był wycieńczony, ranny i wystraszony, to de Varass widział w jego oczach. Oczach człowieka, który uratował się z piekła. Przekaz był makabryczny:" Wpłynęliśmy na Zakazane Wody, przez pierwsze dni pogoda była spokojna, to był dobry połów. Przez lata omijano te wody teraz jest tam mnóstwo ryb. Mieliśmy wracać gdy pogoda oszalała. Bez żadnej zapowiedzi niebo zasnuło się chmurami, wzmógł się wiatr a z nieba lało, nie było granicy między morzem a niebem. Później było już tylko gorzej, grobowa cisza, żadnego deszczu, wiatru, dźwięku. Tylko czarne chmury. Morze jak szkło. Byłem wtedy na burcie, patrzyłem w wodę i widziałem jak w głębinach coś błyska jak płomień świecy. Blask rósł, aż wreszcie uderzył w łódź, zachwiało krypą. Po tafli przemykały drobne iskry. Próbowaliśmy wezwać pomocy, ale radiostacja nie działało, tak samo światło i silniki. Nasza łajda była martwa. Znad wody zaczęły unosić się cuchnące opary, których zapachu nie mogliśmy wytrzymać. A potem nadeszły istoty z głębin. Wspięły się po burcie i polowały na nas jak na zwierzęta. Ja przetrwałem bo schowałem się. Resztę zabrali."
Tu film się skończył, a Evros zapytał: - Czyli to Oroyme atakują statki? Czy żyją tu jeszcze jakieś inne inteligentne rasy wodne?

- Nie. Jedna rasa. Chyba chciałam wierzyć, że to nie Oroyome
. – baronówna posmutniała. – Oczywiście i tu jak na Meduzie mogły być użyte środki halucynogenne a z wody mogą wychodzić też ludzie w skafandrach. Coraz więcej danych a do rozwiązania zagadki wciąż tak samo daleko. –skrzywiła się - Masz jakieś teorie? – Wyłączyła film i chwilę stała w milczeniu tyłem do najemnika. W końcu odwróciła się – Chętnie wysłucham każdej, próbującej podsumować to co wiemy.

- Ten gas, te opary, to może być jakaś substancja halucynogenna? Możliwe, że atakujący jakoś się przebierają albo coś, żeby zrzucić winę na oroyme? To by byłe inne możliwości, jeśli nie, to wszystko wskazuje na Oroyme... przykro mi
- dodał widziąc, jak na notabene ładnej buzi jego chlebodawczyni, zagościł smutek.

- Tak, gaz to szansa dla teorii spiskowej. Zastanowię się nad tym. Mam jeszcze jedną prośbę. Dasz ten film Nadii do analizy? Żeby wykluczyć fałszerstwo. To co myślisz o podróży batyskafem?
- zmieniła temat – Duszno, ciasno i smrodliwie. Ekscytujące, prawda?

Evros wyciągnął kasetę z urządzenia, Nadia powinna sobie poradzić z tym bez problemów. - Nie ma sprawy, pewnie gdzieś się kręci jeszcze. Co do wyprawy batyskafem, mam coś jeszcze. Coś co powinnaś zobaczyć - położył zdjęcia otrzymane od Rączki na stoliku przy którym siedziała.

- To zdjęcie wykonane z niebiańskiego oka, większość zasłaniają Chmury, ale ta niewyraźna plama to platforma kopalin w pobliżu el Mook. Obok widzisz dwa statki. Problem w tym, że po epidemii skorup i rebelii Poszukiwacze zabrali swoje skafandry i kilofy, i zwiali z Archipelagu. Może Pozyskiwacze szukają złomu, może ktoś szuka cichego miejsca, może to ten Belliach?

- Hmm
- uważnie obejrzała fotografie – Nadłożymy drogi? – właściwie widać było, że decyzję już podjęła.

- Dlaczego nie, o ile wcześniej pozwolisz mi się upewnić, że to będzie w miarę bezpieczne?

- A jak masz zamiar się o tym upewnić?
- w oczach Aspazji zapaliły się znane już Evrosowi iskry niezadowolenia. – Wiesz, ze jeśli tam jest bezpiecznie to znaczy, ze nie ma tam po co płynąć?

- Wiem, wiem i to mnie martwi
- dodał nieco rozbawiony Hazat. - To miał być żart, chcę po prostu byś na siebie uważała i tyle. I wiem, nie jesteś małą dziewczynką - potrafisz o siebie zadbać. To tylko ja tak już z przyzwyczajenia marudzę. Może się starzeję?

Aspazja zmieszała się na tę odpowiedź.
- Nie jesteś taki stary. – powiedziała za szybko i tym razem już się zaczerwieniła, tym bardziej, że najemnik wyglądał jakby miał wybuchnąć śmiechem – Cholera… to znaczy przepraszam…

- Pomożesz mi zebrać wszystkich w mesie? Za pół godziny powiedzmy. Podsumujemy informacje i zaplanujemy podróż na Samarę przez el Mook.
- Dobrze
- zdusił w sobie zbierający się śmiech i już całkiem poważnie powiedział - zaraz wszystkich zawołam. Wstał i ruszył w stronę drzwi, ale odwrócił się w ostatniej chwili: - I nie przepraszaj, dobrze czasami rozładować atmosferę.

Wyszedł z kajuty swojej przełożonej w dobrym nastroju. Ogólnie ten dzień wiele zmienił w jego życiu. Przestał być już banitą i to się liczyło. Przynajmniej do czasu zakończenia procesu. Zwołanie wszystkich nie zajęło mu dużo czasu. Przy okazji wręczył Nadii taśmę wyjaśnił co ma z Nią zrobić.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline